Urban fantasy, podgatunek literatury fantasy, którego akcja rozgrywa się w realiach wielkomiejskich. Specyficzny klimat utworów utrzymanych w tym gatunku jest spowodowany przez pozorną sprzeczność współistniejących tu magii i techniki.
Pionierami gatunku, w latach 80., byli: Charles de Lint, Emma Bull czy John Crowley.
AS napisał/a:
Urban fantasy (wymawia się "erben"), to jeden z subgatunków naszego ulubionego, jakże bogatego gatunku literackiego. Mianem urban fantasy określamy utwory utrzymane w poetyce pikarejsko-wielkomiejskich ballad, krzyżujące i godzące atmosfery kryminałów Chandlera z tymi rodem z West Side Story i z tymi z Pulp Fiction, tymi z ballad Leonarda Cohena i Stinga z tymi z tekstów i muzyki Marka Knopflera, Kurta Cobaina i Sida Viciousa. Utwory, w których magia wśród kwadrofonicznego łomotu rock and rolla i ryku Harleyów wkracza do betonowo-asfaltowo-neonowej dżungli naszych miast. Magia wkracza. Wraz z nią wkraczają mieszkańcy magicznych krain. Najczęściej po to, by cholernie narozrabiać.
Do tego gatunku można zaliczyć: Małe, duże Johna Crowleya, Nigdziebądź i Amerykańskich bogów Neila Gaimana, Krainę chichów Jonathana Carrolla, Datę ważności Tima Powersa, Głupca na wzgórzu Matta Ruffa czy Serię o patrolach, (Brudnopis?) Siergieja Łukjanienko.
Renegata i Nocarza Magdaleny Kozak, Dom Wschodzącego słońca Aleksandry Janusz, Popiół i Kurz Grzędowicza.
Gatunek czasem ociera się o New Weird. Tak Wieki Światła można by zapisać do jednego i drugiego gatunku.
Czy wy znacie ten gatunek? Podoba się wam taka mieszanka magii i współczesności? A może drażni?
Polskiej urban fantasy nie znam. A z zagranicznej Emma Bull i jej Wojna O Dąb oraz Neil Gaiman Nigdziebądź to chyba dwie najważniejsze pozycje, które mogę wymienić. Ubogo dosyć. A i sam gatunek, poza w/w jakoś mi specjalnie do gustu nie przypadł. To znaczy nie spotkałem niczego, co by mogło mnie ustawić w jakiejś wyraźniejszej pozycji Po Crowleyu dużo sobie obiecuję...
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Raczej new weird ociera się o urban fantasy ...
Uwielbiam ten podgatunek fantastyki, przez co z zamiłowaniem ściągam najróżniejsze ebooki z sieci - niestety ilość wydawanych książek w Polsce (urban fantasy) jest dość skąpa .
_________________ "Life is a bitch and then you die."
Laura Roslin "Battlestar Galactica"
Właśnie zaczęłam lekturę książki Crowley'a. Mam za sobą zaledwie parę stron, więc brak mi podstaw do dokonywania ocen. Ale jednej rzeczy nie wiedziałam - że urban fantasy czytam... Bo jeśli książka mi się spodoba - to za fankę urbanistycznej fantasy robić będę? Niech tam, wszystko mi jedno, ale czemu nazwa taka jakaś... mało wdzięczna... Ech, życie...
Tak Wieki Światła można by zapisać do jednego i drugiego gatunku.
Serio? Myślałam, że urban fantasy po prostu dzieje się we współczesnym mieście i bliżej jej do horroru niż rozlazłego, usypiającego stylu "Wieków światła". xD
Przepadam za dobrze napisaną urban fantasy. Co to oznacza - nie wystarczy po prostu wrzucić elfów do Londynu, trzeba też wpleść ich tam tak, żeby pasowali. Dużo kiepskiej fantasy wygląda jak sklejenie dwóch elementów, realistycznego i fantastycznego. Czyta się to nieciekawie...
Imo mistrzem gatunku jest Neil Gaiman. ^^
Niestety, nie czytałam dużo urban fantasy... Nie wiem, czy ten gatunek jest mało popularny, czy po prostu nie dociera do nas z Zachodu.
Do listy dorzućcie Tanyę Huff z "Bramą mroku, kręgiem światła".
Serio? Myślałam, że urban fantasy po prostu dzieje się we współczesnym mieście i bliżej jej do horroru niż rozlazłego, usypiającego stylu "Wieków światła". xD
Może i tak. Ale dla mnie to kontrast Technika -Magia jest tu najistotniejszy. Ale może faktycznie.
Liv napisał/a:
Raczej new weird ociera się o urban fantasy ...
Powiedzmy, że mają cechy wspólne. Bo to jednak nie co inne gatunki
Po zastanowieniu myślę, że można by tu jeszcze dodać Zakon Krańca Świata Kosakowskiej i księgę jesiennych demonów Grzędowicza. To tak z naszego podwórka.
Gatunek dość fajny. Dla mnie wzorcem są patrole Łukjanienki. Ale Brudnopis czy Jesienne wizyty też podchodzą pod ten gatunek.
Nigdziebądz też jest pozycją sztandarową. Mamy magię i niezapomniany klimat Londynu.
Moj własny diabeł też mimo cech Hororou i powieści detektywistycznej jest dla mnie właśnie Urban Fantasy.
Po zastanowieniu myślę, że można by tu jeszcze dodać Zakon Krańca Świata Kosakowskiej i księgę jesiennych demonów Grzędowicza. To tak z naszego podwórka.
Nie zgadzam się w obu wypadkach. Kossakowska to raczej s-f z elementami magii, a Grzędowicz pisze opowiadania grozy. To samo z Kozak - to nie jest urban fantasy, a raczej horror. Jeśli już to Mirosława Sędzikowska i jej "Dom wiedźmy ze Wzgórza", ewentualnie "wiedźma.com.pl" Białołęckiej.
Z klasyki warto tu przywołać Mike'a Resnicka i jego "Wizytę jednorożca". "Małe duże Crowleya,"Las Mythago" Holdstocka. Sapkowski dorzuca także serię o Potterze, ale moim zdaniem to przesada.
_________________ "Z gustami literackimi jest po trosze jak z miłością: zdumiewa nas, co też to inni wybierają"
Andre Maurois
Nie przejmowałbym się za bardzo nalepkami "urban fantasy", "new weird" itp.... ponieważ są tworami sztucznymi, ale jeśli już musimy, łatwiej będzie to zrobić na podstawie cech utworów przynależnych do gatunków, niż bardzo pojemnych definicji, do których pasuje niemal wszystko...
Urban fantasy
Akcja większości wczesnych utworów, tworzonych przez sztandarowych autorów nurtu (Bull, De Linta itp.) toczy się we współczesnym świecie (chociaż nie jest to wymóg), w którym występują elementy magiczne, nadprzyrodzone, mitologiczne (jednym z koników autorów urban fantasy jest mitologia celtycka wykorzystywana przy niemal każdej okazji). Wydaje się, że głównym celem "urbanowców" było przeniesienie settingu fantasy ze średniowiecza do bardziej współczesnych realiów. I na tym właściwie formuła się wyczerpała, a autorzy spoczęli na laurach. Nie powstały żadne książki, które przejdą do historii fantastyki, a sam gatunek służy głównie dostarczaniu miłych czytadełek miłośnikom dziejącego się współcześnie fantasy... W ostatnich latach urban fantasy zaczęło powoli zatracać tożsamość za sprawą paranormal romance i właściwie dzisiaj trudno powiedzieć, gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie.
Mimo że Crowley wymieniany jest, jako jeden z pionierów gatunku, jego związek z tym, co powstało później w tym nurcie ogranicza się tylko do cech definicyjnych, a nie pokrewieństwa duchowego czy artystycznego. Podobnie jest z Gaimanem, który tworząc Nigdziebądź nie zdawał sobie sprawy z tego, że istnieje coś takiego jak urban fantasy.
New weird
Mimo ze teoretycznie mogłoby wejść w skład urban fantasy, dzieła sztandarowych autorów (Mieville'a, MacLeoda, Harrrisona, Duncana, Forda czy VanderMeera), to zupełnie inna bajka. Pisarze ci czerpią pełnymi garściami ze wszystkich tradycji literackich (także pozafantastycznych) i tworzą na styku gatunków, zrywając wszelkie ograniczenia, okowy, poruszając się po różnych stylistykach, konwencjach, klimatach. To wszystko w jednym celu, aby wytyczać nowe kierunki rozwoju literatury fantastycznej, kontestować utarte schematy itd... W przypadku new weird trudno o jednorodność, wspólne jest tylko to, że nie istnieją wspólne cechy... W porównaniu do urban fantasy (co nie znaczy, że Urban fantasy nie mogłaby być równie wyrafinowane, piszę tylko o stanie faktycznym) jest to literatura bardziej wyrafinowana, wymagająca i wysmakowana, chociaż już widać pierwsze „komercyjne” książki w tym nurcie.
Zabawne jest to, że wielu z nich (mówił mi o tym i MacLeod i Duncan) nie czuje żadnego związku z nurtem fantasy.
Myślę, że zarówno rola Urban fantasy, jak i New weird się skończyła, oba dały jakiś tam impuls gatunkowi fantastycznemu, odegrały swoją rolę w jego rozwoju, pokazały pewne możliwości. Dzięki nim zyskaliśmy kilku nowych, doskonałych autorów i to wszystko. Teraz ich dokonania zostaną wykorzystane przez innych i przełożone na język przeciętnego miłośnika Goodkinda i Jordana
Dzielenie na gatunki jest fajne! Można sobie poanalizować książki, porównać je pod względem settingu itp. Patrzenie na każdą książkę oddzielnie męczy - i w ten sposób strasznie trudno jest wytłumaczyć innym, co się lubi bądź czego się nie lubi. Gatunki dają punkt zaczepienia w wielu dyskusjach.
Żal mi trochę urban fantasy... Trzeba przyznać, że oprócz niewielu, na palcach ręki liczonych dzieł, nie jest to literatura ambitna. A szkoda - wykreowanie świata niemalże równoległego do naszego, z magią istniejącą równolegle z naszą techniką i przy tym zgrywającą się z naszą dotychczasową historią, wydaje się być zadaniem bardzo trudnym. Udany rezultat z pewnością byłby wart przeczytania.
Właśnie skończyłam Crowley'a "Małe, duże". Muszę sobie w głowie ułożyć wiele rzeczy (strasznie dużo symboli, analogii, obawiam się, że wielu nie "złapałam"), ale jedno wiem na pewno - bardzo podobał mi się język - plastyczny, bogaty, nasycony. Zdecydowanie książka inna - akcja "dzieje się" głównie w głowach bohaterów i skupia się na drobiazgach, rzeczach małych, choć dla bohaterów niektóre z nich są ogromne.
Nie zgadzam się w obu wypadkach. Kossakowska to raczej s-f z elementami magii
A czy jedno wklucza drugie? Mamy przecież świat magii i wielkiego miasta i do tego sferę Magiczną/ Duchową. SF tam nie tak znowu wiele, tylko na zasadzie, że mamy jakąś tam wizję przyszłości.
Tigana napisał/a:
To samo z Kozak - to nie jest urban fantasy, a raczej horror.
Bo IMO te gatunki są dość zbieżne, to zależy, ile mamy elementu grozy i czy autor chciał przestraszyć czytelnika, a u Kozak tego nie zaobserwowałem. Dla mnie to nie jest horror.
Cytat:
Toudi, dlaczego ciągle chcesz dzielić i dzielić na gatunki i gatunki? O.o
żeby nie stać w miejscu. Po pierwsze dzięki temu łatwiej się znaleźć i łatwiej szukać czegoś podobnego jeżeli mi się spodoba lub omijać jeśli nie. O podział jak najbardziej można się spierać bo przecież każdy ocenia książkę nieco inaczej. Tak jak dla mnie Renegat to Urban dla Tiga to horror.
To ja wolę posiedzieć i poczytać, zamiast się zastanawiać, czy ten gatunek jest bardziej taki czy inny.
A poza tym sam przeczysz swoim słowom. Z jednej strony jak coś jest przypisane do danego gatunku, to możesz przypuszczać, że Ci się spodoba albo nie, a z drugiej strony każdy może oceniać inaczej. Patrz swój przykład. No i na co taki podział? Żeby coś gdzieś przyporządkować jednoznacznie, sam musisz przeczytać i wtedy ciężko to omijać.
A tak w ogóle... nie czytać czegoś tylko dlatego, że ktoś to zakwalifikował do jakiegoś gatunku? Toż całą masę bardzo dobrych książek można przegapić.
_________________ Nie mów kobiecie, że jest piękna. Powiedz jej, że nie ma takiej drugiej jak ona, a otworzą ci się wszystkie drzwi.
Jules Renard
Proponuję odczepić się od tego tematu, bo i tak do niczego nie dojdziemy. Gdyby wszystkie książki były wrzucane do jednego wora "książki", to mało kto by cokolwiek czytał, bo znalezienie czegoś zgodnego z własnym gustem graniczyłoby z cudem. Z tego samego powodu klasyfikuje się filmy w gazetach z programammi telewizyjnymi - przeciwnikom sortowania proponuję wykreślenie wszelkich dodatkowych informacji i orientowanie się tylko po tytułach. Powodzenia >.>
Jak ktoś ma mało czasu, to gatunki naprawdę pomagają. Po prostu jest większe prawdopodobieństwo, że trafi się na interesującą książkę w lubianym przez siebie gatunku, niż w czymś całkowicie innym.
Poza tym wcale nie chodzi o przyporządkowanie jednoznaczne. Urban fantasy i horror są sobie pokrewne; tak samo książkę można orientacyjnie zaliczyć do grupy gatunków. Nikt chyba nie powie, że "Wieki światła" to przygodowa książka akcji. Dzięki gatunkom wiadomo, czego się można po książce spodziewać.
Jeśli zaś ktoś wyznaje tylko i wyłącznie eksperymenty i kupowanie w ciemno, to chyba nigdy się nie porozumiemy.
Gdyby wszystkie książki były wrzucane do jednego wora "książki", to mało kto by cokolwiek czytał, bo znalezienie czegoś zgodnego z własnym gustem graniczyłoby z cudem.
No dobra, bardziej chodziło mi o wymyślanie i dzielenie na podgatunki i podpodgatunki.
Dhu napisał/a:
Z tego samego powodu klasyfikuje się filmy w gazetach z programammi
telewizyjnymi - przeciwnikom sortowania proponuję wykreślenie wszelkich dodatkowych informacji i orientowanie się tylko po tytułach. Powodzenia >.>
A czemu tak od razu ze skrajności w skrajność? ;P Zawsze oprócz przydzielenia do gatunku, może poczytać trochę więcej o książce. Nikt nie każe kupować w ciemno.
A w ogóle ja nie mam sprecyzowanego gustu, jeśli chodzi o gatunki. Czy też raczej ciągle mi się zmienia. I ostatnio jestem otwarta na szeroko pojętą sf. Ale i tak liczy się przede wszystkim dobra książka, a nie jej gatunek.
Dobra, już sobie idę z tym offtopem. ; )
_________________ Nie mów kobiecie, że jest piękna. Powiedz jej, że nie ma takiej drugiej jak ona, a otworzą ci się wszystkie drzwi.
Jules Renard
Poza tym wcale nie chodzi o przyporządkowanie jednoznaczne. Urban fantasy i horror są sobie pokrewne; tak samo książkę można orientacyjnie zaliczyć do grupy gatunków.
Główna różnica, imo, polega na tym, co chciał osiągnąć autor - czy zależało mu na epatowaniu grozą, strachem, przemocą, czy też bardziej chciał stworzyć magiczny świat obok nas, który nieśmiało puka do drzwi naszej rzeczywistości.
_________________ "Z gustami literackimi jest po trosze jak z miłością: zdumiewa nas, co też to inni wybierają"
Andre Maurois
Tak, tyle że NW jest chwytem reklamowym. Nowy nurt fantasy? Zupełnie bez ograniczeń? Dajcie spokój. Właśnie FANTASTYKA ich nie posiada.
To prawda, że NW jest chwytem reklamowym, ale w nawiązaniu do krótkiej dyskusji o słowie "typowe" w innym wątku (i kilku innych), w świecie pełnym stereotypów i szufladkowania, pozwala trafić z NW do innych odbiorców, na inne półki itp. Bez nalepki NW książki Mieville’a, Duncana czy Bishop trafiłyby na półki z literaturą fantasy, razem z dziełami Jordana, Goodkinda, Martina, czy Eriksona... i przepadłyby z kretesem, ponieważ nie takich rzeczy szukają tam miłośnicy gatunku. NW to fantasy, która nie trafia w gusta ogółu fanów, a podoba się tym, którzy na widok kolorowych okładek z herosami i heroinami dostają palpitacji serca. Tak więc chwyt z New Weird jest jak najbardziej uzasadniony.
Pewnie, tyle że próbuje nam się wmówić, że NW to całkowicie nowa, dotąd niespotykana forma literatury,a to jeden wielki bullshit. Wymyślono nazwę, potem zaczęto podporządkowywać pod nią już powstałe powieści, które jakoś sobie radziły w dziale fantastyka.
_________________ "Life is a bitch and then you die."
Laura Roslin "Battlestar Galactica"
Pewnie, tyle że próbuje nam się wmówić, że NW to całkowicie nowa, dotąd niespotykana forma literatury,a to jeden wielki bullshit. Wymyślono nazwę, potem zaczęto podporządkowywać pod nią już powstałe powieści, które jakoś sobie radziły w dziale fantastyka.
Ambitniejsza fantasy istniała zawsze; przykładem jest chociażby Małe, Duże Crowley'a. Eksperymenty formalne w fantastyce zaczęły się na dużą skalę w latach sześćdziesiątych w czasach rozkwitu Nowej Fali. Eksperymenty z mieszaniem gatunków też nie są niczym nowym (patrz na przykład Córka żelaznego smoka Swanwicka). Zaręczm też, że wielu pisarzy zaliczanych do nurtu nie czuje z nim żadnego powinowactwa (rozmawiałem na ten temat i z Halem Duncanem i Ianem R. Macleodem). Jedno jest wszakże pewne, pod koniec lat dziewięćdziesiątych i w XXI wieku pojawiło się kilkunastu (bo jest ich niewielu) autorów, którzy przewietrzyli gatunek, autorów, którzy zaczęli burzyć schematy i szukać nowych światów, pomysłów i stylistyk. Tym samym była rewolucja cyberpunkowa na początku lat osiemdziesiątych, czy Nowa Fala w latach sześćdziesiątych. Teraz ten ożywczy powiew (jak to bywało poprzednio) zostanie wchłonięty i przetrawiony przez innych, a po NW zostanie nam kilkunastu bardzo ciekawych autorów (i to chyba jest dla mnie najistotniejsze; VanderMeer, Ford, MacLeod, Bishop, Mieville, Duncan... tyle dobrego w tak krótkim czasie). I to wszystko... aż do kolejnej rewolucji.
Z tego samego powodu klasyfikuje się filmy w gazetach z programammi telewizyjnymi - przeciwnikom sortowania proponuję wykreślenie wszelkich dodatkowych informacji i orientowanie się tylko po tytułach. Powodzenia >.>
Jak ktoś lubi elfy i wrzucanie pierścienia do wulkanu to chyba UF może sobie darować i po to jest to szufladkowanie. UF to miał być powiew świerzosci i był nim ale że sam się przestał zmieniać czy ewoluować to ten strumyczek wpadł do głównego nurtu i tam mu chyba dobrze. Polacy chyba lubią ten gatunek bo co róż można spotkać opowiadania gdzie w miejskiej rzeczywistości mamy elementy fantastyczne. Świetnie pokazuje to prolog do Księgi jesiennych demonów.
Tigana napisał/a:
Główna różnica, imo, polega na tym, co chciał osiągnąć autor
No z tym się nie mogę nie zgodzić i tutaj jest podstawa naszej różnicy co do tego czy renegat to UF czy Horror
Liv napisał/a:
Właśnie FANTASTYKA ich nie posiada.
Jeżeli sama sobie je narzuca to widać je posiada.Gusta i potrzeby masy czytelników też ją ograniczają. Rynek tworzy zapotrzebowanie
Liv napisał/a:
ymyślono nazwę, potem zaczęto podporządkowywać pod nią już powstałe powieści, które jakoś sobie radziły w dziale fantastyka.
Nazwa powstała już chyba po powstaniu Dworca Perdido wymyślił jaom sam autor który potem się od niej odżegnał
Jasneee a że elfy i krasnoludy może umieścić w konwencji urban fantasy, do tego kryminale, świadczy o ograniczeniu :D Toudi, nawet w przypadku elfów i istot im podobnym, można znaleźć oryginalne - dotąd niespotykane, rozwiązania ... dzięki brakowi ograniczeń jakim się cieszy autor.
_________________ "Life is a bitch and then you die."
Laura Roslin "Battlestar Galactica"
Liv, Złotko ty moje chyba się nie rozumiemy. Chodzi mi nie o to że Fantastyka jest ograniczona jako gatunek. Tylko o to że Autorzy sami zakładają sobie na ręce kajdany piszą na jedno kopyto czytelnikom się to podoba i już potem nie ma ucieczki bo pisanie inaczej lub o czym innym kończy się słabym nakładem i pustką w garnku autora.
Liv napisał/a:
Taaak, tyle że wspomina się o "Duże, małe" jako NW xDDD
A ja ci tłumaczę Toudi, że nawet w sztampowym fantasy, można odnaleźć jedną rzecz oryginalną - zupełnie nową.
Ostatnio czytam bardzo dużo urban fantasy gdzie występują zmiennokształtni, vampiry, wróżki etc. etc. 'stworzenia' które są nam całkowicie znane. Jednak w każdej powieści kochaniutki, różnią się czymś od siebie.
_________________ "Life is a bitch and then you die."
Laura Roslin "Battlestar Galactica"
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum