"Nip/Tuck" - 100 odcinków. Ale było warto. Serial miewa słabsze momenty, czasami twórcom odpalało i wprowadzali do fabuły jakieś wątki poniżej swojego własnego poziomu, które początkowo dobrze się rozwijały (np. ten z seryjnym napastnikiem), ale kończyły się beznadziejnie. Być może była w tym jakaś próba gry z widzem, ale dla mnie głównie bez sensu. Tak samo jak w piątym/szóstym sezonie wprowadzenie postaci "czarnej wdowy", choć muszę przyznać, że zakończenie było bardzo przewrotne. Ale minusy nie przesłaniały plusów a tych jest masa. Najważniejsze to interesujące przekraczanie granic. Bez prób taniego szokowania dla szokowania. I bohaterowie - wszystkie stałe postacie w tym serialu są znakomicie napisane. Najfajniejszą jest, oczywiście, dr Christian Troy. I Kimber Henry, choć momentami scenarzyści nie mieli na nią pomysłu. Ale z drugiej strony, prowadzili bohaterów w takie rejony i udziwnienia, że pewnie się co do Kimber mylę. No i Ava, jedna z najbardziej intrygujących. Fantastycznie zagrana przez Famke Janssen. Mały spoiler, pojawia się w jednym z sezonów, trochę w kolejnym, następnie znika, aby wrócić na finał. Amoralność bohaterów wyszła scenarzystom najlepiej. A przy postaci dr Seana udało im się tak balansować, aby widz miał cały czas przed oczyma w gruncie rzeczy porządnego faceta. Też doskonale to wyszło.
Ale najważniejszy w tym serialu jest bromance między Christianem i Seanem. Ich relacja jest fantastyczna i nie przesadzę, jeśli napiszę, że to najlepszy (albo w czołówce) bromance w telewizji. Być może dlatego, że stworzyli go geje Ryan Murphy i Brad Falchuk.
Jeśli ktoś nie widział, to polecam. Całość dostępna na HBO Max. Cieszę się, że nadrobiłem ten brak. Ale jeśli zaczniecie oglądać, to pamiętajcie, że przed bohaterami długa podróż.
"Only Murders In The Building" - po finale 2 sezonu: nic się nie zmieniło, drugi sezon jest lepszy od pierwszego. Momentami bardzo meta, rozwiązywanie zagadki kolejnej śmierci jest urocze. Zresztą, ten serial w kategorii "urocze" to 10/10. Teraz trzeba czekać na sezon trzeci.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"Teheran" - 2 sezon. AppleTV+. Czekałem z obejrzeniem drugiego sezonu aż wyjdzie całość. Pomny sezonu pierwszego, który miewał irytującą manierę kończenia odcinków cliffhangerami, więc od połowy oglądałem go partiami, po dwa. W drugim jest nieco lepiej pod tym względem, ale i tak to chyba serial do oglądania ciurkiem, a nie raz w tygodniu. Apple konsekwentnie uprawia tę samą politykę, jak HBO. Dwa odcinki na premierę, czasami trzy, a potem dawkują po jednym tygodniowo.
W drugim sezonie główna bohaterka - co nie jest spoilerem, skoro powstał drugi sezon - wciąż przebywa w Teheranie. Ale tym razem wiele się zmieni w jej sytuacji. Nadal jest tropiona przez irańskie służby, ale realizuje nową misję. Do obsady dołączyła w tym sezonie Glenn Close, co jest dodatkowym smaczkiem. Cały czas miałem nadzieję, że jednak twórcy postanowią zakończyć serial w drugim sezonie, bo ile przecież można... Zwłaszcza że sytuacja tak się zagęściła, że Tamar w zasadzie już nie ma dużo opcji. Ale ostatnie sceny mnie pozbawiły złudzeń i zapewne trzeci sezon powstanie.
Jeśli ktoś nie widział i szuka serialu wypełnionego akcją i intrygą szpiegowską (choć można dyskutować o tym, czy realną, tj. czy wywiad izraelski jest taki potężny w Iranie ), to "Teheran" jak znalazł. https://www.youtube.com/watch?v=yI-lriNQjUk
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Odkryliśmy z żoną na HBO Max serial Irma Vep, w którym macza łapska studio A24. Całkiem wciągająca smakowita rzecz. W roli głównej rewelacyjna Alicia Vikander. Rzecz komediowa, obyczajowa, o współczesnej telewizji itd. Świetna zabawa opowiadaniem o kręceniu serialu, nawiązującego do filmów z czasów kina niemego, a także do filmu o tym samym tytule z lat dziewięćdziesiątych minionego wieku. Po połowie odcinków bardzo polecam.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
"Gry rodzinne" - mini(?)serial na Netflixie. Polski. A jak dobrze zrobiony! Od strony formalnej, fabularnej i aktorskiej. Myślę, że może się spodobać zagranicą. Dzieje się w nim cholernie dużo. I trzeba uważać w trakcie oglądania. Teraźniejszość to kościół lub przed kościołem. Trwa ślub, spóźnia się panna młoda, wszyscy poddenerwowani. I tak będzie przez osiem odcinków jeśli chodzi o plan teraźniejszy, aczkolwiek panna młoda zjawi się rychło. Od teraźniejszości "odchodzi" wiele odnóg wstecz w czasie. Akcja często cofa się o kilka lub więcej miesięcy i poznajemy po kawałku wydarzenia, które doprowadziły do ślubu. A jest tego sporo, bowiem fabuła lawiruje między kilkorgiem bohaterów: panna młoda, jej siostra, pan młody, jego kumpel, rodzice jednej i drugiego. Sporo tajemnic do ujawnienia i choć po dwóch odcinkach można było przyjąć kilka założeń to i tak po drodze do finału czeka jeszcze na widzów sporo niespodzianek.
Scenariusz: Agnieszka Pilaszewska. Nie wiem, jak serial się "sprzeda" na platformie, ale gdybym był włodarzem z Netflixa lub innych stacij/platform, to chętnie kupiłbym od tej pani kilka innych jej projektów. Po pierwsze, serial jest dobrze napisany. Po drugie, fabuła jest fajnie skomplikowana i prowadzona konsekwentnie oraz precyzyjnie, a przy takiej strukturze precyzja to chyba kluczowe słowo.
Obsada: nie znam się na współczesnym polskim kinie, ale dużo tu nowych dla mnie twarzy, choć i starych też nie brakuje. Świetnie wypada Paweł Deląg i może warto byłoby go zagospodarować w Polsce, po co się chłop w Rosji "wyciera". Edyta Olszówka bywa irytująca, ale też przekonująca. Eliza Rycembel i Bartosz Gelner - na plus, świeżość i urok. Aczkolwiek moją faworytą jest Małgorzata Mikołajczak w roli siostry. Jeśli o mnie chodzi, kradła wszystkie sceny. Izabela Kuna - takiej energicznej jej jeszcze nie widziałem, albo nie pamiętam, że widziałem. Dominika Kluźniak w roli zakonnicy - siła komiczna na drugim planie. Można jeszcze powskazywać. Bowiem scenarzystka zadbała o tło.
Serial wygląda ładnie, ale nie sztucznie. Ton też ma raczej lekki, ale uderza czasami w dramatyczne tony. Na minus zakończenie. Po co się tak bawić? Bo przecież nie ma chyba planu na kontynuację? To idealny strzał na jeden raz. Trailer jest krótki, ale to nie dziwi, bo zaspoilerować go łatwo. A może nie, fabuła jest jednak poplątana. https://www.youtube.com/watch?v=ExnpqUzqbq4
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Winning Time: The Rise of the Lakers Dynasty na HBO: po czterech odcinkach jestem ubawiony po sam pas, bo to i temat sercu bliski (chociaż jako zaprzysięgły kibic Celtów trochę zgrzytam zębami na odwiecznego wroga), i realizacja prima sort, i smieszno, i straszno, i muzyka w pyteczkę, i masa ludzi z potwornymi fryzurami i jeszcze gorszymi wdziankami. Jedynym zastrzeżeniem jest tłumaczenie dialogów popełnione przez indywiduum które nigdy nie miało w rękach nawet piłki do metalu, a co dopiero do koszykówki (serio, nawet Ostatni taniec miał kompetentniejsze tłumaczenie, a tam co kwadrans zrywałem się z pianą na mordzie i siekierą w garści żeby bigosować tłumacza). John C. Reilly przepiękny, Adrien Brody dopiero zabłyśnie w roli Pata Rileya (na razie snuje się z sewentisową fryzurą i szuka sobie miejsca), młody jako Magic kradnie kamerę, a gdy Jerry West zobaczył, jak wygląda na małym ekranie, to zagroził HBO pozwem, o. Oglądam z wypiekami.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Dziwny to serial, już lub zaraz się przekonasz. No i to tytuł chyba koneserski, nie wszystkim podejdzie.
No to "Irma Vep" podeszła nam bardzo. Seans skończony i to świetna rzecz. Bardzo inteligenta rzecz, postać reżysera, trochę trąciła postaciami z filmów Woody Allena. Zabawy konwencją, filmem w filmie, w serialu. W końcu o serial, w którym kręcą serial, w oparciu o wcześniejszy film, na podstawie starego niemego serialu. Przy czym twórca serialu rzeczywiście nakręcił wcześniej film o tym samym tytule, w 1996 roku, na podstawie tego autentycznego serialu z 1915 roku, o tytule Les Vampires. Rewelacja. Brać i oglądać.
A jak ktoś lubi absurdalne niskobudżetowe polewy pokroju "Co robimy w ukryciu" to po poleceniu z podcastu Węglarczyka spróbowaliśmy nowozelandzkiego "Wellington Paranormal" na HBO Max. Jest ubaw. Odcinki po 20 minut, to spróbujcie. Ja na razie po 3 odcinkach, a jest tego 4 sezony po 7-8 odcinków.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Winning Time domknięte i jestem bardzo na tak. Zagrane świetnie (w zasadzie bez słabych punktów w obsadzie, za to gigantyczne plusy za Jerry'ego Westa i Larry'ego Birda), nakręcone efekciarsko ale kapitalnie, dramat świetnie zrównoważony humorem, do tego bezbłędny soundtrack. Mógłbym się czepić przesadnie podkręconej dramaturgii (zwłaszcza kiedy ostatni odcinek momentami wpada w koleiny typowe dla kina sportowego), ale ogólnie bardzo mi się. Ze względu na wykonanie i tematykę dałbym 9/10, ale rozumiem, że widzowie niezainteresowani dziedziną mogą nieco opuścić notę.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Ale to przecież SW. Kiedy tam była warstwa intelektualna?
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Mandalorianin jest bardzo udany, zwłaszcza jeśli porównać z serialem o Obi-Wanie.
Ja pierdolę, serio?! Przyznam, że mimo żałosnego chłamu, jakim okazał się Manda, wiążę jednak jakieś jakieś nadzieje z Obi-Wanem: przynajmniej jeden dobry aktor jest... Ale teraz to się waham, i tak nie nadążam z serialami, które mnie naprawdę ciekawią.
W porównaniu Obi-Wanem 99% seriali wygląda na udane.
Ale akurat Mando mi się podobał.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Ja pierdolę, serio?! Przyznam, że mimo żałosnego chłamu, jakim okazał się Manda, wiążę jednak jakieś jakieś nadzieje z Obi-Wanem: przynajmniej jeden dobry aktor jest... Ale teraz to się waham, i tak nie nadążam z serialami, które mnie naprawdę ciekawią.
Mandalorianin jest jedyną produkcją ze świata SW obok "Łotra 1", którą bezwarunkowo lubię. A nie, sorry, jeszcze gra "Jedi: Fallen Order" bardzo mi się podobała.
Obi-Wan zaczynał się nieźle, ale ostatecznie okazał się festiwalem odgrzewanych kotletów i logiki nie tyle kulawej, co pozbawionej wszystkich kończyn. I mózgu.
Dziwie się, że Wam się chce te Gwiezdne Wojny dalej oglądać. Dla mnie skończyły się one na koszmarnym Episode 3. Część 7 i 8 utwierdziła mnie w przekonaniu, że całą resztę twórczości w tym świecie lepiej sobie darować. Dosłownie te 3 filmy wyleczyły mnie z Gwiezdnych Wojen na amen, choć jako dzieciak się jarałem oryginalną trylogią i nawet episode 1.
Disney to naprawdę niezbyt przyjemny fenomen, tak koncertowo spierdolili ten universe, ale dalej doją i to z finansowym sukcesem.
E tam, "Łotr 1" oglądało się fajnie. Reszta prequeli, sequeli itd można ze wstydem zapominać że się oglądało.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Miałem na liście wszystkie seriale SW, ale z czasem wszystkie wyrzuciłem. Na razie nie planuję oglądać. Nigdy mnie nie ciągnęło do tego świata w innej wersji niż trylogie kinowe. I wolałbym obejrzeć jeszcze raz trzy trylogie niż męczyć się z jakimś serialem. Ale extended universe ma takie grono fanów, że tylko żerując na nich można zarabiać do końca świata, więc... Ale może doczekam jeszcze jakiejś fajnej trylogii kinowej.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Cała reszta to szajs - nawet 4-6 już się nie broni.
Seriale - moja kobita ogląda pasjami, ładne ale suabe. W obiłanie dużo "mięsa" fabularnego. Będę spojerował więc nie czytać.
Obi dzieje się przed NewHope - historia L+10Y , Pojawia się Vader. Biją się jeszcze dwa razy (w serialu). Za pierwszym razem Obi dostaje ostry oklep, a za drugim Darth znowu prawie ginie i znwu Obi go oszczendza. Ogólnie scenariuszowo słabe ale całe SW są pod tym kątem nędzne, więc fanom to nie wadzi. Sporo nawiązań do 4 ale...acha - Luke jest w tle, story skupia się na Lei
Pojawia się Vader. Biją się jeszcze dwa razy (w serialu). Za pierwszym razem Obi dostaje ostry oklep, a za drugim Darth znowu prawie ginie i znwu Obi go oszczendza. Ogólnie scenariuszowo słabe ale całe SW są pod tym kątem nędzne, więc fanom to nie wadzi. Sporo nawiązań do 4 ale...acha - Luke jest w tle, story skupia się na Lei
To ja też pospoileruję.
O ile nie dobicie Vadera na końcu Epizodu 3 ma jeszcze sens, bo i tak był praktycznie martwy i bez szans na przeżycie, tak już w serialu Obi-Wan wiedział, że to druga osoba w imperium. Więc pozostawienie go przy życiu po raz kolejny to już Himalaje kretynizmu.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum