"Kongo. Opowieść o zrujnowanym kraju" Davida van Reybroucka. Historia kolonialnej historii Konga, właściwie od ostatnich 30 lat XIX wieku, czyli wtedy, gdy zaczęły się odkrycia geograficzne w równikowej Afryce i niedługo potem państwem władał Leopold II, król Belgii. Pewne informacje gdzieś docierały do mnie, ale zebrane robią dużo większe wrażenie. Na ocenę wiarygodności może wpływać znikoma ilość świadectw pisanych, głosy Kongijczyków w książce to w większości zapisy rozmów przeprowadzanych w końcówce pierwszej dekady XX wieku, więc najczęściej z bardzo starymi osobami pamiętającymi początek XX wieku lub ich dziećmi/wnukami. Chociaż jest tam postać jednego Kongijczyka, który twierdził, że urodził się w 1882 roku. Reybrouck twierdzi, że próbował skonfrontować pewne fakty podane przez tego Nkasiego i co dziwne, udawało mu się znaleźć ich potwierdzenia w dokumentach. A mowa była często o sprawach/osobach znanych tylko lokalnie.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Zbój Roberta Walsera. Letko nie jest. Gdyż albowiem fabuła jest sprawą trzeciorzędną, powieść składa się w zasadzie z samych dygresji, wiele wątków (wzmianek? o postaciach czy wydarzeniach) w ogóle się nie łączy. Ale trafiają się perełki, obok nie-perełek, rzecz jasna. Autor ma dar przeskakiwania z tematu na temat z wyjątkową lekkością, drąży tam, gdzie inni porzuciliby temat i czasem uroczo mu wychodzi. I z humorem. Dygresje, całe mnóstwo migawek jedna za drugą, jakby ktoś nieustannie potrząsał kalejdoskopem. Niełatwo się czyta, trzeba się przyzwyczaić do stylu, nie odpuszczać uwagi. Nie czytałam dotychczas nic aż tak pozornie niezbornego. Pozornie, bo mam nadzieję, że do jakiejś puenty całość zmierza. Ktoś w internetach napisał, że czytanie Walsera to słuchanie podchmielonego wujka, który nie odpuszcza i za wszelką cenę chce opowiedzieć do końca, choć z natury meandruje bardzo. I jeszcze mu przerywają, każą dookreślać, czasem cofnąć opowieść. Coś w tym jest.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Środowisko włoskich emigrantów w Nowym Jorku, pierwsza połowa XXw. Pierwszy mąż Lucii Santy odumiera ją gdy ta jest w kolejnej ciąży, następny mąż, kilka dzieci później, ląduje w wariatkowie. Kobieta musi walczyć z trudną rzeczywistością w zasadzie sama. Obserwujemy trudne dzieje jej rodziny przez kilka dekad. Nieliczne radości, liczne troski, sukcesy i tragedie, dostosowywanie tradycyjnych wartości i zwyczajów ze starego kraju do nowej realności. Dziesiąta aleja to portret brutalnego świata. Brak tu typowo pojmowanej fabuły. Mamy obrazek który przedstawia stan świata trudny do pojęcia dla większości ludzi już jedno czy dwa pokolenia później, nie rozumiejących, że ich prawo do studiów, wakacji, do latte na rogu było wydzierane krwawiącymi pazurami, niewyobrażalnie trudnymi decyzjami, nieustannym poświęceniem.
Puzo to dobry obserwator, który widzi głębiej niż samą powierzchnię. Warto go czytać.
Odsłuchałem w zupełnie niezłej interpretacji Doroty Landowskiej.
8/10
"Gniew Tiamat" - James S.A. Corey. Przedostatnia część "Ekspansji". Jeśli chodzi o fabułę to występują "stałe fragmenty gry" w tym cyklu, czyli są nowe postacie i punkty widzenia. Ale wiadomo, że chodzi o tych głównych graczy. Nowa perspektywa, nowa rzeczywistość i przeciwnik, którego nie da się pokonać. Przynajmniej tak to wygląda od poprzedniej części. Zresztą, poza jednym niepokojącym fragmentem fabuły, to nie ma jak i po co kibicować załodze "Rosynanta". Bo i Lakonia to po prostu kolejny etap rozwoju, fakt, że narzucony siłą, ale przecież nie represyjny, bez chorej ideologii szowinistycznej, czy rasowej, czy jakiejkolwiek. Nie bardzo wiadomo jak i w imię czego miałaby przegrać. W imię wolności? A cóż ta wolność - wobec wyzwać, jakie stoją przed ludzkością, perspektyw i zagrożeń? Mam nadzieję, że autorzy nie zmarnują tego jakimiś banałami o wolności. Nawet nie kibicuję już załodze "Rosynanta", ale pewnie zostanę do tego zmuszony. A przed autorami nie liche wyzwanie.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Lordowie Sithów - Paul S. Kemp
Lekka i przyjemna książka z nowego kanonu Star Wars. Jak większość pozycji z tego uniwersum świetnie się nadaje jako odpoczynek między bardziej ambitnymi pozycjami. Głównym smaczkiem jest ukazanie relacji między imperatorem a Darth Vaderem. Dostajemy też rozwinięcie postaci znanych z rebelsów. Jeśli ktoś interesuje się gwiezdnymi wojnami warto przeczytać.
Skończyłem "Gniew Tiamat". Przedostatnia część "Ekspansji" bardzo mnie zaskoczyła. Nie tego się spodziewałem. Ale to chyba dobre zaskoczenie. Powieść mnie wessała. Na początku może nie, ponieważ jechałem jeszcze na fali oczekiwań i czekałem na to co miało nastąpić, jak mi się wydawało. Potem jednak doszło do pewnego zwrotu akcji i fabuła poszła w innym niż oczekiwany kierunku. Do tego "Gniew Tiamat" wyraźnie daje do zrozumienia, że wszystko zbliża się do końca. I wcale nie musi to być koniec pozytywny dla wszystkich. Po bardzo istotnym zwrocie akcji z poprzedniej części, fabuła tego cyklu podoba mi się jeszcze bardziej. Ale nie wiem, czy oczekiwania związane z finałem nie są teraz za bardzo rozbudzone.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Trzecia dorosła powieść Puzo. Po dwóch bardzo dobrych (w tym jednej świetnej), nastąpiła wyraźna zniżka formy. Wydaje się jakby autor musiał sprostać umowie wydawniczej albo jakiejś wewnętrznej presji. Powieść wydana pod pseudonimem. Być może autor był świadom jej słabości i nie chciał by była kojarzona z jego nazwiskiem, ale może to nadinterpretacja.
Sześć grobów do Monachium w ogólnym zarysie przypomina debiutancką Mroczną arenę. Znów mamy powojenną Europę, Amerykanina rzuconego w wojnę, a potem w pozostałe pobojowisko, rozważania na temat szeroko pojmowanych konsekwencji wojny, rozmywanie się prawa ze sprawiedliwością, niewinną kobietę ponoszącą konsekwencje nie swoich decyzji. Oczywiście sama fabuła - skądinąd skromna i niewybitna historia prywatnej vendetty - jest inna, ale to tylko kosmetyczna różnica.
Odczuwa się też pewien pośpiech w konstruowaniu opowieści, postaci, uwypuklaniu treści. Widać wyraźne fastrygi, uproszczenia, skróty fabularne, mało wiarygodną psychologię, nieprzekonywujące motywacje.
Powieść nie jest głupia, lektura raczej nie boli, choć momentami irytują owe uproszczenia (acz rozumiemy je i kierunek w jakim autor zmierza). Można przeczytać, ale nie ma obowiązku, lepiej sięgnąć po inne powieści autora.
Alix E. Harrow "Dziesięć tysięcy drzwi". Do recenzji. Nie tego się spodziewałem, ale jeszcze nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Z pewnością nie jest to przygodówka, w której młoda bohaterka skacze między światami za sprawą magicznych drzwi. Sporo tu lirycznego nastroju i niespiesznej fabuły. Nie zasysa, ale i nie odrzuca. Ma swój własny klimat i to jest zaletą. Tak jak i to, że nie jest to początek cyklu. Chyba.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Robert Massie Dreadnought - czyli jak la Belle Epoque z rozmachem, fasonem i szwungiem wpierdoliła się w I wojnę światową, tym razem z perspektywy morskiego wyścigu zbrojeń między Wielką Brytanią a Niemcami; dostajemy raczej szeroką panoramę ówczesnego świata mimo skoncentrowania się na kwestiach morskich. Napisane sprawnie, czyta się, ale jestem we wczesnej fazie - więc zobaczymy.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
"Nasz zakochany przewodnik po Francji" Tomasza Orłowskiego. Znakomita książka. Nie mogłem się oderwać i lekturę przerywałem z żalem. Nie jest to typowy przewodnik, tylko opowieść autora - byłego ambasadora RP we Francji - o tym kraju. Historyczna, kulinarna, kulturalna, doskonale napisana, erudycyjna, osobista. Żadne wyliczenie miejsc, atrakcji, praktycznych informacji - nic z tych rzeczy. W zasadzie w każdy opisany zakątek Francji chciałbym pojechać. Książka rozpala na to apetyt. Najlepszy przewodnik, jaki miałem w rękach w całym życiu. Nawet dla tych, którzy się tam nie wybierają.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Trochę mi zeszło, ale w końcu skończyłem "Kongo. Opowieść o zrujnowanym kraju". Polecam wszystkim, autor próbował przedstawić ostatnie ok. 150 lat historii tego kraju, od odkryć Stanleya, prywatnego państwa/kolonii w posiadaniu belgijskiego króla Leopolda II, kolonializmu Belgii, niepodległości, reżimu Mobutu, wojen lat 90. i zerowych (książka opublikowana w 2010), problemów etnicznych, które były kontynuacją ludobójstwa w Ruandzie, w końcu do pozycji jaką zdobywają (zdobyły) Chiny w tej części świata. Warto przeczytać, żeby nie mówić byli biali, było dobrze, a czarni się tylko wyżynają.
"Ten cholerny Księżyc" Budrysa. No nie wiem, na razie jest mocno przeciętnie. Krótkie to, więc pewnie skończę, ale raczej jednorazowe spotkanie z autorem.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
"Gepard" Giuseppe Tomasi di Lampedusa. Klasyk włoskiej literatury. Narodziny Królestwa Italii oczyma sycylijskiego księcia. Bez jakiejś konkretnej fabuły, choć dzieje się sporo. Zachwyciła mnie ta powieść i pochłonęła przez weekend. Barokowo kunsztowna i elegancka. Do smakowania.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Ciągle mnie zaskakuje ten tytuł Wszedł mi w krew błędny, lecz przez lata obowiązujący w Polsce "Lampart". Pamiętam też film z lat 60. Burt Lancaster jako książę Salina i Alain Delon w roli Tancreda. I to słynne zdanie: Jeśli chcemy, by wszystko pozostało jak dawniej, wszystko musi się zmienić.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Nawiązując do dyskusji o Diunie w innym miejscu forum, napiszę, że właśnie czytam "Drogę do Diuny". ;-)
To nie jest jedna z części, tylko:
- skąd się wziął pomysł (artykuł o ruchomych wydmach i walce z nimi w którymś stanie USA)
- pierwotna minipowieść "Planeta wydm" - gdyby to Herbert opublikował w takim stanie, to znaliby to co najwyżej twardzi fanatycy sajfajów, którzy czytają wszystko jak leci (chociaż chyba bardziej fanatycy spejsoper). Nie ma Nawigatorów, przyprawa to po prostu drogi narkotyk, nie ma Bene Geserit, nie ma Fremenów, nie ma całej historii Kwisatz Haderacha, nie ma wojenki, głównymi postaciami jest książe i jego konkubina (tyle przynajmniej zostało), młody Brian (czyli później Paul) przewija się tylko w kilku miejscach. Chociaż jest więcej o samym powstawaniu przyprawy, walce z czerwiami i tym jak wygląda "miasto" na Arrakis - to mnie ciut zaskoczyło, bo nie przypominam sobie takich opisów w Diunie ani późniejszych częściach. Mam wrażenie, że to musiały być jakieś pierwsze notatki/przymiarki dopiero, bo baardzo mocno różni się od tego co znamy jako "Diuna".
- nie wykorzystane sceny - niewiele wnoszą do historii, mam nieodparte wrażenie, że opublikowane tylko po to, żeby pokazać skąd się wzięły części pisane przez syna do spółki z Andersonem. Chyba najfajniejsze to sceny z Kynesem, bo są najdłuższe i rozwijają postać Kynesa i tego co robił na Arrakis.
- i przede mną jeszcze dodatkowe opowiadania pisane przez syna z Andersonem
Jest tu kilka ciekawostek, ale raczej do przeczytania raz.
Miałem nadzieję na więcej o tym jak Diuna powstawała, jakąś ewolucję tekstu/pomysłów (nawet niewykorzystane), ale niestety poza tą minipowieścią za dużo nie ma, bo z artykułu jest wzięty tylko sam pomysł.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Onegdaj przeczytałem wszystkie(chyba) prequele i sequele Diuny autorstwa młodego Herberta i Andersona, to było w okresie fascynacji światem Diuny, i nawet wtedy nie bardzo mi się podobały, czytałem i zżymałem się po co to czytam. A już tom zamykający cykl to jakiś potworny koszmar, no zęby bolały gdy czytało się o ,,decydującej bitwie''. Niby zachęciłeś by sięgnąć po Drogę do Diuny, ale z drugiej strony się boję. Ale na nowy film czekam niecierpliwie.
Z pewnością obejrzę w dniu premiery. Chyba że mnie w Przywiślańskim Kraju nie będzie.
"Gdyż jest nas wielu" Dennisa E. Taylora. Kontynuacja "Nasze imię Legion, nasze imię Bob". Przeczytałem tak ze 40%, szybko idzie. W zasadzie jest bez zmian: prosta kontynuacja wątków z pierwszej części. Ale czas przy lekturze szybko płynie, a fabuła jest ciekawa. Nie jestem zawiedziony, dostałem to, czego oczekiwałem.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Onegdaj przeczytałem wszystkie(chyba) prequele i sequele Diuny autorstwa młodego Herberta i Andersona, to było w okresie fascynacji światem Diuny, i nawet wtedy nie bardzo mi się podobały, czytałem i zżymałem się po co to czytam. A już tom zamykający cykl to jakiś potworny koszmar, no zęby bolały gdy czytało się o ,,decydującej bitwie''. Niby zachęciłeś by sięgnąć po Drogę do Diuny, ale z drugiej strony się boję. Ale na nowy film czekam niecierpliwie.
Zachęcę bardziej. ;-)
Myślałem, że przede mną już tylko opowiadania syna & co, ale były jeszcze niewykorzystane sceny z Mesjasza Diuny.
I scena przesłuchania - bezwzględnie, sceny zakończenia ciut mniej, ale również - warte przeczytania IMHO (to dalej Frank, a nie syn ani Anderson i mam wrażenie, że to, zwłaszcza w tych scenach - widać). Aż się zastanawiam nad przeczytaniem ponownie Mesjasza, żeby porównać z tymi nie wykorzystanymi. ;-)
Zawsze możesz przeczytać tylko wybrane rzeczy z tej książki, bo są jasno opisane.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Wziąłem się za Riddley Walker Russella Hobana. Fonetycznie zapisana opowieść post-apo traktowana jako coś istotnego w gatunku. Przypomina Banksa Feersum Endjin, czyli Qpę strahu. I tak nie mam za wiele czasu na czytanie, a tu wdepłem na coś, co powinienem olać, a bawi. Poza tym Piersa Anthonego, słusznego grafomana, którego lubiam czasemm Firefly. Horror pornograficzny z elementami SF. Żeby nie było, że tylko on i Tuwim świntuszyli, to Silverberg też zarabiał nierządem pióra. Poza tym Aldissa Trillion year spree. Krytyczny opis historii rozwoju SF w innej optyce niż zrobił to Lem. Wszyscy z Zachodu mieli inną optykę. Dlatego Lem rulez. A jeden Damon Knight, który też nie głaskał i Staś go cenił, jest flekowany przez tamtejsz milieu. Pan z niemi!
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Nic nie czytałem, a trudno się sugerować tytułami, bo wszak wszyscy pamiętamy tytuły powieści Kilgore Trouta zmodyfikowane przez wydawcę. Pangalaktyczny Namiestnik na Doustne szaleństwo? . To jakby Prezydent na Budyń.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Uwinąłem się z drugą częścią Bobbiverse. Szybko poszło, bo i powieść czyta się nieźle. Pomyślałem, że dobrze byłoby ją wydać razem z pierwszą. A być może i trzecią z cyklu połączyć w jednym wydaniu. W drugiej części autor rozwija wątki z pierwszej. Sporo się dzieje, ale tak naprawdę nic specjalnie nowego w stosunku do tego, co przedstawiono w pierwszej. Deltanie się rozwijają, ludzie są ewakuowani, a Bob rozwija plany związane z obcymi. Tu może dzieje się najwięcej. Ale finał tego wątku zapewne nastąpi w części trzeciej. Czwarta ponoć jest pisana, ale z opisu fabuły wynika, że dopiero ona pchnie ją w nowe rejony. Czekam na część trzecią.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
dawkuje se Diune po 100 stron
na razie mimo 300 i dobiciu do rewolty gdzie Paul wylądował na pustyni i pojął kim nie jest, wszystko jest bardzo powierzchownie potraktowane przez Herberta. Jakościowo książka jest wciąż dobra, ale można powiedzieć z perspektywy dzisiejszego pisarstwa, że Frank szybko dochodzi... do założonych celów. W sumie nawet nie wiadomo skąd/gdzie i jak ta Harkonneńska wolta się "dzieje" - czytelnik musi na słowo wierzyć że ma to sens. Taki już spadający miecz Damoklesa.
Nie robię z tego zarzutu - takie było założenie autora, szybko przeskoczyć do właściwego wątku. Chyba.
myślę że zaraz będę się "rozprawiał" z łatką rzekomego "ekologizmu" Diuny.
zupełnie inaczej zapamiętałem Duncana Idaho
aż mnie zaskoczyło jego zejście...
on przez 400 stron ledwie jedną kwestię wygłasza...
właściwie mogłoby go nie być
oczywiście na to jak go zapamiętałem miały wpływ pozostałe tomy (tom), ale na oneshota to równie dobrze GH mógłby go grać
Tyle o tym już napisano, że moje przemyślenia mogą być jedynie powtórkami. Niemniej lektura nie zrobiła wielkiego wrażenia emocjonalnego. Choć rozumem doceniam, to jednak wcześniejsza wiedza o lekturze pozbawiła rzecz pierwiastka poruszającego duszę.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum