Nigdy nie interesowałam się fantastyką, ale kiedyś (całkiem niedawno) postanowiłam sprawdzic kilka klasycznych pozycji, po pierwsze uważam, że klasyję należy znac, nawet, jeżeli nas niespecjalnie zachwyca, a po drugie chiałam trochę się zapoznac z gatunkiem, żeby lepiej odczytywac zabawy konwencją u Pratchetta, którego już wtedy namiętnie czytałam (ale ze względu na specyficzny charakter jego książek nie chcę mówic, że moja przygoda z fantastyką zaczęła się od niego ). Sięgnęłam więc po cykl o Ziemiomorzu, po "Władcę..." i okazało się, że jednak nie są to takie bezsensowne bajeczki, jak wcześniej myślałam.
Za sf jeszcze się nie zabrałam. Ciągle walczę ze szkolną traumą po Pirxie.
_________________ Well I live with snakes and lizards
and other things that go bump in the night
'Cuz to me everyday is Halloween http://kotspinaksiazce.blogspot.com/
To już dość dawno było. Ale prawie na pewno to był "Hobbit". Dostałem książkę na urodziny, a po dłuższym czasie zdecydowałem się ją przeczytać. Spodobał mi się, więc sięgnąłem po "WP" i tak już poszło z górki. Potem miałem okres fascynacji "Gwiezdnymi Wojnami" i podobną literaturą. Za coś bardziej ambitnego wziąłem się chyba dopiero na studiach, a już na pewno po pojawieniu się na Forum MAGa.
Ja zaczęłam od "Niekończącej się historii" M. Ende. Było to gdzieś w trzeciej albo czwartej klasie podstawówki. W szóstej jako obowiązkową lekturę miałam "Hobbita". Gdyby nie to, że zaciekawił mnie opis, chyba nigdy bym nie przeczytała (no bo lektur się nie czyta^^'). W każdym razie po "Hobbicie" przyszedł czas na WP, a potem to już z górki.
Pamiętam że jak byłem naprawdę berbeciem (3-4 latka), to tata wziął mnie do kina na Niekończącą się opowieść. Z tym że jedyne co pamiętam to ten śmieszny drzewiec podczas wyrębu lasu.
Pierwszym świadomym spotkaniem z fantastyką był Jakub Wędrowycz i Siedmiu Krasnoludków przeczytany bodajże pod koniec podstawówki w specjalnym wydaniu Clicka. Pamiętam debatę rodziców "czy pozwolić młodemu to czytać"... Problem tkwił w tym, że ja już dawno opowiadanko miałem od dechy do dechy przerobione. Potem podczas zakupów w Empiku wpadł mi w ręce Zapach Szkła Ziemiańskiego... No i poleciało
Ja niestety za bardzo nie pamiętam jak zaczęła się moja przygoda z fantasy, ale chyba było mniej więcej tak, że zacząłem od Harry'ego Pottera Słyszałem różne pochwały o nim i chciałem kupić, ale mama się coś nie chciała zgodzić No co, chodziłem wtedy do podstawówki ^^ Ale jako, że bardzo chciałem to przeczytać, to sobie załatwiłem te książki i pożyczyłem od koleżanki z klasy. Wtedy w Polsce były wydane już 3 tomy. Harry mi się bardzo spodobał. Jak wyszedł czwarty tom, wujek przywiózł mi go jako prezent, więc miałem wymówkę, by kupić wcześniejsze tomy
Potem chyba było "Miasteczko Dry Water". Będąc na wycieczce klasowej w Koronie (1 gimnazjum) nie mogłem oprzeć sie pokusie, by kupić coś na stoisku taniej książki Kupiłem więc "Miasteczko..." i "Shadowrun: Znajdź własną drogę". "Miasteczko..." przeczytałem i bardzo mi się spodobało (teraz jestem pod wrażeniem, ze w tak młodym wieku taką książkę przeczytałem ^^). Shadowrun to był trzeci tom cyklu, więc nie mogłem się połapać i dałem sobie z nim spokój (do tej pory leży gdzieś na półce Może czas do niego wrócić?).
Potem był "Władca Pierścieni". Nie mam pojęcia, czy Hobbita przeczytałem przed, czy po nim. Samą książką chyba zainteresowałem się zanim film wyszedł, ale nie dam sobie głowy uciąć.
A później, szczególnie po gimnazjum, poleciało już z górki Teraz czytuję co raz więcej książek fantastycznych i staram się sięgać na wyższe półki
Jeśli chodzi o moja przygodę z science fiction, jest ona o wiele prostsza Zaczęła się od "Przygód pilota Pirxa" Lema, które były lektura w podstawówce. Książka ta skutecznie mnie odrzuciła od tego gatunku na długo. W sumie nawet do tej pory mam po niej lekki uraz ^^ Po dłuuugim czasie przeczytałem zbiór opowiadań "Coś się kończy, coś się zaczyna" Sapkowskiego ze względu na opowiadanie wiedźmińskie. W zbiorze tym było tez trochę sf, ale ogólnie cała ksiązka nie przypadła mi do gustu... Potem był Martin i jego "Retrospektywa" t. I. Tu po raz pierwszy spodobało mi się sf, ale tylko umiarkowanie. A co było później? Za namową kuzyna obejrzałem wszystkie części Star Warsów xD I spodobały mi się. Dalej to "Retkrospektywa" t. II, "Hyperion" i "Światło się mroczy". Teraz w miarę możliwości będę starać się rozwijać swoje horyzonty w tym gatunku Na pewno przeczytam "Zagładę Hyperiona" i dylogię "Endymion", a co będzie potem, to się zobaczy
Jeśli chodzi o literature fantastyczna to oczywiście "Władca Pierścieni", ale wczesniej był (pewnie niektorzy sie obruszą) komiks "Thorgal" i "Szninkiel" Rosińskiego i VanHamme'a. No i filmy Willow i "niekończąca sie opowieść" :D
Znasz takich, co nie uważają komiksów za co?
Swoją drogą, zaczynasz od obrażania niektórych, zupełnie nieznanych. Zakładasz, że się ktoś obruszy, a potem nazywasz go głupcem.
_________________ Nie mów kobiecie, że jest piękna. Powiedz jej, że nie ma takiej drugiej jak ona, a otworzą ci się wszystkie drzwi.
Jules Renard
Elektro... znam osobiście takich dla których komiks to kaczory donaldy z kiosku za 5 zł lub bzdurne obrazki dla małych dzieci.. Nie potrafią przemysleć ile pracy kosztuje i jaki warsztat musi posiadać autor (mowa o rysowniku) by zilustrować scenariusz. Powstanie komiksu to długi proces i wymaga wielkiego wkładu pracy i czasu.
Arcy pieknie jest narysowany BLACKSAD (jak kto nie zna to polecam). Ten komiks to mistrzostwo. Kryminał jakich mało..
Jardan pewnie w zamyśle chciał wklepać słowo "uznają", a nie "uważają"
Nieważne, co chciał - ważne, co mu wyszło...
Jardan napisał/a:
literaci.. znam takich co nie uważają komiksów zupełnie... ach głupcy
Mam prośbę, Jardan - wpisz mnie na swoją listę... głupców. Bo nieważne jest, czy ja komiksy uważam, czy nie - ważne, że poczułam się dotknięta epitetem. Choćby ten epitet kogoś obcego dotyczył.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Beata, to nie obelga, z jego ust to komplement tak jak w rozmowie Merry'ego z Frodo'em po wyproszeniu Lobelii spod Pagorka.
Zeby nie bylo OT, to ja takze z komiksem sie zetknalem jako pierwszym, z pierwsza fala polskiego komiksu w latach 79-80. Co prawda bardzo mnie jeszcze wtedy proces czytania meczyl, ale walczylem bo chcialem wiedziec "o co cho" w tych fajnych obrazkach.
oczywiście komiksy - jakaś połowa lat siedemdziesiątych, Świat Młodych i ostatnia strona z różnościami , miałem takich ostatnich stron cały wielki segregator a potem (co za głupiec ze mnie) wyrzuciłem , jak się nauczyłem czytać to chyba pierwszą stricte fantastyczną książką była Cyberiada (kocham ją do dziś pierwszą miłością) notabene komiksy nałogowo zbieram i oglądać uwielbiam nadal ;p
Ja osobiście za komiksami nie przepadam, bo jestem ogólnie nastawiona "antywizualnie" (filmów też oglądam bardzo mało) i nigdy nie odegrały jakiejś specjalnej roli w moim "życiu czytelniczym". Jestem jednak daleka od stwierdzenia, że nie mogą być ciekawe i ambitne.
_________________ Well I live with snakes and lizards
and other things that go bump in the night
'Cuz to me everyday is Halloween http://kotspinaksiazce.blogspot.com/
No i zaczęło się..
Krucjata co poniektórych przeciw komiksowi jako formie artystycznej. Cóż, każdy ma swoje zdanie, widocznie "przeciwnicy" nie zetknęli sie z pozycjami, które by sprawiły że docenia komiks i autorów komiksów. Nie mówie oczywiście tylko o rysownikach. Wszyscy widza że np. pozycje wydawane przez Fabrykę, maja świetne layouty. Tworzą je plastycy etc. tacy sami artyści jak Ci którzy tworzą to co kryje komiks, jego historia oprawiona "zawodowymi" ilustracjami.. cóż.. nikogo na siłę nie będę przecież nawracał...
a co do stwierdzenia "głupcy"
Nie wycofuje sie z niego, gdyż za takich uważam (nie za debili - bo to zupełnie co innego) tych którzy permanentnie negują komiks jako coś nie wartego ZUPEŁNIE uwagi...
takie mam zdanie, ot co..
Aż przeczytałam jeszcze raz dwie ostatnie strony... nie ma ani jednej wypowiedzi "antykomiksowej" - chyba najradykalniejsze było moje "nie interesują mnie, ale nie twierdzę, że są złe", co chyba trudno uznać za "krucjatę przeciwko komiksom", jako że wyraźnie zaznaczyłam moje "niebycie anty"
Ktoś tu chyba nie widzi tego, co jest napisane, a to, co chciałby zobaczyć, żeby mieć okazję do SWOJEJ krucjaty...
_________________ Well I live with snakes and lizards
and other things that go bump in the night
'Cuz to me everyday is Halloween http://kotspinaksiazce.blogspot.com/
Mój pierwszy raz? Taak... Pamiętam. Wypiliśmy za dużo, a ona była taka piękna... Ups. To nie o tym miało być
Moje pierwsze spotkanie z fantastyką miało miejsce około 10 lat temu. Był to deszczowy dzień wakacji anno domini 1998. Nudząc się setnie sięgnąłem po "Planetę Zła" Roberta Sheckley’a, a potem po powieścinkę "Conan i Bóg-Pająk" L. Sprague de Campa. Obie mnie pochłonęły i tak już zostałem, choć zawsze lawirowałem pomiędzy gatunkami literackimi, sięgając po thrillery, horrory, czy ostatnio po powieści historyczne oraz literaturę scricte naukową...
_________________ Życie to dziwka, czytasz za mało, a potem umierasz [Stary Ork]
Zaginiona to zamknięte środowisko, coś jak oddział zamknięty krążący wokół Czarnej Dziury Szaleństwa, najlepiej nie zwracać uwagi na sens bo on tu rzadko występuje [utrivv]
"Finezja perfidii rozumowania ściga się w nich z cyniczną sofistyką" [prof. Waltoś o działaniach PiS dot. wymiaru sprawiedliwości]
Troche późno pisze tutaj ale ale lepiej późno niż wcale mój pierwszy odnotowany w kronikach i pamięci raz z LF to piewszy dzień liceum. Poznaje się ludzi nowych, którzy w jakiś sposób determinują kolejne 4 lata Twojego środowiska. Pierwszą osobą jaką poznałem był mój kolega, który wtedy podszedł do mnie i na otwarciu zadał standardową serie pytań:
Q:Masz komputer?
A:Nie
Q:A w starcrafta grałeś?
A:Tak
jak przełamały się pierwsze lody i było widać, żę można jakoś będzie się przez te 4 lata trzymać razem zadał kolejne:
Q: A Tolkiena czytałeś?
A: Nie
Q: A chcesz pożyczyć?
A: Pewnie
Dostałem w ręce "Władce pierścieni" i tak to się wszystko zaczął się początek sagi jeśli chodzi o czytanie literatury typowo fantastycznej, bo z fantastyką wcześniej miałem styczność przy sesjach RPG, planszówkach itp ale czytałem głównie przygodowe np Szklarskiego,możę były wcześniej jakieś wypożyczone z biblioteki jak byłem chory ale nie pamiętam w tym momęcie
Moja przygoda z fantastyką jak i literaturą w ogóle, zaczęła się od… kina.
Gdy byłem małym szkrabem, często zabierano mnie do kina. Zwykle szedłem z jednym z rodziców. W zasadzie nie pamiętam żadnych bajek, gdzieś tam kołacze mi się jakiś Kleks, Bolek i Lolek ale to by było na tyle. Z tatą oglądaliśmy sensacje i westerny, natomiast z mamą to była jazda – Terminator, Conan, Indiana Jones, Nieśmiertelny (do niego jeszcze wrócę), Czerwona Sonja, potem jeszcze Niekończąca się opowieść i Wilow.
Niby fajna rzecz, tyle że jaszcze wtedy nie potrafiłem czytać… Na seansach z ojcem prawie zawsze zasypiałem. Raz, że mało tam się działo (znaczy dużo gadali), dwa – co chwile kazano mi zasłaniać oczy ze względu na goliznę . Inaczej było z matką. Filmy które wybierała intuicyjnie wciągały, szarpałem ją za rękaw pytając o dialogi, a ona – wciągnięta w fabułę – tylko mnie uciszała. Miarka się przebrała właśnie po Nieśmiertelnym, po powrocie do domu zażądałem by nauczono mnie czytać. Potem już samo jakoś poszło…
Nie pamiętam swoich pierwszych lektur, korzystałem z biblioteki mamy i byłem zdecydowanie za młody na to co czytałem. Pierwszy kontakt z literaturą stricte fantastyczną to „Wojna Światów” Wells’a.
Ciekawy temat.
Właściwie to nie bardzo pamiętam, co było na samym początku, ale pamiętam jak w wieku lat sześciu matka zaprowadziła mnie do biblioteki i zacząłem sobie na jej konto pozyczać książki. Na początku pożyczałem z działu przygodowego i literatury dziecięcej/młodzieżowej. Katowałem Szklarskiego, "Szkołe przy Cmentarzu", jakieś takie książeczki z cyklu "Mroczny Krąg" (?) i przede wszyystkim Verne'a, którego polecił mi ojciec (fanatyk science fiction, notabene). Verne'a uwielbiam do dzisiaj.
Później (około siódemgo roku życia) zawędrowałem na dział z fantastyką. Ten przygodowy mnie znudził, bo nic tam nie było już cierkawego, a na fantastyce wszystkie ksiązki miały kolorowe okładki, ciekawe ilustracje na nich i fajne tytuły Pożyczyłem "Szalonego Demona" Lyona Sprague de Campa i to była moja pierwsza prawdziwa powieść fantasy, na którą notabene byłem zdecydowanie za mały, hehe. Straszna szmira, ale to tak na marginesie.
Później nie pamiętam jak to szło, w wieku lat 7 czy 8 poznałem Crichtona i jego "Jurassic Park", później Lewisa, Lema, Douglasa Adamsa (Autostop) i jeszcze parę innych rzeczy z zakresu okołofantastycznego. W czwartej klasie poznałem ""Hobbita", a w piątej - "Władcę Pierścieni". I od tego momentu poleciałem już w fantasykę na amen.
W sumie to ciężko mi określić co było najpierw... Może Harry(HP)... A może nie... W każdym razie rozkwitła wieelka miłość. Następnie to już poszło szybko... Wszystko jak leci z miejscowej biblioteki... Niektórych tytułów nawet nie pamiętam już, choć moja przygoda rozpoczęła się stosunkowo niedawno... Tolkien... Colfer... Paolino.... Różnie to bywało...
_________________ "My, serca, umieramy na samą myśl o miłościach, które przepadły na zawsze, o chwilach, które mogły być piękne, a nie były, o skarbach, które mogły być odkryte, ale pozostały na zawsze niewidoczne pod piaskiem."
Moja przygoda z fantastyką zaczęła się od Tolkiena. W sumie całe czytanie się od niego zaczęło. Nie żałuję, a fantastyka wciąga mnie coraz bardziej do swojego pokręconego, magicznego świata
_________________ "Puść go i nie trzymaj
Nie skręcaj, nie naginaj
Capniesz go za łachy, będzie wierzgał, fikał
Przez palce wyciekał
Bo ten który minął, do ciebie nie należał
I ten który nadejdzie, także twój nie będzie (...)"
Mało oryginalne, ale ja również zaczynałem od Tolkiena. W gruncie rzeczy odpowiedzialność za moje zainteresowanie fantastyką ponosi mój ojciec. Kiedyś, kiedy jeszcze zabierał mnie na narty opowiedział mi o Tolkienie, o wykreowanym przez niego świecie i cóż... po prostu kazał mi przeczytać Hobbita. Pamiętam jak czytałem tą książkę w samochodzie podczas jednej z licznych podróży... no i wsiąkłem. Przeczytałem to w jakieś trzy godziny i pamiętam jaki zaskoczony byłem, kiedy okazało się, że jest tego więcej . Na następny wyjazd na narty ojciec miał już przygotowaną "Drużynę Pierścienia" i do dziś pamiętam moje pierwze spotkanie z tą książką - cholerne zimno, samochód trząsł się i niemiłosiernie hałasował a ja siedziałem skulony na przednim siedzeniu i nie mogłem się oderwać od lektury. Potem były "Dwie Wieże" i "Powrót Króla"... co ciekawe, pierwszą część przeczytałem w tłumaczeniu Skibniewskiej, dwie kolejne zaś - w tłumaczeniu Łozińskiego. Wtedy mi to nie przeszkadzało, co dowodzi, że jak się ma siedem lat to ma się dużo bardziej pozytywne podejście do życia Potem znalazłem w szkolnej bibliotece "Morta" Pratchetta i... to już samo poszło. Teraz wprawdzie fantastyki już nie czytam (z wyjątkiem Świata Dysku i paru książek które są lekturą obowiązkową), ale w zasadzie, gdyby nie ten Władca Pierścieni jedenaście lat temu to nie wiem, czy byłbym tą samą osobą którą jestem teraz.
A ja jestem oryginalna i nie zaczęłam od Tolkiena.
Dziewięć lat temu, myszkując wśród książek rodziców, natknęłam się na Bajki robotów pióra S. Lema. Kniga wyglądała niegroźnie(ledwo 200 stron, kieszonkowy format), ale poddałam się chyba po pierwszym opowiadaniu. Niezbyt mnie to dziwi, w końcu byłam szkrabem z drugiej albo trzeciej klasy.
Teraz jestem poważną licealistką i co jakiś czas zabieram się kończenie tego zbioru. Powiadają, że wytrwałość jest nagradzana.
Pierwszą fantastyczną pozycją, którą połknęłam od początku do końca jest pierwsza część Opowieści z Narnii C.S. Lewisa. Miałam wtedy 9 lub 10 lat. Do dziś darzę ten cykl ogromną sympatią i sentymentem i nie zanosi się, abym prędko zaniechała odwiedzin w starej szafie. : )
Kilka lat później zaczęła szaleć moda na Pottera. Bardzo długo się jej opierałam, w związku z tym, kiedy do księgarń w Polsce wchodził czwarty tom przygód młodego czarodzieja, ja dopiero zabierałam się za pierwszy. Fascynacja Hogawartem(na szczęście) bezpowrotnie minęła pod koniec gimnazjum. Natomiast w pierwszej klasie tego przybytku na liście lektur obowiązkowych miałam Hobbita. Zabrałam się za niego i... Wsiąknęłam bezpowrotnie.
Natychmiast po skończeniu opowieści o Bagginsie seniorze pognałam do biblioteki po Władcę Pierścieni. Świat stworzony przez Tolkiena wywarł na mnie ogromne wrażenie, urzekł i nie dawał porównać się z niczym, z czym zetknęłam się wcześniej. Pewien zgrzyt w poznawaniu twórczości Mistrza spowodował fakt, że poszczególne części cyklu czytałam w różnych tłumaczeniach(Dwie wieże Łozińskiego), co powodowało daleko idącą niespójność stylistyczną, później jednak przeczytałam trylogię raz jeszcze, tym razem w całości przekład Skibniewskiej.
Pomijając epizod z Lemem dość długo nie miałam do czynienia z rodzimą fantastyką. Przełomem okazał się Wiedźmin, którego poznałam w drugiej gimnazjum i od pierwszego opowiadania zaczęłam uwielbiać.
Będzie tego dobrego, bo się robi nazbyt sentymentalnie i wspominkowo. : P
Pozdrawiam.
Ja też nie zaczęłam od Tokiena, ha.
Jeśli za fantastykę uznać lekkostrawne powieścidełka Sandemo "Saga o Ludziach Lodu" to właśnie od nich zaczęłam. A jeśli je pominąć litościwym milczeniem, to zaczęłam od... "Wiedźmina" potem był Tolkien. Utknęłam w połowie "Dwóch wież" (czytałam tłumaczenie Łozińskiego - niestety, wersji Skibniewskiej nie czytałam) i od... <liczy> 5 lat obiecuję sobie skończyć, bo to klasyk, a klasyka wstyd nie znać. Niemniej póki co na obiecywaniu sobie się kończy. Potem była długa przerwa. Na studiach, za sprawa przyjaciółki, wróciłam do czytania fantastyki i tu poszły w magiel czytadła FS, takie jak "Achaja", "Siewca wiatru" czy trylogia o kuzynkach Kruszewskich. ale nie czytałam wszystkiego jak leci. Z czasem poznałam MAG-a. Niestety, w chwili obecnej w porównaniu z niektórymi tutaj, jestem w krzakach. Moje zaległości sa ogromne.
Niestety, w chwili obecnej w porównaniu z niektórymi tutaj, jestem w krzakach. Moje zaległości sa ogromne.
Nie masz się czym przejmować. Można być miłośnikiem fantasy nie znając Tolkiena, tak samo, jak można kochać teatr, nie będąc na żadnej sztuce Szekspira.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum