Valis sprzed 25-30 nic nie pamiętam poza tym, że rewelka.
O tak. Drugi tom trylogii też tak pamiętam. Trzeci jakoś mniej. Nabrałem ochoty na przypomnienie i już nawet uzbierałem w nowych wydaniach i zaraz się rzucam.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Valis sprzed 25-30 nic nie pamiętam poza tym, że rewelka.
Może gdybym go czytał 30 albo więcej lat temu, najlepiej upalony/najebany do półprzytomności, inaczej bym na to patrzył. Ale dziś? Phi... Bełkot, zapętlenia i problematyka, której autor zupełnie nie udźwignął. A Palmera przerobiłem w oryginale i nie mam zastrzeżeń do warsztatu. Może przekład jest kulawy? Nie chce mi się sprawdzać.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Valis sprzed 25-30 nic nie pamiętam poza tym, że rewelka.
Może gdybym go czytał 30 albo więcej lat temu, najlepiej upalony/najebany do półprzytomności, inaczej bym na to patrzył. Ale dziś? Phi... Bełkot, zapętlenia i problematyka, której autor zupełnie nie udźwignął. A Palmera przerobiłem w oryginale i nie mam zastrzeżeń do warsztatu. Może przekład jest kulawy? Nie chce mi się sprawdzać.
Widziałem wiele zarzutów co do Dicka, nudne, przekombinowane, ramota, chore, obrzydliwe, ale nie to, że Wielki Paranoik nie potrafił udźwignąć własnego pomysłu. co to to nie, autor, który potrafi sensownie sprzedać idee fixe, że Chrystus był halucynogennym grzybem, potrafi sprzedać wszystko. Jedyne przy czym sam wymiękłem u Dicka to było "Deus irae", ale tu mu zapewne Zelazny narobił mnóstwo smrodu i gówna.
Nie no, Dick z założenia był chory i to była jego zaleta.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Powieść SF z rozmachem, sporo pomysłów, sporo problemów, ładne zazębianie się sporej ilości trybików. Rzecz bardzo klasyczna w konstrukcji ale poziomem komplikacji znacznie przewyższająca historyczne tuzy gatunku. Mamy kres cywilizacji, a nawet dwa, mamy rozwój zupełnie odmiennej, mamy terraformacje, statki pokoleniowe, bitwy kosmiczne, starcia gatunków/cywilizacji, bogactwo zagadnień etycznych, społecznych, naukowych. Do tego mamy sporo akcji, a kamera prezentuje wielorakie punkty widzenia. Powieść nie jest może wyjątkowo oryginalna, niemało tu klocków dobrze znanych, jednak zwykle poukładane są na nowo a dodatkowo znajdzie się kilka elementów nieszablonowych. Kompozycja świata, akcyjna narracja, koncepcja fabularna i problemowa to silne strony Dzieci czasu.
Pochwalić należy autora za poważne potraktowanie aspektu logiki następstw przyczynowo-skutkowych. Tu wszystko ma swój sens, z czegoś wynika, niesie konsekwencje. No, może poza jednym mechanizmem ewolucyjnym rasy pająków, który jest mocno dyskusyjny moim zdaniem. Jeśli jednak przyjmiemy rzecz w konwencji licentia poetica, pomysł działa w sposób przemyślany.
Do stron słabszych należy kreacja bohaterów, bez większych wad ale nijak niewybitna.
Najsłabiej w tym wszystkim wypada robota tłumacza i ekipy korektorsko-redakcyjnej. Np. mylone są liczby z cyframi, podaż z popytem, bywa, że niektóre zdania są mocno niezrozumiałe, wymagają kilkukrotnego odczytania, rozkminiania kontekstów.
Jedna z najlepszych, klasycznych, powieści fantastycznych ostatnich dekad.
8/10
O, właśnie poluję na jakiś dobry i tani egzemplarz na allegro, to mnie pan teraz przekonałeś, kupię szybciej. W ogóle jego sf jest mocno chwalone. Może ktoś by to powydawał i przy okazji Dzieci czasu też poprawił. Szkoda, że Mag się za to nie zabrał.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
"Czekanie na smoka" J.M. Ford - "Jak zachwyca, skoro nie zachwyca?"
Dojechałem z kilku "doskoków" do 118 stronicy nudząc się jak mops. Nie na takiego smoka czekałem. Jest szansa, że dalej "zaskoczy"?
"Czas jest najprostszą rzeczą" C. D. Simak - od samego początku wciąga! I like it!
Książka pisana równocześnie ze scenariuszem filmu, i fabularnie, w zasadzie, powiela film w stu procentach. W efekcie bardziej przypomina odrobinę wygładzony scenariusz niż pełnoprawną powieść.
2001: Odyseja kosmiczna w wersji filmowej to najwybitniejsze dzieło kinematografii fantastycznej. Książka w żaden sposób nie osiąga tego poziomu. Brak jej estetyki, muzyki, nastroju, tajemnicy, głębi. Jest poprawnym odcinaniem kuponów i niczym więcej.
"Czekanie na smoka" J.M. Ford - "Jak zachwyca, skoro nie zachwyca?"
Dojechałem z kilku "doskoków" do 118 stronicy nudząc się jak mops. Nie na takiego smoka czekałem. Jest szansa, że dalej "zaskoczy"? )
Raczej nie. Aczkolwiek mnie się podobało. Coś jakby czytać skondensowanego Guya Gavriela Kaya. Nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że Kay się Fordem inspirował. Fordowi udało się w jednej powieści opowiedzieć historię, która spokojnie u innego autora skończyła się trylogią. Fakt, że historia jest spokojna i chyba pozbawiona napięcia. Mimo to jest bardzo relaksująca, bo świat jest bardzo interesujący.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Jestem w połowie "Przestrzeni Objawienia" i chociaż początki były niemrawe, tak po mniej więcej stu stronach zacząłem się wciągać i z każdą kolejną stroną doceniać pomysły narracyjne i ogólną wizję Reynoldsa.
Powieść SF z rozmachem, sporo pomysłów, sporo problemów, ładne zazębianie się sporej ilości trybików. Rzecz bardzo klasyczna w konstrukcji ale poziomem komplikacji znacznie przewyższająca historyczne tuzy gatunku. Mamy kres cywilizacji, a nawet dwa, mamy rozwój zupełnie odmiennej, mamy terraformacje, statki pokoleniowe, bitwy kosmiczne, starcia gatunków/cywilizacji, bogactwo zagadnień etycznych, społecznych, naukowych. Do tego mamy sporo akcji, a kamera prezentuje wielorakie punkty widzenia. Powieść nie jest może wyjątkowo oryginalna, niemało tu klocków dobrze znanych, jednak zwykle poukładane są na nowo a dodatkowo znajdzie się kilka elementów nieszablonowych. Kompozycja świata, akcyjna narracja, koncepcja fabularna i problemowa to silne strony Dzieci czasu.
Pochwalić należy autora za poważne potraktowanie aspektu logiki następstw przyczynowo-skutkowych. Tu wszystko ma swój sens, z czegoś wynika, niesie konsekwencje. No, może poza jednym mechanizmem ewolucyjnym rasy pająków, który jest mocno dyskusyjny moim zdaniem. Jeśli jednak przyjmiemy rzecz w konwencji licentia poetica, pomysł działa w sposób przemyślany.
Do stron słabszych należy kreacja bohaterów, bez większych wad ale nijak niewybitna.
Najsłabiej w tym wszystkim wypada robota tłumacza i ekipy korektorsko-redakcyjnej. Np. mylone są liczby z cyframi, podaż z popytem, bywa, że niektóre zdania są mocno niezrozumiałe, wymagają kilkukrotnego odczytania, rozkminiania kontekstów.
Jedna z najlepszych, klasycznych, powieści fantastycznych ostatnich dekad.
8/10
Zaczęłam czytać tę powieść i już ze trzy razy miałam odpuścić z uwagi na tragiczne tłumaczenie Jarosława Rybskiego (jestem w 1/4). Ale jest na tyle intrygująca, że na razie zaciskam zęby.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Ja z trudem dobrnąłem do końca. Było to 2 może 3 lata temu, więc pamiętam tylko wrażenie, że fabuła za często "haczyła mi się" pod względem zgodności z logiką. Sama historia lokowała mi się gdzieś w klimacie fantastyki lat 80, gdy tzw. wena twórcza autorów i entuzjazm czytelników pozwalały przykryć wszystkie niedostatki.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
W porównaniu do klasycznej SF klasycznych tuzów, pod względem logiki, Dzieci czasu to niemal matematyczne równanie. Fakt, że z jedną liczba urojoną. Trzeba jednak pamiętać, że liczby urojone są realne.
Ja tam widziałem więcej chciejstwa w stylu: zróbmy to tak, bo to mi pasuje do akcji i chuj z uzasadnieniem, czytelnik łyknie To nie znaczy, że story jest zła, rozumiem nawet, że może ponieść, bo witaj przygodo zawsze ma wzięcie. Pod względem wrażenia, jakie odniosłem przypominała Vinge'a (stąd poprzednie moje skojarzenie) ze wszystkimi jego zaletami i wadami.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Przez dwa tygodnie na wyjeździe przeczytałem tylko jedną książkę, co i tak było sukcesem. Anthony Summers, "Bogini". Biografia Marilyn Monroe, której nowe wydanie niedawno się ukazało. A z okazji zbliżającej się premiery filmu Netflixa z Aną de Armas uznałem, że będzie ta książka jak znalazł. Aczkolwiek film oparty jest na powieści Joyce Carol Oates pt. "Blondynka". Też próbowałem ją czytać, ale styl mnie zniechęcił dosyć szybko. MM nie była dla mnie seksbombą, ale dla "wszystkich" tak, bez wątpienia stała się jedną z ikon kultury i filmu XX wieku. Życie miała smutne, choć "szalone". A jej biograf bardzo dobrze przygotował się do zadania oddzielenia prawdy od mitu. Choć nawet po tym oddzieleniu i tak pozostało dużo barwnej opowieści. Choć częściej niż na filmach Summers skupia się na jej prywatnym życiu, opisując każdy związek z mężczyznami, w którym była. Końcówka dosyć smętna z racji pogłębiającego się uzależnienia od leków i cynicznego wykorzystywania MM przez media, prezydenta JFK i jego brata Roberta, który też był ogierem, zaliczającym na boku w przerwach w przyprawianiu żony o kolejny brzuch. Tajemnicę jej śmierci Summers również rozłożył na czynniki pierwsze. Choć wykluczył zabójstwo, to znowu, okoliczności te do zwykłych nie należały. Fajna książka, dobrze się ją czyta. Nie wiem, czy polecać i komu.
Teraz "Tron we krwi. Zdrada" Jolanty Marii Kalety. Pierwszy tom trylogii(?) osadzonej w czasach Bolesława Krzywoustego. Nawet ciekawe, po przeczytaniu dwudziestu procent. Choć nie pozbawione wad. Niemniej, czasy Piastów to - moim zdaniem - samograj do tworzenia krwistych opowieści historycznych przykrywających "Grę o tron" czapką. Zatem zapewne doczytam do końca.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Książka pisana równocześnie ze scenariuszem filmu, i fabularnie, w zasadzie, powiela film w stu procentach. W efekcie bardziej przypomina odrobinę wygładzony scenariusz niż pełnoprawną powieść.
2001: Odyseja kosmiczna w wersji filmowej to najwybitniejsze dzieło kinematografii fantastycznej. Książka w żaden sposób nie osiąga tego poziomu. Brak jej estetyki, muzyki, nastroju, tajemnicy, głębi. Jest poprawnym odcinaniem kuponów i niczym więcej.
Tłumacz marny.
5/10
Też właśnie nadrobiłem.
W przedmowie jest opisane jak/dlaczego książka powstała - Clarke nie chciał pisać scenariusza podczas prac nad filmem, wolał to napisać jako powieść. Jest to IMHO całkiem dobry powód, niekoniecznie świadczący o "odcinaniu kuponów".
Po drugie - owszem książka fabularnie jest tym samym co film. Ale jednak jest sporo osób (jak ja), którzy wolą przeczytać książkę niż obejrzeć film. Albo przynajmniej przeczytać równolegle do obejrzeć. Więc wydanie książki jak najbardziej ma sens.
Natomiast jeśli ktoś oczekuje po książce czegoś więcej, to nie w tym przypadku za bardzo (nie jestem pewny czy faktycznie jest wszystko, np. czy w filmie jest zniszczenia arsenału atomowego Ziemi na końcu? wydaje mi się też, że w filmie nie ma porównania drugiego monolitu do "wielkiego, patrzącego oka", co akurat IMHO fajnie tu pasuje).
Brak jej estetyki, muzyki filmu? No trudno, żeby nie, to w końcu inne medium. Ale IMHO za bardzo oceniasz przez pryzmat filmu właśnie i chyba oczekujesz, żeby książka stała się filmem. Tym bardziej, że to przecież jeden z niewielu przypadków kiedy ekranizacja jest lepsza od książki - to nie oznacza z automatu, że książka jest zła, tylko to film jest bardzo dobry.
Ale nastrój moim zdaniem mamy. A sama książka jest napisana po prostu tak, jak wtedy się książki (zwłaszcza sfy) pisało. "Rama" też jest napisana podobnie.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Książka pisana równocześnie ze scenariuszem filmu, i fabularnie, w zasadzie, powiela film w stu procentach. W efekcie bardziej przypomina odrobinę wygładzony scenariusz niż pełnoprawną powieść.
2001: Odyseja kosmiczna w wersji filmowej to najwybitniejsze dzieło kinematografii fantastycznej. Książka w żaden sposób nie osiąga tego poziomu. Brak jej estetyki, muzyki, nastroju, tajemnicy, głębi. Jest poprawnym odcinaniem kuponów i niczym więcej.
Tłumacz marny.
5/10
Też właśnie przeczytałem i potwierdzam. Trudno to nawet nazwać powieścią. To raczej fabularyzowana książka popularno-naukowa dla ludzi z lat 60. Dziś nie ma racji bytu, bo lepiej obejrzeć film Kubricka plus jakiś fajny serial dokumentalny w 4K o układzie słonecznym na Planete czy w C+.
Do recenzji Susan Hill, "Zagrabione życie i inne niesamowite opowieści". Na zasadzie, spróbujmy tego, za czym nie przepadamy, a nóż widelec... Po pierwszym opowiadaniu: taka - z dzisiejszego punktu widzenia (mojego) - vintage opowieść grozy. Trochę inspirowana "Frankensteinem", chyba. Nie bałem się, ale tego nie oczekiwałem, niemniej opowieść ta ma styl, elegancję, zarówno fabularną, jak i, hmmm, konstrukcyjną, warsztatową. Doceniam i jestem ciekaw kolejnego.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Sięgnąłem po Płomień Magdaleny Salik. Miałem to stać na półce już od jakiegoś czasu, a bodźcem do przeniesienia z długiej kolejki oczekujących było info, że dostał się książce jakiś laur od NF. No i wieść, że to uczciwy sajfaj nie żadne koszałki opałki. Kańtoch po Przedksiężycowych uciekła w inne gatunki, to może z tej Salik będą ludzie.
Pierwsze 30 stron i zorientowałem się, że wprawdzie nosem tego wciągnę, ale na raty spoczko doczytam. Może zdążę skończyć zanim zacznie się Trzecia Światowa.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Mam ostatnio pecha do fantasy. Najpierw, jako odtrutkę po Rings of Power, postanowiłem zrobić trzecie podejście do książkowego Władcy. Niestety nie czytałem tego jako dziecko i po raz pierwszy spróbowałem po filmie Jacksona. Odbiłem się. Drugi raz spróbowałem jakieś 10 lat temu i też nie dałem rady przebrnąć przez 1 tom. Teraz podjąłem trzecią i chyba ostatnią próbę. Okazało się, że ciągle nie jestem 10-letnim chłopcem, dla którego ewidentnie skierowana jest ta książka.
Drugą książką, która mnie pokonała, jest Cień i Kość chwalonej w Internetach Leigh Bardugo. Tu z kolei okazało się, że nie jestem 14-letnią dziewczynką i nie wzdycham wraz z główną bohaterką do kolejnych chłopców/mężczyzn.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum