Sugerujesz że głowna postać była murzynem? : > Czarni to przypadek gdy brązowy pigment przykrywa w jakimś stopniu różowośc skóry - ale usta, spód dłoni, oczy (żyłki) nadal zostają barwione przedewszystkim wewnętrzną czerwionią i są różowawe. I jest to widoczne. Zobacz jak wygląda martwy murzyn (bez krażąnia czerwonej krwi) a żywy murzyn - różnica w kolorze skóry wychwytywalna na pierwszy rzut oka. Zabarwienie krwi determinuje w mniejszym lub większym stopniu cały wygląd człowieka, może prócz słabo ukrwionych włosów. : p
Zobacz jak wygląda martwy murzyn (bez krażąnia czerwonej krwi) a żywy murzyn - różnica wychwytywalna na pierwszy rzut oka.
Co Ty mi proponujesz? No więc można to samo przyjąć w tym wypadku, a reszta rzeczy jak żyłki w oczach nie była opisywana... w końcu kto by się w Dzbanie przyglądał oczom drugiej osoby? Z drugiej strony jest to w dużej mierze fantastyka i na takie rzeczy przymyka się oczy... z drugiej strony to co zauważone zostało wcześniej. Komiksowość opisów, taka zaletę (dla mnie to plus, dla innych może być minus) przejawia Gaiman w swoich utworach. Najbardziej było to widoczne (czyli niewidoczne) w Chłopakach Anansiego, kiedy przez całą powieść nie było powiedziane prawdę mówiąc nic o wyglądzie Charliego głównego bohatera... nie było powiedziane bezpośrednio, bo cały wygląd łącznie z tym, że facet jest czarny jest tak oczywiste, że aż to ciężko dostrzec. :D Komiksowość opisów może płatać takie figle.
_________________ "Życie... nienawidź je lub ignoruj, polubić się go nie da."
Marvin
No więc można to samo przyjąć w tym wypadku, a reszta rzeczy jak żyłki w oczach nie była opisywana...w końcu kto by się w Dzbanie przyglądał oczom drugiej osoby?
Mad, ale coś takiego rzuca się w oczu odrazu - już nie mówiąc o sytacjach z strażnikami, kolegami z pracy którzy spotykają się na codzień czy chociażby kochanią głownego bohatera która jego wyjątkowośc zauważyła dopiero gdy ten nacioł sobie skóre (wiem że autor nigdzie nie pisał o tym że patrzyła mu w oczy ale chyba możemy to założyć skoro skoro rozmawiali a później się tłamśili w łożu?). Dlatego drążę.
MadMill napisał/a:
Z drugiej strony jest to w dużej mierze fantastyka i na takie rzeczy przymyka się oczy...
Nie draznij. Przez takie teksty uznaje się fantastyka za literature II gatunku własnie.
Doczytałem dalej, ale te zdanie szczególe jest mi piaskiem w oku. : > Bo jeśli fani zaczynają dawać fory fantastyce "bo to fantastyka" to nie dziwię się że niektórzy krytycy z zewnątrz patrza na ten gatunek z pobłażaniem i protekcyjnie.
Pfff...
Nie chce bronić autora, pewnie sam się wypowie, ale ciągle nie mogę uznać, że Łako ma rację. Wyeliminowaliśmy już kolor blizn. Dobra dłonie: jaki masz kolor dłoni? Wydaje się lekko różowawy? No u większości pewnie tak jest, ale przy pracy fizycznej i używaniu rąk w jakiś pracach wcale tak być nie musi. Bardzo często się zdarza, że ręce mają właśnie inny odcień i wcale nie jest to tak widoczne. Bohater był pracownikiem fizycznym i pewnie miał ręce trochę podniszczone. Co do oczu to raczej by nie było widać, niż by się czymś wyróżniały. Miód, przyjmijmy kolor żółty, wpadający w jasny brąz, na białku oka będzie mało widoczny... aż sprawdziłem, nie na oku, a na czym innym, bez masochizmu. Czy to coś dziwnego, że nie ma się podczerwienionych oczu? Są ludzie, którzy nie siedzą dniem i nocą przed kompem i oni np. nie mają z tym problemów.
Łaku napisał/a:
Zabarwienie krwi determinuje w mniejszym lub większym stopniu cały wygląd człowieka, może prócz słabo ukrwionych włosów. : p
A albinosi mają wodę zamiast krwi, taaa.
Wiem wchrzaniłem się w dyskusję z Łakiem, sam jestem sobie winien! ;P
_________________ "Życie... nienawidź je lub ignoruj, polubić się go nie da."
Marvin
A jak myślisz czemu albinosi mają czerwone oczy? : > Mad ja wiem że skóra ma swój własny kolor. Ale naczynia krwionośne zabarwiają ją tak a nie inaczej i stąd jej naturalna barwa (właściwie nienaturalna bo skrzywiona przez czerwień).
Swoją drogą żeby podwierdzić swoiją teze skorzystałem z google wpisując "blady murzyn" wyskoczył mi link do forum ratownica medycznego gdzie omawiają problem sinicy u czarnoskórych. Z odpowiedzi wynika że murzyn z sinicą (a to jeszcze nie jest trup, ani inny kolor krwi!) dosłownie szarzeje, a usta robią mu się koloru "śliwki węgierki". Zresztą skonikąd wiem to z jakieś książki pana Kinga, bodajże Desperacji (straszny szit, ale jednak jakiś porzytek jest).
A jak myślisz czemu albinosi mają czerwone oczy? : >
Nie zawsze mają czerwone, maja także niebieskie, chociaż zdarza się to bardzo rzadko. ; >
Łaku napisał/a:
Mad ja wiem że skóra ma swój własny kolor. Ale naczynia krwionośne zabarwiają ją tak a nie inaczej i stąd jej naturalna barwa (właściwie nienaturalna bo skrzywiona przez czerwień).
Ja nie twierdzę, że nie! Jakbym tak twierdził to bym musiał na głowę upaść. Ja twierdzę, ze nie zawsze te naczynia krwionośne są tak widoczne w wyglądzie zewnętrznym człowieka.
Łaku napisał/a:
Z odpowiedzi wynika że murzyn z sinicą (a to jeszcze nie jest trup, ani inny kolor krwi!) dosłownie szarzeje, a usta robią mu się koloru "śliwki węgierki".
W tym samy wątku napisali, że usta czarnoskórego mogą mieć odcień niebieskawy czyli rozpoznanie sinicy staje się bardzo trudne. Czyli utknęliśmy.
Łaku napisał/a:
Zresztą skonikąd wiem to z jakieś książki pana Kinga, bodajże Desperacji (straszny szit, ale jednak jakiś porzytek jest).
Co Ty bidoku czytasz.
_________________ "Życie... nienawidź je lub ignoruj, polubić się go nie da."
Marvin
Mad ale w takim razie mogą ci przyznać racje ale tylko w wypadku:
- jeśli pigment głównego bohatera "Miodu..." był powyżej średniej nawet czarnoskórych,
- miał on nigdy nie przekrwione oczy (napewo od pracy przy piecu i dzielnicach pełnych dymu : p)
- i mówił praktycznie nie otwierając ust. : >
No własnie - z tego opisu wynika że blizny głównie go wyróżniła w wyglądzie. Pytam się bo wiesz - na początku wyobrażał go sobie własnie jako normalnego pokiereszowanego "różowawego" człowieka - dopiero później zaczełem myśleć że przecież kolor krwi powinien w znaczący sposób wpływać na wygląd zewnętrzny i wpadłem w konfuzje - jak w końcu wyglądał głowny bohater. : d Bo jeśli miał 'miodową" skórę a nie "różową" to chyba na to powinni wszyscy zwracać uwagę przy pierwszym rzucie oka (bowiem jednostki o tej krwi nalezały do skrajnej rzadkości, szczególnie w Dzbanie, z tego co zrozumiałem), powinni za nim ganiać czerwoni (czyści? zapomniałem nazwy) i tak dalej.
Spróbuję wyjaśnić więc, jak ja to sobie wyobrażam. Od razu zaznaczę, że jestem w o tyle wygodniejszej pozycji, że po pierwsze, w przeciwieństwie do czytelnika pewne rzeczy wiedziałem jeszcze zanim usiadłem do pisania, po drugie dlatego, że "Miód..." jest częścią większej całości i ja ten obraz całościowy znam, a czytelnik (jeszcze) nie.
Ale najpierw cytowany przeze mnie fragment - mówił nie tyle o wyglądzie bohatera, co o jego odczuciach.
Przede wszystkim, jest to opis słowami samego Gebneha, z jego punktu widzenia. Przez większość życia żył on w Cyrku Anabora, gdzie traktowano go... no wiadomo jak. Nagle sytuacje się zmieniła. Nawet jeśli grabarze zauważali inność Gebneha, on sam z pewnością nie zauważał tego, że oni zauważają. Dlaczego? Bo do tej pory traktowano go raczej jak drogocenny przedmiot, ale przedmiot. Teraz tratuje się go jak człowieka. Istotna różnica. W oczach samego Gebneha, jest on teraz traktowany zwyczajnie. Jego zdaniem zwyczajnie. Tak jak on sobie wyobraża, że traktuje się kolegę z pracy, a nie chodzące naczynie na narkotyk.
Następna rzecz. W Vakkerby pewne dziwności są postrzegane zupełnie inaczej, niż u nas. Tam sześcioręka dziewczyna wzbudza czasem głębokie zdumienie, żywe emocje, czasem staje się obiektem drwin, niekiedy otwartej agresji, a czasem wzruszenie ramion. A i to są rzeczy względne, bo w takiej na przykład Dzielnicy Tykwy byłaby zbyt "normalna". W każdym razie, niezależnie od rodzaju i stopnia natężenia reakcji na widok takiej osoby, nie jest ona tam w gruncie rzeczy jakimś znowu wielkim dziwactwem. U nas wzbudziłaby raczej szok, panikę i omdlenia, prawda? Więc jakiś tam odcień skóry nie jest znowu tak ważnym wyróżnikiem. Nie tam.
Co jeszcze... Gebneha wyobrażałem sobie jako osobę bardzo bladą. Uznałem też, że o ile czerwona krew faktycznie wpływa na kolor skóry, o tyle złocista miodowa barwa krwi jest na tyle neutralna i zdecydowanie mniej intensywna od czerwieni, że nie wpłynie to jakoś szczególnie na wygląd. A przecież normalni ludzie potrafią mieć niemal białą karnację i nikogo to specjalnie nie dziwi. Żółtawy odcień skóry Mongoloidów również nie wzbudza sensacji. Gebneh jest chyba tylko raz bezpośrednio opisany, przez Tane-tani, i to w jednym bodaj zdaniu. Że ma jasne włosy, chmurne i posągowe oblicze. Opis nie jest całościowy, jest wpleciony w rozważania, więc może pomijać co się żywnie podoba.
Niestety, nie sposób sprawdzić, jakby to było naprawdę, ale też chyba nie ma takiej potrzeby. Moim zdaniem Gebneh ma urodę bladego blond-surfera o jasnej, lekko złotawej karnacji. Na tyle niewyróżniającej się, żeby nikogo w Vakkerby nie dziwić. Gebneh wspomina przecież, że wszyscy w Domenie Dzbana są przesiąknięci do cna magicznymi zanieczyszczeniami. Niemal wszyscy są tam w jakimś stopniu skażeni, a różnego rodzaju zniekształcenia ciała pojawiają się tam wcale nierzadko. I to nie tylko te niechciane, bo niektórzy celowo przekształcają swoje ciała, korzystając z pomocy nielegalnie działających zaklinaczy, o działalności Technomagicznego Zakonu Braci Konstruktorów nie wspominając. W nadchodzącej książce na przykład pojawią się w jednej scenie wspomniani/niane przez Tane-tani molosy - mężczyźni na własne życzenie przekształceni w zezwierzęconych osiłków, za cenę utraty pierwszorzędowych i drugorzędowych cech płciowych. Natomiast bojówki Czystych obierają sobie za cel ataków raczej tych, którzy w dość znacznym stopniu odbiegają od przyjętych standardów. Oczywiście to, na ile ktoś nie pasuje do modelu, często zależy od ich humoru, no ale zwykle chodzi raczej o osoby pokroju choćby Tane-tani - czyli z daleka rozpoznawalne jako "zanieczyszczone".
Jeszcze inną rzeczą jest, że czytelnik tak naprawdę nie wie, jak reagowali na Gebneha inni grabarze. Po pierwsze, czytelnik poznaje Gebneha, jako grabarza z bodaj kilkumiesięcznym stażem. Zdążyli się więc już przyzwyczaić. Zresztą nie takie rzeczy widywali... Po drugie, narratorem jest Gebneh, który jak już wspomniałem na bazie porównania z poprzednio prowadzonym trybem życia, czuje się teraz wyjątkowo "normalnie". I pewnie nawet gdyby koledzy patrzyli na niego krzywo, nie zauważyłby tego. Z kolei Allani postrzega Gebneha w ogóle jako coś bardzo egzotycznego - dla niej jest w pierwszej chwili przede wszystkim nędzarzem z Domeny Dzbana, czyli kimś w rodzaju Murzyna dla osiemnastowiecznej młodej szlachcianki, trzymanej w rodzinnym dworku jak pod kloszem.
Fragmenty, w których narratorką jest Tane-tani, w ogóle siłą rzeczy mają określony charakter, a Tane-tani często podkreśla ogólną wyjątkowość Gebneha, którego zna od lat, i do wyglądu którego zdążyła się dawno przyzwyczaić. Zresztą kto jak kto, ale ona...
W ogóle to sądziłem, że być może wcisnąłem gdzieś babola, opisując dokładnie wygląd Gebneha, ale na szczęście uniknąłem tego. Dla mnie jest to jasnoskóry koleś, taki złoty blondyn i tyle. Mieści się w granicach tolerancji, jak na Vakkerby.
No i jest Hadora.
I tutaj podeprę się zdaniem wypowiedzianym przez Roda Serlinga: "science fiction czyni nieprawdopodobne/niewiarygodne możliwym, zaś science fantasy sprawia, że niemożliwe staje prawdopodobne/wiarygodne."
Taką przyjąłem konwencję
Łaku napisał/a:
MadMill napisał/a:
Z drugiej strony jest to w dużej mierze fantastyka i na takie rzeczy przymyka się oczy...
Nie draznij. Przez takie teksty uznaje się fantastyka za literature II gatunku własnie.
Oj, sądzę, że to nie przez takie rzeczy Chyba nikt nie ma zarzutów do Schulza o to, że jego ojciec zmienia się w karalucha? A to jest raczej ten rodzaj "dziwności", niejako wpisanej w konwencję. Np. Byhtra - facet z rogiem na czole - i inne tego typu rzeczy. To ta fantasmagoria, o której wspominałem, i która stanowi nierozerwalną część tego świata i sposobu opisywania go. Jest to zupełnie inny rodzaj "błędu", niż rycerz w klasycznym fantasy, pływający w zbroi płytowej, albo świat, w którym istnieją typowe dla siedemnastego wieku obwarowania, choć nigdy nie znano tam armat. To bardziej jak wiedźmińskie piruety - rzecz w przypadku zwykłego wojownika wręcz idiotyczna, ale przyjmujemy na wiarę, że w wykonaniu wiedźmina były czymś niezwykle skutecznym
A fantastykę uznaje się za literaturę drugiego sortu raczej z powodu jej naiwności (głównie psychologicznej), prostoty formalnej, wtórności gatunkowej, oddalenia od "tu-i-teraz", oraz skupiania się bądź to na komercyjnemu schlebianiu czytelniczym popędom, bądź na akademickich rozważaniach, zwykle oderwanych od tzw. "rzeczywistych problemów"
To raczej sami fantaści czasem skupiają się miast na meritum, to na tym, czy taki a owaki robot byłby fizycznie w stanie obrócić się o tyle i tyle stopni A temu autoru mogło chodzić akurat o psychikę tegoż robota, nie o motorykę
Trochę się pewniej poczułem, a i ciekawie się zapowiada zapowiedź drukowanego tworu.
Dabliu napisał/a:
Tam sześcioręka dziewczyna wzbudza czasem głębokie zdumienie, żywe emocje, czasem staje się obiektem drwin, niekiedy otwartej agresji, a czasem wzruszenie ramion.
No bo (moja polonistka by dostała zawału za rozpoczęcie zdania od "no bo"... ale co tam ) właśnie się po wypowiedzi Łaka poczułem niepewnie... Podczas lektury czy to "Miodku" czy "Zemsty" przyjąłem za pewnik, że "odmieńcy" są czymś mniej lub bardziej naturalnym w Vakkerby. Z tego też wywnioskować było można, że ktoś z rogiem na czole czy też z miodem zamiast krwi nie wzbudza większych emocji i zdziwienia. Jak Łako zaczął z tą "pigmentacją" to zacząłem wątpić i wynikało z tego, że Gebneh jest kimś super, hiper odmienionym i w mroku świeci jak żarówka...
Dabliu napisał/a:
Gebneh wspomina przecież, że wszyscy w Domenie Dzbana są przesiąknięci do cna magicznymi zanieczyszczeniami.
No więc dobrze mi się zdawało.
Dabliu napisał/a:
BTW, fajna dyskusja się rozwinęła
To jeszcze nic. Jak wyjdzie książka to dopiero będzie co analizować (czepiać się ;P ), jeśli tyle wynikło z jednego opowiadania.
_________________ "Życie... nienawidź je lub ignoruj, polubić się go nie da."
Marvin
przyjąłem za pewnik, że "odmieńcy" są czymś mniej lub bardziej naturalnym w Vakkerby. Z tego też wywnioskować było można, że ktoś z rogiem na czole czy też z miodem zamiast krwi nie wzbudza większych emocji i zdziwienia.
Myślę, że w miarę dobrze oddaje to wypowiedź Byhtry w "Zemście...", gdy zjawił się w knajpie "Wypięte Pośladki":
Byhtra napisał/a:
Usiadłem przy barze, wzbudzając niezdrowe zainteresowanie wśród kilku tubylców, zbyt naprutych, by wyczuć bijące ode mnie sygnały typu: „trzymaj się z daleka, bo skończysz z czaszką popękaną w czterdziestu miejscach”.
To mój wygląd. Przez niego nigdy nie mogłem opędzić się od ciekawskich spojrzeń. Założę się, że większość osób nieczęsto widywało dwumetrowego bydlaka z grubym rogiem wyrastającym z czoła. Na szczęście owe dwa metry i postura dorodnego odyńca sprawiały, że spojrzenia te zazwyczaj dość szybko odwracały się, szukając czegoś wielce interesującego na ziemi lub gdzieś w oddali. Poza tym znano mnie tu i ówdzie...
Uznałem też, że o ile czerwona krew faktycznie wpływa na kolor skóry, o tyle złocista miodowa barwa krwi jest na tyle neutralna i zdecydowanie mniej intensywna od czerwieni, że nie wpłynie to jakoś szczególnie na wygląd.
No ale sam brak czerwonego barwnika zmieniał by wygląd bardzo mocno. ; )
Dab, czyli mamy rozumieć że Geb zamiast rumienić się - zezłociwał się? I ogólnie wyglądał na faceta z dalece posuniętą żółtaczką, czy przedstawiciela rasy mongoidalnej (jeśli chodzi o kolor skóry nie rysy)? I miał ciemnozłote usta?
I można by go namalować takimi barwami:
?
MadMill napisał/a:
Podczas lektury czy to "Miodku" czy "Zemsty" przyjąłem za pewnik, że "odmieńcy" są czymś mniej lub bardziej naturalnym w Vakkerby. Z tego też wywnioskować było można, że ktoś z rogiem na czole czy też z miodem zamiast krwi nie wzbudza większych emocji i zdziwienia. Jak Łako zaczął z tą "pigmentacją" to zacząłem wątpić i wynikało z tego, że Gebneh jest kimś super, hiper odmienionym i w mroku świeci jak żarówka...
Mad nieporozumienie. Z jednej strony Gebneh jest napewo odmieńcem co rzadkoscią nie jest, ale napewo należy też do tej wąskiej grupy odmieńców stworzonych specjalne, a i w tej grupie jest wyjątkiem bo jakimś cudem żyje na wolności. Napewo więc jest wyjątkowy, jest wyjątkiem od reguły. I moja wątpliwość zasadza się na tym, na ile ta wyjątkowość jest widoczna.
Bo np. Allani zdaje się wiedzieć co to jest "pojemnik na nektar" a mimo to nierozpoznaje Gebneh dopóki ten sam nie nacina sobie skóry. Wnioskuje więc że jednak po wyglądzie Geba, nie jest to widoczne... co konfrontuje się u mnie z kolei z tym co napisałem powyżej. I jestem w konfuzji.
A co do fantastyki do ja to rozumiem tak - jeśli autor ingeruje w prawa fizyki, biologii itp specjalnie by osiągnać jakiś efekt (fantasmagoria, horror, obrzydzenie, psychologia postaci) to spoko. Dlatego np. nie męcze Dablju o to co przenosi tlen w krwi Geba jak nie hemoglobina. Poprostu wiem że złota krew to pewien celowy zabieg artystyczny. Gorzej jeśli mamy do czynienia z tym że zmiany jakie wprowadza autor w świat wymykają mu się spod kontroli, i niejako same przez się produkują głupoty - np. ww. pływanie w zborii płytowej. I właśnie w przypadku tych drugich denerwuje mnie syndrom "co się czepiasz to tylko fantastyka". Veto! Fantastyka również może być przemyślana i nawet w zmianach rzeczywistości mieć określony sens i przemyślane konsekwencje a nie "a tu zmianimy to, a to tu, a temu damy to" i robi się fantastyczne burdello boom boom. : p Dodam że dla mnie wzorem przemyślanej fantastyki jest Dukaj, który w gruncie rzeczy wprowadza jedną zmiane rzeczywistości a później z niej logicznie wyprowadza wszystkie konsekwencje tej zmiany w psychologii, fizyce, biologii.
Miód ma różne barwy od brązu do prawie białości. To zależy z czego sobie pscółki go zrobią.
Łaku napisał/a:
Mad nieporozumienie. Z jednej strony Gebneh jest napewo odmieńcem co rzadkoscią nie jest, ale napewo należy też do tej wąskiej grupy odmieńców stworzonych specjalne, a i w tej grupie jest wyjątkiem bo jakimś cudem żyje na wolności.
Tak jak Tane-tani czy Byhtra (nie czytałeś "Zemsty jednorożca" jak dobrze pamiętam, to główny bohaterem z rogiem na środku głowy xD ), jak Dabliu napisał świat opisywany w tym opowiadaniu jest przez Gebneha i Tane-tani, oni jak "odmieńcy" pewnie też inaczej postrzegają siebie samych.
I temu nie widzę aby coś się ze sobą gryzło czy nie zgadzało.
Mogą być spoilery z Miodku
Łaku napisał/a:
Bo np. Allani zdaje się wiedzieć co to jest "pojemnik na nektar" a mimo to nierozpoznaje Gebneh dopóki ten sam nie nacina sobie skóry. Wnioskuje więc że jednak po wyglądzie Geba, nie jest to widoczne... co konfrontuje się u mnie z kolei z tym co napisałem powyżej. I jestem w konfuzji.
Tylko jak dobrze pamiętam Allani w tym "siedzi" - pośrednio. Wie co to takiego, ale jest rozpieszczona i chowana pod kloszem. Dla niej wszyscy poza murem jej posiadłości to egzotyka. Pewnie nawet nie wie jak wygląda następna ulica czy kolejny dom obok. Wszystko ma u siebie. Świat zna tylko ze swojej posiadłości i z jakiś opowieści.
_________________ "Życie... nienawidź je lub ignoruj, polubić się go nie da."
Marvin
Miód ma różne barwy od brązu do prawie białości. To zależy z czego sobie pscółki go zrobią.
dlatego dałem obrazek z miodami różnych odcieni, hello Mad. : P
drobne spojloreki
MadMill napisał/a:
Tak jak Tane-tani czy Byhtra (nie czytałeś "Zemsty jednorożca" jak dobrze pamiętam, to główny bohaterem z rogiem na środku głowy xD ), jak Dabliu napisał świat opisywany w tym opowiadaniu jest przez Gebneha i Tane-tani, oni jak "odmieńcy" pewnie też inaczej postrzegają siebie samych.
Czytałem. : > Ale w przypadku Tane-tani i Byhtry odmienność jest ewidentna. Swoją droga to zastanawiało mnie dlaczego TT nie nosiła poncha, ułatwiłoby to jej życie. ; ) Dlatego poprostu staram się wyczuć na ile ewidentna jest odmiennośc Geta - czy jest to odmiennośc jaką można maskować, czy odmiennośc równie ewidentna. Bo kolor osocza wskazywał by na to drugie, a z kolei reakcje postaci (grabarzy, strażników, Alliani) wskazują na to pierwsze.
MadMill napisał/a:
Tylko jak dobrze pamiętam Allani w tym "siedzi" - pośrednio. Wie co to takiego, ale jest rozpieszczona i chowana pod kloszem. Dla niej wszyscy poza murem jej posiadłości to egzotyka. Pewnie nawet nie wie jak wygląda następna ulica czy kolejny dom obok. Wszystko ma u siebie. Świat zna tylko ze swojej posiadłości i z jakiś opowieści.
Czyli widząc kogoś o żółtawym zabarwieniu skóry i mając wiedze o miodowej krwi nie wyciągneła wniosków odrazu? Może ona też była blondynką. : P
Tylko jak dobrze pamiętam Allani w tym "siedzi" - pośrednio. Wie co to takiego, ale jest rozpieszczona i chowana pod kloszem. Dla niej wszyscy poza murem jej posiadłości to egzotyka. Pewnie nawet nie wie jak wygląda następna ulica czy kolejny dom obok. Wszystko ma u siebie. Świat zna tylko ze swojej posiadłości i z jakiś opowieści.
Dokładnie. Allani wie o Hadora raczej z domowego "przecieku", więc dopiero na widok krwi zaczyna "kojarzyć fakty" Tym bardziej, iż nie przeszło jej przez myśl, że mogłaby spotkać Hadora na wolności.
Łaku, istnieją miody o rubinowej barwie, które mogłyby nawet imitować barwę krwi. No, akurat tu była ona złocista. Hadora mogli dostawać sztuczną pigmentację, niezależną od krwi, ale tu też uznałem, że tak nie jest. Moim zdaniem Gebneh wygląda więc, jakby miał złotawą żółtaczkę (złotaczkę?), więc mimo wszystko, z uwagi na różnorodność takich niewielkich deformacji wśród mieszkańców Domeny Dzbana (dużo ludzi = dużo ewentualnych form deformacji, a czy ta jest pospolita czy nie, skąd to zwykli ludzie mają wiedzieć?), nie upatrywałbym w tym szczególnej wagi. A przede wszystkim - w tekście tym DZIWADŁA SĄ NARRATORAMI. I to dziwadła, które od jakiegoś czasu nie żyją "na widelcu", a na ich dziwności nie robi się interesu. To bardzo istotne.
No i to, co sam zauważyłeś i co podkreślałem - to celowy zabieg artystyczny, nadrzędny w stosunku do praw fizyki, biologii itp. Cały świat jest właściwie tak skonstruowany, żeby bardziej przypominał szalone malowidło Bruegla czy Boscha, niż techniczną rycinę.
Łaku napisał/a:
Czyli widząc kogoś o żółtawym zabarwieniu skóry i mając wiedze o miodowej krwi nie wyciągneła wniosków odrazu? Może ona też była blondynką. : P
Czy córka lekarza, widząc kogoś o wyjątkowo podkrążonych oczach, zakłada od razu u delikwenta problemy z wątrobą? Zwłaszcza, jeśli zazwyczaj praca ojca nie zaprząta zbytnio jej znudzonej główki...
Swoją droga to zastanawiało mnie dlaczego TT nie nosiła poncha, ułatwiłoby to jej życie.
He he, mój błąd, bo faktycznie w "Miodzie..." nie dałem tego jasno do zrozumienia, ale w Domenie Dzbana lepiej już narazić się na niezręczne spojrzenia (bo z tym jednak zazwyczaj spotykała się Tane-tani w drodze dom-praca-dom), niż sugerować miejskim oprychom, od których tam się roi, że coś się ukrywa pod narzutką. Bo albo to coś cennego, albo jakaś bezczelna konkurencja. Nieliczni mogą sobie pozwolić tam na luksus bezczelnego paradowania z płaszczykiem wyładowanym pod pachami
dlatego dałem obrazek z miodami różnych odcieni, hello Mad. : P
Hello blodi. o.o xD
Spoilery!
Łaku napisał/a:
Czyli widząc kogoś o żółtawym zabarwieniu skóry i mając wiedze o miodowej krwi nie wyciągneła wniosków odrazu? Może ona też była blondynką. : P
Wiele prawdopodobne. Przeglądałem opko aż z tego wszystkiego. Jest nawet powiedziane, ze niektórzy w większości Arystokraci nawet nie zdają sobie sprawy z istnienia takiego "odrzutu" jakim są zwykli ludzie. Więc wcale nie powiedziane jest, ze ona znała się na wszystkim, tylko wiedziała do czego służy "ten" Miód.
Dabliu napisał/a:
No i to, co sam zauważyłeś i co podkreślałem - to celowy zabieg artystyczny, nadrzędny w stosunku do praw fizyki, biologii itp. Cały świat jest właściwie tak skonstruowany, żeby bardziej przypominał szalone malowidło Bruegla czy Boscha, niż techniczną rycinę.
Z drugiej strony w tym opku chyba bardziej miało chodzić o uczucia i niedostrzegane piękno, ja czytając na tym się skupiłem, nawet bardziej niż na fabule czy opisach miejsc/postaci.
I to co wcześniej Łaku napisał o likwidowaniu "odmieńców". Czemu Gebneh nie miał problemów przez swój wygląd. Trzeba pamiętać, ze deformacje różne są wywołane przez pracę w fabrykach i miejscach gdzie wyższa klasa się nie waży udzielać. Oni wykonują prace, których nikt inny nie zrobi, a Złotoręcy(?) nie są głupi, nie mogą pozwolić sobie na to, aby wszystkich odmieńców zlikwidowano, bo zabraknie rąk do pracy i sami będą musieli się za nią wziąć co może spowodować deformacji ich samych. Przecież nad nimi stoją Arystokraci jeszcze, którzy Złotorękich postrzegają jak Złotoręcy postrzegają szarych ludzi. A wiec z Czystymi jest ta sama sprawa, oni mogą sobie pozwolić na agresję do jednostki, ale postawione przed nimi cele likwidacji wszystkich "odmieńców" są tylko i wyłącznie pustą gadaniną. Oczywiście ja to tak widzę. o.o
_________________ "Życie... nienawidź je lub ignoruj, polubić się go nie da."
Marvin
No i skoro nawet Murzyn mieszkający w Moskwie (gdzie żyją tysiące nazi-skinów), jest w stanie przeżyć całe życie bez utraty zębów, to tym bardziej jakiś złoto-blondi w Vakkerby
MadMill napisał/a:
Z drugiej strony w tym opku chyba bardziej miało chodzić o uczucia i niedostrzegane piękno, ja czytając na tym się skupiłem, nawet bardziej niż na fabule czy opisach miejsc/postaci.
Ślepota na piękno, mylenie uczucia z pożądaniem, hipokryzja własnych poglądów i odczuć, mylenie miłości z pragnieniem, iluzja wyjątkowości (własnej i cudzej), zderzenie marzeń/pragnień z rzeczywistością, oraz poboczne, marginalne tematy, np. swoboda vs. wygoda, apologia kobiecej siły etc.
Ślepota na piękno, mylenie uczucia z pożądaniem, hipokryzja własnych poglądów i odczuć, mylenie miłości z pragnieniem, iluzja wyjątkowości (własnej i cudzej), zderzenie marzeń/pragnień z rzeczywistością, oraz poboczne, marginalne tematy, np. swoboda vs. wygoda, apologia kobiecej siły etc.
Jeszcze mam w pamięci Twoją wypowiedź o KNS Wolfe'a. Taki potok słów... ;P
---
Dabliu na Forum Fahrenheita napisał/a:
No staram się, staram. Piszę właśnie drugą książkę i konspekt trzeciej. Poganiacze się znaleźli, no...
Wiem, inwigilator ze mnie straszny. Czemu nic się nie "chwalisz"? ;P Ostatnio jak pisałeś o planach to dopiero powstawał konspekt do drugiej książki.
Czyli dwa pytanka: Jak idzie praca? I które to z projektów poszły pod piórko (ew. klawiaturę )
_________________ "Życie... nienawidź je lub ignoruj, polubić się go nie da."
Marvin
No staram się, staram. Piszę właśnie drugą książkę i konspekt trzeciej. Poganiacze się znaleźli, no...
Wiem, inwigilator ze mnie straszny. Czemu nic się nie "chwalisz"? ;P Ostatnio jak pisałeś o planach to dopiero powstawał konspekt do drugiej książki.
Czyli dwa pytanka: Jak idzie praca? I które to z projektów poszły pod piórko (ew. klawiaturę )
Permanentna inwigilacja
No, jeśli chodzi o książkę oddaną (przypomnę, że jej tytuł brzmi Paramythia Vakkerby: Głową w mur), to niedawno zaczęliśmy prace redakcyjne. Szefom wydawnictwa najwyraźniej spodobało się na tyle (zwłaszcza jednemu z nich; wyznał nawet, że będzie nalegał na ilustracje, których zwykle nie dają do książek debiutantów), że odrobinkę przyspieszyli proces produkcyjny. Choć nie mam pojęcia, na ile. W każdym razie do redagowania poszła szybko.
No i dostałem już umowy na dwie kolejne odsłony Paramythii Vakkerby (bo zapowiedziałem wydawcy, że tyle potrzebuję miejsca na zbudowanie całej mozaiki). Tak więc w chwili obecnej spod klawiatury wyłania się Dziki Mesjasz - planuję napisać to do końca sierpnia. No i pomalutku powstaje konspekt do ostatniej odsłony, zatytułowanej Oblężone miasto. Powinienem to napisać do końca roku.
Reszta to na razie pieśń przyszłości, ale ogólne plany już są. Rok łagodnego światła, czyli całkowity rozbrat z Vakkerby, a konkretnie coś oscylującego pomiędzy dark fantasy/fantasy horror a nieco onirycznym weird fiction. Świat jakby nasz, ale nie nasz
A później epicka (w zamierzeniu) powieść osadzona w świecie związanym z Vakkerby, ale tutaj już zdecydowanie wyjdę poza mury Wiecznego Miasta. Właściwie, to Vakkerby będzie tylko wspomnianą w tekście odległą metropolią. Za to klimat z drugiego bieguna o tyle, że Vakkerby to duszne zaułki, a tamto z kolei wielkie przestrzenie, stepowe karawany, zaginione dzikie plemiona i odległe kraje etc. etc. Tytuł roboczy - Furia.
Może być, Wielki Inwigilatorze?
Szefom wydawnictwa najwyraźniej spodobało się na tyle (zwłaszcza jednemu z nich; wyznał nawet, że będzie nalegał na ilustracje, których zwykle nie dają do książek debiutantów), że odrobinkę przyspieszyli proces produkcyjny. Choć nie mam pojęcia, na ile. W każdym razie do redagowania poszła szybko.
Fajnie, fajnie. Zawsze to jakiś plus. A ilustracje... Fabryka czasami pokazuje, że potrafi zrobić coś świetnego - ilustracje/okładki/oprawa książek Komudy, czy nowa okładka książki Ćwieka. No ale zdarzają się wpadki straszne także... jako dodatek takie ilustracje mogą zachęcić jak wezmą się za to porządnie.
No i cieszą mnie te wszystkie informacje. Trzymam kciuki.
_________________ "Życie... nienawidź je lub ignoruj, polubić się go nie da."
Marvin
Okładki jestem ciekaw. Z ilustracjami jeszcze nic nie jest przesądzone, zobaczymy...
I dziękuję za duchowe wsparcie
Generalnie, życie debiutanta jest okropnie stresujące. Oczekiwanie na konfrontację z oceną czytelników, to jakiś horror Zwłaszcza jak się stawia dopiero pierwsze poważniejsze kroki...
Zwłaszcza jak się stawia dopiero pierwsze poważniejsze kroki...
Trzeba być twardym a nie mientkim. Debiutanci zawsze mają pod górkę... ale za to starym wyjadacza dostaje się za to, że przestają się rozwijać i nie spełniają rosnących z książki na książkę nadziei czytelników. A czy jest się czym stresować? Pewnie tak, ale należy pamiętać, że dobry debiut w takiej samej mierze pomaga co i szkodzi w przyszłości. Są tacy co zaczynali świetną powieścią, a kolejne były do tej jednej porównywane, a są tacy których pierwsze książki były słabiutkie, a teraz radzą sobie bardzo dobrze.
A że napisałeś dobre - może nawet za dobre - opowiadania na początek to teraz są osoby które czekają na książkę z pewną dozą niecierpliwości. Chociaż gdyby opka były słabsze to trudniej by było wydać w ogóle książkę, a czytelnicy nie byliby zainteresowani. Pogmatwane to wszystko.
Bruja napisał/a:
Daj spokój, ja w Ciebie wierzę A to coś! xDDD
Przekupił Cię lizakami? xD
Poradzisz sobie.
_________________ "Życie... nienawidź je lub ignoruj, polubić się go nie da."
Marvin
W sieci właśnie zawisł nowy numer Fahrenheita, a w nim moje najnowsze opowiadanie, właściwie miniaturka, pod tytułem Będę na ciebie czekała. Przyjemnej lektury
Jak przy takim szorcie mogą być spoilery to są one poniżej więc nie czytać. ;P
Taaa... przyjemnej. Faktycznie przyjemnie się zaczyna, aż się zastanawiałem czy to Twoje dzieło czy ktoś Cię podmienił. ;P
Fajne, zmiana nastroju od sielskiej łąki do... no właśnie. Do końca miałem nadzieję na Happy end, a tutaj znowu niepowodzenie*.
---
* ten tekst padły podczas mojej rozmowy z Metz na gg przed chwilą i użycie tego tekstu w moim poście podobno jest plagiatem, ale że podaję źródło - czyli Metz - to już nim nie jest.
_________________ "Życie... nienawidź je lub ignoruj, polubić się go nie da."
Marvin
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum