W zwierciadle były anioły: dwa, cztery, sześć, wiele, a każdy z nich ustawiał się na swoim miejscu w rzędzie niczym radny miejski podczas parady burmistrza Londynu. Żaden nie był odziany w biel; niektóre miały na swych rozpuszczonych włosach przepaski bądź wieńce z kwiecia i zielonego listowia. Ich spojrzenia były osobliwie radosne. Wciskały się jeden obok drugiego, wciąż czyniąc miejsce dla kolejnych, brały się pod ręce bądź łączyły dłonie za plecami, śmiejąc się i kierując swe spojrzenia ku górze, ku dwóm przyglądającym im się śmiertelnikom. Imię każdego z nich zaczynało się na literę „A”.
_________________ "Czytam, bo inaczej kurczy mi się dusza"
— Wit Szostak Bistro Californium
Trzy lata później M. jest ciągle w drodze. Szarookie fatum ściga go nieprzejednanie, poprzez sąd rozwodowy, czaty i spotkania Międzynarodowego Awaryjnego Funduszu Walutowego. W tym radosnym oberku to on prowadzi. I wcale nie ucieka - po prostu odkrył powołanie. W starożytnym mieście Rzymie chce stawić czoło prawom ekonomii.
_________________ Nie mów kobiecie, że jest piękna. Powiedz jej, że nie ma takiej drugiej jak ona, a otworzą ci się wszystkie drzwi.
Jules Renard
M. zawsze mówił, że wszystko sprowadza się do widzenia, i gorąco w to wierząc, C. przez całe lata uczył tego samego ich terminatorów. Widzi się oczyma wyobraźni; patrzy się z wytężoną uwagą na świat i na to, co człowiekowi pokazuje, wybiera się starannie wśród płytek, kamyków i - jeśli można było je dostać - półszlachetnych kamieni. Stoi się lub siedzi w pałacowej komnacie, kaplicy, sypialni czy sali bankietowej, w której ma się pracować, i obserwuje się jej wygląd w ciągu dnia przy zmieniającym się świetle, a potem w nocy, przy zapalonych świecach lub lampach, w razie potrzeby płacąc za nie samemu.
Podchodzi się blisko do powierzchni, przy której będzie się pracować, dotykając jej (...) i wodząc po niej palcami i wzrokiem. Żadna ściana nigdy nie będzie całkowicie gładka, żadna krzywizna kopuły nie osiągnie doskonałości. (...) Można jednak niedoskonałości wykorzystać. Można je naprawić, a nawet zmienić w atuty... jeżeli się je zna i wie, gdzie są.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
- Lepiej nie zapominaj, gdzie trafiłeś - upomniał go inny głos, suchy jak drewno. Wydaje się niemożliwe wysyczeć zdanie bez żadnych syczących głosek, jednak głos bardzo się starał.
- Nie zapominać, gdzie trafiłem? Nie zapominać, gdzie trafiłem? - krzyknął. - Oczywiście, że nie zapominam. Trafiłem do wrednej księgi i rozmawiam z kupą głosów, których nie widzę. I jak myślicie, dlaczego się wydzieram?
- Zastanawiasz się pewnie, dlaczego znowu cię tu sprowadziliśmy? - zapytał głos przy jego uchu.
- Nie.
- Nie?
- Co on powiedział? - dopytywał się inny bezcielesny głos.
- Powiedział: nie.
- Naprawdę powiedział: nie?
- Tak.
- Nie!
- Dlaczego?
- Bez przerwy spotyka mnie coś takiego - wyjaśnił.
W ciemności przesuwała się ręka trzymająca nóż. Nóż miał rękojeść z polerowanej czarnej kości i klingę gładszą i ostrzejszą niż jakakolwiek brzytwa. Gdyby cię skaleczył, pewnie nawet nie zauważyłbyś tego. Nie natychmiast.
Nóż zrobił już niemal wszystko, co miał do załatwienia w tym domu. Zarówno klinga, jak i rękojeść były mokre.
-Przyniosłem jej głowę - ciągnął książę. - Siedziała u siebie w komnacie, tak jak zwykle. Wciagnęłem smoczy łeb po schodach na samą górę, żeby go złożyć u jej stóp. - Westchnął i zaciął się w palec. - Cholera. Nawet miło było tak go wlec. Póki go ciągnęłem po schodach, by to smoczy łeb, najbardziej zaszczytny dar, jaki ktokolwiek komukolwiek może ofiarować. Ale kiedy go zobaczyła, zmienił się nagle w żałosny, poharatany ochłap, kupę łusek, rogów i chrząstek z wywalonym ozorem i przekrwionymi ślepiami. Poczułem się jak wsiowy rzeźnik, który w dowód miłości przyniósł swojej lubej kawał świeżego mięcha. A gdy na mnie spojrzała, zrobiło mi się żal, że bestię zabiłem. Żal, że zabiłem smoka! - Ciachnął sztyletem gumiasty kartofel i znów się skaleczył.
Kolejny fragment:
- Co ty wyprawiasz, motylku? - spytała. - Latasz przy takim wietrze? Zaziębisz się i umrzesz przed czasem.
-Śmierć zabiera, co człowiek rad by zachował - odparł motyl - a zostawia, co chętnie by postradał. Dmij, wietrze, aż ci pękną policzki. Grzeję dłonie przy ogniu życia i to mi sprawia ulgę do kwadratu. - Mienił się jak skrawek zmierzchu.
-Wiesz, kim jestem, motylku? - spytała z nadzieją.
-Wiem to znakomicie: jesteś handlarzem ryb. Jesteś dla mnie wszystkim, jesteś mym słoneczkiem, jesteś stara, siwa senna, jesteś moja Mary Jane, suchotnica ze skwaszonym liczkiem. - Urwł, ale zaraz dodał lekkim tonem, trzepocząc skrzydełkami na wietrze:
-Imię twoje zawiesiłem sobie w serduszku niby złoty dzwoneczek. Rad bym potargał własne ciało na strzępy, byle choć raz zawołać cię po imieniu.
-Wymów je więc - rzekła błagalnie. - skoro je znasz, to mi powiedz.
- Tutelitury! - zawołał motyl, wielce uradowany. - Skucha! Nie dostaniesz medalu. - Podrygiwał i migotał, śpiewając:
- Wróć do domu, Bill Bailey, wróć do domu, dokąd niegdyś przekradał się po kryjomu. Zakasz rękawy, Winsocki, spadającą gwiazdę chwyć. Glna się nie rusza, we krwi kipi dusza, więc i ja potrafię rozsierdzic parafię.
Oczy motyla szkliły się szkarłatnie.
_________________ Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.
No wiecie co?
Noc zapadła szybko - może dlatego, że harpia ją nagliła. Słońce utonęło w brudnych chmurach niby kamień w morzu i jakby tak samo nieodwołalnie. Nie świecił księżyc ani gwiazdy. Mateczka Fortuna posuwistym krokiem ruszyła w obchód. Kiedy podeszła do harpii, a ta ani drgnęła, stara przystanęła i długo się w nią wpatrywała.
-jeszcze nie - szepnęła wreszcie - jeszcze nie pora. - Powiedziała to jednak ze znużeniem i zwątpieniem. Zerknęła w stronę Jednorogini, łyskając w lepkim mroku żółtymi oczami. - No, jeszcze jeden dzień - ni to westchnęła, ni to zaskrzeczała, i odeszła.
_________________ Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.
Był to oczywiście 'Ostatni jednorożec'. Niech zadaje kto chce
_________________ Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.
Jedna sprawa nie dawała mi spokoju. Gwiazdowy kod nadawano w sposób ciągły, bezustannymi powtórzeniami, i to było niezrozumiałe, utrudniało bowiem rozpoznanie sygnału jako sygnału właśnie. Nieszczęsny L*** nie ze wszystkim był obłąkany: strefy periodycznego milczenia wydawały się doprawdy potrzebne, więcej: konieczne - jako wskazanie sztuczności sygnału. Strefy ciszy zwróciłyby uwagę każdego obserwatora. Dlaczego więc tak nie postąpiono? Nie mogłem oderwać się od tego pytania. Próbowałem je odwrócić - brak przerw wydawał się brakiem informacji wskazującej rozumne pochodzenie emisji. A jeżeli to była właśnie informacja dodatkowa? Co mogła znaczyć? To, że "początek" i "koniec" komunikatu są nieistotne. Że można go odczytać, zaczynając od dowolnego miejsca.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
*********************************
Miałem sześć lat gdy odszedł dziadek Michał. Pamiętam bardzo dużo. Zwykłem bawić się z Larysą przy jego grobie, za strumieniem. Rósł tam wielki dąb. Wspinaliśmy się po jego konarach. Grób dziadka był po lewej. Popołudniami ku niemu przesuwał się cień dębu. Kładliśmy się na trawie, poza zasięgiem sękatych korzeni patriarchalnego drzewa, na miękkiej ziemi. te same owady wędrowały po naszych ciałach. Patrzyło się na tłusty błękit, rozmawiało o niczym. Pół sen, pół jawa, dzieciństwo. nad nimi trzy krzyże: dziadek Michał, prababka Kunegunda, Hieronim; Hieronim był pierwszy.
Jacek Dukaj "Extensa" oczywiście, uwielbiam tę książkę, a to sam początek, świetny zresztą.
Susza trwała już dziesięć milionów lat. Panowanie olbrzymich jaszczurów dawno dobiegło końca. Tutaj na równiku - na kontynencie , który kiedyś zostanie nazwany Afryką - walka o przetrwanie toczyła się coraz bardziej zażarcie i nie można było przewidzieć, kto wyjdzie z niej jako zwycięzca. Na tym opustoszałym, wysuszonym lądzie mogło powieść się tylko małym, szybkim i dzikim. Tylko tacy mogli liczyć na przetrwanie.
uuu, zostałem uprzedzony jak wpisywałem mozolnie ten fragment
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Coś mi się widzi, że to Extensa Dukaja. Ale nie mam nawet jak sprawdzić, czy się nie mylę.
edit:
Ech, ubiegli mnie
edit2:
2001: Odyseja kosmiczna Clarke'a.
I nadeszli. Chryste, nadeszli. To było niewiarygodne. Były ich tysiące, tysiące. Żadnego dźwięku, zupełnie żadnego hałasu aż do skrzeku wartownika; potem jeden strzał; potem wybuch - mina ziemna - i jeszcze jeden, zaraz po tym pierwszym, i setki rozbłyskujących pochodni zapalanych jedna od drugiej, rzucanych i wzbijających się przez czarne wilgotne powietrze jak rakiety, i ściany częstokołu ożywające od stworzątek wlewających się, przelewających się, pchających się, rojących się, tysiące ich. To było jak armia szczurów, którą Davidson kiedyś widział, gdy był dzieckiem, podczas ostatniego Głodu, na ulicach Cleveland w Ohio, gdzie wyrósł. Coś wygoniło szczury z nor i wyszły na światło dzienne, przelewając się przez mur, pulsujący dywan futra, oczu i małych dłoni i zębów, a on zawołał mamusię i uciekł jak szalony, a może to był tylko sen, jaki przyśnił mu się w dzieciństwie? Ważne było zachowanie spokoju.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Stare stworzątko lazło powoli i przyniesienie śniadania z kuchni polowej zajmowało mu godzinę.
-Szybko-szybko! - wrzasnął Davidson i Ben z wysiłkiem zwiększył tempo swego powolnego kroku. Ben miał około metra wysokości i futro na jego plecach było bardziej białe niż zielone; był stary i tępy nawet jak na stworzątko, ale Davidson wiedział, jak sobie z nim radzić; potrafił ujarzmić każdego z nich. jeśli było to warte zachodu. Ale nie było. (...)
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Z pięciu dużych Lądów najbardziej wysunięta na południe była Nowa Jawa. Leżała tuż na północ od równika, była więc gorętsza niż Central czy Smith, prawie doskonała, jeśli chodzi o klimat. Gorętsza i o wiele wilgotniejsza. Na Nowej Tahiti ciągle padało w porach mokrych, ale na lądach północnych był to cichy, drobny, nieustannie padający deszczyk, który tak naprawdę nikogo nie moczył ani nie przeziębiał. Tu lało jak z cebra i była to monsunowa burza, podczas której nawet nie dało się chodzić, a co dopiero pracować.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Wstyd, wstyd, że nie wiecie.
Mała podpowiedź.
Tatuś autora/autorki był (bo umarł) antropologiem.
Tytuł dzieła, o które pytam, ma trochę wspólnego z roślinami.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
W pewnym, niewyróżniającym się niczym szczególnym miejscu, znajdującym się w pewnym bardzo nijakim budynku, siedział pewien człowiek, który pracował nad swoimi zupełnie nie nijakimi teoriami.
Mężczyzn a ten zastanawiał się nad nimi, siedząc otoczony buteleczkami wypełnionymi jaskrawymi substancjami chemicznymi, kolbami, retortami, wykresami, wskaźnikami i czujnikami, a nade wszystko stosami książek, które piętrzyły się dokoła niego niczym zwieńczone blankami starożytne mury obronne. Księgi leżały w większości otwarte, jedna na drugiej. Naukowiec zerkał coraz to do innej; wydawało się, że czyta kilka tomów naraz; co chwila wpadał w zamyślenie, sporządzał notati, które po chwili zamaszyście skreślał; zawzięcie polował na konkretne, interesujące go fakty z dziedziny historii, geografii i chemii.
_________________ "Czytam, bo inaczej kurczy mi się dusza"
— Wit Szostak Bistro Californium
-Jesteśmy martwi- krzyknął Człowiek. Miro nie widział go jeszcze tak podnieconego.
-Każdego dnia jesteśmy mordowani. Ludzie zajmują wszystkie planety. Statki podróżują przez czerń nocy od gwiazdy do gwiazdy, docierają we wszystkie wolne miejsca. Tkwimy na naszym małym świecie, patrząc jak niebo zapełnia się ludźmi. Ludzie zbudowali to głupie ogrodzenie, by zatrzymać nas na zewnątrz ale nie to się liczy. Niebo jest dla nas ogrodzeniem!
-No cóż - stwierdził, odstawiając flaszkę - oczywiście nie mnie należy o to pytać, ale sądzę, że to krew dziewicy.
[ktoś] nie miał innego wyjścia, jak zapytać:
-Skąd wiesz?
[inny ktoś] spojrzał na niego z uniesionymi brwiami.
-Ma drzewny aromat.
_________________ W moim świecie wszyscy są kucykami, jedzą tęczę i kupkają motylkami.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum