11 lat to gdzieś 4 klasa podstawówki, no chyba obecne pokolenia nie są tak ułomne żeby za takim matka łaziła i doglądała swojego aniołka.
Oj, nie wiem, nie wiem.
Wprawdzie nie dotyczy to tego wieku, ale byłem wczoraj w zoo we Wrocławiu. Jest tam jakiś park linowy dla dzieci. Nie ma szans, aby bachor wypadł przez te siatki, chyba że miałby zęby ze stali i by je przegryzł. I dzieciaki tam biegały, a raczej starały się biegać po tych siatkowych tunelach i zjeżdżać. A za nimi - madki. A raczej: pod nimi. Takie stadko poruszało się w ślad za swoimi dziećmi. I żeby jeszcze filmowały "wyczyny", ale nie - jak pisałem "Witku, Sritku, Stasiu, Dupasiu, tylko uważaj, tam się przytrzymaj, tego nie dotykaj". Chciałem filmik nagrać i wrzucić z hejterskim komentem na Fejsa, ale najmądrzejsza z żon mnie powstrzymała, dobrotliwie tłumacząc, że nie wypada tak się z ludzi natrząsać. Choć "na żywca" mieliśmy bekę obydwoje. Ale się nie znam, bo nie mam dzieci. A nie chcę wyjść na ramola od tekstów "bo za moich czasów". Choć mnie tak nie trzymano za rączkę i nie asekurowano. A w wieku tych dzieciaków z innymi dzieciakami skakałem na siano z dziadka stajni. Wiem, że to o niczym nie świadczy. Ale chyba dorosło już pokolenie takich lebieg, wypieszczonych i wychuchanych, co przy większym stresie wymiękają.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
To jest, Romku, bardziej złożona sprawa z tym bieganiem za dzieciakami. Temat raczej na nasiadówę przy flaszce. Też się śmialem z takich ludzi, a sam latam. Syndrom późnego rodzicielstwa. Staramy się z tym walczyć z żoną.
W mediach, zwłaszcza w necie, co parę dni o ataku pedofila. Co tydzień śmiertelny wpadek na drodze. Człowiek podświadomie ma wrażenie, że za każdym rogiem czai się zboczeniec, a jadący obok samochód już za chwilę wbije na chodnik. I choć rozumowo staram się przed tym bronić, to emocjonalnie odczuwam niepokój, kiedy stracę córkę (dzisiaj właściwie 5-letnią) z oczu nawet na minutę. Warszafka
Teraz mieszkam na zamkniętym strzeżonym osiedlu z pięcioma małymi budynkami, które sprawiają, że nie ma na nim takiego miejsca, z którego widać byłoby wszystko. Dobre do zabawy w chowanego. W ramach ćwiczeń swojego i jej charakteru, zachęcam córkę do samodzielnego biegania po osiedlu razem z innymi dziećmi (ja pozostaję w jednym punkcie). Na początku, gdy odbiegała dalej i kapowała się, że nie ma mnie obok, był płacz oraz żałosne wołanie. Po kilku takich razach jednak przestała się przejmować i teraz ma na mnie wylane. A ja dalej czuję niepokój, gdy jej nie widzę, nawet wiedząc, że jest 50 metrów dalej, tylko za budynkiem.
Jak się raz wylądowało z młodym na pogotowiu z podejrzeniem pęknięcia podstawy czaszki (z automatu tomograf, czyli też znieczulenie ogólne, czyli jesteś świadkiem jak Ci dziecko wiotczeje w rękach - ryje beret, uwierz mi), to jednak zostaje w człowieku myśl "no niech tak nie lata, bo znowu tam wylądujemy".
Poza tym moje dzieci mają trochę pecha. Młody boreliozę wyhaczył, pierwszy kleszcz w życiu i już z niespodzianką. Na szczęście wyleczone. Młoda zaś wylądowała na dwa tygodnie na neurologii w Ligocie, bo miała epizody utraty przytomności przy skokach temperatury (raz na moment przestała oddychać - prawdopodobnie zbieg okoliczności związany z zatkanym nosem). Chuj wie dlaczego, MRI nic nie wykazało. Dlatego każda infekcja u nas traktowana jest poważnie, z zaleceniem stosowania od strzału Kidofenu do zbijania temperatury. Pod ręka zawsze mamy wlewki do "reanimacji" w przypadku utraty przytomności. Także dwa tygodnie takich wczasów, gdzie miało okazje się oglądać dzieciaki "puszczone samopas" też ryją beret.
O, albo jak młoda puszczona samopas upadła o centymetr od krawężnika, rozwaliła czoło, ale miała na tyle farta, że nie przyrżńęła w ten borsztajn, bo by się mogło skończyć to źle, a nawet bardzo źle.
Co chwile jakieś takie gówna. Tak jestem słaby, jestem przewrażliwiony.
Także Romku, ja wiem że twardy jesteś, ale znajdź trochę zrozumienia dla gościa, który wszędzie widzi same czarne scenariusze.
Młode pokolenie słabe jest, teoretycznie więcej zagrożeń - np. z tą borelioza.
Kleszcze zawsze były ale nie w takiej ilości. Cywilizacja.
Tak samo z samochodami.
choć ilość pedofilów wydaje się wciąż ta sama - tylko teraz wiemy.
Wychowałem się na wielkiej łące-lotnisku-polowym. Dwa razy wylądowałem na ostrym dyżurze pogryziony przez jakieś holerstwa (za gowniaka). Wakacje zawsze w polu (czy to wieś czy namioty) , kleszcze poznałem dopiero w 2003 kiedy co wyjście nad dzikie rejony jeziora Tuczno (czyli przebiezka wokół jeziora) kończyło się wykrecaniem gnojkow.
Wychowałem się na wielkiej łące-lotnisku-polowym. Dwa razy wylądowałem na ostrym dyżurze pogryziony przez jakieś holerstwa (za gowniaka). Wakacje zawsze w polu (czy to wieś czy namioty) , kleszcze poznałem dopiero w 2003 kiedy co wyjście nad dzikie rejony jeziora Tuczno (czyli przebiezka wokół jeziora) kończyło się wykrecaniem gnojkow.
Nigdy nie będzie takiego lata, nigdy.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum