A teraz Ork popiera pomysł który może doprowadzić do likwidcu 80 % bibliotek.
Kurwa
Toudisław napisał/a:
Największy ruch ma koło 18-19. a 8 to za mało sory.
Dzisiaj jest u nas czynne od 11 do 19 Wymagasz od biblioteki dopasowania godzin otwarcia do Twojej wygody? Socjalistyczne myślenie. Jeśli chcesz czytac, to możesz i dojechać 20 kilometrów, i przyjśc wcześniej, roszczeniowcu jeden.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Może zamiast tego faktycznie niech w bibliotekach będzie tylko Mann, Proust i Kafka
Ja pterodaktylę, miałem kiedyś taki koszmar. W bibliotekach i księgarniach mieli tylko Manna, Prousta i Kafkę Nazajutrz przyśnił mi się Gombrowicz
Stary Ork napisał/a:
nie każdy jest młodym, wykształconym, z wielkiego miasta.
I dobrze, bo to jest obelga.
Stary Ork napisał/a:
Ja wiem, że to w Twoim stylu, ale szarzujesz
Overwatch!
A tak poważnie, po wuj nam te wszystkie biblioteki? Przecież są Fakt i Superak? Społeczeństwu wystarczy. I tak jako naród jesteśmy durni i głupi. Czytamy bardzo mało, a czasem nawet wcale. Czytelnictwo w tym kraju dogorywa. I że niby czytelnictwo dogorywa, bo znikają biblioteki? Ja myślę, że zamykają biblioteki bo czytelnictwo dogorywa. Zwyczajnie, są znacznie ciekawsze rzeczy do robienia od czytania książek. Jest przecież telewizja, internet, granie w grę, chlanie piwska i wypalanie fajek, takich 10 PLN za paczkę (bo innych już nie ma). Książki są nudne, jest to rozrywka dla zblazowanych burżujów lub yntelygentów. Co mnie obchodzi złakniony wiedzy, ubogi, ale zdolny dwunastolatek? Gimnazjalistki, licealistki i studentki bez kasy na kosmetyki jakoś potrafią sobie poradzić we własnym zakresie. Tylko trzeba przerobić tekst na "zrobię Ci loda jak kupisz mi książkę"
Stary Ork napisał/a:
Właśnie, niech czytają ci, których na to stać. Pełne poparcie.
A żebyś wiedział! Nie dalej jak w poniedziałek wlazłem do Empiku (swoją drogą mieli tam zajebiste, tanie pędzle syntetyczne, w sam raz do olejowych washy ). No i stwierdziłem, że sobie w końcu kupię jakąś książkę. Pierwszą od... kwietnia 2012? No bo ja lubię kupować sobie książki, a nie cierpię wypożyczać. Wybór padł na Morfinę Twardocha. Spojrzałem na cenę i przeliczyłem na farbki Vallejo. Miałbym cztery nowe kolory. Dorzuciłbym 5 PLN i miałbym pięć kolorów lub figurkę z MO. Następną książkę kupię dopiero, gdy przeczytam to co mam, a czego jeszcze nie przeczytałem. Czyli gdzieś w okolicach 2016 roku. Mi tam biblioteki są niepotrzebne. Mogą zamknąć choćby dziś.
A tak poważnie, po wuj nam te wszystkie biblioteki? Przecież są Fakt i Superak? Społeczeństwu wystarczy. I tak jako naród jesteśmy durni i głupi. Czytamy bardzo mało, a czasem nawet wcale. Czytelnictwo w tym kraju dogorywa. I że niby czytelnictwo dogorywa, bo znikają biblioteki? Ja myślę, że zamykają biblioteki bo czytelnictwo dogorywa. Zwyczajnie, są znacznie ciekawsze rzeczy do robienia od czytania książek. Jest przecież telewizja, internet, granie w grę, chlanie piwska i wypalanie fajek, takich 10 PLN za paczkę (bo innych już nie ma). Książki są nudne, jest to rozrywka dla zblazowanych burżujów lub yntelygentów. Co mnie obchodzi złakniony wiedzy, ubogi, ale zdolny dwunastolatek? Gimnazjalistki, licealistki i studentki bez kasy na kosmetyki jakoś potrafią sobie poradzić we własnym zakresie. Tylko trzeba przerobić tekst na "zrobię Ci loda jak kupisz mi książkę"
Pełne poparcie. Mni ksionżkow, wincy piwa
MrSpellu napisał/a:
A żebyś wiedział! Nie dalej jak w poniedziałek wlazłem do Empiku (swoją drogą mieli tam zajebiste, tanie pędzle syntetyczne, w sam raz do olejowych washy ). No i stwierdziłem, że sobie w końcu kupię jakąś książkę. Pierwszą od... kwietnia 2012? No bo ja lubię kupować sobie książki, a nie cierpię wypożyczać. Wybór padł na Morfinę Twardocha. Spojrzałem na cenę i przeliczyłem na farbki Vallejo. Miałbym cztery nowe kolory. Dorzuciłbym 5 PLN i miałbym pięć kolorów lub figurkę z MO. Następną książkę kupię dopiero, gdy przeczytam to co mam, a czego jeszcze nie przeczytałem. Czyli gdzieś w okolicach 2016 roku. Mi tam biblioteki są niepotrzebne. Mogą zamknąć choćby dziś.
Oblałeś test target priority
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Ponad 60 postów, kiedy mnie nie było
Skoro wyłączyliście mnie z tej pięknej awantury (a muszę dodać, że rozumiem - chociaż z problemami - Toudiego), to chcę tylko powiedzieć, że mój księgozbiór jest od dawna dla krewnych i znajomych otwarty. Mam klasykę, fantastykę, najlepsze fantasy, dobre sf, kilka książek historycznych a i romanse też by się znalazły.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Musiałeś to pisać? Teraz już na pewno mnie nie zaprosi
I o to właśnie mi chodziło. Po Twoim powyższym wpisie poczyta sobie za punkt honoru zaproszenie Cię do swojej obfitującej w zagrabione innym bogactwa, jaskini.
Teraz, gdy został już zdemaskowany, niewykluczone, że będzie miał większe opory przed dokonaniem czynów zakazanych, wszak cały Lud patrzy mu na łapy przyozdobione ostrymi jak brzytwa pazurami, że nie wspomnę o bogatym w kolce kamuflującym pancerzu.
A nawet gdyby..., to przynajmniej zginiesz pomna mądrej przestrogi troskającego się o Twój los Trybuna-Bota, którego złoża skarbów są niewątpliwie większe.
Mimo kwiecistej formy, nadal kwalifikuje się to jako spam.
Proszę przestać.
Fajny artykuł Orlińskiego w dzisiejszej Wyborczej (przeklejam w całości bo zaraz zablokują):
Cytat:
Co wynika z najnowszego raportu o czytelnictwie? Ludzie, którzy nie czytają, nie potrafią także uzasadniać swoich tez inaczej niż skandowaniem: "Kto nie skacze, ten jest pedał", i rykiem w gorylich maskach. Tylko że to nie jest ich wina
Sześć lat temu Ludwik Dorn, wówczas prominentny polityk w rządzie PiS, udzielił kuriozalnego wywiadu Cezaremu Michalskiemu z "Dziennika". Zacznę od cytatów.
"Jeśli chodzi o mój zakres działań, to najważniejszym celem, jaki sobie postawiłem, jest przeciągnięcie na naszą stronę inteligencji technicznej, bo na inteligencję humanistyczną już machnąłem ręką..." - oznajmił Dorn.
Na pytanie Michalskiego o to, co konkretnie PiS chce tej inteligencji zaoferować, odpowiedział: "Po pierwsze, reformę szkolnictwa wyższego, po drugie, plan informatyzacji państwa. To wielkie przedsięwzięcie oznaczające jednocześnie pieniądze i zatrudnienie dla całej masy dobrze wykształconych ludzi, dla firm informatycznych. Do tego autostrady i coś, co przez pierwsze lata będzie miało kadrowo skromny wymiar, ale będzie miało znaczenie symboliczne, a potem obrośnie w ogromne inwestycje - to znaczy program rozwoju w Polsce energetyki jądrowej".
Uderzają mnie w tym wywiadzie dwie rzeczy. Przede wszystkim jego uniwersalność. Gdybym nie zaczął tekstu od zadeklarowania tego, który polityk z której partii ogłosił takie właśnie zamiary, mógłbym się teraz z państwem bawić w zgadywankę.
Wyniki zapewne rozłożyłyby się po równo między wszystkie dotychczas rządzące partie III Rzeczypospolitej. Pod tymi słowami polityka z rządu Kaczyńskiego mógłby się podpisać polityk z rządu Tuska, ale także politycy z rządów Millera, Pawlaka, Buzka czy Suchockiej.
Dorn wyjątkowo lapidarnie opisał wizję programu modernizacyjnego stanowiącego niekwestionowany fundament ideowy III Rzeczypospolitej, akceptowany przez wszystkie partie głównego nurtu. Podobne wątki znajdziemy także w wypowiedziach innych polityków, na przykład w wizjach cyfryzacji ministrów Boniego i Tuska, ale nie kojarzę, by ktoś to wyraził dosadniej od Dorna.
Istotą tych wizji jest fetyszyzowanie namacalnych przejawów modernizacji - autostrad, stadionów, szybkich łączy internetowych - przy jednoczesnym lekceważeniu pytań o wykorzystanie tej nowoczesnej infrastruktury. Cały wysiłek idzie w zbudowanie stadionu, kwestia wymyślenia sensownego planu widowisk sportowych i kulturalnych, które nadałyby tej budowie sens (niekoniecznie ekonomiczny - jakikolwiek!), zawsze schodzi na dalszy plan, o ile w ogóle dopuści się do dyskusji.
I tak dochodzimy do drugiej uderzającej rzeczy w wywiadzie Dorna. To fundamentalna nieprawda takiego podejścia.
Budowa autostrad to mój konik - bo też zresztą na ten modernizacyjny program spoglądam tak jak Żeromski na pozytywizm, z pozycji życzliwego krytyka, który jest nie tyle przeciw budowie infrastruktury, ile ubolewa nad tym, że to się kończy jak budowa drogi żelaznej w "Doktorze Piotrze", sukcesem techniczno-gospodarczym i katastrofą społeczną.
Właśnie dlatego, że śledzę tę budowę bardzo uważnie, wiem, że wąskim gardłem nigdy nie jest niedostatek inżynierów. To nie on był przyczyną zdemaskowanej niedawno przez ABW zmowy cenowej zdemoralizowanych prezesów firm budowlanych (przypominających zresztą występującego w tym opowiadaniu szemranego pana Teodora Bijakowskiego vel Bijaka).
A nawet te zmowy cenowe nie są mimo wszystko najważniejszym problemem. Kalendarz budowy autostradowej obwodnicy Wrocławia wyglądał tak: przez pięć lat przygotowywano decyzję lokalizacyjną (1994-99), przez następne pięć lat walczono z protestami mieszkańców (1999-2004), przez cztery lata z mozołem wyłaniano wykonawcę (2004-08), a potem przez trzy lata budowano (2008-11).
To znaczy, że przez 17 lat, które upłynęły od decyzji o budowie autostrady do jej otwarcia, tylko trzy lata (18 proc.) to czas inżynierów. Konsultacje społeczne z mieszkańcami zajęły pierwsze dziesięć lat, a wyłanianie wykonawcy cztery lata.
To stanowczo za długo - pierwsze 14 lat budowy było katastrofalną porażką w dziedzinie prawa i komunikacji społecznej. Objawił się więc dramatyczny deficyt humanistów. W porównaniu z nimi inżynierowie wykonali swoją robotę śpiewająco (borykając się z powodzią i zatorami płatniczymi).
Wybrałem ten przykład ze względu na jego typowość. Podobnie to wygląda z budową innych nowoczesnych dróg w Polsce. Nigdy nie brakuje inżynierów, zawsze brakuje humanistów. Wąskim gardłem modernizacji Polski cały czas nie jest brak cementu czy stali, tylko brak umiejętności prowadzenia dialogu społecznego. Ale mimo to ciągle mamy "narodowy program cyfryzacji" czy "narodowy program budowy stadionów", a nie mamy "narodowego programu rozwoju więzi społecznych".
Oczywiście, wynika to ze względnej łatwości tego pierwszego i trudności tego drugiego. Łatwiej połączyć Polaków autostradami i światłowodami, niż wytworzyć między nimi więzi społeczne. Na to nie można ogłosić przetargu.
Technokraci powiedzą, że więzi społeczne przyjdą razem z infrastrukturą. Połączmy Radom i Kielce światłowodem, połączmy Toruń i Bydgoszcz szybką koleją, połączmy Warszawę i Łódź autostradą i - pstryk! - mieszkańcy tych miast natychmiast zapałają do siebie szaloną sympatią.
Tak zdają się postrzegać rolę internetu teoretycy z Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji. Gdy już umrą szkoły, muzea i biblioteki, połączy nas facebookowa grupa "Wszyscy Polacy to jedna rodzina", gdzie będziemy wymieniać zdjęcia śmiesznych kotków i złote myśli z Twittera ministra Sikorskiego.
To groźne złudzenie, bo praktycy internetu wiedzą coś, co umyka teoretykom. Sieć nie integruje, sieć atomizuje.
Często używa się w niej słowa "społecznościowy", ale nie należy go mylić z tym, co za społeczność uważamy w realu. "Gra społecznościowa" oznacza grę, w której trzeba płacić żywą gotówką za to, co w tradycyjnych grach dostawaliśmy za darmo. "Serwis społecznościowy" oznacza coś, co teoretycznie jest za darmo, bo sprytnie ukrywa się przed nami mechanizm kradzieży naszych danych osobowych dla odsprzedania ich marketingowi.
Internet integruje nas więc na tyle, na ile to pasuje do modeli biznesowych. A te najczęściej prowadzą do dzielenia nas na odizolowane segmenty, bo tak nas chce widzieć marketing - nie jako społeczeństwo, tylko jako zróżnicowane targety.
Na Facebooku poznajemy najczęściej znajomych poprzednich znajomych z Facebooka. W Google'u znajdujemy treści podobne do tych, których wyszukiwaliśmy przedtem. Spotify puszcza nam piosenki podobne do tych, jakich słuchaliśmy poprzednio.
Tylko ta staroświecka, analogowa kultura papierowych książek i zakurzonych bibliotek może pełnić funkcję integracyjną. To była recepta Żeromskiego na naprawianie katastrofy społecznej po pozytywizmie.
Kultura sprawia, że doktor Piotr Cedzyna naprawi błędy popełnione przez jego ojca z podpuszczenia Bijakowskiego vel Bijaka. Kultura powstrzymuje Pawła Obareckiego z "Siłaczki" przed wejściem w gnuśny układ notabli z Obrzydłówka [przypomnijmy - tworzą go ksiądz, aptekarz, sędzia i naczelnik poczty].
Nasza modernizacja doszła, niestety, na razie dopiero do czasów młodości Żeromskiego, gdy ten - dorabiając sobie jako korepetytor i guwerner - bezlitośnie obsmarowywał w sekretnym dzienniku swoich pracodawców jako ignorantów, chamów, nieuków. I uwodząc ich małżonki, którym podobał się wygadany i oczytany student.
Analogia do tamtych czasów jest tym ciekawsza, że program modernizacji pozytywistycznej tak jak program modernizacji na modłę III Rzeczypospolitej był dziełem inteligentnych i wykształconych ludzi, którzy wyparli się własnego dziedzictwa. Cezary Michalski w tym wywiadzie zresztą zarzuca to właśnie Dornowi, że przecież on sam wywodzi się z tej grupy społecznej, którą teraz chciałby unicestwić na rzecz wyidealizowanej inteligencji technicznej.
"Ależ oczywiście, dlatego znam patologie własnej grupy. Jej nadmierne przywiązanie do idei abstrakcyjnych, do refleksji nad językiem" - odpowiedział na to Dorn najwyraźniej nieświadomy, że przemawia przez niego właśnie ta patologia. Absurdalne przywiązanie do abstrakcyjnej idei i języka modernizacyjnego bez zadania sobie fundamentalnego pytania: Ale dla kogo robimy tę modernizację? Kim będą ludzie jeżdżący tymi autostradami? Jakie treści będą sobie przesyłać tymi cyfrowymi łączami? Dokąd będą latać z tych nowych lotnisk?
W najnowszym raporcie Biblioteki Narodowej, który odnotowuje kolejny spadek czytelnictwa, najbardziej przerażające jest jednak to, że widać go także po uwzględnieniu wszystkich możliwych poprawek na czytelnictwo elektroniczne. Nie czytamy w internecie.
Infantylna wizja modernizacji zakładała, że jak już podłączymy się wszyscy do szybkich łączy internetowych, zaczniemy korzystać z otwieranych zasobów bibliotecznych. Nieprawda, ściągamy "Gangnam Style" i śmieszne obrazki. Kto nie czyta papierowych książek, ten nie czyta też e-booków. Żaden światłowód tego nie uratuje.
Katastrofa społeczna i kulturalna jest teraz największym zagrożeniem dla Polski. Bardziej się jej boję niż recesji. Czy PKB wzrośnie o 1 proc., czy spadnie o 1 proc., to naprawdę drobiazg wobec tego, że zamiast ze sobą dyskutować, bawimy się w zrywanie sobie nawzajem wykładów.
Ale to musi się tak skończyć. Ludzie, którzy nie czytają, nie potrafią także uzasadniać swoich tez inaczej niż skandowaniem: "Kto nie skacze, ten jest pedał", i rykiem w gorylich maskach. Tylko że to nie jest ich wina, III Rzeczpospolita od początku budowana jest kosztem nieustannego trwonienia kapitału ludzkiego i społecznego.
Artykuł rzeczywiście fajny, zwłaszcza fragmenty dotyczące nie szeroko pojętego czytelnictwa, tylko internetu.
A tak na marginesie: dzisiaj koleżanka zapytała mnie, jak skłonić swojego syna do czytania książek. Na moje "a ty czytasz?" odpowiedziała "nnnooo... nie"
_________________ "Wewnątrz każdego starego człowieka tkwi młody człowiek i dziwi się, co się stało".
T. Pratchett "Ruchome obrazki"
A tak na marginesie: dzisiaj koleżanka zapytała mnie, jak skłonić swojego syna do czytania książek. Na moje "a ty czytasz?" odpowiedziała "nnnooo... nie"
Hmm, moja potomka zaczyna czytać w ubikacji... Choćbym chciał, i tak się jej nie wyprę Ale fakt, trudno, cholera, wymagać od dzieci czytania, skoro nie czytają rodzice
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Orliński pisze z sensem, moim zdaniem. Walnijmy sobie jeszcze ze 20 akłaparków, ze 2 stadiony, kilka torów bobslejowych i dla panczenistów (ponoć Polak jakiś wygrał cośtam gdzieśtam).
I zlikwidować biblioteki. Dać tą infrastrukturę jakiemuś przedsiębiorcy, niech zrobi kebabownię, przy okazji rozwiąże problem z bezpańskimi zwierzętami. Wszyscy szczęśliwi, nażarci, a naród jak pełny brzuch ma to i władzę kocha.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
W artykule poruszono, niejako przy okazji, ważki problem, nierozerwalnie związany z czytelnictwem - kreowanie potrzeby specjalizacji na coraz wcześniejszych etapach edukacji (patrz: różne dziwne pomysły na reformowanie liceów ogólnokształcących). Kiedy się młodym ludziom wmawia, że w wieku 15 lat powinni się skupiać na zapoczątkowywaniu swojej przyszłej kariery zawodowej, trudno się dziwić, że mało komu przychodzi do głowy, by po książkę sięgnąć. Bo to przecież poświęcanie czasu czemuś, co wprzyszłości nie zaowocuje kasą. I to w czasach, kiedy wypada wyrzucić z głowy schemat 'usiądę na stołku i zejdę w wieku emerytalnym' i przygotować się na być może częste zmienianie stanowisk i branż, a już na pewno na duże prawdopodobieństwo niedostania pracy w zawodzie wyuczonym. I co się okazuje? Ano że czytelnicy, z ich zazwyczaj bardziej elastycznym sposobem myślenia, mają w takich sytuacjach łatwiej.
Studenty współczesne to straszne zaraza. Myśli to, że interesować się można tylko tym, co się studiuje. I odwrotnie - jak się człowiek czymś interesuje, to musi iść na adekwatne studia (biedni ci, co na jednej pasji nie kończą ). Sama ostatnio notorycznie potykam się o pytania współstudentek 'nie myślałaś o studiach humanistycznych (jestem na medycznych, toż to nie ma z humanizmem nic wspólnego! :D), skoro tyle czytasz?'.
A tak na marginesie: dzisiaj koleżanka zapytała mnie, jak skłonić swojego syna do czytania książek. Na moje "a ty czytasz?" odpowiedziała "nnnooo... nie"
Ja poszedłem z gimnazjalistami do biblioteki i wybrałem dla nich książki do przeczytania.
A Ty co zrobiłaś dla wzrostu czytelnictwa?
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Ja poszedłem z gimnazjalistami do biblioteki i wybrałem dla nich książki do przeczytania.
Teraz będziesz musiał dopilnować, by przeczytali.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Sama ostatnio notorycznie potykam się o pytania współstudentek 'nie myślałaś o studiach humanistycznych (jestem na medycznych, toż to nie ma z humanizmem nic wspólnego! :D), skoro tyle czytasz?'.
Zaczynam się bać o poziom studentek kierunków medycznych, dla przykładu u mnie na GiKu na wykładach 75% czyta jakąś książkę, a dyskusje na ich temat są rzeczą powszechną.
_________________
Ł napisał/a:
Fantastyka jest dziwką Stephesona, a nie Stepheson dziwką fantastyki.
James Joyce napisał/a:
Jest to wiek utrudzonego kurewstwa, po omacku szukającego swego boga.
Winą państwa jest to, że zniechęca do czytania już od najmłodszych lat. Bo jak nazwać inaczej skostniały system edukacji, w którym od lat wałkuje się te same bzdety z "klasyki"? Wszystkie dzieci w szkole wiedzą, że "Chłopi" są dłudzy i nudni, a "Nad Niemnem" da się czytać tylko z pominięciem nadzwyczaj rozbuchanych opisów przyrody. Tylko po co, skoro to nudy potworne? Żeby poznać klasyków? Toż to młodzi ludzie ani klasyki nie poznają (bo nudy, a można ze streszczenia), ani potem po książki nie sięgną (bo nudy, po prostu). Czemu więc nie włożyć więcej literatury nie-klasyczne, np. reportaży, historii z dalszych stron, ale też zwykłej beletrystyki, z której da się wiele wyciągnąć, zaszczepić chociaż w części jakąś chęć poznawania świata. Ale nie, lepszy jest przecież kolejny bzdurny wierszyk z dwudziestolecia międzywojennego, gdzie mało kto naprawdę lubi poezję, a jeszcze mniej jest w stanie wyłowić z niej jakiś sens.
Bze du ry
To wszystko już jest. Podręczniki polskiego zarówno do gimnazjum jak i liceum to mają*. I zaszczepiają**. Tylko trzeba to przeczytać.
*Przejrzyj je. Jest tam fantastyka, fantasy (Sapkowski i Tolkien), powieści realistyczne, eseje, reporterze, powieści podróżnicze, recenzje. Są również omawiane na lekcjach.
** Tak miałem z fragmentem Krainy Chichów. Przeczytałem w gimnazjum, zapaliłem się i chciałem przeczytać całość. A potem dowiedziałem się, że to jest uznawane za fantasy.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Załatwione, dostałem wiadomość, że bardzo się książka podobała i rodzice byli zdziwieni, że ich dziecko czyta. Trochę się tylko martwiłem, że książki są jest nieodpowiednia wiekowo, ale były w bibliotece, c'nie?
(Wiedźmin i Mój własny diabeł, tak dla zainteresowanych).
Zaczynam się bać o poziom studentek kierunków GiKu, skoro u nich 75% na wykładach, zamiast słuchać, czyta książki
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
GilGalad, mój kierunek (dietetyka) może nie jest reprezentatywny dla wszystkich medycznych, ale z 'koleżankami' z roku, gdybym bardzo chciała, mogłabym ewentualnie pogadać o butach i ciuchach z sieciówek. Nie czytają nawet literatury związanej z dziedziną, którą rzekomo studiują, o innej nie wspominając. Na 36 bab jedną widziałam z Kindlem, inna czytuje Dukaja, jeszcze innej pożyczyłam 'Atlas chmur' i teraz nawet możemy o tym pogadać, a z którąś kiedyś rozmawiałam o Martinie. Ostatnio widziałam jedną z '50 twarzami Greya', ale to może przemilczmy. I chyba tyle. Wypowiedzieć się to nie potrafi, konstruować poprawnych wypowiedzi pisemnych też nie bardzo, a to, cholera Collegium Medicum UJ, studia magisterskie -_- Na licencjacie (inna uczelnia) zresztą wcale nie było lepiej.
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
GilGalad, mój kierunek (dietetyka) może nie jest reprezentatywny dla wszystkich medycznych, ale z 'koleżankami' z roku, gdybym bardzo chciała, mogłabym ewentualnie pogadać o butach i ciuchach z sieciówek. Nie czytają nawet literatury związanej z dziedziną, którą rzekomo studiują, o innej nie wspominając. Na 36 bab jedną widziałam z Kindlem, inna czytuje Dukaja, jeszcze innej pożyczyłam 'Atlas chmur' i teraz nawet możemy o tym pogadać, a z którąś kiedyś rozmawiałam o Martinie. Ostatnio widziałam jedną z '50 twarzami Greya', ale to może przemilczmy. I chyba tyle. Wypowiedzieć się to nie potrafi, konstruować poprawnych wypowiedzi pisemnych też nie bardzo, a to, cholera Collegium Medicum UJ, studia magisterskie -_- Na licencjacie (inna uczelnia) zresztą wcale nie było lepiej.
Z jednej strony zgroza, z drugiej - chyba mam jeszcze bardziej przerażającą opowieść. Studia moje - jedne z najbardziej humanistycznych, bowiem dwie filologie skomponowane w jeden kierunek - wykształciły cały szereg pań tłumaczek, które niczego nie czytają, a pojęcie o literaturze (czy to klasyce, czy współczesnej) mają żadne. Na 40 osób z dwóch grup, które znałam, czytało może z 4-5. Na zajęciach z literatury niemieckiej czy angielskiej (które były naprawdę sympatyczne, zwłaszcza te drugie, i naprawdę zachęcające!) panny umierały z nudów, na egzaminach cieszyły się, że mogą ściągnąć i mieć te 'pierdoły' z głowy, no bo kogo to interesuje i po co im to. Oczywiście ich nieczytanie nie wynikało ani z braku czasu, ani z braku pieniędzy na książki, a fajniejszymi tematami były wspomniane ciuchy, buty, kosmetyki. Podczas pięciu lat studiów rozmowę o konkretnej książce odbyłam AŻ jedną - i usłyszałam, że jestem głupia, bo uważam, że "Zmierzch" to gniot (mimo że nie byłam hejterką, tylko miałam solidne argumenty). I wszystko byłoby to dla mnie w gruncie rzeczy do przyjęcia, w końcu różnych ludzi potrzebuje społeczeństwo - gdyby nie ten nieszczęsny kierunek studiów, które sobie wybrały. No bo skoro nawet "humaniści" gardzą książkami, to ja już nie wiem...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum