Zmobilizowana przez Beatkę ;D
Muzyka na deskach teatru - coś innego niż opera. Wydaje się być ostatnio bardziej popularny. Inny rodzaj muzyki, inna forma, coś co bardziej przemawia do młodego widza niż 'sztywna' opera.
Moi faworyci? Zdecydowanie Studio Buffo i ich 'Romeo i Julia', które jest niezwykłym spektaklem z niezwykłą muzyką. Podobnie 'Metro'.
O 'Kotach' i 'Tańcu wampirów' wiele słyszałam, a były to tylko pozytywne opinie. Czy słuszne?
_________________ ***Nic nie jest prawdą, wszystko jest dozwolone***
Kiedy człowiek umiera, dusza jego przez trzy dni siedzi u wezgłowia śmiertelnego łoża i stara się zwracać plecami do ognia.
Po trzech dniach pojawiają się aniołowie i prowadzą duszę nad most Czinwat... TanBlog
JA musicale znam albo z ekranu tv albo z CD. Niby do Chorzowa mam niedaleko, ale jakoś nigdy nie mogę się wybrać do tamtejszego Teatru Rozrywki. A skoda, bo ponoć "Jesus Christe SuperStar" czy "Evita" wyszły mi rewelacyjnie. No cóż - pozostało mi słuchanie płyt.
_________________ "Z gustami literackimi jest po trosze jak z miłością: zdumiewa nas, co też to inni wybierają"
Andre Maurois
No właśnie... a musicale z ekranu?
Evita, Chichago, Selena, Dirty Dancing, Greece - to na razie przychodzi mi do głowy z czego Chichago (z Rene) i Greece mogłabym oglądać-słuchać non-stop
_________________ ***Nic nie jest prawdą, wszystko jest dozwolone***
Kiedy człowiek umiera, dusza jego przez trzy dni siedzi u wezgłowia śmiertelnego łoża i stara się zwracać plecami do ognia.
Po trzech dniach pojawiają się aniołowie i prowadzą duszę nad most Czinwat... TanBlog
Uwielbiam "Hair" czyli musical o dzieciach-kwiatach. Świetne piosenki (Age of Aquarius), dobre aktorstwo - polecam. Podobał mi się także "JCS" - świetnie sfilmowany, no i boskie piosenki - szczególnie kwestie Judasza.
_________________ "Z gustami literackimi jest po trosze jak z miłością: zdumiewa nas, co też to inni wybierają"
Andre Maurois
Nigdy specjalnie nie pociągał mnie musical. Kiedy widziałem w telewizji, zmieniałem kanał (na ogół). "Na żywo" nigdy nie miałem przyjemności. Aż wreszcie dałem się skusić na polską wersję UPIORA W OPERZE Andrew Lloyda Webbera. Teatr Muzyczny ROMA w Warszawie dostąpił niewątpliwego zaszczytu zdobycia licencji na polską wersję "non replica" (jeszcze nie wiem, co to znaczy, ale to chyba dowód zaufania A.L. Webbera).
Pisałem o tym musicalu już wcześniej w innym temacie i nie będę się zbytnio w swoich ochach i achach powtarzał. Napisze tylko, że opadła mi szczęka, kiedy obejrzałem po raz pierwszy. Częściowo składam to na brak doświadczenia w tej materii. Ale nie sposób nie być pod wrażeniem tego, co wyczarowano w ROMIE, na tej, w sumie nie za wielkiej, scenie. Przestrzeń i rozmach biły po oczach tak, że trudno było uwierzyć, iż widz znajduje się w teatrze, a nie w kinie. Realizacja uwzględniała też dużą dawkę serwowanej iluzji, gdyż to ona dodawała przestrzenie najbardziej. Użyte zostały do stworzenia tego efektu nie tylko triki iluzjonistyczne, ale także elektroniczne (to były chyba takie wielkie ekrany, ale pewien nie jestem). Tak czy siak, oglądało się to z zapartym tchem.
Sama fabuła UPIORA nie była szczególnie porywająca, ale dzięki muzyce i piosenkom momentami porywała i chwytała za serce. I nie sposób nie docenić Damiana Aleksandra w roli Upiora, który zagrał bardzo sugestywnie, ale bez popadania w groteskę, czy śmieszność. Można było uwierzyć w dramat jego postaci, nieszczęśliwą miłość i ciemną stronę.
Owacja na stojąco trwająca kilka minut (a przecież to nie była premiera tylko drugi lub trzeci miesiąc grania tego musicalu) była zdecydowanie zasłużona i porywająca. Musical cieszy się ogromnym powodzeniem i aż żal, że ROMA jest tak mała. Na Katedrze, kiedy wymieniałem się wrażeniami z innym widzem, dowiedziałem się, że polska wersja cieszy się sławą także już w innych krajach i zdarza się, że fani przyjeżdżają do Warszawy także zza granicy, aby porównywać.
Drugie życie tego musicalu u mnie zaczęło się po tym, jak DZIENNIK dodał go jako dodatek do piątkowego wydania. Była to fabularna wersja w reżyserii Joela Schumachera i pod czujnym okiem A. L. Webbera jako producenta. W wersji filmowej główne role zagrali rewelacyjnie Gerald Butler i E. Dessum. Słyszałem wcześniej ścieżkę dźwiękową z oryginalnej wersji z Broadwayu i śmiem twierdzić, że Sarah Brightman i Michael Crawford wypadli bladziej niż aktorzy w filmie. Kupiłem sobie zresztą ścieżkę dźwiękową tego musicalu i słucham do tej pory trzech ulubionych piosenek. to jedna z nich (zresztą najbardziej znana):
Ech... Odbiło mi zupełnie, ale co poradzić... Wybieram się ponownie na przedstawienie. Szukam tylko biletów w dobrych miejscach, aby komfortowo podziwiać (ROMA nie tylko jest mała, ale i niewygodna). Próbuję zaciągnąć żonę, ale odmawia. Zatem, jeśli zdobędę dobre bilety w dobrym terminie, ogłoszę na forum
Miałem napisać jeszcze o historii (w pierwotnej obsadzie na Broadwayu miał znaleźć się Antonio Banderas), ale nie ma co rozwlekać. Andrew Lloyd Webber przygotowuje kontynuację tego musicalu. Ma rozgrywać się współcześnie w Nowym Jorku. Rozwiódł się już z Sarą Brightman, zatem kolejka do obsady roli Christine będzie długa. Może i antonio dostanie drugą szansę. Na jubileuszowej (zdaje się) imprezie Webbera zaśpiewał główny temat razem z Sarą Brightman:
http://pl.youtube.com/wat...feature=related
Ale i tak G. Butlera nie przebije, moim zdaniem.
A na koniec trochę liczb, bo te na wyobraźnię działają najbardziej.
Średnia sprzedaż biletów: 99 %
Dotychczasowe wpływy: 1,5 miliarda funtów (całkowity dochód ze sprzedaży biletów to 3,3 miliardy dolarów)
Dotychczasowa widownia: 80 milionów (z czego 11 milionów w Nowym Jorku)
Sprzedaż wszystkich płyt: 40 milionów (album z originalnym przedstawieniem jest najlepiej sprzedającą się płytą z musicalem w historii)
Do dziś: blisko 70 tysięcy przedstawień w 20 krajach świata, w 110 miastach.
9 stycznia 2006 r. musical pobił rekord na Broadwayu: 7486 wystawienie. Poprzedni rekord należał do "Kotów", też A. L. Webbera.
W premierowym teatrze Her Majesty's Theatre w Londynie jest on grany nieprzerwanie od 9 października 1986 r.
Aby nie było za poważnie: Homer Simpson określił Upiora mianem najbardziej gejowatego łotra wszechczasów, a tu trochę sobie pokpili (Will Ferrell sobie podśmiechujki z G. Butlera robi):
http://pl.youtube.com/wat...feature=related
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Bardzo bardzo popularny. Czy ktoś z Was był na najnowszym musicalu "mamma mia"? Ja poszłam. Nie przeszkadza mi muzyka Abby a ponieważ słyszałam same pozytywne opinie to postanowiłam pójść. Wyszłam bardzo rozczarnowana. Podejrzewam że dlatego, że spodziewałam się zobaczyć coś, co "porwie" moje serce i duszę. Nie porwało.
Po pierwsze, jeśli ktoś ma bardzo dobry słuch może usłyszeć, że Meryl Streep zdarza się być pod dźwiękiem. Ja niestety to słyszałam.
Po drugie treść, która była bardzo banalna...
Podsumowując, ja tego filmu nikomu bym nie poleciła.
Jednak nie był to jedyny musical, który widziałam. Wczesniej oglądałam: Chicago (-ten mi się bardzo podobał!) Dirty Dancing2 (DD1 niestety nie widziałam), Grease.
Na żywo nie widziałam żadnego, ale faktycznie o 'Kotach' dużo słyszałam.
Nasze polskie, rodzime "Metro"! Parę lat szczeniackiej młodości upłynęło mi pod wielkim wpływem tej produkcji. Widziałam ją w najlepszym wykonaniu (czyli w rolach głównych Kaśka Groniec i Robert Janowski) i do dziś pamiętam datę dzienną (oraz godzinę) nawiedzenia katowickiego Spodka Muzyka świetna, takaż choreografia, a i treść niebanalna. I dodatkowo efekty specjalne, które we wczesnych latach 90. ubiegłego wieku robiły piorunujące wrażenie. Dziś pewnie trzeba się bardziej postarać
Z innych tutaj wymienionych, oczywiście "Hair", "Jesus Christ Superstar" to produkcje, które zbuntowanemu nastolatkowi zapadają w pamięć. Ale i dziś chętnie czasem pooglądam. Tak samo "Chicago", choć już z innych względów. Za to "Dirty Dancing" nigdy bym nie określiła mianem musicalu... To już szybciej baletu
I niezmiennie lubię "Skrzypka na dachu", zarówno w jego najsłynniejszej ekranizacji, jak i w wersji Teatru Rozrywki z Chorzowa. Ostatnio wróble donoszą, że szykuje się najnowsza wersja we Wrocławiu. Hmm... Może by się tak wybrać?
_________________ Paskudny otacza nas świat. Ale to nie powód, byśmy wszyscy paskudnieli. Yurga z Zarzecza
Moja siostra chyba jeszcze gdzieś przechowuje kasety magnetofonowe z musicalem METRO
Co do MAMMA MIA!, to nie wiem, jak on wygląda na deskach teatru. Na Broadwayu jest ponoć bardzo popularny. Ale wersja filmowa była nużąca. Docenić można tylko Meryl Streep (mnie słoń na ucho nadepnął, więc nie słyszałem tych niedociągnięć ), która zachowywała się tak, jakby od zawsze miała tylko 20 lat. I na dodatek robiła to bez żadnego fałszu. Pozostali "dorośli" aktorzy także dobrze się bawili, ale za to obsada "młodzieżowa" była do bani, nijaka, nieciekawa. Widownia ryła zesmiechu i w końcu nawet ja pokapowałem, że śmieją się nie z zabawnej fabuły, ale ze śpiewających aktorów (a film grany był w warszawskiej Kinotece i koleżanka zapewniała, że to modne miejsce dla tzw. warszawki - więc chyba wypadało się śmiać...). Rzeczywiście grymasy, które uskuteczniał Pierce Brosnan były komiczne. Zabawny autentycznie był jednak finał po napisach I to on podsumował ten film jako dobrą okazję do zgrywy dla "staruszków". Za ABBĄ nigdy nie przepadałem, ale muzyka bardzo melodyjna i wymarzona do musicalu. Jednak i po filmie fanem nie będę.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Za to "Dirty Dancing" nigdy bym nie określiła mianem musicalu... To już szybciej baletu
Przyznam, że miałam problem czy DD umieścić tu czy nie. Musical jako taki to nie jest choć film muzyczny (podobnie Selena). Ale jak śpiewają... tańczą... to czemu by nie
'Metro'? Muzyka jest genialna - do teraz po głowie chodzi mi niesamowita 'Wieża Babel' chyba najlepszy utwór *.*
_________________ ***Nic nie jest prawdą, wszystko jest dozwolone***
Kiedy człowiek umiera, dusza jego przez trzy dni siedzi u wezgłowia śmiertelnego łoża i stara się zwracać plecami do ognia.
Po trzech dniach pojawiają się aniołowie i prowadzą duszę nad most Czinwat... TanBlog
Zastanawiam się, czy pojęcie musicalu jest na tyle pojemne, aby zmieścić w sobie także ten irlandzki, cieszący się już kultem, film ONCE. To takie małe cudeńko, które podbiło świat, zgarnęło Oscara za piosenkę Falling Slowly i w Polsce przeszło bez echa. Film skromny, nakręcony za kilka tysięcy funciaków i obsadzony amatorami. Prosta i nieskomplikowana historia dwojga ludzi, których połączyła miłość do muzyki.
Obraz przepełniony niesamowitą muzyką, którą skomponował w większości odtwórca głównej roli, wokalista irlandzkiego zespołu The Frames, Glen Hansard. W zasadzie ta historia opowiedziana jest muzyką, którą wykonuje on razem z sympatyczną Czeszką Marketą Irglovą.
Film daje niesamowicie pozytywnego kopa. Zagrany bez fałszu i z autentycznością (scena na plaży, kiedy on ją pyta po czesku, czy kocha swego męża a ona odpowiada, lecz on nie rozumie, bo nauczyła tego irlandzkiego "tępaka" tylko tego jednego zdania - pytania...).
To trzeba obejrzeć, nawet w samotności, a może przede wszystkim w samotności. Ale działa w każdej konfiguracji
i jeszcze ta, kiedy przypadkowy zespół wchodzi do studia i z głównymi bohaterami nagrywa Piosenkę. Obraz fatalny, ale wysłuchajcie do końca bo G. Hansard śpiewa tak, jakby miał tym głosem świat przepołowić: http://pl.youtube.com/watch?v=0k_Pe_iNYO4
Jeżeli ten film to nie musical, to znaczy, że ten gatunek jest do kitu
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Jako ciekawostkę napiszę, że właśnie zajrzałam do telegazety i jutro o 20.30 jest musical na tvp kultura "Tańcząc w ciemnościach", pojęcia nie mam co to jest i się nie dowiem, bo nie mam kultury
To lec do wypozyczalni po ta pozycje. To "musical jednej autorki" czytaj gwiazda jest tu tworczyni muzyki i grajaca role glowna i spiewajaca wiekszosc utworow Bjork.
Goraco polecam milosnikom musicali i fanom Bjork, ktorej tworczosc cenie sobie nadzwyczajnie.
Jazda Obowiazkowa!!
żarło żarło i zdechło xP
rzucę krótkie dwa hasła:
Tim Burton i Sweney Todd...
_________________ ***Nic nie jest prawdą, wszystko jest dozwolone***
Kiedy człowiek umiera, dusza jego przez trzy dni siedzi u wezgłowia śmiertelnego łoża i stara się zwracać plecami do ognia.
Po trzech dniach pojawiają się aniołowie i prowadzą duszę nad most Czinwat... TanBlog
Eh, ten musical...
Tak oto twórcy amerykańscy wymyśli na początku ubiegłego stulecia, ku naszej uciesze, nową wersję operetki - potroszę zawierającą elementy przeróżnych, dotąd scenicznych, utworów. Bo chyba nikt nie zaprzeczy, że musical bywa zabawny czy prześmiewczy ale także bywa dramatyczny lub tragiczny.
Ja troszkę sobie powspominkuję... bowiem dobre ponadczasowe musicale, których brzmienie znamy do dzisiejszego dnia, które powstały pół wieku temu lub jeszcze wcześniej, to choćby takie tytuły jak: My Fair Lady, West Side Story, Człowiek z la Manczy, wymieniane już w tym wątku Hair i Skrzypek na dachu, czy mój ukochany Cabaret. Oczywiście później była produkcja lawinowa - i wiele z tych - lawinowo wyprodukowanych, to prawdziwe perły...
Jednak moje ukochane - mimo pełnego uznania i "ulubienia" dla produkcji późniejszych - to właśnie te wcześniejsze. Albo to z powodu muzyki, albo ze zgoła z innej przyczyny - sentymentów do treści. A poza... co dobre wzorce... to najlepsze wzorce...
Ale właściwie mam problem - bo co z muzycznymi filmami - czy też broodway'owskimi spektaklami, które nam, publiczności europejskiej, znane są wyłącznie z ekranizacji, bo na 'nasze' deski nigdy nie było im dane... Ot - choćby powalający nutami Webera 'Upiór w operze'...?
A i nie zapominajmy o naszym (skromnym) dorobku, że wymienię z majstersztyków europejskich "Operę za trzy grosze', a z naszego skromnego podwórka choćby cudowną 'Szaloną lokomotywę'...
A o muzycznych sfilmowanych wspaniałościach, to niby gdzie mam napisać...?
Bo niby w jakim temacie zmieści nam się tutaj - taki na ten przykład Gershwin...???
Ale właściwie mam problem - bo co z muzycznymi filmami - czy też broodway'owskimi spektaklami, które nam, publiczności europejskiej, znane są wyłącznie z ekranizacji, bo na 'nasze' deski nigdy nie było im dane... Ot - choćby powalający nutami Webera 'Upiór w operze'...?
No i od wczoraj mam dowód na własnoręczne wywoływanie wilka z lasu... Gdzieś tam, na deskach, już próby do "Upiora" prawie dochodzące do generalnych...? Jednym uchem w nocy to zanotowałam, to i mój przekaz niedokończenie pełny...
Ale tym, którzy z bliskości sceny na spektakl się udadzą - już zazdroszczę...
Jestem początkującą miłośniczką musicali, niestety mieszkam w małym prowincjonalnym mieście, któremu daleko do jakiejkolwiek metropolii, nie wspominając już o teatrze czy czymś podobnym!
Miałam jednak okazję oglądać "Romeo o Julię" (oczywiście "Buffo") , a z "Metra" mam muzykę i w jednym i w drugim zachwyciły mnie teksty, muzyka....
Co dalej, zobaczy się.... mam nadzieję, że "pójdę" dalej!
„Władca Pierścieni: Musical to jedno z największych przedsięwzięć teatralnych w historii West Endu. Sztuka miała swoją premierę w Kanadzie (w Princess of Wales Theatre w Toronto), ale dopiero w londyńskim Theatre Royal Drury Lane zyskala ostateczny szlif i oszałamiający rozmach. Specjalnie skonstruowana ruchoma scena, efekty pirotechniczne, kaskaderskie, iluzjonistyczne, przebogata scenografia – to wszystko zostało zaangażowane, aby przerobić tolkienowską trylogię na ponad trzygodzinny musical. W sztuce występuje ponad pięćdziesięciu aktorów, a budżet przedsięwzięcia szacowany jest na dwadzieścia pięć milionów funtów! (...) O tym spektaklu mówiono i pisano wszędzie – od pism branżowych po brukowce dla gospodyń domowych, od programów plotkarskich po magazyny publicystyczne.
Z punktu widzenia miłośnika fantastyki rzecz nie rozczarowuje. Przede wszystkim historia zachowała poważny ton i nie zrobiono tu żadnego ukłonu w stronę publiczności dziecięcej. Opowieść została skrócona, ale kluczowe elementy fabuły są nietknięte. I nie chodzi tylko o rzeczy spektakularne, jak spotkanie z Balrogiem czy obrona Helmowego Jaru, lecz również małe-wielkie sceny kameralne, jak np. rozmowa Gandlafa z Frodem o Gollumie. Udało się nawet odbić to, co w słynnych filmach Petera Jacksona niebezpiecznie bladło, mianowicie sens podróży Froda, majestatyczny charakter jego walki, poświęcenie dla innych i brak prawdziwego happy endu.
Skoro już wspomniałem o obrazach Jacksona, warto podkreślić, że twórcy musicalu programowo nie inspirowali się popularnymi filmami. Ich ujęcie „Władcy Pierścieni” jest zupełnie różne od zaprezentowanego na dużym ekranie, co wcale nie znaczy, że gorsze. Wspaniali są Czarni Jeźdźcy, wyjęci jakby ze snu Terry’ego Gilliama. Wrażenie robię orkowie i elfy. Z wypiekami na twarzy ogląda się tak odmienną interpretację! Endowie, którzy w swych dziwnych melonikach wyglądają niczym dziewiętnastowieczni dżentelmeni odbici w krzywym zwierciadle gabinetu osobliwości, otwierają zupełnie nową szufladę w naszej wyobraźni. Gospoda pod Rozbrykanym Kucykiem ma charakter wzięty bardziej z angielskiej prowincji niż pseudośredniowiecza. Lothlórien zaś... to po prostu trzeba zobaczyć!
W przedstawieniu zastosowano mnóstwo nowoczesnej techniki, ale nie psuje ona toku historii. (...) Dzięki technice i pomysłowości udało się w tym przedstawieniu przełamać statyczność teatru. W trakcie spektaklu bohaterowie pokonują góry i doliny, walczą na zamkowych schodach, stają nad bezdenną przepaścią. Scena, która daje nie tylko możliwość obrotu, lecz także wysuwania elementów dekoracji z podłogi, daje olbrzymie możliwości. A same dekoracje są niesamowite: organiczne, prawdziwe, nie mają w sobie nic zen sztuczności. Gra świateł, wykorzystanie elementów tradycji czeskiego Czarnego Teatru, a nawet iluzji (Frodo faktycznie znika, gdy zakłada na palec Pierścień!) – to naprawdę potrafi uwieść. Musical „Władca Pierścieni” to zwycięstwo teatru nad młodszymi mediami. Jest czymś absolutnie nieporównywalnym z żadnym filmem dwu- czy choćby i trójwymiarowym. Można tu zobaczyć i poczuć gigantyczną, potworną Szelobę albo stanąć oko w oko z Sarumanem. Jeżeli siedzisz w pierwszym rzędzie, będziesz miał wrażenie, że znalazłeś się w centrum wydarzeń. To klasa doznań, którą w inny sposób (za sprawą rzeczywistości wirtualnej?) będzie można osiągnąć nie prędzej niż za kilkadziesiąt lat.
Od strony muzycznej również jest bardzo interesująco. Piosenki skomponowali wspólnie A. R. Rohman i zespół Värtinnä. Rohman to uznany kompozytor filmowy i teatralny z Indii. (...) Z kolej Värtinnä to od ponad dwudziestu lat najbardziej znany fiński zespół folkowy. Grupa nawiązuje do tradycji śpiewanych poematów z regionu Karelii. Mamy zatem silne motywy orientalne i skandynawskie, co razem tworzy eklektyczny, intrygujący, a nade wszystko magiczny melanż.”
Nigdy nie miałem okazji oglądać tego gatunku na Deskach Teatru. Może kiedyś ale w Polsce chyba nie jest o to tak łatwo. » Musical to dla mnie jednak TV. Kiedyś często je oglądałem dziecięciem będąc bo to byłą popularna forma dla kina familijnego. Teraz oglądam moulin rouge i nawet mi się to podoba. No chyba bierze mnie na Musical i zarz potem będę oglądał co innego. Ogólnie jestem jak najbardziej za pod warunki że to tylko 10 % a reszta to normalnie filmy bo na okrągło nie potrafił bym tego oglądać
Chyba dopiszę do listy sugerowanych prezentów świątecznych.
Swoją drogą, nie wiedziałem, że Robert Englund (przedstawiać go nie trzeba szerzej, prawda?) również grał Upiora... Widać weszło mu to w krew... Ale kiedyś na wideo oglądałem taką wariację na temat Upiora: młoda śpiewaczka ze współczesnego Nowego Jorku upada na scenie i w swej nieprzytomności przenosi się do "świata" z Upiora... I tam również kompozytora opery i Upiora grał Robert Englund.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Przesłuchałem sobie płytkę z musicalu polskiego UPIORA W OPERZE. Połowa od razu została zripowana i trafiła na mój odtwarzacz. Świetna muzyka, choć bez "obrazu", bez sceny traci troszkę ze swojego uroku. Niemniej jednak cieszy mnie to, że polską adaptację docenił sam Andrew Lloyd Webber. I to podwójnie - najpierw udzielając licencji "non replica" (czyli pozwalającej na odejście od kanonicznej treści oryginału) a potem podczas odwiedzin w Polsce.
Gdybym jednak miał wybierać między muzyką z polskiej inscenizacji a muzyką z filmu Joela Schumachera - to wybrałbym tą drugą. Może ze względu na odtwórców głównych ról w filmie, fakt że obraz filmowy bardziej do mej barbarzyńskiej i chamskiej duszy przemawia niż teatralna inscenizacja (choć film nie spotkał się z uznaniem krytyków - pal ich wszystkich diabli ). Może doszła do tego również "magia" języka angielskiego. Tak czy siak lepiej mi się nuci pod nosem The Point Of No Return, niż Stąd Odwrotu Nie Ma Już...
Jednakże na YouTube przesłuchałem poszczególne, najważniejsze partie z musicalu, w którym główne role grali Sarah Brightman (ówczesna żona Webbera) i Michael Crawford. I w porównaniu z nimi, polska inscenizacja, a nawet i muzyka wypadają o niebo lepiej niż w "klasycznym" oryginale. Ale tu już grzeszę przeciwko legendzie takimi opiniami
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
[Dirty Dancing] Musical jako taki to nie jest, choć film muzyczny
A musical to nie film muzyczny? Zawsze byłem pewien, ze to synonimy.
Z musicali oglądałem tylko obie części "Dirty Dancing" właśnie. Nie jestem fanem tego typu filmów, więc specjalnie mną nie wstrząsnęły, choć rozumiem, co niektórzy w nim widzą. Dla mnie to bardziej film obyczajowo-romantyczny. Sequel prawie identyczny z pierwszą częścią. Trochę głupio. Chyba ktoś chciał zarobić trochę kasy bez większego wysiłku.
Mam tez zaszczyt wyznać, ze oglądałem "High School Musical" Fabuła przewidywalna, jak wszędzie zresztą ostatnio, piosenki słabiutkie, aktorstwo na średnim-niskim poziomie. Szkoda, ze idolami młodzieży są jakieś niewydarzone nastolatki.
A musical to nie film muzyczny? Zawsze byłem pewien, ze to synonimy.
To jest na zasadzie kwadratu i prostokąta. Film muzyczny to musical; ale musical to niekoniecznie film muzyczny (tak jak prostokąt nie jest kwadratem).
Dlaczego się zawahałam? Bo tematy o filmach już są i raczej miałam na myśli musicale teatralne. Przyznam, że nie wiem czy Dirty Dancing było wystawiane na deskach teatru, a mogło to by być ciekawe doświadczenie.
_________________ ***Nic nie jest prawdą, wszystko jest dozwolone***
Kiedy człowiek umiera, dusza jego przez trzy dni siedzi u wezgłowia śmiertelnego łoża i stara się zwracać plecami do ognia.
Po trzech dniach pojawiają się aniołowie i prowadzą duszę nad most Czinwat... TanBlog
Dlaczego się zawahałam? Bo tematy o filmach już są i raczej miałam na myśli musicale teatralne. Przyznam, że nie wiem czy Dirty Dancing było wystawiane na deskach teatru, a mogło to by być ciekawe doświadczenie.
Z tego co pamiętam to chyba tak. Z takich ciekawostek to ostatnio np. zrobili musical sceniczny z Zakonnicy w przebraniu
Uwielbiam "Hair" czyli musical o dzieciach-kwiatach.
Świetna sprawa, do tej pory znałem tylko wersję filmową Milosa Formana. Wczoraj miałem okazję zobaczyć wersję sceniczną we Wrocławskim Capitolu. Różnice w obu wersjach są spore, największe są widoczne w postaci Bukowskiego, w wersji scenicznej od początku należy do grupy hippisów i to on a nie Berger ginie na wojnie. Wielką siłą "Hair" są świetne piosenki, chociażby wspominany przez Tiganę utwór Age of Aquarius czy też Let the Sunshine In. Jeśli ktoś ma okazję to naprawdę warto zobaczyć - chociaż może być problem z biletami, wczoraj sala była wypełniona w całości
Jestem bardzo ciekawa tego widowiska. Wcześniej oglądałam francuską wersję, zobaczymy jak się zaprezentuje rodzima. No i pierwszy raz będę na czymś takim dużym, aż się nie mogę doczekać
_________________ Ale to mnie nie wzrusza
W mojej głowie wciąż susza
Bo parasol określa ich byt
Widzę, że koło mnie w Zabrzu też grają, ale mój facet nie chce się dać namówić, a sama nie pójdę. Ceny biletów dla dwojga kieszeń nauczycielską mogą obciążyć dość znacznie.
Jestem bardzo ciekawa tego widowiska. Wcześniej oglądałam francuską wersję, zobaczymy jak się zaprezentuje rodzima. No i pierwszy raz będę na czymś takim dużym, aż się nie mogę doczekać
Ja ostatnio byłem z dziewczyną na Dzwonniku, a jeszcze wcześniej na Nędznikach i choć Dzwonnik jest lepszy od Nędzników, wolę te starsze musicale jak Metro czy Koty. A jakie są Twoje wrażenia?
Pod względem wokalnym było nieźle, słychać było, że aktorzy dobrze się przygotowali. Ale jeśli patrzeć na całość czy porównywać do francuskiej wersji to już wypada bardzo blado. Zabrakło mi tego rozmachu, poza tym wycięli kilka moich ulubionych scen.
_________________ Ale to mnie nie wzrusza
W mojej głowie wciąż susza
Bo parasol określa ich byt
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum