"Civil War" - reż. Alex Garland. Chyba widziałem wszystkie filmy i serial sygnowane przez tego twórcę, co mnie bardzo cieszy. "Civil War" oceniam na 8/10, ale... Przede wszystkim świetnie pokazana jest wojna, a raczej świetnie, że Garland nie nakreślił jej przyczyn. Czyni to konflikt bardziej uniwersalnym - szczególnie rzucając to na tło powracających od lat "pretensji" secesjonistycznych w USA. Czasami głośniejszych, czasami cichszych. Nie dziwię się, że odbiór tego filmu pod tym właśnie względem był "szokujący" dla Amerykanów. Bo pokazywał obrazki znane z Afryki czy innych kontynentów w dekoracjach dla nich swojskich. Niemniej, można sobie - w zależności od sympatii - samemu składać te puzzle wojenne.
Przez to jednak ta wojna stanowiła tło. I tu mam problem, ponieważ nie wiem, czego była tłem. Jeśli miała to być opowieść o mediach to nie, bo to byłoby zbyt ogólne ujęcie w stosunku do tego, co pokazano w fabule. Historia o pogoni za sensacją, TYM zdjęciem, definiującym karierę, łapiącym TEN moment, historyczny moment? Już bliżej i może poprzez pryzmat tej pogoni, ceny, jaką trzeba zapłacić i wiecznego głodu i haju związanego z napięciem towarzyszącym tej pracy, można ten film rozpatrywać. Ale nie wiem.
Nie czytałem za dużo interpretacji wiedząc, że go będę oglądał, więc nie chciałem się "skazić" czyimś punktem widzenia.
Bez wątpienia ten film wygląda znakomicie. Sekwencje, kiedy bohaterowie docierają do Waszyngtonu, walki na ulicach i w Białym Domu, trzymały mnie w napięciu.
Doskonała obsada: Kirsten Dunst, Wagner Moura oraz Nick Offerman w roli prezydenta oraz Jesse Plemmons w roli "Prawdziwego Amerykanina" (ja go tak nazwałem), takiej trumpistowskiej/Konfederosyjskiej ludzkiej męty.
"Civil War" świetny.
A ja się pochwalę, że jestem jednym z tych 5 osób, które są zachwycone "Jokerem Folie a deux". Pociesza mnie, że w tej piątce jest też moja żona i Tomasz Raczek.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Obejrzałem to do połowy i dałem spokój. Z kilku przyczyn.
Raz, że to wszystko już było wielokrotnie.
Dwa, bolało mnie sztuczne odhaczanie checklisty zamiast fabuły.
Trzy, warsztat taki bliższy etiudzie studenckiej.
No i cztery, Dunst, nigdy jej nie lubiłem, nie wiem co świat w niej widzi, a teraz nie dość, że się zestarzała że spuchniętą gębą, to jeszcze pęta się po tym planie jak za karę i jakby zapomnieli jej dać scenerisz do przeczytania.
"Wind River" - polski tytuł: "Wind River. Na przeklętej ziemi". Ja cię... Jak Polacy pier.olną tłumaczenie, a raczej (pod)tytuł, to nie ma ..uja we wsi. Scenariusz i reżyseria: Taylor Sheridan. W rolach głównych Jeremy Renner i Elizabeth Olsen oraz mnóstwo znajomych twarzy z "Yellowstone", a do tego Jon Bernthal, w epizodzie.
W rezerwacie w Wyoming ginie młoda, indiańska kobieta. Sprawę bada agentka FBI. Pomaga jej myśliwy grany przez Rennera.
Intryga nie okazuje się skomplikowana, ale siłą tego filmu nie jest intryga. W zasadzie, gdybym znał tylko opis fabuły, a nie nazwisko scenarzysty i byłaby inna obsada - nie ma mowy, abym włączył. Ale pani Olsen i pan Renner to dla mnie solidne powody, aby poświęcić trochę ponad półtorej godziny. Dodatkowo Sherridan świetnie ten film napisał. Oszczędnie, z dialogami, które mają w sobie emocjonalną siłę, nie są rozwleczone i jak to mówią dziadersi: trafiają w punkt. Bardziej mnie w tym filmie urzekło, choć to może złe słowo, przetrącenie bohaterów, niekoniecznie tej granej przez EO, choć też ma w sobie pęknięcie, na pewno na końcu. Renner jest świetnym aktorem i naprawdę lubię go oglądać. Nie od czasu "The Hurt Locker", ale od czasu "Miasta złodziei" Bena Afflecka. I jeszcze mnie nie zawiódł, czy gra w Marvelu, czy właśnie w takim filmie. Mam nadzieję, że ostatecznie stanie na nogi i wróci do regularnego grania, bo trzeci sezon "Mayor of Kingstown" jeszcze wiosny nie czyni pod tym względem.
Do obejrzenia na Amazonie.
Gdyby ktoś potrzebował dodatkowej zachęty: muzykę skomponował Warren Ellis i Nick Cave. Ostatnio nie przepadam za ich dokonaniami, ale ma w sobie westernową nutę.
Jednak to przede wszystkim smutny film. Polecał go Bartosz Węglarczyk w podkaście "O serialach". Choć miewamy odmienne gusta, a facet zdecydowanie za dużo ogląda tru krajmowego badziewia (masło maślane ), to tym razem się zgraliśmy.
https://www.youtube.com/watch?v=CZgN0dpFoaE
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Napad - Michał Gazda. Tak się zaczął XXI w w Polsce. Fabuła oparta na historii najbrutalniejszego, kryminalnego napadu na placówkę Kredyt Banku w Warszawie*, w 2001 roku. Ładnie odmalowane realia tamtych czasów, dobra gra aktorska (Olaf Lubaszenko i Wiktoria Gorodeckaja), kilka mało istotnych minusów. Dramatyczna historia, szkoda, że twórcy nie pokusili się o rzeczywistą rekonstrukcję śledztwa, nadając niezasłużenie bandziorom walorów psychologicznych. Na netflix
Caddo Lake - Logan George i Celine Held. Cały serial Dark w półtorej godziny. Zagubieni w czasie, na szczęście jako widzowie nie dzielimy tego zagubienia. Film dobrze buduje napięcie i ma nieprzeciągany finał. Łapka w górę, jestem na tak. W HBO lub na MAX
Był tutaj producentem wykonawczym: "który jako jeden z pierwszych przeczytał pierwowzór scenariusza i zapewnił George'owi i Held dalsze wsparcie w rozwijaniu projektu (zarówno na poziomie zdjęć, jak i montażu" *
Substancja - Coralie Fargeat. Bardzo odważny film. To festiwalowe, o europejskim sznycie kino, nagrodzony w Cannes Złotą Palmą za najlepszy scenariusz. Mniej hermetyczny niż wcześniejsza laureatka Titane - Julii Ducournau, co nie znaczy, że kina oszaleją na jego punkcie. Część widowni gdzieś w 2/3 seansu traciła cierpliwość, czując, jak myślę, zażenowanie tym co oglądała na ekranie. Nie wina filmu raczej widzów zwiedzionych nostalgią za "Oscarową rolą Demi Moore"; otrzymali coś czego nie oczekiwali a co wprowadziło ich w dysonans poznawczy - nie dziwi mnie, że w większości reagowały tak kobiety. To kobiet dotyczy głównie problem pokazany w filmie, który można zredukować do obowiązującego kultu młodości, nie poddawaniu się procesom przemijania, które, wydaje się ,można łatwo zanegować ingerencją medyczną. Odważna Demi Moore, która wróciła na ekran właśnie w takiej roli, świetna Margaret Qualley jako jej alter ego, młode duchem i ciałem. Tropów i odniesień kulturowych bez liku, stylistyka body horroru momentami odrzucająca a wstrząsający finał wygonił z sali tych najbardziej zniesmaczonych. Czego chcieć więcej?
Obejrzałem wczoraj. To chyba najlepsza rola Demi Moore a zdecydowanie najśmielsza. Całość filmu makabryczna, przerysowana, groteskowa, chwilami obrzydliwa (paradoksalnie bardziej w zbliżeniach upaćkanych sosem ust i palców jedzącego Quaida niż w ujęciach deformacji ciała Moore) i pełna aluzji do współczesnego kultu młodości. Rzeczywiście odważny film i trudno się dziwić, że ktoś zwiał z sali. Warto to było przeżyć, ale chyba nigdy więcej
_________________ Jeśli wolność słowa w ogóle coś oznacza, to oznacza prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć.
G. Orwell
Substancja - Coralie Fargeat. Bardzo odważny film. To festiwalowe, o europejskim sznycie kino, nagrodzony w Cannes Złotą Palmą za najlepszy scenariusz. Mniej hermetyczny niż wcześniejsza laureatka Titane - Julii Ducournau, co nie znaczy, że kina oszaleją na jego punkcie. Część widowni gdzieś w 2/3 seansu traciła cierpliwość, czując, jak myślę, zażenowanie tym co oglądała na ekranie. Nie wina filmu raczej widzów zwiedzionych nostalgią za "Oscarową rolą Demi Moore"; otrzymali coś czego nie oczekiwali a co wprowadziło ich w dysonans poznawczy - nie dziwi mnie, że w większości reagowały tak kobiety. To kobiet dotyczy głównie problem pokazany w filmie, który można zredukować do obowiązującego kultu młodości, nie poddawaniu się procesom przemijania, które, wydaje się ,można łatwo zanegować ingerencją medyczną. Odważna Demi Moore, która wróciła na ekran właśnie w takiej roli, świetna Margaret Qualley jako jej alter ego, młode duchem i ciałem. Tropów i odniesień kulturowych bez liku, stylistyka body horroru momentami odrzucająca a wstrząsający finał wygonił z sali tych najbardziej zniesmaczonych. Czego chcieć więcej?
Obejrzałem wczoraj. To chyba najlepsza rola Demi Moore a zdecydowanie najśmielsza. Całość filmu makabryczna, przerysowana, groteskowa, chwilami obrzydliwa (paradoksalnie bardziej w zbliżeniach upaćkanych sosem ust i palców jedzącego Quaida niż w ujęciach deformacji ciała Moore) i pełna aluzji do współczesnego kultu młodości. Rzeczywiście odważny film i trudno się dziwić, że ktoś zwiał z sali. Warto to było przeżyć, ale chyba nigdy więcej
Świetny, także psychologiczny, body shocker. Nic mną bardziej nie wstrząsnęło od czasu "Requiem dla snu".
"Rebel Ridge" - produkcja Netflixa. Tytuł w zasadzie symboliczny. Mogli dać "Rambo. Pierwsza krew - ale lepiej". (to nie ja wymyśliłem). Trochę trolluję. Niemniej, wydaje się, że z tego filmu wzięto "matrycę". Jedzie sobie koleś na rowerze, zaczepia go policjant. A potem szeryf. A koleś okazuje się nie byle jakim chłystkiem na rowerze tylko byłym marine z misją. Jest nawet społeczne przesłanie, ale bardziej "na czasie". I nie takie, jak pomyślicie po obejrzeniu trailera. Normalnie, jakby kto wziął "Rambo. Pierwsza krew" i zrobił z tego nową wersję, ale ciekawszą. Po pierwszej godzinie robi się jednak już typowo, to jest w stylu "Rambo. Pierwsza krew". Do końca pierwszej godziny wydaje się, że wiadomo, co się dalej wydarzy, ale scenariusz zaskakuje. W drugoplanowej, a nawet w trzecioplanowej roli James Cromwell. W roli antagonisty głównego bohatera - Don Johnson.
Megalopolis – Francis Ford Coppola miał marzenie i nakręcił ten film. Chciał i mógł, co mi do tego. Szkoda tylko, że zrobił to w nudny sposób. Szedłem do kina z nadzieją na ten ostatni błysk mistrza, chociażby we fragmencie, w urodzie kadrów, nawet rozbuchanego artyzmu. Nie dostałem, nie zobaczyłem. Skasowany dopiero co serial Kaos pokazał praktycznie to samo tylko bardziej elegancko, chociaż filmowi Coppoli podkradł tytuł. O klęskę obwiniam pewnego hrabiego, który z mistrza wypił całą krew.
w końcu;
DeadPool&Wolverine
czyli postmodernistyczna podróż poprzez kino najnowszej przygody.
Szczątkowa fabuła jest tylko pretekstem do monologów DP i "tekstów" Wolviego. Oraz do krwawej jatki na pełnej urwie. Film choć z Marvela to umieścili go na Prime'ie - bo chyba za bardzo skręca od pseudo-filozofii Disneya Ot, taki Ostatni brzeg dla fanów starej Marvelozy.
W filmie więcej niż zwykle nawiązań do komiksowej-i-nie-tylko-popkultury, w zasadzie mamy nawet pewne przeładowanie systemu. Trudno wyłapać wszystko.
Wszystko mamy skąpane w wulgaryzmach i posoce, i nawet to nie przeszkadza, ba - wywołuje rechot prowadzący do krztuszenia. W sumie dobrze że nie byłem w kinie
z ciekawostek - pojawiają się mocno zakurzone postaci z M czyli Blady, Elektra no i Gambit (czyli fajna postać z komiksu która nie miała szansy w filmie)
zabawili się także Chrisem Evansem z nieudanej F4
mimo wszystko - raczej dla fanów starej ekipy i zorientowanych przynajmniej na średnim poziomie w MarvUni
Zostań (Stay). Film Marca Fostera z 2005. I gdybym go wówczas obejrzał, pewnie zrobiłby na mnie dużo większe wrażenie. Teraz takie oniryczne lynchowanie już tak nie kręci, a komputerowe efekty z tamtych lat trącą zabytkiem, ale i tak obejrzałem z zainteresowaniem. Ma ten film swoje plusy, jest trochę ciekawie, pomysłowo skomponowanych scenek, sporo symboliki, także takiej zaryzykowałbym nawet w duchu bergmanowskim. Podobała mi się gra młodego Ryana Goslinga i nawet Ewan McGregor, którego cenię nisko, tu wypada całkiem dobrze, a śliczna Naomi Watts podkręca ocenę za wrażenia wizualne.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Przepłaciłeś, na D+ za chwilę będzie, ja już nic nie kupuję bo co wydam to po tygodniu jest gdzie indziej za darmo
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Kaskader. Taki tytuł, zwłaszcza w kontekście komediowym musi się nieuchronnie kojarzyć z Jean-Paulem Belmondo. Ryanowi Goslingowi, choć aktorem jest dobrym, brak jednak charyzmy nieodżałowanego Bebela. Taki brak można nadrobić, gdy dysponuje się dobrym scenariuszem i dialogami. Tu z początku wydaje się, że tak będzie. Dzieje się, jest tempo i humor, sprawny montaż, kaskaderskie wodotryski, a Gosling i Emily Blunt emanują pozytywną energią. Scena kiedy dyskutują ze sobą na planie w obecności całej ekipy to naprawdę smakowity kąsek. Ale szczęście nie trwa długo, od pewnego momentu film zaczyna gonić w piętkę, intryga nuży zamiast bawić, humor i lekkość wyparowuje. Oglądamy siłą inercji, starając się jakoś dotrwać do przewidywalnego zakończenia.
Napad. Film na kanwie prawdziwych wydarzeń – pamiętam je, to bodaj najbardziej tragiczny napad na bank w historii polskiej kryminalistyki. Pieczołowicie odtworzone realia lat 90, udanie uchwycony klimat tych szalonych czasów – to mocne plusy. Minusem, przynajmniej dla mnie, jest sama akcja, w której brak drugiego dna, jakiegoś mocnego zwrotu. Nie nudzimy się, jednak intryga za szybko redukuje się do klasycznego pojedynku dobrego ze złym, przy czym ten dobry to w zasadzie zły, ale to też nic nowego. Poprzez postać Ubeka twórcy chcieli oddać hołd Pasikowi - nawiązania do Psów są oczywiste (choć to nie ten rozmiar kapelusza, nie ta moc, nie ta świeżość). I tu dochodzimy do powodów, dla których musiałem film obejrzeć. Chciałem zobaczyć Olafa Lubaszenkę w głównej roli. I nie zawiodłem się. Wraca do pierwszej ligi. Pan Aktor. Choćby dla niego warto.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Napad. Film na kanwie prawdziwych wydarzeń – pamiętam je, to bodaj najbardziej tragiczny napad na bank w historii polskiej kryminalistyki. Pieczołowicie odtworzone realia lat 90, udanie uchwycony klimat tych szalonych czasów – to mocne plusy. Minusem, przynajmniej dla mnie, jest sama akcja, w której brak drugiego dna, jakiegoś mocnego zwrotu. Nie nudzimy się, jednak intryga za szybko redukuje się do klasycznego pojedynku dobrego ze złym, przy czym ten dobry to w zasadzie zły, ale to też nic nowego. Poprzez postać Ubeka twórcy chcieli oddać hołd Pasikowi - nawiązania do Psów są oczywiste (choć to nie ten rozmiar kapelusza, nie ta moc, nie ta świeżość). I tu dochodzimy do powodów, dla których musiałem film obejrzeć. Chciałem zobaczyć Olafa Lubaszenkę w głównej roli. I nie zawiodłem się. Wraca do pierwszej ligi. Pan Aktor. Choćby dla niego warto.
Właśnie dzisiaj obejrzeliśmy. I całkiem dobrze się to ogląda. I Olaf Lubaszenko rzeczywiście udanie wraca na ekrany. Więcej takich polskich produkcji.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Stolik kawowy - Caye Casas. Całkowicie niefilmowy tytuł przynosi niezły dramat, wręcz makabreskę. Hipnotycznie przykuwa do ekranu. Coraz mniej rozbawieni, oglądamy do jedynego możliwego finału. W HBO lub MAX
Stolik kawowy - Caye Casas. Całkowicie niefilmowy tytuł przynosi niezły dramat, wręcz makabreskę. Hipnotycznie przykuwa do ekranu. Coraz mniej rozbawieni, oglądamy do jedynego możliwego finału. W HBO lub MAX
Nie spodziewałem się, że ktokolwiek z forum sięgnie po ten film.
Rzekłbym, iż trudno o większy dramat. Postawić się w sytuacji bohatera... Brrr... Świetny koncept.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum