No cóż, dobry argument. W zasadzie i mógłbym się z nim zgodzić w całości, ale mimo wszystko - alkohol to alkohol i z potulnego baranka nie raz robi bydlaka.
Przypomnę tylko, jak wygląda picie Kvothe - zamówienie drogiego napiwku, wypicie wody, zgarnięcie kasy
Zresztą to wiąże się z drugim punktem. Czyli :
bigbab napisał/a:
No dobra, ale to jest logika typu: tak jest, bo tak jest. Biorąc generalny wgląd na samą sprawę tego miejsce ich zamieszkania to wniosek nasuwa się prosty: coś tu z nimi jest nie w porządku. To nie jest tak, że oni są wielce elokwentni, tylko Pat celowo rezygnuje z języka łaciny podwórkowej.
Dokładniej, Rothfuss nie epatuje wulgarnym językiem, jest ono eleganckie. Jednak bohaterowie wyrażają swoje emocje - tyle, że ogranicza się ono tylko do słów. Ja to poczytuję za plus.
bigbab napisał/a:
Mam w ogóle beznajdziejną pamięć, bo nie pamiętam do końca o co tam chodziło z tym aniołem, lecz pamiętam, że na końcu coś tam było takiego. Możesz przypomnieć?
Bodaj w skrócie swojej historii Kvothe wspomina/potwierdza, że walczył o ciało/duszę/życie swojej ukochanej z aniołem. Tyle informacji. Nie powiem, intryguje mnie to bardzo.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Sab, mam pewną myśl. Wiadomo, że matka Kvothe była szlachcianką która uciekła aby dołączyć do trupy aktorskiej. Dalej, podczas spotkanie z Meluną Lackless, bohatera uderza jej twarz - znajoma, ale nie może jej dopasować. No i wiadomo, że Netalia Lackless uciekła kiedyś tam z trupą aktorską Ruh.
Jeszcze jedno. Wiersz z 36 rozdziału Strachu Mędrca, ale tym razem w oryginale
Dark Laurian, Arliden's wife
Has a face like a blade of a knife
Has a voice like a prickledown burr
But can tally a sum like a moneylender.
My sweet Tally cannot cook.
But she keeps a tidy ledger-book
For all her faults I do confess
It's worth my life
To make my wife
Not tally a lot less..
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
It’s not book three. It’s not a mammoth tome that you can use to threaten people and hold open doors.
It’s a short, sweet story about one of my favorite characters.
It’s a book about Auri.
That’s the news. The short version. If you’d like the long version, I’ll give that below ….
And we can vouch that it is a beautiful, sweet story of about 30,000 words. And it’s all about Auri – one of the most endearing characters in the KingKiller Chronicles series.
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Może zacznę od tego, co najbardziej będzie interesowało was - Rebis wydaje powyższą książkę (mam, czytałem, taka ciekawostka i must-have dla zagorzałych fanów; resztę znudzi). Wiem, bo pytałem o to prezesa osobiście dwa tygodnie temu. (Nie, to nie przechwałka, ale prędzej czy później sprawa się rypnie, że akurat współpracuję z tym wydawnictwem, toteż wolę napisać to w ten sposób i mieć za sobą).
Do Rothfussa mam stosunek wielce entuzjastyczny. Co dziwne, bo książka początkowo bardzo mnie męczyła. (Sam autor zresztą śmieje się, że w procesie pisania pogwałcił kilka najważniejszych zasad debiutu i podczas gdy taki Scott Lynch po 30 stronach daje czytelnikowi znać, że ten znajduje się w samym środku akcji, to tu po 200 stronach dopiero zaczyna się coś dziać). Dlaczego zatem tak to wygląda?
W skrócie: język (nie polecam polskiego tłumaczenia, jest raczej rzemieślnicze), postać protagonisty, Elodin, Auri i postać pisarza, którego Facebookowa aktywność jest raczej pocieszna, ale jego feministyczne zapędy, zachwyt nad fandomem, chęć pomocy młodym pisarzom i tym podobne - to wszystko jest uwagi i pochwały godne.
Same książki może nieco idealizuję, ale które z nas nie ma choć jednego takiego cyklu, który po prostu z pewnych względów pozwoliliśmy sobie darzyć szczególną sympatią mimo ewidentnych niedoskonałości?
____
Przy okazji napiszę tylko, że gdyby ktoś chciał zamawiać (np. z bookdepository.com), to powyższa, brytyjska wersja = oprawa twarda, natomiast wersja amerykańska (jak zawsze brzydsza) oznacza jednak płócienną oprawę z obwolutą. (Kupiłem tę pierwszą i jestem jednak nieco zawiedziony).
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum