Korzystając z przerwy świątecznej przeczytałem Bastion, wydanie z 2009, wydawnictwo Albatros. Początki były ciężkie. Czytając kolejne rozdziały cieszyłem się, że captain T. ma tak wysoką skuteczność uśmiercania, gdyż przy niższej Stefan mógłby jeszcze dorzucić kilku/kilkunastu bohaterów jak i wątków. Gdy już wiadomo kto, gdzie, jak i z kim, czytało się lepiej. Czasu przeznaczonego na lekturę (prawie doba) nie żałuję. Było kilka dłużyzn, zwłaszcza pod koniec, ale wrażenia mam jak najbardziej pozytywne. Minusem niestety jest tłumaczenie. Nie rozumiem dlaczego niektóre nazwy własne na siłę były spolszczone (przykłady: napił się gatorady; pochodzi z Portlandu/urodził się w Portlandzie), na co niestety jestem uczulony.
Końcowa ocena: zasłużone 5/6.
A tu parę pytań jakie pojawiły się w trakcie czytania:
1. Czy kojarzycie może w książkach innych autorów postacie bardzo podobne (pod względem psychologicznym) do Toma Cullena? Cały czas coś mi świta, że literatura takich bohaterów ma więcej.
2. Bastion inspirowany był "Władcą Pierścieni". Czy szanowni użytkownicy próbowali wyłapać podobieństwa?
Hmm, też odświeżam sobie Bastion i przyznam, że dawno nie czytałem powieści, przez którą szło by mi się tak lekko. Tyle, że mam wydanie Zyska z 2007 roku i, uwaga, będę rzygał żółcią. Tłumaczenie jest kurwa niechlujne, robione na kolanie, roi się od błędów translatorskich, widać, że tłumacz z realioznawstwa miał poprawkę i kompletnie nie ma słuchu (klasyka gatunku, powracające jak ataki biegunki "spuchnięte gruczoły" zamiast węzłów chłonnych - i co to kurwa jest "karabinek bezodrzutowy"?). W dodatku Zysk musi stanowczo zatrudnić lepszego grafika. Na początek nie musi być dużo lepszy, wystarczy, że będzie miał choć jedno oko. Lektura przyjemna, ale psuje ją niedbalstwo wydawcy. Waaaaaaaaaaaaaaaaagh.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Cioteczka Abigail to wypisz wymaluj Galadriela, czekałem aż stara raszpla skręci sobie kark. No i ten gruby przypominał Golluma, ale Gollum nikogo nie posuwał w rzyć. Chyba.
Stary Ork napisał/a:
Hmm, też odświeżam sobie Bastion i przyznam, że dawno nie czytałem powieści, przez którą szło by mi się tak lekko.
Jak wiele razy wspominałem. Mój ulubiony King (choć nie przepadam za autorem), ale i tak kilka motywów bym wyciął.
Hmm, też odświeżam sobie Bastion i przyznam, że dawno nie czytałem powieści, przez którą szło by mi się tak lekko. Tyle, że mam wydanie Zyska z 2007 roku i, uwaga, będę rzygał żółcią. Tłumaczenie jest kurwa niechlujne, robione na kolanie, roi się od błędów translatorskich, widać, że tłumacz z realioznawstwa miał poprawkę i kompletnie nie ma słuchu (klasyka gatunku, powracające jak ataki biegunki "spuchnięte gruczoły" zamiast węzłów chłonnych - i co to kurwa jest "karabinek bezodrzutowy"?). W dodatku Zysk musi stanowczo zatrudnić lepszego grafika. Na początek nie musi być dużo lepszy, wystarczy, że będzie miał choć jedno oko. Lektura przyjemna, ale psuje ją niedbalstwo wydawcy. Waaaaaaaaaaaaaaaaagh.
Bo w Zysku to generalnie by trzeba zwolnić wszystkich i zatrudnić nową kadrę, wtedy może by nie robili takiej chałtury
Trochę smuci mnie to że wydanie Albatrosa nie poprawiło tych błędów, nie ma ten Bastion szczęścia u nas.
Za mną dwa pierwsze tomy "Mrocznej Wieży" i przyznam, że nie zażarło i ani mnie ten cykl ziębi, ani grzeje. Stąd pytanie: warto brnąć dalej, bo nagle trafi mnie różowy promień z nieba, czy lepiej sobie odpuścić, bo tracę czas? Waaaaaaaaaaaaaaaaaaagh.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Miałem jak ty. Ale brnąłem dalej. Nie spotkałem po drodze niczego, o czym piszesz. Aczkolwiek "momenty" były, jak wprowadzanie bohaterów z innych powieści S. Kinga, czy samego S. Kinga piszącego cykl o Rolandzie. Jeśli cię to kręci, to brnij dalej. Bo to niezły cykl, ale szału nie robi zatem pewnie nic już cię nie spotka lepszego ponad to, co napisałeś. "Wilki z Calla" są męczące.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
No właśnie nic mnie nie kręci, a pizdylion drobiażdżków mnie drażni, plus przenoszenie akcji ze świata Rolanda do naszego; taki zabieg mogę wybaczyć tylko Zelaznemu.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Nie radzę brnąć dalej, zwłaszcza, że do tej pory cię nie porwało. Styl Kinga w "Mrocznej Wieży" jest nużący, snuje historię, która zdaje się nie mieć końca, wiele, wiele słów, w zasadzie setki tysięcy słów, bez których cykl mogłaby się obyć... i lepiej by to dla niego wyszło. Opisy wielu zdarzeń i rzeczy, które są całkowicie zbędne! Wszystko to wpływa na znużenie czytelnika. Może jeśli zabrać z tego cyklu te wszystkie nużące fragmenty, zostałoby kilka stron z podrzędną i tak historyjką... ale przynajmniej nie byłaby ona zanudzająca do granic...
_________________ Życie to dziwka, czytasz za mało, a potem umierasz [Stary Ork]
Zaginiona to zamknięte środowisko, coś jak oddział zamknięty krążący wokół Czarnej Dziury Szaleństwa, najlepiej nie zwracać uwagi na sens bo on tu rzadko występuje [utrivv]
"Finezja perfidii rozumowania ściga się w nich z cyniczną sofistyką" [prof. Waltoś o działaniach PiS dot. wymiaru sprawiedliwości]
Styl Kinga w "Mrocznej Wieży" jest nużący, snuje historię, która zdaje się nie mieć końca, wiele, wiele słów, w zasadzie setki tysięcy słów, bez których cykl mogłaby się obyć...
A ja odnoszę ostatnimi czasy wrażenie, że ogólnie Stephen King najlepiej wchodzi w wieku 15-25 lat. W liceum i na początku studiów zaczytywałem się na potęgę, nie zliczę ile nocy zarwałem na książkach tego autora. Jakiś rok temu spróbowałem poczytać go znowu (a nie czytałem Kinga z 10 lat w ogóle) to uznałem, że albo ja z tego wyrosłem, albo przeczytałem już zbyt wiele innych lepszych rzeczy i moje jaranie się Kingiem było jaraniem się nieoczytanego dzieciaka, albo po prostu King to wcale nie taki znowu geniusz.
Czyta się ok, nie powiem ale dla mnie w tej chwili to raczej takie lekkie czytadła, dupy w żaden sposób nie urywają.
Ja z perwersyjną przyjemnością odświeżyłem sobie Meissnera cykl o Janie Martenie i wspomnienia nie wytrzymały brutalnego zderzenia z rzeczywistością. Po Karla Maya nawet nie sięgam, po co psuć sobie wizję dzieciństwa .
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Za mną dwa pierwsze tomy "Mrocznej Wieży" i przyznam, że nie zażarło i ani mnie ten cykl ziębi, ani grzeje. Stąd pytanie: warto brnąć dalej, bo nagle trafi mnie różowy promień z nieba, czy lepiej sobie odpuścić, bo tracę czas? Waaaaaaaaaaaaaaaaaaagh.
Czarnoksiężnik i Kryształ jest genialny. Jeśli podobały Ci się wspomnienia Rolanda to, cała powieść to jedna wielka retrospekcja i świetna westernowa historia. Jesli nie chce Ci się męczyć cyklu to sięgnij po komiks "Narodziny Rewolwerowca" - niezła adaptacja, choć nieco tnie po niuansach.
Jachu napisał/a:
Styl Kinga w "Mrocznej Wieży" jest nużący, snuje historię, która zdaje się nie mieć końca, wiele, wiele słów, w zasadzie setki tysięcy słów, bez których cykl mogłaby się obyć...
Czarnoksiężnik i Kryształ jest genialny. Jeśli podobały Ci się wspomnienia Rolanda to, cała powieść to jedna wielka retrospekcja i świetna westernowa historia.
Stanowczo dużo bardziej mnie bawiły wspomnienia Rolanda niż pchanie po plaży wózka ze schizofreniczną Murzynką .
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Przeczytałam całość; nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że po pierwszych trzech tomach autorowi powoli skończyły się spójne pomysły i zaczynał rozwlekać akcję, skupiając się na zupełnie nieistotnych szczegółach albo wplatać chyba nie do końca przemyślane motywy. Im dalej, tym więcej zagmatwanych opisów zahaczających o grafomanię, a mniej sensownej akcji.
Romulus napisał/a:
Aczkolwiek "momenty" były, jak wprowadzanie bohaterów z innych powieści S. Kinga, czy samego S. Kinga piszącego cykl o Rolandzie.
O ile w większości przypadków bardzo lubię smaczki powstające przy zastosowaniu mise en abîme i intertekstualnych nawiązań, o tyle tutaj nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że cały ten wątek powstał na zasadzie: "Muszę napisać książkę. Borze dębowy, jak mi się nie chce jej pisać, no ale ludzie czekają, to muszę. Już wiem, napiszę pół książki o tym, jak bardzo mi się nie chce, to strony się same natłuką".
Przeczytałam całość; nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że po pierwszych trzech tomach autorowi powoli skończyły się spójne pomysły i zaczynał rozwlekać akcję, skupiając się na zupełnie nieistotnych szczegółach albo wplatać chyba nie do końca przemyślane motywy. Im dalej, tym więcej zagmatwanych opisów zahaczających o grafomanię, a mniej sensownej akcji.
Dokładnie, niektóre motywy był kompletnie zidiociałe i powodowały u mnie pusty śmiech i komentarze "jemu po tym wypadku dokumentnie rzuciło się na łeb" Prym wiedzie opis sytuacji bodaj z VI tomu, kiedy to Susannah jest uwięziona we własnym umyśle i aby porozumieć się ze swoimi towarzyszami znajduje w swojej głowie pomieszczenie z maszynerią posiadającą pokrętła, podczas kręcenia którymi udaje się złapać sygnał (sic!) komunikacji... coś jak radiostacja Równie absurdalne byłoby tylko podrzucanie ciepłych wnętrzności kota-dachowca i dzięki temu łapanie sygnału Ręce mi opadły...
_________________ Życie to dziwka, czytasz za mało, a potem umierasz [Stary Ork]
Zaginiona to zamknięte środowisko, coś jak oddział zamknięty krążący wokół Czarnej Dziury Szaleństwa, najlepiej nie zwracać uwagi na sens bo on tu rzadko występuje [utrivv]
"Finezja perfidii rozumowania ściga się w nich z cyniczną sofistyką" [prof. Waltoś o działaniach PiS dot. wymiaru sprawiedliwości]
Przeczytałam całość; nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że po pierwszych trzech tomach autorowi powoli skończyły się spójne pomysły i zaczynał rozwlekać akcję, skupiając się na zupełnie nieistotnych szczegółach albo wplatać chyba nie do końca przemyślane motywy. Im dalej, tym więcej zagmatwanych opisów zahaczających o grafomanię, a mniej sensownej akcji.
Proszę notować. Przeczytałem w całości: "Miasteczko Salem", "Cujo", "Desperacja", "Misery", "Lśnienie", "Christine", "Szkieletowa załoga", "Rose Madder", "Chudszy", "Bastion". Kilku innych nie dokończyłem, więc nie wymieniłem. Zadowolony?
Wymieniaj, chętnie coś z listy wybiorę i dla siebie
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Powieści
"Wielki marsz"
"Ostatni bastion Barta Dawesa" -> powieść nie mająca nic z horroru; no chyba, że horroru społecznego
"Bastion" (wymieniony już przez ASXa)
"Misery" (wymieniona już przez ASXa)
"Sklepik z marzeniami" -> dla mnie numer jeden
"Zielona mila"
Zbiory opowiadań
"Nocna zmiana" -> dla mnie numer jeden
Zbiory nowel
"Serca Atlantydów" -> chyba najlepsza 'książka' Kinga, jaką miałem przyjemność czytać
"Cztery pory roku"
"4 po północy"
Wielki marsz już zaliczyłem. Zastanowię się nad Sklepikiem, Nocną a Sercem.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
A ja odnoszę ostatnimi czasy wrażenie, że ogólnie Stephen King najlepiej wchodzi w wieku 15-25 lat.
Ach, wiedziałam że dziecinnieję na starość. W zeszłym roku przeczytałam coś z samochodem (nie to co przychodzi Wam na myśl jak słyszycie o Kingu i samochodzie), i Sklepik z marzeniami (strasznie, strasznie mi się podobał), a teraz podczytując zbiór opowiadań Marzenia i koszmary przesłuchałam sobie Carrie i Lśnienie i jestem bardzo na tak.
Wcześniej nie czytałam, bo raz, jakoś mi nie wpadło w ręce, dwa, po obejrzeniu najstraszniejszego filmu na świecie (TO) w wieku 12 lat oberwałam straszną traumą i się bałam.
_________________ Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.
To może ja też pomogę, jako że trochę Kinga już czytałem.
Książki dobre że ojezu!!!! ja cię!!!! nie mogę!!! niesamowite!!!!:
- Mroczna Wieża (cała, dla mnie: genialne, epickie dzieło)
- Bastion
- Pod kopułą
Świetne książki, zdecydowanie godne polecenia:
- Lśnienie
- Worek kości (najlepszy horror Kinga imo)
- z dzieł Bachmana: Wielki marsz, Ostatni bastion Barta Dawesa, Uciekinier
Dobre książki:
- Miasteczko Salem
- Carrie
- Misery
- Dallas'63
- Desperacja
Książki słabe i bardzo słabe:
- Pokochała Toma Gordona - zdecydowanie najgorsza
- Blaze
- Komórka
Hmm, właśnie sobie uświadomiłem ile książek Kinga jeszcze muszę przeczytać
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum