No i dlatego mogliby na swoim kanale dostępnym w Polsce puścić. Ale po co. Może sprzedali prawa innej platformie i jak w USA się już "wygra" to trafi na inne rynki.
"The Bear" jest znakomity pod każdym względem. A siódmy odcinek to mistrzostwo.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Jego też bardzo lubiłam:) Ale to inna jakość. Będzie chyba niedługo dostępny w Polsce, bo jutro jest pokaz prasowy pierwszego odcinka. Zostały 2 do końca pierwszego sezonu i jest już przedłużony na kolejny sezon.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Powtórka (kolejna) "The Crown" za mną. Rety, jaki to jest dobry serial. Choć już go widziałem, oglądałem z czystą przyjemnością. Zrobiony tak, że mucha nie siada. Napisany wspaniale, zagrany wspaniale. Teraz czytam o kontrowersjach, które może wywołać piąty sezon. Na pewno jakieś będą, biorąc pod uwagę, że będzie się skupiał na latach 90-tych i rozpadzie małżeństwa Karola i Diany (ale pewnie nie tylko). Niemniej, przez te cztery sezony Peter Morgan udowodnił, że pisze ten serial nie po to, aby wzbudzać tabloidowe emocje. Wyczucie, z jakim opowiada o królowej i jej panowaniu wskazuje, że te "kontrowersje", nawet jeśli będą i tak będą mniejsze od tych, które pojawiłyby się, gdyby kto inny pisał scenariusze. Mnie ciekawi bardziej to, jak Morgan przepisze samego siebie. W końcu to on napisał "Królową" z Helen Mirren w roli głównej. A w piątym sezonie będzie musiał opowiedzieć, nawet jeśli częściowo, tę samą historię.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Domęczyłem "She Hulk". Słabizna, zdania nie zmieniam. Ale pod koniec uratowało ją pojawienie się Daredevila. Co z miejsca mi uświadomiło, że Netflix lepiej rozwijał to marvelowskie uniwersum serialowe niż Marvel. Najsłabszy serial Netflixa z tej listy, chyba "Iron Fist" (sądząc po zjebkach po premierze), jest lepszy niż wszystkie serialowe samodzielne produkcje Marvela. Może za wyjątkiem "WandaVision", ale tam forma robiła większość roboty.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Domęczyłem "She Hulk". Słabizna, zdania nie zmieniam. Ale pod koniec uratowało ją pojawienie się Daredevila. Co z miejsca mi uświadomiło, że Netflix lepiej rozwijał to marvelowskie uniwersum serialowe niż Marvel. Najsłabszy serial Netflixa z tej listy, chyba "Iron Fist" (sądząc po zjebkach po premierze), jest lepszy niż wszystkie serialowe samodzielne produkcje Marvela. Może za wyjątkiem "WandaVision", ale tam forma robiła większość roboty.
Ja byłem kontrowersyjny bo mi się Iron Fist podobał. Dużo gorzej wypadł Luke Cage z netflixowych marvelów. She hulk jeszcze przede mną ale sądząc po opiniach w sieci nie wiem czy sobie nie darować
Właśnie skończyłem drugi sezon Gangs of London. O ile pierwszy był świetny to drugi zaliczył znaczący spadek formy z fatalnymi finałem. Liczba nielogiczności, skrótów fabularnych i głupotek musiała pobić jakiś rekord
_________________ Moje marzenia z MAGa: wznowienie wszystkich Stephensonów i wydanie wszystkich Słońc Wolfe'a w Artefaktach
Them na Amazon Prime. Serial z gatunku "połączmy horror amerykańskiego rasizmu z horrorem o nadprzyrodzonym źle". Początek rewelacyjny. Poczucie opresji, jakiej doświadcza czarnoskóra rodzina na wzorowym osiedlu Żon ze Stepford trzyma w napięciu, oglądałem jak na szpilkach. Nakręcony z pomysłowo, z werwą. Nie dla wrażliwych, przemoc fizyczna to chyba jeden z najwyższych poziomów psychozy w realizacjach telewizyjnych. Dla ukazanie przemocy w tak obrazowej formie jest tu uzasadnione, pozwala wczuć się w zaszczucie bohaterów.
Niestety, od szóstego odcinka z dziesięciu zaczyna się stopniowy zjazd. Co raz nudniej, jakby z dobrych pomysłów twórcy wyprztykali się na początku, z apogeum nudy w finale. Co gorsza, wątki odpowiedzialne za horror nadprzyrodzony zostały rozwinięte w strasznie durny sposób.
Często seriale zaczynają się dobrze i rozwijają się co raz gorzej, ale tutaj zjazd jest wręcz spektakularny. Nie pamiętam kiedy ostatnio widziałem serial z taką sinusoidą jakości, ostatecznie nie polecam.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Peripheral - po 3 odcinkach ostrożny optymizm. Plusy: 1. udanie oddaje wizję powieści i jej klimat, zderzenie redneckowych bohaterów ze światem utracjuszy i tajnych służb z przyszłości, 2. w punkt trafiony casting, 3. bajeczna strona wizualna, to jest poziom wysokobudżetowych blockbusterów. Poza tym, mam wrażenie, że mniej tu łamigłówek niż w książce, widz ma dużo "łatwiej" niż czytelnik, co zrozumiałe, biorąc pod uwagę przeciętny poziom percepcji widza.
Carnival Row - obejrzałem 2 odcinki i będę kontynuował, Zaskakujące, że nic wcześniej o tym nie wiedziałem, a wygląda na ciekawy eksperyment, próbę połączenia steampunka z fantasy. Jeśli wyłączyć logikę, oglądanie sprawia przyjemność.
Reacher - agent supertajnych służb federalnych zabity na zadupiu w niecodziennych okolicznościach i nikt sie tym nie interesuje, śledztwo prowadzi brat - cywil i wioskowe biuro szeryfa, bzdura do potęgi i do tego ten klon Szwarcenegera, którego jedynym przejawem aktorskiej ekspresji jest obnażanie torsu. Spasowałem po 2 odcinkach.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Carnival Row - obejrzałem 2 odcinki i będę kontynuował, Zaskakujące, że nic wcześniej o tym nie wiedziałem, a wygląda na ciekawy eksperyment, próbę połączenia steampunka z fantasy. Jeśli wyłączyć logikę, oglądanie sprawia przyjemność.
Reacher - agent supertajnych służb federalnych zabity na zadupiu w niecodziennych okolicznościach i nikt sie tym nie interesuje, śledztwo prowadzi brat - cywil i wioskowe biuro szeryfa, bzdura do potęgi i do tego ten klon Szwarcenegera, którego jedynym przejawem aktorskiej ekspresji jest obnażanie torsu. Spasowałem po 2 odcinkach.
"Carnival Row" miał się doczekać drugiego sezonu i jakoś chyba projekt umarł. A szkoda, bo to fajna produkcja.
"Reacher" - nie ogląda się tego dla wiarygodności. No i ten agent to jednak był na samowolce, zdaje się.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Reacher - agent supertajnych służb federalnych zabity na zadupiu w niecodziennych okolicznościach i nikt sie tym nie interesuje, śledztwo prowadzi brat - cywil i wioskowe biuro szeryfa, bzdura do potęgi i do tego ten klon Szwarcenegera, którego jedynym przejawem aktorskiej ekspresji jest obnażanie torsu. Spasowałem po 2 odcinkach.
Agent supertajnych służb uważał, że jego supertajne służby są skorumpowane i nie wiedział komu ufać więc podjął śledztwo sam co doprowadziło do jego śmierci.
Serial jest na podstawie pierwszego tomu serii o Jacku Reacherze - "Poziom śmierci" Lee Childa. Książka z 1997 odwołuje się właśnie do takiego typu twardziela jakich było pełno w latach 80 i 90. Bardzo udana adaptacja książki i nie uwspółcześnili tego na szczęście.
_________________ Moje marzenia z MAGa: wznowienie wszystkich Stephensonów i wydanie wszystkich Słońc Wolfe'a w Artefaktach
No i ten agent to jednak był na samowolce, zdaje się.
Nieważne, w takich wypadkach federalne służby z urzędu przejmują pałeczkę i odsuwają wieśniaków na kilometr. Poza tym, że jest to marne aktorsko, to nawarstwienie zgranych kalek i tekstów do zarzygania. Co rusz tani chwyt w stylu "liczę do trzech i przy dwa strzał z głowy" i oczywiście wszyscy złole się na to nabierają, jakby w życiu nie oglądali telewizji. Nie dla mnie.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
+1,1
a) wcale nie taki supertajny z supertajnych agentów - tylko jeszcze jeden pionek z dziesiątek różnych służb feda. Do tego był albo faktycznie na samodzielny zadaniu albo w głębokiej konspirze.
A jego brat nie jest jakimś tam cywilem a psem cywilem.
krytyczna ocena badziewia to kwestia smaku, nie wieku
To inaczej, brzmisz w stylu: "Poszedłem na porządnego kebaba z sosem czosnkowym i nie mogę zrozumieć dlaczego nie dostałem steka z wołowiny Kobe z sałatką z jarmużu".
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
To inaczej, brzmisz w stylu: "Poszedłem na porządnego kebaba z sosem czosnkowym i nie mogę zrozumieć dlaczego nie dostałem steka z wołowiny Kobe z sałatką z jarmużu".
kulinarne metafory lepiej do mnie przemawiają
ale to nie tak, nie oczekuję od fast-foodowego produktu wyrafinowania, ale nawet jak na serial akcji klasy B czy C to jest słabe, więc straciłem zainteresowanie
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
"Model Pickmana" odcinek z horrorowej antologii del Toro na Netflixie. Mój osobisty top opowiadań Lovecrafta, więc od razu antologie zaczełem od tego. Adaptacja zaczyna się obiecująco by zmienić się w dość generyczny filmowy horror nasrany potworkami, diabołami i kultystami. Wydaje mi się że twórcy nie wierzyli w siłę materiału źródłowego bardzo konkretnego i minimalistycznego w operowaniu środkami. Uciekł też metakomentarz Lovecrafta do jego wizualno-malarskich inspiracji horrorowych. A to co wprowadzili i mi się podobało (rozbudowę tła rodzinnego narratora) spalili, dosłownie. W piekarniku. Z plusów - zarówno narrator (Ben Barnes) jak i Pickman dobrze odegrani.
Obejrzałem tez nastepny lovecraftowy odcinek "Sny w domu Wiedźmy" ale to już w ogóle była padaka, jakość słabego odcinka Dr Who, tyle że bez Doktora.
Z tej antologii na plus wybijają się 3 odcinki - The Autopsy (udana adaptacja jednego z najlepszych opowiadań grozy w historii) Priora, "The Viewing" Cosmatosa (który tym razem niejako wrócił do korzeni, bo bliżej temu do jego debiutanckiego "Beyond the Black Rainbow niż "Mandy") i "Graveyard Rats" Nataliego. Wiele obiecywałem sobie po odcinku w reżyserii Jennifer Kent, ale okazał się banalny i rozczarowujący. Reszta to raczej przeciętniaczki.
"The West Wing" - jakieś dziesięć odcinków za mną. W zasadzie nie widziałem tego serialu w całości, więc to raczej pierwsze oglądanie. I szybko mnie wciągnął. Aczkolwiek dostrzegam "wady". Widać w pierwszym sezonie - w 10 odcinkach dotychczas obejrzanych - proceduralność, która mi przeszkadza. Ciągłość następuje tylko w wątkach osobistych poszczególnych postaci, ale poruszane w serialu problemy polityczne nie znajdują rozwiązania ani kontynuacji w kolejnych odcinkach. A szkoda. Weźmy odcinek z nominacją do Sądu Najwyższego. Najpierw Biały Dom forsuje pewnego kandydata, a potem wygrzebują jakąś kontrowersyjną z ich punktu widzenia rozprawkę ze studiów tegoż. To pojawia się nowy, który wzbudza entuzjazm, bo od tamtego wali konserwą. I nie wiadomo, czy udało się go przepchnąć, co ze zdobywaniem poparcia. Tak samo, jak z huraganem, który ma uderzyć w dwa stany, ale nagle zagrożona okazuje się grupa bojowa na Atlantyku. Trochę mnie to razi, ale liczę na progres.
Generalnie, to świetny serial. Napisany z werwą (Aaron Sorkin), z długimi ujęciami, które od razu polubiłem, bo bohaterowie idą i rozmawiają i to szybko (znowu Sorkin, jak w późniejszym "Newsroomie"). Tłumaczenie nie nadąża. Tak dobrze napisanych seriali nie było wiele w 1999 r.
Widać od samego początku, że to serial o polityce i politykach, którzy nie istnieją, ale twórcy chcieliby żeby istnieli. Tworzy pewien ideał i o nim opowiada. A to w dzisiejszych czasach naprawdę wciąż robi wrażenie, kiedy się poczyta o tej realnej polityce.
Można zarzucać idealizm. Ale to nie jest wada. Chciałbym żyć w takim świecie, jak z "The West Wing" czy "Newsroom". Każdy by chciał.
Co dziwne, późniejsze seriale, które próbowały iść tym tropem już się nie wybiły, co tylko świadczy o klasie tego. "Commander In Chief" z Geeną Davis, "Madam Secretary", czy nieszczęsny "Designated Survivor" to tylko blade cienie "The West Wing".
Nawet "House Of Cards" wytrzymuje porównanie tylko ze swoim pierwszym sezonie, jako pewna antyteza tej produkcji. Bo w kolejnych rozmieniał się stopniowo na drobne. Ale i w pierwszym szedł po bandzie pokazując politykę brutalną tylko po to, aby uzasadnić głównego bohatera. Który, jeśli się mu bliżej przyjrzeć, wcale nie był wielkim przechujem. Ale to inna dyskusja.
Fajny serial, po dziesięciu odcinkach. A z tego co czytałem, staje się lepszy. No cóż, siedem sezonów. Będzie co oglądać.
Gatunkowo, jak "wszyscy" piszą, to must see. Mnie namawiać nie trzeba. Całość na HBO Max.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Tales from the Loop. To jeden z tych produktów, wokół których próbuje się wytworzyć ochronną bańkę reputacji przedsięwzięcia o wysokich walorach artystycznych. Ma ten serial niewątpliwie swoje walory w sferze wizualnej, do gry aktorów też nie można się przyczepić, a parę pomysłów doceniam. Jednak „ogólną wymowę dzieła”, jego przesłanie dostrzegałem w przerwach między ziewaniem. Potwornie nudne, ślimaczące się, do tego przygnębiające. Zapewne, idąc tropem szwedzkim próbowano, niezależnie od źródła, jakim są obrazy Stalenhaga, nawiązać do szwedzkiej szkoły filmowej lat 60, zapominając, że widz dzisiejszy czegoś takiego nie będzie w stanie strawić. Walcząc na przemian z sennością i zniecierpliwieniem wytrwałem do końca, w płonnej nadziei, że przynajmniej finał okaże się godnym mego spartańskiego poświęcenia. I dupa.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Odrabiam zaległości. Statyści bawią, acz Biuro jakoś do mnie nie trafiało. Może musiałem dorosnąć. Skończyłem wczoraj masakrę na Jacksonie i w poszukiwaniu czegokolwiek zerknąłem na Amerykańskich bogów. Początek mnie nie przekonał, ale dalej było nieźle. Manieryczne lekko, ale to przyjęte założenie jest konsekwentnie egzekwowane i na razie jest zachęcająco. Czy jest szansa, że cały serial nie rozczaruje, jak to na ogół bywa po przynęcie na dzień dobry? Powieść Gaimana ledwo pamiętam, bo jak to jego historie ,dobrze się zaczynała, by rozmyć się w ni to, ni tamto.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum