Trojan, myślisz, że pieczołowicie dokumentuję historię i okoliczności każdej chujni, jaką spotykam w życiu? nie wiem dla czego taki wybór, może miałam ochotę na kryminał historyczny?
Bibi King napisał/a:
KURWA!
Seksworkerka albo jakaś krzywa beziera, jak już.
Ech i pacz pan, co mi wyskoczyło przez te rozmowy o różowych sweterkach
ale błagam, nie wchodzimy na feminatywy, ostatnio w pracy rozkminialismy żeńskiego sztygara, propozycje były zacne: sztygarra, sztygarzyca, sztygarini i strzyga.
brzmi jak szpadlówka, zero respektu. wyobrażasz sobie coś takiego przy ogarnianiu 30 krasnoludów fedrujacych na grubie? dobra, eot, przyjechali indianie
U nas na grubie to się feminatywów nie używa, za to funkcjonuje określenie dziurawy górnik, w sensie dziewczyny z działu geologicznego jak na razie dziurawych sztygarów brak.
Ludkowie, mam pytanie za 3 punkty. Czytał ktoś coś Szamałka?
Całą Ukrytą sieć Szamałka ja czytał. W ramach samokształcenia w temacie internetów.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Nie zbyt. Od dokumentacyjnej strony (internety i przestępcze wykorzystanie tychże) - kawał dobrej roboty. Dużo się nauczyłam o zagrożeniach. O tym, jak ich unikać - hmm... najlepsza rada: nie używać sieci! - jest nieco mało realna, ale cholera, w świetle tego, co autor przedstawił, wbrew pozorom - najlepsza. Zwłaszcza teraz, po Pegasusie. Łotewer, teraz w internetach czerwona lampka zapala mi się dużo częściej, niż przed lekturą.
Od strony fabularnej - naprawdę niezła. Taki sensacyjny kryminał. Dupy nie urywa, ale nie nudzi. Oceniłam na 7/10.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Dzięki
Pytałem, bo na dniach ma się ukazać Stacja tego autora, ponoć kryminał w kosmosie, czy coś w ten deseń. A z mojego punktu widzenia powieść ma na starcie plus - tylko 350 stron. Męczą mnie już te cegły.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
To wszystko przez ten wiatr Kuby Nowaka, to pierwsza polska powieść, która mnie wciągnęła, doprowadziła do końca i usatysfakcjonowała od nie wiem jak długiego czasu. Jakieś malkontenckie jęki, że ma dłużyzny i płycizny można olać i cieszyć się fantastyczną narracją i fabułą mieszającą historię z pokrętną fantazją. Nie do końca rozumiem wszystkie rozwiązania jakie nam serwuje autor, ale nie umniejsza to frajdy jaką miałem z lektury. Teraz zacząłem Ślepnąc od świateł, i aczkolwiek serial szybko mnie zmęczył, to powieść ta w odróżnieniu od pozostałych lektur Żulczyka, jakie miałem okazję rozpocząć szybko narzuca swój interesujący rytm opowieści i jest szansa, że dojadę do końca. Może potem wrócę do serialu.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Jest taka scena w Tootsie. Bill Murray grający autora sztuki, której wciąż nie może skończyć mówi: marzę o tym, by po spektaklu ludzie podchodzili do mnie, ściskali mi dłoń i mówili ze wzruszeniem: Świetna sztuka. Nic nie zrozumiałem.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Ślepnąc od świateł to typowe, smętne, rozdęte zbędną watą pierdololo z ambicjami Żulczyka, gdzie ciekawy koncept fabularny został zabity przez odautorskie pseudofilozowanie o rzeczywistości smutniejszej niż życie na Kamczatce. Bohater grany w serialu przez Frycza pojawia się w 3 scenach powieści!, a protagonista, którego niekończące, się smętne rozkminy (wata) czytelnik musi śledzić w nieskończoność, jest dramatycznie zbędny dla całości. Szkielet fabularny ciekawy, ginie przyduszony tą watą. Wyczerpująca rzecz, zero przyjemności.
TLDR: mieszane wrażenia, ale być może kiedyś spróbuję tej Stacji.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Mamerkus, pewnie masz rację. Podobnie było u Krauzego, początek daje poczucie świeżości, ale wkrótce zaczyna dominować monotonia w tym depresyjnym kręgu, w jakim miota się bohater. Krauze pisze lepiej od Żulczyka zapewne, ale nie udało mi się skończyć jego powieści.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Dwie dobre powieści za mną. Pierwsza to "Wielki krąg" Maggie Shipstead. Obszerna powieść o dwóch kobietach. Jedna pragnie zostać pilotką, a fabuła toczy się w pierwszej połowie XX wieku. Druga to aktorka, która w drugiej dekadzie XXI wieku ma się wcielić w nią w powstającym filmie. Doskonała lektura, "wszedłem" w nią jak nóż w masło, bardzo wciągająca i ciekawa, bo nie jest to jakaś prosta historia z morałem, którego tak naprawdę tu nie ma. Jest i saga rodzinna, trochę o poszukiwaniu samego siebie, o szukaniu miejsca w życiu, spełnianiu marzeń i satysfakcji, samotności. Bardzo treściwa, ale nie przesadzona w składnikach powieść. Żadne tam artystowskie pierdolenie dla intelektuali, tylko kawał porządnej literatury wręcz proszącej się o filmową/serialową adaptację (prawa zostały sprzedane, więc tylko czekać".
Druga to "Jutro, jutro i znów jutro" Gabrielle Zevin. To też w pewnym sensie saga, choć obejmująca tylko kilkanaście lat. Opowieść o przyjaźni, miłości, relacji dwojga ludzi - kobiety i mężczyzny, których los styka w szpitalu a potem spotykają się po kilku latach i zaczynają tworzyć gry wideo. Interesująco przedstawiony świat twórców gier, w którym toczy się fabuła. Również nie ma tu prostego powielania jakichś schematów, czy romansowych wątków. Jest tego po trochu, ale w sposób nieoczywisty, indywidualizujący dwójkę bohaterów (i nie tylko), uciekający od szablonu. Krótko pisząc, solidna, momentami soczysta i na pewno interesująca powieść obyczajowa. Więcej takich poproszę.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Zapomniałeś wspomnieć o zmasakrowanym tłumaczeniu Zevin. Jeśli ktoś może, to polecam czytać w oryginale (dyrektor zamiast reżysera albo upiór stopy zamiast fantomowej stopy, to tak spod dużego palca).
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Zapomniałeś wspomnieć o zmasakrowanym tłumaczeniu Zevin. Jeśli ktoś może, to polecam czytać w oryginale (dyrektor zamiast reżysera albo upiór stopy zamiast fantomowej stopy, to tak spod dużego palca).
Tak, czasami szło mi jak po grudzie i może w lepszym tłumaczeniu dałbym pięć gwiazdek na Goodreads. A tak oceniłem na cztery.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Zbrodnia translatorska, bo to naprawdę dobra powieść.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Tłumaczyła Marta Faber, ale moim zdaniem odpowiadają za kształt książki także osoby, które robiły korektę i redakcję.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Pozycja ta obejmuje swą treścią całą drugowojenną historię Krety. Opis inwazji niemieckiej to mniej niż połowa objętości tomu. Co się naturalnie chwali. Zaczynamy od przedstawienia ataku wojsk włoskich, a potem również niemieckich, na kontynentalną Grecję, a to wszystko w szerszym kontekście zbliżającej się realizacji planu Barbarossa. Potem mamy obszerny opis walk o Kretę a następnie, niewiele skromniejszy, czasów oporu partyzanckiego. Pozycję zamyka zestaw rozmaitych dodatków, indeksów i bibliografia.
Praca niewątpliwie jest dziełem wartościowym ze względu na zasięg czasowy i monograficzne skupienie. Nie przesadzając z objętością, nieźle przybliża temat czytelnikowi który niewiele wie o tych wydarzeniach. Niemniej, dzieło to nie jest pozbawione wad:
- mocno irytował mnie przesyt w ilości rozmaitych anegdotek, które owszem, w pewnym stopniu, uatrakcyjniają narrację czyniąc z suchych nazwisk ludzi bardziej realnych i w bardziej naturalny sposób przybliżając ówczesną rzeczywistość. Nie mam zastrzeżeń co do samej koncepcji, chodzi mi o przesadę w temacie. Zdarza się, że ów przesyt zakłóca odbiór wytrącając czytelnika z głównego wątku albo anegdoty te w żaden sposób nie są ani ciekawe, ani wyjątkowe albo zupełnie z czapy - powiązanie ich z opisywaną historią jest bardzo silnie naciągane.
- drugie rozczarowanie to sposób przedstawienia greckiej partyzantki. Z jednej strony wyczuwamy, że to były bardzo prężnie działające struktury, jednak z drugiej, patrząc przez pryzmat narracji autora, wydaje się jakby to były dzieci we mgle prowadzone za rączkę przez agentów brytyjskiej wspólnoty narodów. Beevor opisuje, właściwie wyłącznie, wydarzenia w których brali udział Anglicy, Nowozelandczycy, itp., całkowicie pomijając, lub wzmiankując jednym zdaniem, działania oddziałów, w których tych agentów nie było.
- rozczarowuje, biorąc pod uwagę zakres czasowy, wyjątkowo skromna liczba zdjęć, na dodatek sprawiająca wrażenie kompletnej przypadkowości.
- bardzo często brakowało mi również mapek sytuacyjnych, bez których zrozumienie części wydarzeń była mocno utrudniona. Nieustannie byłem zmuszony do odpalania map google, dzięki ci o nowoczesna technologio za twe cenne dary.
- no i na koniec, tym razem to wada niezależna od autora, niespecjalny poziom tłumaczenia/redakcji, rzuciło mi się to w oczy szczególnie w przypadku nomenklatury wojskowej. Zdarzają się wpadki w rodzaju np. pojazdu przeciwpancernego gdzie powinien być pojazd opancerzony.
Co do prywatnych zysków to oprócz samego poznania owych wydarzeń, tom potwierdził moją ocenę oficerskiego szczebla armii brytyjskiego Commonwealthu. Były to struktury wyjątkowo kiepskiej jakości, których architektura skutkowała np. umieszczaniem na piedestale idiotów w rodzaju Bernarda Montgomery'ego. Bitwy o Kretę Niemcy nie mieli prawa wygrać, a jednak wygrali. Nie dlatego, że ich wojska były wyjątkowe - cała operacja była bardzo słabo przygotowana - a dlatego, że strona aliancka dopuściła się masy zaniedbań, była fatalnie zorganizowana, a dowodzący byli ludźmi nie nadającymi się na swe stanowiska - często zachowawczy, bez inicjatywy, nie rozumiejący pola bitwy, nie potrafiący korzystać z dostępnych zasobów. Jako przykład dajmy brygadiera Jamesa Hargesta. Raz, że kompletnie, podobnie jak głównodowodzący Freyberg, nie rozumiał znaczenia lotnictwa i ważkości kreteńskich lotnisk. Dwa, co jest całkowicie kuriozalne, gdy już Niemcy uzyskali dostęp do części jednego z lotnisk i zaczęły lądować transportowe Junkersy z zaopatrzeniem i uzupełnieniami, uważał, że przeciwnik jest pokonany i używa tych samolotów do ewakuacji oddziałów, jednocześnie zaś myślał o wycofaniu się z zajmowanych pozycji bo obawiał się okrążenia przez wrogie oddziały.
Sumując, "Kreta: Podbój i opór", choć jest pozycją nie pozbawioną wad, wciąż warta jest lektury.
6,5/10
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum