Terminus to najprawdopodobniej moje najukochańsze polskie opowiadanie SF, może oprócz Psów Agenora Zajdla
Bibi King napisał/a:
pomysły raczej niezaskakujące i nieszczególnie wizjonerskie
Zaskakującym i wizjonerskim było zdemitologizowanie i odromantycznienie przestrzeni, uczynienie głównego bohatera przeciętniakiem pracującym w bardzo prozaicznym zawodzie i pokazanie podróży kosmicznych jako aktywności składającej się w 99% z rutyny i nudy, a w 1% z niewyobrażalnej grozy (ok, opowiadania koncentrują się głównie na tym 1% ). Dziś taka dekonstrukcja to w zasadzie standard, co zrobić.
Bibi King napisał/a:
ile razy można się nabierać na kaprysy i glitche aparatury?
Tyle samo, ile razy można się nabierać na niezdecydowanie i głupotę ludzką; to jest w ogóle chyba motyw przewodni Pirxa, interakcja ułomnych ludzi i zawodnych maszyn w obcym środowisku.
Bibi King napisał/a:
w rezultacie puenty są raz lepsze, raz gorsze; dupy nie urywają
To nie są opowiadania, które powinno się czytać dla puent i zwrotów akcji
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Przesłuchajcie audiobooka w interpretacji Dziurmana (może być trudna do dostania, ale warto) - moim zdaniem genialnie zinterpretowany "Terminus", a inne teksty też świetne. "Ananke" to chyba moje ulubione opowiadanie, ale warto też domknąć klamrę Pirxa czytając/słuchając "Fiasko".
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Pirxa świetnie się czyta, pewnie i dzisiaj, choć to jedna z tych książek, które najlepiej przeczytać w wieku szkolnym. Ja wracałem do tego zbioru kilka razy, ale ostatni raz przed 30.
Pamiętam, że w czasach komuny krytycy literaccy trochę się po nim przejechali. Główny zarzut dotyczył anonimowości bohatera, o którym prawie nic nie wiadomo. Postać jest nie pogłębiona psychologicznie i "nieobudowana" społecznie - nic nie wiadomo o pochodzeniu, rodzinie, związkach uczuciowych, tym bardziej o przekonaniach czy systemie wartości.
Mnie to wówczas nie przeszkadzało, w latach 70 nie szukałem jeszcze w fantastyce wartości literackich. Zresztą, wczesny Lem miał to do siebie, że w pewnym sensie "robotyzował" bohaterów, u niego liczył się temat/problem, bohater był tylko nośnikiem pomysłu na opowiadanie. Może też dlatego, że w tamtych czasach roztropniej było nie wnikać głębiej w ich przemyślenia? Krańcowym przykładem może być powieść Eden, gdzie bohaterowie nawet nie noszą nazwisk - Lem nazywa ich Inżynierem, Pilotem, Lekarzem itd.
Mistrza ta krytyka mocno ubodła, ale po latach przyznał jej rację. Jego styl ewoluował, m.in. Fiasko było właśnie próbą nadrobienia wspomnianych braków w konstrukcji postaci.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
O, widzę, że Lem to delikatny temat Na początek szybki komentarz: tak, "Terminus" wypada zdecydowanie najlepiej z dotychczasowych (5 z 10 mam za sobą, czytam szóste, więc przesadziłem z tym "dwie trzecie" wcześniej). Nie, do "Ananke" nie doszedłem.
Cytat:
To nie są opowiadania, które powinno się czytać dla puent
Osobliwy pogląd. Co rusz Pirx prowadzi (czasem mimowolnie) jakieś dochodzenie, rozwikłuje tajemnice kryminalne, a nas nie powinny interesować puenty? Opowiadanie wymusza dyscyplinę: pomysł, zwartość, początek, koniec, takie tam duperele... Konstrukcyjnie Lemowi nic nie zarzucę, ale pomysły niespecjalnie mnie przekonują. Tyle.
Najprawdopodobniej KS ma rację: trzeba było czytać te opowiadania wcześniej, dużo wcześniej, 30 lub więcej lat temu, na początku przygody z SF. Ale wtedy przeczytałem tylko "Test".
Nowela wymusza dyscyplinę: pomysł, zwartość, początek, koniec, takie tam duperele...
Poprawiłem.
Bibi King napisał/a:
pomysł
Stary człowiek i morze jest dosłownie o facecie wybierającym się na ryby, jakiejś olśniewającej i przełomowej błyskotliwości koncepcji nie stwierdzono. Siła tego tekstu leży gdzie indziej, tak samo z resztą jak opowiadań Lema.
EDIT: Poza tym, umówmy się - rozmawiamy o tekstach, z których najmłodszy ma chyba ponad 50 lat. Jeśli po pół wieku są nadal wartościową literaturą w gatunku, który ma tendencje do szybkiej utraty przydatności do spożycia - dla mnie to jest dowód potęgi Lema jako twórcy. Pomysły się w końcu starzeją, w przeciwieństwie do dobrej literatury.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Nie poprawiłeś, tylko podzieliłeś włos. Twierdzenie, że opowiadanie nie wymaga pomysłu, brzmi nadzwyczaj nowatorsko. Przy czym nie musi to być koniecznie pomysł stricte fabularny - u Hemingwaya faktycznie nie jest. Tyle że Hemingway w SCiM mnie przekonał, a Lem nie.
Mgły nad portem w Barcelonie - Xulio Ricardo Trigo
Napaliłem się trochę na tę powieść bo Barcelona, końcówka XV w., budowa portu, mogło być fajnie. I w sumie nie jest to zła rzecz, choć porzuciłem ją w 1/3. Po prostu okazało się, że to młodzieżówka, niezła, z różnymi aspektami, ale jednak odpowiednio do swojej niszy prosta. A na takie rzeczy szkoda mi czasu. Jeśli masz piętnaście lat, alebo lubisz opowieści niezbyt wymyślne, wyraziste, z jasnym i klarownym przekazem i jednocześnie pociąga cię klasyczna narracja w historycznym anturażu, to chwytaj ten tom bez zastanowienia. Będziesz pan zadowolony.
Raymond E. Feist "Adept magii"
Chciałem sobie nadrobić trochę klasycznej klasyki. Nie wiem, czy to wina debiutanckiego pióra czy też tłumacza (stawiam na opcję nr 2), ale czytało mi się dość ciężko. Sama fabuła jest sztampowa (ok, może przybysze z innego świata nie zdarzają się w opowieściach from zero to hero co chwilę), ale gdyby korekta ogarnęła trochę bardziej, byłoby to całkiem solidne czytadło. Niestety, bez tego daję max 5/10 i odpuszczam kolejne tomy.
ogólnie cały Feist jest/był przehajpowany - to za sprawą crpg.
Jednakowoż - fabuła gdy ją kreślił aż tak bardzo sztampowa nie była (choć oczywiście nic w niej nowatorskiego nie było)
Andrzej zachwalał, Grzegorz wtórował, a zatem "Pamięć, smutek i cierń" - po 54 stronach nudy, że ja nie mogę, oko ucieka, myśli błądzą, jasełkowa ekspozycja świata przedstawionego i główny bohater - popychel, no nie mam punktu zaczepienia, chyba ciapnę w kąt, a czas spożytkuję lepiej np. na sen.
Filmu nie widziałem, najpierw przeczytałem powieść. Zajęło mi to niecały weekend. Bo mocno mnie zassała. Superszybki pociąg chyba z Tokio dokądś tam. Kilka niezależnych postaci, których ścieżki się skrzyżują: pechowy złodziej, były zawodowy zabójca po przejściach, gimnazjalista, dwóch zabójców. I to nie wszyscy. Eleganckie i bardzo dobre retrospekcje. Precyzyjna fabuła, świetnie napisana i trzymająca w napięciu, od pewnego momentu nie chciałem odkładać czytnika. Bardzo fajna estetyka - aczkolwiek fabuła mogłaby chyba dziać się wszędzie, ale może się nie znam. Nie zdziwiło mnie, że powieść zekranizowano, bowiem w trakcie czytania widziałem tą fabułę jak żywą. Film zapewne też obejrzę, kiedy wpadnie przed oczy, aczkolwiek zakładam z góry, że będzie gorszy od literackiego pierwowzoru. Świetna lektura. Piąta gwiazdka ode mnie na Goodreads za to, że sobota i niedziela wyjęte praktycznie z życia. Gdyby nie wczorajsza impreza to pewnie uporałbym się z lekturą przez sobotę.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Andrzej zachwalał, Grzegorz wtórował, a zatem "Pamięć, smutek i cierń" - po 54 stronach nudy, że ja nie mogę, oko ucieka, myśli błądzą, jasełkowa ekspozycja świata przedstawionego i główny bohater - popychel, no nie mam punktu zaczepienia, chyba ciapnę w kąt, a czas spożytkuję lepiej np. na sen.
Tu jest podobny schemat jak we Władcy Pierścieni - początek jest długi i powolny i wiele osób, które próbowało się z tym cyklem zmierzyć, odpadło. To trwa do momentu, jak Seoman wyjdzie z podziemi Zamku.
Jeśli chodzi o fantasy to imo jedna z najlepszych rzeczy w swojej kategorii - czyli nieco dłuższy, dość tradycyjny cykl fantasy. Jednak ja to czytałem za małolata, teraz mogłoby być za późno. Ale czytałem tak z 10 lat temu i dalej było ok.
Natomiast dla porównania - bo pojawił się trzy posty wcześniej - Feist to straszna cienizna w porównaniu do cyklu Williamsa. Bardzo źle to było napisane, a w Betrayal at Krondor się zagrywałem.
Pamięć, Smutek i Cierń te 20 lat temu podobało mi się ogromnie. Takie "klasyczne" fantasy drogi właśnie lubię i wtedy to był dla mnie niedościgniony wzór. Odświeżyłem sobie rok temu i dało się dokończyć bez większego bólu, jednak nie wchodziło już tak jak kiedyś.
Natomiast dla porównania - bo pojawił się trzy posty wcześniej - Feist to straszna cienizna w porównaniu do cyklu Williamsa. Bardzo źle to było napisane, a w Betrayal at Krondor się zagrywałem.
Sam nie wiem skąd się wzięła (w pewnym okresie) popularność R.Feista. Chyba najlepszą "rzeczą" jaka wyszła spod jego pióra(do spółki J.Wurts) to trylogia o jakiejś tam księżniczce w klimacie chiń-jap.
hmm, co do początku PSC a WP - no nie. U Tolkiena to akcja gna na złamanie karku w porównaniu do Willlamsa. Chciałbym powiedzieć coś wincej - ale realnie to czytałem to tak dawno temu, że pamiętam tylko Gandalfa_trolla_Bianabika i suabe okładki 1i 2 tomu oraz zaje$%^& okładkę 3 tomu w 4 częściach (M.Whelan z tego co pamietam)
Sam nie wiem skąd się wzięła (w pewnym okresie) popularność R.Feista. Chyba najlepszą "rzeczą" jaka wyszła spod jego pióra(do spółki J.Wurts) to trylogia o jakiejś tam księżniczce w klimacie chiń-jap.
W PL sporo ludzi kojarzyło z Betrayal at Krondor, to był bardzo głośny (i dobry) crpg.
Trojan napisał/a:
hmm, co do początku PSC a WP - no nie. U Tolkiena to akcja gna na złamanie karku w porównaniu do Willlamsa. Chciałbym powiedzieć coś wincej - ale realnie to czytałem to tak dawno temu, że pamiętam tylko Gandalfa_trolla_Bianabika i suabe okładki 1i 2 tomu oraz zaje$%^& okładkę 3 tomu w 4 częściach (M.Whelan z tego co pamietam)
Napisałem to, co słyszałem od ludzi którzy odstawili WP i od tych, którzy nie przeszli Williamsa. W obu kwestia powolnego początku była decydująca. A te urodziny Bilba, potem dotarcie do Rivendell wcale do super szybkich nie należały.
Ale to oczywiście kwestia preferencji, mnie te wolniejsze początki w obu przypadkach nie przeszkadzały.
Napisałem to, co słyszałem od ludzi którzy odstawili WP i od tych, którzy nie przeszli Williamsa. W obu kwestia powolnego początku była decydująca. A te urodziny Bilba, potem dotarcie do Rivendell wcale do super szybkich nie należały.
Co do wolnych początków to chyba nic nie przebije R. Jordana u niego początek rozwijał się gdzieś tak przez trzy tomy (no może jestem ciut złośliwy ale takiego poziomu wodolejstwa i zawiązywania akcji to nigdy później ani wcześniej nie spotkałem).
_________________ W życiu - oczekujemy co najwyżej sporej porcji bezrefleksyjnej zabawy i przyczynku do dalszej zabawy.
Co do wolnych początków to chyba nic nie przebije R. Jordana u niego początek rozwijał się gdzieś tak przez trzy tomy (no może jestem ciut złośliwy ale takiego poziomu wodolejstwa i zawiązywania akcji to nigdy później ani wcześniej nie spotkałem).
Nie pamiętam, żeby u RJ był ten problem. Wodolejstwo wystąpiło na pewno w okolicach 8 tomu (kilkaset stron posuwało kilka dni akcji do przodu), ale sam początek to - jeśli dobrze pamiętam - dość szybki atak na Dwie Rzeki i potem ucieczka.
Nie chcę strzelać ale ten atak na ich wioskę to nastąpił gdzieś po 100-150 stronach czyli nie tak bardzo szybko. Zresztą nie wiem i WP i Koło czytałem dawno temu, ale koło potrzebowało imo sporo więcej czasu na rozbujanie. 2 tomy KC to jak cała trylogia Tolkiena a to dopiero 1/7 cyklu.
_________________ W życiu - oczekujemy co najwyżej sporej porcji bezrefleksyjnej zabawy i przyczynku do dalszej zabawy.
Nie pamiętam, żeby u RJ był ten problem. Wodolejstwo wystąpiło na pewno w okolicach 8 tomu (kilkaset stron posuwało kilka dni akcji do przodu), ale sam początek to - jeśli dobrze pamiętam - dość szybki atak na Dwie Rzeki i potem ucieczka.
W pierwszym tomie główny bohater dowiaduje się, że jest Wybrańcem.
W drugim tomie główny bohater nie wierzy, że jest Wybrańcem.
W trzecim tomie główny bohater udowadnia sobie, że jest Wybrańcem.
W czwartym tomie główny bohater akceptuje fakt, że jest Wybrańcem.
Dalej nie dotarłem.
Za to szanuję amazonowe Koło Czasu - wypieprzyli większość waty fabularnej.
Nie pamiętam, żeby u RJ był ten problem. Wodolejstwo wystąpiło na pewno w okolicach 8 tomu (kilkaset stron posuwało kilka dni akcji do przodu), ale sam początek to - jeśli dobrze pamiętam - dość szybki atak na Dwie Rzeki i potem ucieczka.
W pierwszym tomie główny bohater dowiaduje się, że jest Wybrańcem.
W drugim tomie główny bohater nie wierzy, że jest Wybrańcem.
W trzecim tomie główny bohater udowadnia sobie, że jest Wybrańcem.
W czwartym tomie główny bohater akceptuje fakt, że jest Wybrańcem.
Dalej nie dotarłem.
Za to szanuję amazonowe Koło Czasu - wypieprzyli większość waty fabularnej.
Nawet serial mnie zniesmaczył - takiego drewna w stojącej wodzie dawno nie widziałem. Autor nie ma pojęcia o literaturze jak mało kto. W sumie to szacun, że tyle tego narąbał.
Google mówi, że na świecie sprzedano prawie 100 milionów jego książek. Wiadomo, opinia jest jak dupa, każdy ma swoja ale bym nie przesadzał. Czy Jordan leje wodę? Leje. Ale IMO nie jest grafomania, po prostu za dużo opisów totalnych pierdół, które nie popychają akcji do przodu. Plus, za dużo postaci. A serial to już totalne gówno.
Zaliczony kolejny Reacher, tym razem Elita zabójców, bo na jej podstawie ma powstać drugi sezon serialu. Szybki przerywnik między lekturami zajmującymi więcej czasu. Zaczynam Trylogię Gigantów Hogana, bo nigdy jej nie przeczytałem, a należy do tych dobrze wspominanych powieści sprzed lat zarówno u nas, jak i wśród angielskojęzycznych maniaków. No i wreszcie kończę Excession Banksa, co zajęło mi wiele czasu. To językowo dla mnie trudna lektura, nie wiem w sumie czemu, bo już wiele lat temu czytałem po angielsku jego trzy powieści z Kultury bez specjalnego wysiłku. Może faktycznie w tej akurat swe cyzelowanie pokrętnych zdań wyniósł na wyższy poziom, a może dlatego, że jest taka nudna? Może jednak jest nudna, bo zbyt wolno ją czytałem. Każda z jego książek wnosi coś do naszej wiedzy o kosmosie Kultury. To wszystko jest bardzo pomysłowe i opowiedziane językiem jak najdalszym od przezroczystości. Mechanizmy rządzące tą cywilizacją ukazane są w działaniu, a nie opisie ( no troszkę tak, ale inaczej powieść byłaby jeszcze grubsza). Sam pomysł z pojawieniem się w kontrolowanej przestrzeni Galaktyki gwiazdy, która wydaje się być starsza od Wszechświata samego, oraz dziwnego tworu wielkości księżyca, który przeczy prawom fizyki jest intrygujący. Coś tak potężnego i zaawansowanego, jak Kultura staje wobec zagadki nie do ugryzienia. W tle rozwija się wojna z inną rasą, która też chce kawałek tortu, choć nie wie czy jest jadalny. Z tym, że tak naprawdę to momenty, gdy coś się dzieje oddalone są od siebie dłużyznami tworzenia tła. Na razie raczej odpocznę od Banksa, tak jak od Ellroya, którego pierwsza powieść, acz krótka, również mnie wymęczyła i zmuszałem się do kontynuacji. Na deser
Inne umysły Godfreya-Smitha, czyli opowieść o inteligencji ośmiornic. Przyjemna, acz nieco rozwlekła.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
No to jestem ciekawy jak Ci Trylogia Gigantów współcześnie podejdzie. ;-)
IMHO na swoje czasy, była bardzo dobra. Ale to były czasy, kiedy sajfaje pisali naukowcy, inżynierowie, astronomowie a nie literaci i to bardzo w tych książkach wychodzi. Bo jako sajfaj, zwłaszcza pierwszy tom, jest rewelacją IMHO. Ale literacko to raczej słabiutko.
Trochę z ciekawości zacząłem czytać Agnieszka Ptak "Zagadka".
Z blurba wychodziło coś na kształt Kodu Leonarda da Vinci skrzyżowanego z Klubem Dumas, a trafiłem na jakiejś wyprzedaży za grosze.
Jestem na około 100 stronie z 400 i powoli zaczyna mnie jednak nużyć.
Ale początek był obiecujący.
Po pierwsze, bardziej Klub Dumas niż Dan Brown (i właściwie mamy na to potwierdzenie wprost w książce).
Po drugie - ciekawy zabieg autorki, w książce, pojawiają się takie "przypisy od autorki" a potem nawet od głównej postaci książkowej. Po prostu leci sobie fabuła, a nagle "stop" i leci komentarz do tej fabuły. Zaczęło się dość ciekawie, bo poszedł opis miejsca zbrodni i ... nagle autorka stwierdza, że przecież nie można tak traktować czytelnika bo opis bardzo właśnie Klub Dumas przypomina. Więc mamy cofnięcie się i znowu leci opis miejsca zbrodni, ale już wszystko wygląda inaczej. ;-) Potem już bardziej pojawiają się komentarze a nawet narzekanie głównej postaci, ze czuje się wykorzystywana itp. ;-) To jest dość niespotykane w książkach, więc jeszcze ma u mnie kredyt zaufania.
Ale powoli się kończy. Bo sama taka zabawa nie może przykryć głupot, jakie robią bohaterowie. Za pierwszym razem jak była piramidalna głupota to wręcz oczekiwałem, ze zaraz pojawi się znowu komentarz, albo "revert" i akcja zostanie poprowadzona jeszcze raz ale inaczej. Niestety nie. Potem drugi raz trafiłem na kompletnie bezsensowne zachowanie i też poszło dalej.
Zobaczymy ile jeszcze wytrzymam i czy będzie to warte mojego czasu.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Wczesne średniowiecze - pod red. Rosamond McKitterick
Tom z serii OXFORD Zarys historii Europy. Zakres czasowy, oczywiście umowny, pomiędzy rokiem 400 a 1000. Sześciu autorów - akademickich historyków i tekst podzielony na sześć tematów: 1. System polityczny, 2. Społeczeństwo, 3. Gospodarka, 4. Religia, 5. Kultura, 6. Europa i świat zewnętrzny. Mimo podziału, rzecz jako całość dobrze dopracowana, uzupełniająca się, bez powtórzeń.
Czytelnik dostaje obraz solidny ale z oczywistych powodów mocno ogólny, jest to interesujący i spójny ale jednak zwięzły zarys. Zamiarem autorów było jako takie rozjaśnienie ciemnych barw w jakich owa epoka często jest postrzegana, i przedstawienie jej jako okresu w którym formowała się baza, fundamenty przyszłego europejskiego organizmu. Oprócz prezentowania wydarzeń i zjawisk, mamy tu więc duży nacisk na procesy.
W mojej ocenie laika, pozycja jest merytorycznie wysokiej jakości. Uzupełniona jest bogatą bibliografią oraz garścią map, ilustracji, chronologicznym spisem wydarzeń oraz indeksem o szerokim zakresie pojęć i nazw.
Mimo wielu zalet, trafiają się drobne minusy. Np. niektóre mapy pokazują Wisłę jak należy, inne zaś mylą jej źródła ze źródłami Bugu. Trafiają się też pomyłki - w spisie chronologicznym powstanie arcybiskupstwa w Magdeburgu datowane jest na rok 968, a w samej treści na 983.
W mojej ocenie pozycja bardzo interesująca. Rzetelna, konkretna, bez bajęd i smoków, dająca klarowny obraz, jednocześnie napisana stylem przystępnym.
8/10
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum