Krasowski o PiS, TK, wymiarze sprawiedliwości, opozycji i w ogóle polityce. Nie sądziłem, że aż taki z niego cynik i nihilista. Zagorzali przeciwnicy Partii Matki niech lepiej nie czytają, bo to nihilistyczne usprawiedliwienie ich tylko nakręci
Cytat:
Tomasz Sawczuk: Musimy zacząć od sakramentalnego pytania o strach przed PiS-em: nadal nic?
Robert Krasowski: Nic, absolutnie.
TS: Jednak konsekwentnie przejmuje kolejne instytucje państwowe, jedna po drugiej.
To zwykła praktyka działania politycznego, znana w każdym kraju. Wybory oznaczają, że trzeba swoimi ludźmi obsadzić wszystkie kawałki państwa. Wiadomo, że aparat jest tym bardziej lojalny, im większe kawałki się przejmie. To samo robiły wcześniejsze ekipy, najpierw solidarnościowe, potem postkomuniści…
Łukasz Pawłowski: Czy jednak PiS nie dąży do systematycznej centralizacji władzy? Kaczyński wielokrotnie mówił o imposybilizmie stającym na drodze kolejnych rządów i o tym, że trzeba odzyskać pełną kontrolę nad państwem, żeby cokolwiek zmienić. Czy nie zaszedł w tym dalej niż poprzednicy?
Próby zapanowania nad większą liczbą nitek władzy podejmował prawie każdy. Mam jednak wrażenie, że przy każdej ekipie musimy odśpiewać tę samą melodię. Logika polityki jest zawsze taka sama. Ludzie dochodzą do władzy i obiecują różne fajne rzeczy. Opowiadają, że będą inni, i kiedy przejmują władzę, jesteśmy strasznie oburzeni, bo pamiętamy jeszcze, że miało być inaczej. Oczywiście, każdy nadaje temu procesowi indywidualne piętno – Aleksander Kwaśniewski miał bulwersujące relacje z biznesmenami, ale wszystko to robił delikatnie, elegancko, bo taką był naturą. Kaczyński jest raczej typem brutala, więc te same rzeczy robi w sposób bardziej bezwzględny. Ale to tylko kwestia stylu.
TS: Kiedy więc Kaczyński mówi, że chce stworzyć nowe państwo, to co to znaczy?
Dwie rzeczy. Po pierwsze, że jest normalnym politykiem i wie, że musi jakoś opromienić swoją bezczynność. Najchętniej opromienia ją zapowiedziami tak szumnymi jak ta, że buduje wspólnotę narodową. Po drugie, jak każdy polityk lubi mieć poczucie, że w czymś ważnym uczestniczy. Ale kiedy czyta się jego wydane ostatnio wspomnienia – „Porozumienie przeciw monowładzy” – to widać, że tam nie ma żadnych wielkich planów. Opowiada o małych ludziach i codziennych problemach – o tym, że musi spacyfikować jednego czy drugiego gamonia. Sam rozpoznaję może połowę z tych nazwisk, a wtedy byłem aktywnym dziennikarzem. Oto horyzont polityka.
TS: W tym zgoda, chciałbym jednak spojrzeć na konkret. Weźmy spór o Trybunał Konstytucyjny. Prof. Ewa Łętowska przekonuje, że po tym, co zrobił PiS, Trybunału właściwie nie da się naprawić zgodnie z zasadami państwa prawa.
W 2007 r., kiedy Kaczyński tracił władzę, twierdzono, że państwo zostało przez niego zrujnowane, że prokuratura została całkowicie skolonizowana przez Ziobrę, że CBA jest do likwidacji, a ABW wymaga czystki, bo będzie całkowicie dyspozycyjna wobec ekipy PiS-u. Państwo miało się znajdować w strasznym stanie. Potem przyszedł Donald Tusk, który nie przeprowadził dosłownie żadnej znaczącej zmiany ani w instytucjach, ani w procedurach i nagle państwo – tylko z tego powodu, że na jego czele stanął Donald Tusk – zostało uznane za zdrowe. Teraz pytanie – czy uzdrowił je Tusk, czy nigdy nie było chore? Słusznie oburzamy się na patologiczne praktyki każdej kolejnej watahy, która oplata państwo, bo inaczej politykom będzie wolno już wszystko. Ale nie zmienia to faktu, że państwo dalej stoi.
Ale najmocniejszy jest pojazd po wymiarze sprawiedliwości...
Cytat:
ŁP: Jest pan więc symetrystą i w konflikcie ze środowiskiem prawniczym stawia znak równość pomiędzy Kaczyńskim a jego ofiarami?
Powiedziałbym tak: obie strony nie zasłużyły na minimum współczucia i minimum zaufania, które sprawiłoby, że moglibyśmy pochylić się z szacunkiem i uwagą nad ich argumentami. Obie strony definiują się jako wielcy obrońcy sprawiedliwości, ale są zupełnie niewiarygodne. 30 lat chaosu, jaki panuje w wymiarze sprawiedliwości, to jest po prostu skandal. To zdumiewające, ale w latach 90. powszechna była diagnoza, że podstawowy problem transformacji to nieoświecony lud, który stanie na drodze reform, podczas gdy to prawnicy, pracownicy wymiaru sprawiedliwości, czyli najlepiej wykształcony element aparatu państwa, okazał się najwolniej reformującą się strukturą po 1989 r., najsłabszym ogniwem polskich przemian.
Z drugiej strony, Jarosław Kaczyński od 30 lat nie sformułował żadnej sensownej diagnozy w kwestii tego, jak naprawić system sprawiedliwości, a jego wiara w to, że system da się naprawić przez pozbycie się ludzi, którzy pracowali tam przed 1989 r., to już zwyczajna głupota. To tylko zemsta, choć jest to zemsta, na którą obie strony zasłużyły. Dlatego muszę przyznać, że z przyjemnością patrzę na to, jak się wzajemnie czołgają.
ŁP: Ale demokracja to jest też kwestia jakiegoś decorum, zaufania do instytucji. Kiedy PiS „czołga” Trybunał Konstytucyjny, to upokarza nie tylko konkretne osoby, ale całe sądownictwo.
Autorytetu sądów bronią tylko ci ludzie, którzy tak nienawidzą Jarosława Kaczyńskiego, że w związku z tym zapominają o rzeczywistości. Absolutnie potępiam atak PiS-u na Trybunał Konstytucyjny, ale dlaczego nie można było tego rzucić Kaczyńskiemu prosto w twarz? Dlaczego prawica mogła dalej popierać Jarosława Kaczyńskiego? Właśnie dlatego, że wcześniej to samo zrobiła PO i to za zgodą Trybunału.
Nie wiem, co powinien zrobić z TK kolejny rząd. To skomplikowana sprawa i nie jestem w tej dziedzinie specjalistą. Ale wymiar sprawiedliwości nie ma dzisiaj autorytetu i jego obrona wymaga albo nieracjonalności, albo obłudy.
Diagnoza Krasowskiego jest mi bardzo bliska. Ja również postrzegam ten spór na dwóch płaszczyznach. Uniwersalnej, tzn. idei prawa, jego działania i funkcji w społeczeństwie, na której to zachowanie PiS jest niemal wyłącznie destrukcyjne i godne potępienia. Atak na system sprawiedliwości jako taki jest niedopuszczalny. Gdy jednak myślę o jego polskiej praktyce, nie widzę jednoznacznej więzi między nią a cywilizowaną ideą sprawiedliwości. Jest moim zdaniem częściowo spaczona i dlatego bardzo mi nie żal. Jej zaś nie żal mnie, bo wg naszych elit prawniczych to Polacy nie dorastają do swego prawa.
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Znajomi mię uprzejmie donieśli, że dziś dziennikarze (prawdopodobnie tvn24, nie wiem na pewno, bo nie zapytałam, jednakowoż nie byli to z pewnością pracownicy tvp, bo tej stacji znajomi w ogóle nie włączają) - relacjonując obchody rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego - z uporem godnym lepszej sprawy używali zbitki "uczestnik/uczestniczka Armii Krajowej". Gdyby jeszcze cytat pochodził z relacji ulicznej, mogłabym się pokusić o wykombinowanie jakiegoś usprawiedliwienia dla delikwenta, któremu się taka wpadka przytrafiła, ale niestety sformułowanie to przeczytane zostało w studio z promptera (czyli redaktor wydania musiał to klepnąć). No ludzie! Zastanawiam się, czy państwo dziennikarze zdają sobie sprawę, co podprogowo przekazują, używając takich tekstów. Jeśli nawet określenie "żołnierz AK" stało się z jakichś powodów niepoprawne, to z pewnością "uczestnik AK" nie może być uznane za synonim.
Wiem, czepiam się, ale strasznie irytuje mnie, kiedy używa się nieadekwatnych słów.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
W najnowszym „Tygodniku Powszechnym” Dariusz Rosiak napisał esej, którego streszczeniem jest sam tytuł „Dziennikarz nie wiecuje” (...) Przez większość tekstu wyraża tę samą tezę, trochę innymi słowami. „Rezygnacja z utrzymania fundamentalnych standardów - wśród których brak partyjnego zaangażowania (...) są najważniejszymi, spycha nas w stronę państwa bez mediów”, „Obrona [zwalnianych dziennikarzy] jest prawdopodobnie jedynym powodem, dla którego dziennikarzowi wolno wyjść na ulicę” (...) Jak widać, Rosiak uważa bezpartyjność i niezaangażowanie za jeden z „fundamentalnych standardów”.
Kult dziennikarstwa niezaangażowanego i bezstronnego jest przedziwnym fenomenem III RP, prawdopodobnie wynikającym z tego, że większość ludzi uprawiających ten zawód nie interesuje się jego historią (zresztą, w ogóle większość ludzi nie interesuje się historią i pozwala sobie wciskać dowolny bałach, choćby z serii „Hitler był lewakiem”).
Rosiak powołuje się na przykład legendarnej bezstronności BBC, a także mediów amerykańskich i - dorzuconych tu nie wiadomo dlaczego - francuskich. Może zacznę od francuskich, bo ten przykład jest najdziwaczniejszy.
Czołowe francuskie gazety mają wyraźny profil polityczny. „Le Figaro” należy do powiązanego z centroprawicą biznesmena Serge’a Dassault. „Liberation” założyli Jean-Paul Sartre i Serge July (eks-maoista), żeby nowa lewica też miała swój dziennik, skoro stara ma „Le Monde”. Francuskie gazety w wyborach regularnie opowiadają się za tym czy tamtym kandydatem prezydenckim (albo tą czy tamtą partią). Profil polityczny mają też programy radiowe i telewizyjne. Francuskie media są generalnie upolitycznione nie mniej od polskich - może nawet bardziej, bo tam mniej jest Rosiaków, którzy przeciw temu protestują.
BBC kiedyś było bezstronne z oczywistego powodu, ciotka Beeb miała nadany królewskim przywilejem monopol na radio i telewizję (...) Bezstronność nie oznaczała jednak, jak to sobie wyobraża Rosiak, wymuszonej bezpartyjności jako „fundamentalnego standardu”. George Orwell był działaczem ILP (Independent Labour Party), a przecież współpracował z BBC. Nieco nowszym przykładem jest Sue Townsend, zawsze żarliwie wspierająca opcje lewicowe (zazwyczaj z pozycji „na lewo od Labour”). Bezstronność oznaczała po prostu, że w BBC wypowiadali się zwolennicy różnych opcji, bo skoro rozgłośnia miała monopol, nie można było powiedzieć „a to sobie załóżcie własną stację”. To uzasadnienie bezstronności zanika z demonopolizacją i postępem technicznym.
Dobrze to widać na przykładzie USA. Tam nigdy nie było monopolu, ale ponieważ eter był ograniczony, w 1949 FCC uzależniało koncesję od tzw. „fairness doctrine”, zobowiązującą do przedstawiania sprawy z różnych punktów widzenia. Ten wymóg stracił sens razem z telewizją kablową, radiem satelitarnym i cyfryzacją. Stąd w ostatnim ćwierćwieczu wysyp programów jawnie jednostronnych. Ale nawet w złotych czasach „fairness doctrine” dziennikarze nie byli apolityczni. Przynajmniej nie ci przechodzący do historii. Case in study: Norman Mailer. Popełnił chyba wszystkie grzechy z listy Rosiaka. Był zarejestrowanym Demokratą. Uczestniczył w prawyborach, uczestniczył w kampaniach poszczególnych kandydatów. Uczestniczył w demonstracjach ulicznych, aresztowano go za protesty przeciwko wojnie w Wietnamie. A tak poza tym pisał relacje z tych demonstracji i tych prawyborów. Dostawał za to różne nagrody, w tym tę ufundowaną przez Josepha Pulitzera (skądinąd działacza najpierw republikańskiego, potem demokratycznego).
Kiedyś też żyłem urojeniami o tej mitycznej bezstronności. Dzisiaj wiem, że polega ona już tylko na różnorodnej ofercie kanałów telewizyjnych, tytułów prasowych i od niedawna portali internetowych. Dlatego nie przeszkadza mi stronniczość TVP sama w sobie, tylko jej nasilenie i forma, która od pewnego czasu przybiera postać niedojrzałej pyskówki. Skrótowość i prostactwo serwowane w tamtejszych briefach/paskach są godne gimnazjalnego grepsu, nie wielowymiarowego dziennikarstwa. I nawet jeśli w pozostałych stacjach bywa różnie, to tak źle jeszcze nie było.
Dworkin, nazywanie TVP stronniczą to jak nazywanie faceta który zamordował swoją żonę i zjadł jej zwłoki wdowcem. Niby formalnie poprawne ale istoty sprawy nie oddaje
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Dworkin, nazywanie TVP stronniczą to jak nazywanie faceta który zamordował swoją żonę i zjadł jej zwłoki wdowcem. Niby formalnie poprawne ale istoty sprawy nie oddaje
_________________ Życie to dziwka, czytasz za mało, a potem umierasz [Stary Ork]
Zaginiona to zamknięte środowisko, coś jak oddział zamknięty krążący wokół Czarnej Dziury Szaleństwa, najlepiej nie zwracać uwagi na sens bo on tu rzadko występuje [utrivv]
"Finezja perfidii rozumowania ściga się w nich z cyniczną sofistyką" [prof. Waltoś o działaniach PiS dot. wymiaru sprawiedliwości]
Dziennikarstwo ma być uczciwe, a nie bezstronne. A TVP to po prostu gnojowica partyjna. Za publiczne pieniądze. I to jest problem. TV Republika może być sobie telewizją partyjną. Byle nie kłamała. To samo wszystkie należące do PiS lub do ich partyjnego biznesu SKOKowego media. Niech sobie kochają PiS, byle nie kłamali. Tak samo TVN, Wyborcza itd.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Z Wyborczej odszedł Sorczyński. Właściwie to dziwne, że tak długo się utrzymał ze swoimi poglądami. Przez pewien czas kupowałem prenumeratę częściowo ze względu na jego teksty (no dobra, głównie z powodu tekstów Tochmana, ale Sroczyńskiego też czytywałem). Widząc w jakim kierunku idzie GW, utwierdzam się w przekonaniu, że przez długi czas nie będą mieli we mnie stałego czytelnika.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Kierunek rysuje się jeden - trochę zniekształcone lustrzane odbicie GPC o zacięciu kodowsko-balcerowiczowskim. Albo tak było zawsze, tylko to mój odbiór się zmienił.
Jeszcze jakiś czas temu warte czytania były choćby Duży Format, Magazyn Świąteczny. Jednak jak przez kilka tygodni jako coś interesującego znajdowałem tylko felietony Tochmana (dobra, co kilka tygodni trafiał się ciekawy artykuł, ale było tego za mało), to jednak odechciewało się zaglądać.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Medium socjaldemokratyczne Kiedy nienawidzisz PiS-u tak bardzo, ze musisz az poszczuc na pielegniarki i nauczycieli. I czy to nie ta gazeta grzmiala o dzieleniu Polakow? Ja myslalem, ze krytykuje, a ona nawolywala do.
PS 100 zl brutto dla pielegniarek! Zgroza! Zgroza!
Słaba ta grafika. Niejednolitość jednostek odbiera jej siłę (?) przekazu. To przede wszystkim. I tak naprawdę nie wiem, co autor/autorzy chcieli przekazać? Że PiS rozdawnictwo uprawia?
Gdyby w tytule było o grupach społecznych, które PiS chce nakłonić do głosowania na swoich kandydatów, w kontrze do grup społecznych, których głosy ma w nosie (z podaniem w nawiasie szacunkowej liczebności tych grup) - to byłby jakiś przekaz. A tak jest tylko pfff.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Mnie nie obchodzi jakość i siła tego przekazu w sensie marketingowym, zwracam uwagę na mentalność oraz ideologie, jakie wyraża. "Rozdajo nasze piniondze!" to slogan godny Najnowszego Czasu i Faktu, zaś szczucie na pielęgniarki oraz nauczycieli to najlepsze tradycje Gazety Polskiej.
Sam nie rozumiem, skąd w redakcji ten pomysł. Kuce opanowały Czerską? Nawet najbardziej lewicowi ekonomiści zwracają uwagę na maksymalne odrealnienie i wręcz korupcyjną naturę sobotnich obietnic PiS-u. Na tym Wyborcza mogła się skupić. Lecz jako sztandar wybrała szkalowanie 100 zł brutto dla pielęgniarki.
A może my nic nie rozumiemy? Może chodziło o pokazanie kontrastu? Że inni dostajo krocie (mimo, że i tak mało), a pielęgniarki tylko 100 zł?
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Napisali "tak", lecz myśleli "nie", więc to my nie zrozumieliśmy? Nawet niektórzy członkowie redakcji byli przecież oburzeni. Cóż... jedni nazwą to chochlikiem dziennikarskim, ja freudowską pomyłką. Zwłaszcza biorąc pod uwagę neoliberane ciągoty coraz częściej obecne na łamach GW. Najpierw odszedł z niej Sroczyński, potem Woś, nie bez przyczyny.
Jednak przeprosili (powiedzmy) za ten "oczywisty błąd", którego każdy powinien był się domyślić. Chwała im za to. Sakiewicz i Karnowscy by nie przeprosili.
Kobieta jako dziecko była więziona i wielokrotnie gwałcona przez księdza Romana B. z Towarzystwa Chrystusowego. Sąd przyznał kobiecie milion złotych zadośćuczynienia i 800 złotych dożywotniej renty (...)
Przełomowy wyrok sądu, który uznał, że winę za krzywdy ofiary ponosi wspólnota kościelna, skomentował m.in. prawicowy publicysta Stanisław Michalkiewicz. W nagraniu udostępnionym w internecie porównał Katarzynę do prostytutek. - Wiele pań za mniejsze pieniądze spódniczki podciąga, a tu milion i dożywotnia renta. Milion złotych to taka panienka jedna z drugą przez całe życie mogą nie zarobić - powiedział. Jak podaje "Gazeta Wyborcza", gwałcona przez księdza kobieta wytoczyła prawicowemu publicyście proces za te słowa. Sąd przyznał jej 150 tysięcy zadośćuczynienia, a wyrok zapadł zaocznie. Michalkiewicz nie odbierał wezwań od sądu, dlatego egzekucją kary zajął się komornik.
Gdy publicysta zorientował się, że pieniądze zgromadzone na jego koncie zostały przejęte przez komornika, postanowił po raz kolejny wypowiedzieć się o sprawie. Wtedy też zdradził prawdziwe imię i nazwisko ofiary księdza Romana B (...)
[I spadł na nią, tym razem już bezpośrednio, prymitywny hejt.]
Przyrównał gwałconą kobietę do prostytutki, to niech teraz sam zapier... pod latarnię, albo na jakiś zakręt. Może sobie na życie zarobi (wszak różne są zboczenia) ... A jak nie, to niewielka strata ...
Edit: niestety widać po komentarzach, że ludzie bardziej wolą pomagać "katu" niż "ofierze" ... bo tenże "kat" akurat wyznaje takie same poglądy jak oni ...
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum