Ha, jeszcze kwiecień nie wszedł w decydującą fazę, a ja już mam mocnego kandydata do tytułu płyty roku - i w dodatku wziął mnie kompletnie z zaskoczenia. Mowa o drugim albumie projektu Sermon - jeśli nic Wam to nie mówi, nie jesteście sami; kuźwa, nawet nie wiem, czy to zespół, czy co, taka to ciemna nisza. Album Of Golden Verse to świeżynka z marca, a ja od premiery nie mogę się od niego oderwać. Bo to znakomita rzecz jest - progresywna, a nie nudzi, urozmaicona, a się nie rozłazi na boki, spójna, ale nie monotonna; do tego kompozycje są po prostu świetne, brzmienie - takie, jakiego potrzebuję, produkcja w sam raz, wszystko jest tu na swoim miejscu. Dawno też nie słyszałem albumu bez wypełniaczy i słabych punktów, a po kilkudziesięciu przesłuchaniach nie umiem nawet wskazać ulubionych utworów. I, oraz, w pakiecie dostałem absolutnie fantastyczną perkusję - niewiarygodne, jak melodyjne są tu bębny. Srogie/warto, 9/10, Ork poleca, waaaaaaaaaaaagh
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Warto poświęcić te niecałe 50 minut na całość; niby nie ma tam nic przełomowego ani wstrząsającego światpoglądem muzycznym, ale dawno nie trafiłem na album, który by mi od początku do końca dał tyle radochy.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Dobra płyta, jutro sięgnę po poprzednią.
Tak, pierwsze co rzuciło mi się w uszy to naprawdę, ale to naprawdę zakurwista perkusja, organiczna, przestrzenna i wysunięta na przód.
Nie wiem, czy będę do tej płyty wracał, ale na pewno parę razy przesłucham.
Przesłuchałem kilka razy. I też nie umiem wskazać ulubionych utworów bo ja ich nie rozróżniam. Od początku do końca, w moiej percepcji, to jednolity szum. Perkusję usłyszałem raz, na początku któregoś kawałka, a potem znów szum. Również nie znalazłem, tam żadnej melodii, przejścia, kontrapunktu, które szarpnęły by uchem "teraz uważaj, będzie dobre". Nie wrócę do tej płyty bo jej nie ma.
Żebyśmy się źle nie zrozumieli. Nie twierdzę, że to zła rzecz, słuchanie nie boli, nudzi tylko trochę, ale jest to tak standardowy standard, że gdyby dzisiejsze AI pisały płyty rockowe to zaczęły by od tej.
Od początku do końca, w moiej percepcji, to jednolity szum.
Neurologii nie przeskoczymy, dla mnie tam jest mnóstwo różnorodności (choćby w wokalu, bardzo kompetentnie zaśpiewany album, choć na pierwszy rzut ucha niby nic specjalnego), ale każdy ma inaczej przeryte ścieżki i inne neurony iskrzą przy słuchaniu.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Nie jest to płyta wybitna, słychać silne inspiracje Opeth, wokalne i muzyczne.
Perkusista to jest inna liga, to tak jakby Messiego postawić na czele naszej reprezentacji, if ju noł łot aj min.
Idzie w kąt, po co słuchać naśladowców?
Ależ przerażającą nudą jest 72 Seasons Metallici.
Od 30 lat nie wydali nic, co by mnie grzało, taki Load czy Relaod to dla mnie koszmarki, gdy słyszę Nothing else matters z Czarnego Albumu to mnie mdli.
Nowa płyta to kolejna iteracja metallicowej wersji metalu, nic ale to nic odkrywczego.
I jest to 77 minutowy! album....
Fani połkną, ale nie ja.
Już nigdy więcej tej płyty sobie nie puszczę, jak dziaders wrócę do ..and justice for all albo do Ride the lightning.
Nie jestem zawiedziony, bo też nie miałem żadnych oczekiwań.
Niewiarygodne, jak bardzo mną to nie wstrząsnęło. Ostatnim albumem Metalliki, który mnie jakkolwiek poruszył było Reload, z 72 Seasons usłyszałem single i nikt mi tych straconych minut nie zwróci. Tam jest tak rozpaczliwy brak twórczej iskry, że chce się wyć, jak porównasz to np. z ostatnimi wydawnictwami Iron Maiden czy Megadeth, to wychodzi, że nie ma żadnego porównania, ta płyta powinna się nazywać Uwiąd starczy: the LP.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Mną to też nie wstrząsnęło.
Ale właśnie przywołane przez Ciebie Megadeth wydało w zeszzłym roku przeganialną płytę, tak się gra metal a nie jakieś pierdolenie w kółko tego samego.
Aż mną wstrząsa gdy pomyślę że ktoś mógłby mnie tym dziełem torturować.
Ale właśnie przywołane przez Ciebie Megadeth wydało w zeszzłym roku przeganialną płytę, tak się gra metal a nie jakieś pierdolenie w kółko tego samego.
Usłyszę na żywo, europejską trasę zaczynają w Spodku
EDIT: Z resztą Megadeth przeciętnie mnie zawsze kręciło bardziej niż Meta, a Mustaine jako muzyk nakrywa wiotką pytą całą Metallikę
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Na Load/Reload próbowali zrobić coś innego i jest tam parę naprawdę udanych utworów, Czarny album to wydarzenie które mocno wykracza poza samą wartość muzyczną, a Nothing else matters to jednak zajebongo ballada, tyle, że zgrana do kości Potem mamy już tylko rozpaczliwe próby pozostania na powierzchni.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Pamiętam, ponad 30 lat temu Czarny album mnom wsczonsnoł, ale to było dawno i nieprawda. Dziś nie mogę tego słuchać.
O tym piszę, bo to był dla całego pokolenia pomost do metalu w ogóle i bez Enter Sandman stalibyśmy zupełnie gdzie indziej; z resztą mniej zgrane utwory dalej mi wpadają w ucho.
Ale skoro już stawiamy obok siebie Megadeth i Metallicę, to pierwsi mają zawsze równy, wysoki poziom (nawet na takim Cryptic Writings są fantastyczne riffy) i mogę im wybaczyć nawet Dave'a śpiewającego po francusku - a Metallica sięgnęła absolutnych wyżyn z Master of Puppets, żeby później grać taką padakę jak na Death Magnetic. Więc ten.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Do tego trzeba się oswoić z wokalem Mustaine'a, który w najlepszych momentach jest niemal znośny, a w najgorszych jeży futro na grzbiecie, a z auta potrafi zedrzeć lakier do gołej blachy. I piszę to z pozycji jego fana
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
E tam, nie takie słodkie głosy się słyszało.
Ale do rzeczy, słowo się rzekło i zaczynam sobie przesłuchiwać Megadeth od pierwszej płyty.
I kurde, jak zaskakująco świeżo, żywo i współcześnie brzmi Killing is my busines... no w szoku jestem, jakby mi ktoś wmawiał że jest nagrana w tym roku to uwierzyłbym. Rewelka.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum