Hmm... swego czasu nabyłem okazyjnie jedną albo dwie (już nie pamiętam dokładnie) książki z cyklu o Babuni Jagódce i Zbóju Twarodkęsku. Księgarnia miała wyprzedaż . Autorka kreowała ciekawych bohaterów, interesującą fabułę i ogólnie książka byłaby fajną pozycją do przeczytania... gdyby nie straszliwie męcząca stylizacja językowa.
Z książkami Anny Brzezińskiej (przynajmniej tymi o Babci Jagódce - nie miałem jeszcze w rękach cyklu Wielka Wojna) mam ten sam problem co z dziełami Jacka Komudy - oboje straszliwie pragną "uautentycznić" swoje książki używaniem przez bohaterów "odpowiedniego" języka. Chłop MUSI u nich mówić jakąś straszliwą chłopską gwarą, szlachcic staropolsczyzną itp, itd. Tylko brakuje, żeby jakiś obcokrajowiec pojawiający się w powieści szwargotał po swojemu... Stylizacja jest fajna, ale stosowana z umiarem - jedno słówko tu i tam wystarczy. Ale gdy bohater/ka całą książkę używa jakiegoś archaicznego poprzestawianego szyku zdania i co chwila wtrąca zgrzytające w uszach archaizmy... to mnie przechodzi ochota na czytanie czegoś takiego. Po prostu muszą być jakieś granice w dążeniu do "realizmu" przedstawionego świata...
A książkę/ki oddałem do miejscowej biblioteki (nie miałem już miejsca na półkach). Niestety nie znalazły się w księgozbiorze - chyba któraś z bibliotekarek włączyła je do swojej kolekcji
Hmm... swego czasu nabyłem okazyjnie jedną albo dwie (już nie pamiętam dokładnie) książki z cyklu o Babuni Jagódce i Zbóju Twarodkęsku. Księgarnia miała wyprzedaż . Autorka kreowała ciekawych bohaterów, interesującą fabułę i ogólnie książka byłaby fajną pozycją do przeczytania... gdyby nie straszliwie męcząca stylizacja językowa.
A ja uważam, że stylizacja językowa jest świetna i wolałbym jej więcej. Nie każdemu da się dogodzić, jak to zwykle bywa.
Szkoda, że Pani Brzezińska ma męża i dzieci. Gdyby nie te skarby, wówczas moja ulubiona autorka fantastyczna zapewne miałaby więcej czasu na pisanie książek.
Z wielką niecierpliwością czekam na Jej nowe utwory!
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Wiedźmę z Wilżyńskiej Doliny bardzo warto, ale jako ostatni tom opowieści ze świata Twardokęska. Echa wielkich światowych wydarzeń, jak kręgi na wodzie, docierają do Wilżyńskiej Doliny i wywołują zmiany. Książka poważniejsza niż poprzedni tom opowieści o Babuni, ale poważniejsza w taki sam sposób, jak "Rilla ze Złotego Brzegu" poważniejsza jest od "Ani z Zielonego Wzgórza" - początkowe historie, choćby nie wiem jak dramatyczne dla bohaterów, wydają się być idyllą w porównaniu z tymi, do których z zewnątrz w charakterze tła wkracza Zmiana. Jest i wesoło, i smutno, i nawet tragicznie - jak w życiu.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
mad5killz [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-13, 23:07
Okładka do 3-go wydania. Jakie macie odczucia co do hmm dzieła? (:
Cycki na miarę 2011, czar ala Neverwinter Nights, proporcje tułowia, bioder i nóg - koszmar grafika! :D
Gdzieś ten sztylet jakoś dziwnie uciekł. (:
Dla Babci Wierzby z Pocahontas też znalazło się miejsce i to nie jedno! (:
Moim zdaniem okładka z trzeciego wydania jest lepsza niż w drugim (to dopiero było szkaradzieństwo), a oba przebija atrakcyjnością wizualną cudko z pierwszego.
Tak jak lubię twórczość Brzezińskiej solo, tak wydaje mi się, że jej współpraca z mężem daje słabszy efekt. Bardzo krótko na temat pierwszego tomu Wielkiej wojnytutaj.
W takim razie dzięki za informację, może się dam skusić wcześniej, choć już tak długo przetrzymuję książki z biblioteki, że boję się tam pokazać. A moim największym zarzutem wobec tomu pierwszego jest fakt, że to czysta wydmuszka, ot historyjka dla historyjki. Brak jej pazura, mimo obecności smoka.
Tak jak lubię twórczość Brzezińskiej solo, tak wydaje mi się, że jej współpraca z mężem daje słabszy efekt. Bardzo krótko na temat pierwszego tomu Wielkiej wojnytutaj.
Słabszy efekt jest spowodowany lekkim/lżejszym podejściem do tematu w pierwszej niby-części, a nie inną kwestią. Ot, taka konwencja i tyle.
Za to "Na ziemi niczyjej" to już rzecz utrzymana w o niebo poważniejszym klimacie, bardzo konkretna i zapadająca w pamięć. Właściwie nie ma żadnego porównania... Ta książka jest znakomita. Nie ma co się zastanawiać, tylko szybko kupić, wygodnie się rozsiąść/położyć i brać (się) za lekturę!
P.S. Im dłużej będziesz przetrzymywać książki z biblioteki, tym "psychoza" będzie narastać, jak również kara. Najlepszym rozwiązaniem jest udać się tam jak najszybciej, "zadośćuczynić, uzyskać pokutę" i rozgrzeszenie".
Tak jak lubię twórczość Brzezińskiej solo, tak wydaje mi się, że jej współpraca z mężem daje słabszy efekt. Bardzo krótko na temat pierwszego tomu Wielkiej wojny tutaj.
Drugi tom ponoć jest o wiele lepszy, zgarnął kilka nominacji i pozytywnych recenzji.
Między pierwszym a drugim tomem jest przepaść. Pierwszy to jakieś nieporozumienie i lekka zabawa pisarzy nużąca czytelnika. Drugi tom to niezwiązany z pierwszym literacki odjazd, trzy minipowieściowe perełki. Po prostu trzeba przeczytać. Nie zniechęcać się pierwszym tomem.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Ech, zapomniałem o tym i żałuję. Przy okazji polskiej premiery THE BORGIAS na HBO, na stronach stacji pojawił się cykl fajnych artykułów Anny Brzezińskiej związanych z epoką (mniej więcej). Zaczyna się od tego: http://rodzinaborgiow.hbo...-kurtyzan_19186 A pod tekstem są linki do pozostałych artykułów.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Skończyłem Plewy na wietrze i mam ambiwalentne odczucia. Jest to całkiem dobre polskie fantasy, lecz mam też trochę ale.
Powiedziałbym, że widać, iż to pierwsza książka. Nie wiem, jak wyglądał Zbójecki Gościniec, ani jakie zmiany weszły w wydaniu poprawionym, jednak wyraźnie miałem wrażenie, że nie do końca autorka opanowała pisania. Pisania dla czytelnika. Co mnie doprowadziło do tego wniosku, to szereg elementów, mniejszych i większych, które w efekcie były piaskiem w trybach.
Przejdźmy do konkretów. Pierwszym wrażeniem jest nieprzejmowanie się czytelnikiem. Występuje tu stylizacja językowa (dodałbym jeszcze, że "zaawansowana"), rzucenie czytelnika na głęboką wodę w sam środek konkretnego świata oraz długi czas potrzebny aby to zaskoczyło. Znakomita mieszanka, jeśli chce się zniechęcić do czytania. Co prawda, książka odpłaca, kiedy już się rozkręci, ale pierwszym wrażeniem jest nieprzystępność.
Chwali się mediewistyczne wykształcenie autorki. Osobną kwestią jest to, czy quasi średniowieczne fantasy może/powinno być wierne do naszej epoki, jednak w tym wypadku realizm jest obosiecznym ostrzem. Z jednej strony przenosi nacisk na stronę poważniejszą (lepiej, przynajmniej dla mnie odbiera się fantasy realistyczne, niż zmyślone), z drugiej jednak wymaga to dodatkowego wyjaśnienia - jak np. trzymanie włosów luźno, czy kto ma prawo zjeść dziecko. Za dużo realiów spowalnia opowieść, jest zbędne. Podczas lawirowania między zmyślaniem a realizmem Brzezińska, jak na mój gust, stanęła mocno po tej drugiej stronie. Przykładem autora, który osiągnął złoty środek, jest Sapkowski.
Kolejnym elementem, który dawał mi się we znaki, była struktura tekstu. Nie znam się na tym, nie mam wielkiego pojęcia, ale podczas czytania, nie raz, nie dwa, brakowało mi miejsca na złapanie oddechu, odpoczynek. Zamiast tego rozdział ciągnął się i ciągnął, brakowało jakiejś przerwy, przystanku. W wielu miejscach prosiło się wręcz, by zrobić przerwę w narracji, przeskoczyć fragment podróży. Do tego dochodzi irytująca retrospekcja. Czy wręcz życiorysy. Pojawia się jakaś postać, która ma do odegrania rolę w fabule i prędzej czy później w jednym fragmencie jest jej życiorys. Fragmenty historii Szarki - nie ma sprawy, przyczyny zbójcowania Twardokęska - również dobrze wprowadzone, nawet historia Przemęki (chociaż w dziwnym miejscu się pojawia, ni z gruszki, ni z pietruszki jest mowa o jakimś gościu, gdzieś tam daleko od miejsca akcji ) ujdzie. Ale z resztą postaci? Pojawia się bankier - bach, na pół strony historia jego rodziny, student - tak samo, kapłan - również. Irytujące.
Skoro już pojawiły się imiona. Świetnie, swojsko, brzmią Szarka, Twardokęsek, Przemęka i inni, śmiertelnicy. Natomiast te istoty ważniejsze : nur nemruta, Fea Flisyon, Bad Bidmone, Sen Silvar, ANNYONNE, brzmią jak z trzeciorzędnego zachodniego fantasy.
Dodać jeszcze muszę, że najlepiej się czytało gdy nie było mowy ani o Skrzydłokoniu, ani o Jarząbku, z czego dla mnie prosty wniosek - niepotrzebni.
Drobnostką jest już ciągłe zwracanie się do Twardokęska - zbóju (chociaż już w prologu z tego zrezygnował), no chyba, że jest to funkcja na stałe życie; jak również tytułowanie Mroczka jego kamratem (który sam jest nazywany wariacją na temat byłego kupca bławatnego).
No to by było na tyle.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Ciekawe, że niemal dokładnie to co wskazałeś jako wady tej powieści najbardziej mi się w niej podobało Ta jej inność na każdym poziomie, od języka począwszy, przez konstrukcję fabuły, przez budowę świata, po sposób pokazania wszystkiego, z wrzuceniem w sam środek i wydarzeń i świata.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Mam jak Tomasz, ale musiałem do tego dorosnąć, bo pierwsza lektura "ZG" i "ŻH" była raczej męcząca. Kilka lat później, w nowym wydaniu, byłem zauroczony w pełni.
Tixon, to co światowi zarzucasz po przeczytaniu pierwszej części cyklu staje się smaczkiem później (nie mówię o imionach, ten zarzut mam za kompletnie nietrafiony, bo jakby sięgnąć do starego nazewnictwa w naszej kulturze to też brzmi ono równie ciekawie...). Autorka miała cel w takim a nie innym przedstawieniu świata i historii niektórych postaci, potem motywami biograficznymi się bawi, miesza, umieszcza w coraz to nowych kontekstach. A że często akcja stawia więcej zagadek niż odpowiedzi to normalne, właśnie się rozwija i zwalnianie jej spowodowałoby sztuczne rozdęcie cyklu.
Mam jak Tomasz, ale musiałem do tego dorosnąć, bo pierwsza lektura "ZG" i "ŻH" była raczej męcząca. Kilka lat później, w nowym wydaniu, byłem zauroczony w pełni.
To dowodzi, że znacznie szybciej ewoluowałem od Ciebie w sensie właściwego ukształtowania gustu.
"Zbójeckim gościńcem" byłem zauroczony od pierwszego kontaktu.
Tixonku, leniwyś nad podziw i najwyraźniej do mniej wymagających lektur przyzwyczajon (kłania się umiłowanie np. "Czarnej kompanii" Cooka), co jednakowoż nie stanowi najmniejszego usprawiedliwienia dla twych wszetecznych bluźnierstw!
(nie mówię o imionach, ten zarzut mam za kompletnie nietrafiony, bo jakby sięgnąć do starego nazewnictwa w naszej kulturze to też brzmi ono równie ciekawie...
No ale proszę ja Ciebie. Weź postaw obok siebie takie imiona jak Twardokęsek i Szarka, a naprzeciw Bad Bidmone, Sen Silvar. I nic Ci nie zgrzyta?
ASX76 napisał/a:
Tixonku, leniwyś nad podziw i najwyraźniej do mniej wymagających lektur przyzwyczajon (kłania się umiłowanie np. "Czarnej kompanii" Cooka), co jednakowoż nie stanowi najmniejszego usprawiedliwienia dla twych wszetecznych bluźnierstw!
Mag_Droon napisał/a:
Tixon, to co światowi zarzucasz po przeczytaniu pierwszej części cyklu staje się smaczkiem później
Dobra, to ja ujmę inaczej. Osobiście uważam, że jest to całkiem dobre polskie fantasy, z czym mniej bądź bardziej się zgadzacie. Wobec tego odpowiedzcie - dlaczego cykl ten nie ma popularności* odpowiedniej do jakości?
*- za popularność uznaję obecność cyklu w świadomości czytelników fantasy (obecności tematów na forach np), dostępności w bibliotekach, liczbie ocen książek na odpowiednich portalach.
Wg mnie powodem tego jest właśnie ten "piasek w trybach".
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
dlaczego cykl ten nie ma popularności* odpowiedniej do jakości?
*- za popularność uznaję obecność cyklu w świadomości czytelników fantasy (obecności tematów na forach np)
Istnieje, istnieje. Jest to lektura trudniejsza niż Sapkowskiego, którego użyłeś jako wzoru. Wg mnie niosąca po przeczytaniu dużo więcej satysfakcji niż Wiedźmin, ale trudniejsza. Ponadto przeczytaj swój podpis raz jeszcze i pomyśl czy wielu nie obejmuje nim również cyklu Brzezińskiej?
Weź postaw takie imiona królów Polski (po łacinie oczywiście) z imionami chłopów. Nic ci nie zgrzyta? Inna kasta, inne imiona.
Dobry przykład. Ponadto:
Gaelickie, saskie imiona chłopów i francuskie nazwiska szlachty.
Czeskie imiona chłopów, niemieckie nazwiska administracji, etc.
Mag_Droon napisał/a:
Wg mnie niosąca po przeczytaniu dużo więcej satysfakcji niż Wiedźmin, ale trudniejsza.
Polemizowałbym. Jeżeli masz na myśli satysfakcję wynikająca z przyswojenia trudniejszego tekstu, to ok. Nawet się zgodzę, że proza Brzezińskiej jest bardziej dojrzała. Jeżeli chodzi jednak o satysfakcję wynikającą z warstwy fabularnej, przedstawienia losów bohaterów itp., to jestem absolutnie przeciw. Bo Twardokęsek nie jest Wiedźminem, ot co
Mag_Droon napisał/a:
Ponadto przeczytaj swój podpis raz jeszcze i pomyśl czy wielu nie obejmuje nim również cyklu Brzezińskiej?
Wobec tego odpowiedzcie - dlaczego cykl ten nie ma popularności* odpowiedniej do jakości?
*- za popularność uznaję obecność cyklu w świadomości czytelników fantasy (obecności tematów na forach np), dostępności w bibliotekach, liczbie ocen książek na odpowiednich portalach.
Wg mnie powodem tego jest właśnie ten "piasek w trybach".
Popularność o niczym nie świadczy i dobrze o tym wiesz (vide "Wieczny Grunwald"). No i co to są "czytelnicy fantasy"? Masz chyba na myśli fandom polski (ten formalny i nieformalny). Tak, w świadomości fandomu Brzeźińska jak najbardziej istnieje. Ale już poza nim to zjawisko niszowe, a Sapkowski wciąż ma olbrzymią renomę. Zatem w ogólności masz rację.
MrSpellu napisał/a:
Mag_Droon napisał/a:
Wg mnie niosąca po przeczytaniu dużo więcej satysfakcji niż Wiedźmin, ale trudniejsza.
Polemizowałbym. Jeżeli masz na myśli satysfakcję wynikająca z przyswojenia trudniejszego tekstu, to ok. Nawet się zgodzę, że proza Brzeźińskiej jest bardziej dojrzała.
Trudniejszego pod jakim względem? Języka, który jest mniej gładki, tym samym trudniejszy w odbiorze? Na pewno przerobienie naszych słowiańskich tradycji, etymologii i obudowanie ich światem przedstawionym czyni prozę Brzezińskiej bardziej spójną. Wspartą na jakimś konkretnym pomyśle, który można destylować, przez co dojrzalszą. Ale w literaturze fantasy takie zabiegi stanowią głównie tło. Standard. Ciężko tutaj poważnie mówić o dojrzałości i satysfakcji w sensie ogólnym, jak przy równaniu innych lektur jednego rodzaju.
MrSpellu napisał/a:
Jeżeli chodzi jednak o satysfakcję wynikającą z warstwy fabularnej, przedstawienia losów bohaterów itp., to jestem absolutnie przeciw. Bo Twardokęsek nie jest Wiedźminem, ot co
Trochę infantylnie to ująłeś. Jeśli chodzi o fabułę ogólną, znaczy scenariusz, to cykle Sapkowskiego i Brzezińskiej stoją na wyrównanym poziomie. Konikiem AS-a są epizody, właściwie cała fabuła to tylko pretekst dla łańcucha powiązanych ze sobą mistrzowskich scen. Scen, których misterny dowcip i błyskotliwa riposta, sięgające kilku warstw, biją na głowę jakiekolwiek inne w wydanej w Polsce (imo - na świecie) fantasy. Przez to się po prostu płynie.
Jak dla mnie, Brzezińska to liga niżej, jeśli chodzi o klasyczne formy fantasy. Na tej płaszczyźnie wtórna w stosunku do Sapkowskiego, wyraźnie czerpiąca z tych samych wzorców, jednak nie doprowadzając ich do takiej perfekcji. Co nie zmienia faktu, że "Saga o Twardokęsku" (od razu zaznaczam - znam tylko dwa pierwsze tomy) jest świetna i czytałem ją z zainteresowaniem, choć bez uczucia nienasyconego oczekiwania na kolejne części.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum