Strzelnicę każdy powinien zaliczyć, trening strzelecki z różnych broni to fajna sprawa. W realu ofc
Zaliczyłem strzelnice jako nastolatek kilkukrotnie. Z kbksu i pistoletu. Nie, kompletnie nie dla mnie - nuda i bezsens. Ja w sumie, z natury jestem raczej pacyfistą.
[tryb szwagier Trojana mode on]
Miałem kilku kolegów, którzy byli wielkimi fanatykami broni.
Jeden znormalniał po wypadku, została mu tylko blizna na całą twarz.
Drugi ostatnio się odezwał do swojej córki, a wszyscy od wielu lat myśleli, że ta druga mafia jednak wykończyła jego i jego mafię. Podobno ukrywa się gdzieś za granicą.
Trzeci jest poszukiwany za oszustwa - luzik.
Czwartego mózg zeskrobywali ze ściany ... tak, bawił się zabawką ... tego trzeciego.
Żeby nie było - piąty żyje normalnie, może nawet chodzi czasami na strzelnicę. Co ciekawe, medycy nie puścili go na zawodowego żołnierza - a chciał. Może się teraz do WOT zapisał.
[tryb szwagier Trojana mode off]
Czy te przypadki o czymś świadczą? Nie wiem, niby "za mała próbka". Ale jednak daje to do myślenia, nawet gdyby ten rozkład procentowy miał wyglądać inaczej.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Oyesu, ale pitolicie o tej homopropagandzie. Tak bez sensu, że widać, że was mocno od tego du.y bolą. Nie współczuję.
Przeglądam se serwisy, które follołuję, Tik Toka - tam odcinek ten zdobywa wyłącznie sympatię. Nie spotkałem się z żadnym poważnym serwisem, wypowiedzią, protestem, ..uj wie czym, co by wskazywało na homopropagandę, coś tam pierdololo o schematyzmie itp. Poza szerowanymi dla beki wypowiedziami gości od "nie jestem homofobem, ale...", "znofu ci geje, zara mi d.pa pęknie". No zaliczacie się do tych grup, czy wam się to podoba czy nie. Ale szanuję za własne zdanie, nawet jeśli kompletnie odklejone od rzeczywistości.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Przeglądam se serwisy, które follołuję, Tik Toka - tam odcinek ten zdobywa wyłącznie sympatię. Nie spotkałem się z żadnym poważnym serwisem, wypowiedzią, protestem, ..uj wie czym, co by wskazywało na homopropagandę, coś tam pierdololo o schematyzmie itp. Poza szerowanymi dla beki wypowiedziami gości od "nie jestem homofobem, ale...", "znofu ci geje, zara mi d.pa pęknie". No zaliczacie się do tych grup, czy wam się to podoba czy nie. Ale szanuję za własne zdanie, nawet jeśli kompletnie odklejone od rzeczywistości.
Ja to chyba za bardzo lubię shitstormy, bo takiego szamba w internetach jak przez ten odcinek dawno nie widziałem .
Sam odcinek najlepszy z dotychczasowych i nie przeszkadzało mi, że dość luźno powiązany z główną historią. Od początku czułem, że twórcy będą chcieli obudować fabułę z gry pobocznymi historiami, by poszerzyć świat przedstawiony. Mnie to pasuje.
Romulus nie będę się powtarzał. Z powodu wątku gejowskiego to ten odcinek zyskuje, ale wady o których piszę w ogóle się tego kto kogo tam kocha i z kim sypia nie dotyczą.
A odcinek pewnie nastawiony też trochę na zamieszanie wiadome, wtedy też samonakręcająca się reklama robi swoje.
Młodzik napisał/a:
by poszerzyć świat przedstawiony.
Nic w tym odcinku świata nie poszerzyło. On sam w sobie jest ok, a jako odcinek serialu, na jego początku itd, jak pominąć zahajpowanie bez rozsądku na punkcie serialu, po prostu wyciągnięty znikąd, bez sensu w tym momencie, może dalej by lepiej zagrał.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Ale generalnie masz świadomość, że świat bez gejów to fantastyka?
No pewnie. Nawet znam paru gejów, więcej les, a najwięcej bi, szczególnie po używkach .
Nic generalnie do tego nie mam, ale nie chcę oglądać, na zasadzie parytetów, w każdym możliwym filmie ruchających się brodaczy. No ale wiadomo, lubię tradycję, wolę baby, lubię broń to na bank jestem naziol
Sam wątek uczuć, miłości i poświęceń w czasach schyłku świata spoko.
wred ale wiesz, że w zasadzie argument o tym, że nie chcesz ruchających się brodaczy można bez zmiany sensu wypowiedzi zamienić na "nie chcę ruchających się ludzi, par, kobiet i mężczyzn", w dowolnej konfiguracji? I jeżeli przeszkadzają ci akurat brodacze, to coś mówi o twoich uprzedzeniach i tylko tyle. Nijak to nie wpływa na wartość, sens opowieści itd. I spokojnie, od uprzedzeń do nazioli daleko. Ale jakby się dwie modelki ruchały to byś nie narzekał, prawda? A dwie stare brzydkie osoby różnych płci by ci przeszkadzały w scenie ruchania? Czy to zatem kwestia poczucia estetyki? Czy jednak uprzedzenia?
Patrz na Spella, nieraz zdjęcia wrzuca, co ci przeszkadza w fakcie, że on brodacz?
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Najlepiej jest z tym że brodacze się ruchają wszędzie bo musi być parytet. Spojrzałem na filmweb i w dziesięciu obejrzanych we mnie ostatnio filmach nie było żadnego geja poza Craigiem w "Glass Onion", ale tu bez ruchania, a tylko z sugestią, że mieszka z Hugh Grantem.
Niech jeden gej się pojawi, a od razu pada "O MÓJ BOŻE, SAME GEJE".
Takie pierdololo to tylko dowód na to, że powinno być ich jeszcze więcej, skoro wciąż każdorazowo kłują wredów tego świata w oczy.
Za Mistycyzm Popkulturowy na Fejsbuku, wpis z wczoraj lub przedwczoraj:
Cytat:
Ad. trzeci odcinek The Last of Us.
Szczerze, najbardziej kocham w tym wszystkim reakcję polskiej portalozy, od NaEkranie. com po Aszdziennik wszyscy zgodnie kręcą łacha z homofobicznych fanów mających ból dupy o wątek gejowski w serialu.
Szczerze uwielbiam fakt, że to jest tak dominująca optyka, że nawet największe, najbardziej mainstreamowe polskie kanały informacyjne o popkulturze wysyłają silny, jednoznaczny i niemożliwy do błędnego zinterpretowania komunikat pod tytułem "wasz ból dupy jest żałosny, dorośnijcie, mamy 2023 rok, robicie z siebie pośmiewisko".
I to jest kulturowa przemiana, której młodsi odbiorcy pewnie nie do końca czują. Ja osobiście jestem już na tyle stary, że pamiętam jeszcze czasy, gdy portale medialne w naszym kraju jakiekolwiek wątki LGBT w popkulturze nazywały "kontrowersyjnymi treściami" i straszliwie symetryzowały (a i to, jeśli były powściągliwe).
Robi się lepiej, walka o lepsze jutro ma sens, a edukacja i normalizacja mają rzeczywisty, pozytywny, transformatywny wpływ na rzeczywistość. A trzask eksplodujących odbytów homofobów nigdy nie przestaje być zabawny.
I to prawda.
I jeszcze wpis Wojciecha Orlińskiego z jego bloga sprzed kilku miesięcy:
Cytat:
Blogobywalcy powinni znać pojęcie „okna Overtona”. Kto nie zna, niech szybko nadrobi.
Notkę chciałem poświęcić innemu zjawisku, które na użytek własnych rozważań bieda-medioznawczych nazywam „lufcikiem Unilevera”. Mam nadzieję, że ta zacna firma mnie za to nie pozwie, nie mam nic złego do powiedzenia na jej temat.
Jej nazwa po prostu dobrze się deklinuje po polsku. Z innymi byłby od razu problem – lufcik Procter&Gamble czy lufcik Proctera i Gamble’a? Lufcik Kraft-Heinz czy Krafta-Heinza?
Chodzi mi po prostu o gigantów branży FMCG, czyli konsumenckich towarów szybkozbywalnych. Wpływu tej branży na media nie da się przecenić, tymczasem często jest wręcz pomijany.
Od decyzji podejmowanych w Unileverze (Nestle, L’Orealu, Mondelezie itd.) zależy to, jakie media komercyjne mają biznesowy sens istnienia. Menadżerowie tych firm mają większy wpływ niż redaktorzy naczelni – bo to oni decydują, co opłaca się naczelnie redagować.
O ile więc okno Overtona definiuje się jako „zakres poglądów dopuszczalnych w dyskursie”, lufcik Unilevera definiuję jako „zakres tematów przy którym firmy FMCG czują się komfortowo ze swoimi reklamami”. Lufcik zawiera się w oknie, ale jest od niego dużo węższy.
Media komercyjne nie mogą żyć bez reklam. A FMCG to najlepsi klienci.
Częściową niezależność od reklamy w czasach papieru mediom dawała sprzedaż egzemplarzowa, dziś schematy subskrypcyjne, ale całkiem od reklam uciec się nie da. Media komercyjne są zazwyczaj korporacyjne (joła), akcjonariusze oczekują dywidendy, żaden zarząd nie może więc tak po prostu wzruszyć ramionami na widok milionowych kampanii, nawet gdyby teoretycznie biznesplan się spinał i bez nich.
Stąd dualizm taki, jak „Wysokie Obcasy” zwyczajne – poruszające na okładce tematy odważne i kontrowersyjne, popychające granice okna Overtona oraz „Wysokie Obcasy” z odświstem, czyli Extra. Które okładki mają zazwyczaj skrojone dokładnie pod lufcik Unilevera.
Zasadniczy problem z lufcikiem jest taki, że najlepiej pasują do niego treści optymistyczne, pozytywne, podnoszące na duchu. Dlatego np. jeśli chcemy do niego wepchnąć kwestię głodu w Afryce, najlepiej wyjdzie nam story o tym, jak Dominika Kulczyk dokarmia głodne dzieci w Afryce.
Jeśli więc progresywizm – to glamurowy. Oprah, Michelle i Sheryl dzielą się swoimi radami jak nowoczesna feministka może zmniejszyć ślad węglowy podróżując prywatnym odrzutowcem (tip: w wystroju kabiny niemodne i nieekologiczne plastiki należy zastąpić kością słoniową z hodowli fair trade!).
Przy całej mojej złośliwości: oczywiście lepszy taki progresywizm od jakiegokolwiek konserwatyzmu. Doceńmy fakt, że lufcik Unilevera systematycznie przesuwa się w lewo od kiedy w ogóle zaistniał (czyli z grubsza od 1945).
Powód jest banalny. Nie ma nic bardziej demokratycznego od FMCG.
Nie każdy jest targetem dla reklam zegarków Longines albo pickupa F-150. Każdy jest targetem dla coca-coli.
Miliarderzy piją taką samą jak proletariusze. Piją ją także uchodźcy, grubasy, osoby LGBT. Dlatego gdy lewica teoretyzuje na temat inkluzywności i intersekcjonalności, branża FMCG buduje ją w praktyce.
Zaznaczę, że mój tradycyjny cynizm jest tu być może przesadzony. Zdarzało mi się spotykać menadżerów z FMCG.
Na ile mogę ocenić: ich progresywizm był szczery. Zapewne po prostu żeby odnosić sukcesy w tej branży, trzeba naprawdę wierzyć w inkluzywność, przynajmniej w sferze konsumpcji.
Każdy model biznesowy odwołujący się do masowej reklamy musi to uwzględniać. Zdumiewająco często widzimy jednak przedsiębiorców, którzy o tym zapominają.
Kiedyś na przykład popularny muzyk mógł sobie pozwolić na kontrowersyjne wypowiedzi, bo podstawą jego biznesu była sprzedaż płyt i biletów. Kontrowersje sprzedaży wręcz pomagały.
Teraz muzyk często jest chodzącym słupem ogłoszeniowym – jak ci wszyscy raperzy z napisem BALENCIAGA na dresie. A jeśli nawet nie jest, to jest zależny od przychodów z Jutuba i Spotifaja, które już są słupami ogłoszeniowymi, ergo: chcą zamieszczać treści mieszczące się w lufciku.
Jeśli więc w prawicowych bajkach o „cancel culture” jest jakieś ziarno prawdy, to polega na tym, że z lufcika Unilevera łatwiej wypaść niż z okna Overtona. Na przykład transfobia niestety nadal mieści się w oknie, ale już nie w lufciku.
Czyli: da się w mainstreamowej gazecie zamieścić tekst typu „JK Rowling ma rację, nie można osobom trans pozwolić na korzystanie z basenów”. Ale jednocześnie JK Rowling przestała być osobą nadającą się na okładkę ilustrowanego magazynu – a jest nią np. Elliot Page.
Okno, tak jak lufcik, jest w ruchu. W 2005 mieściła w nim się w Polsce klasyczna homofobia – „Gazeta Wyborcza” opublikowała wtedy „10 tez przeciw homoseksualistom” księdza Oko.
Dziś pewnie tego by już nie zrobiła, ale nadal jest w niej miejsce dla tekstów typu „Jordan Peterson ma rację”. Kiedyś te teksty będą wspominane z takim samym wstydem, jak dawanie platformy księdzu Oko (a jeszcze wcześniej Korwinowi-Mikke).
W lufciku jednak te poglądy się już przestają mieścić, o czym świadczy demonetyzowanie Petersona na Youtubie i ban na Twitterze. Elon Musk go wprawdzie cofnął, ale to tylko świadczy o tym, że Musk jest głupi jak Kanye West – nie rozumie w jakiej branży pracuje.
Równolegle przecież Musk rozpacza nad odpływem reklamodawców. Sam go spowodował, wierząc w bajkę że Twitter to „digital town square”.
Tymczasem Twitter – podobnie jak Youtube, Facebook, TikTok itd – jest cyfrowym słupem ogłoszeniowym. Jego racją bytu jest stwarzanie dobrych warunków do reklamowania FMCG, a więc treści niemieszczące się w lufciku muszą być co najmniej ukrywane, jeśli nie zgoła usuwane.
Kanye Westowi może się WYDAWAĆ, że podstawą jego biznesu jest wycie do mikrofonu „o bejbi bejbi aj low ju”, ale jest nią wynajmowanie przestrzeni reklamowej na dresie. Elonowi Muskowi może się WYDAWAĆ, że podstawą twitterowego biznesu jest swobodna debata, ale…
„All that’s left in any case is advertising space”, jak śpiewał kiedyś Robbie Williams."
Wrzucam po to, aby wskazać, że w sumie dyskusja na ten temat jest już bez sensu. Dokonało się. [/quote]
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Homofobiczny dyskurs odwraca uwagę od tego co wazniejsze - brak wewnętrznej spójności i zwyczajny debilizm prawie każdego elementu, jaki zawarli w tym odcinku.
Najbardziej mnie rozpieprzyło, że Joel ze swoją kobitą wpadali sobie na obiadki do Billa i Franka, raczyli się winkiem, a potem wracali do Bostonu, żeby palić trupy i przerzucać gówno w kanałach za jakieś nędzne dewizy, podczas gdy dwie godziny spacerkiem od nich istnieje idylla, na ktorą raz na 20 lat napadnie jakaś banda, gdzie mają prąd, wodę i wszystkie inne dobra.
Najbardziej mnie rozpieprzyło, że Joel ze swoją kobitą wpadali sobie na obiadki do Billa i Franka, raczyli się winkiem, a potem wracali do Bostonu, żeby palić trupy i przerzucać gówno w kanałach za jakieś nędzne dewizy, podczas gdy dwie godziny spacerkiem od nich istnieje idylla, na ktorą raz na 20 lat napadnie jakaś banda, gdzie mają prąd, wodę i wszystkie inne dobra.
To jest element tego co pisałem wcześniej, że tu w ogóle nie ma świata, są odcinki które mają coś powiedzieć typu: opiekuj się kimś, obojętnie kim ale szybki opiekuj się. Spójność pierwszego odcinka z drugim też nie istniała.
A propos twojej uwagi, to w końcówce drugiego Tess czy jak jej tam było, przekonywała Joela, że muszą się dostarczeniem młodej zająć, żeby naprawić to wszystko co robili. A tu patrz jacy mili byli, sympatyczni i kulturalni. Ale muszą coś naprawić. Pewnie w którymś odcinku pokażą jacy byli straszni i jakie paskudne rzeczy robili i jak teraz Joel zmienia się opiekując młodą, bo pewnie o to w tym serialu chodzi i w grze. A że to będzie się gryźć z miłymi wizytami w azylu z 3 odcinka? No i co z tego, czepiamy się a HBO genialne.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Abojawiem. Dla mnie największym problemem tego serialu jest to, że jest taki, kuźwa, wtórny. To wszystko już gdzieś było - dlatego trzeci odcinek podobał mi się najbardziej, bo wyszedł poza kolaż postapokapliptycznych klisz ze stocka. Pewnie te wszystkie zagrywki i chwyty funkcjonują całkiem nieźle w środowisku gry, ale bez growej immersji robią się męczące. O, tu już byłem, o, to już widziałem, i tak w koło Macieju.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Trzeci odcinek niczego nie rozbudowuje w świecie "The Last of Us". Jest obok niego. Nie licząc jednego napadu grupy łupieżców przez długie i szczęśliwe lata pożycia dwójcy homosexów (z czego jeden był do momentu spotkania w dziurze prawiczkiem w te klocki), ich historia jest oderwana od grzybowej rzeczywistości. Upiększanie chałup, jogging, uprawa truskawek, malowanie... Taki prywatny, samowystarczalny rajski kącik w miasteczku. Zważywszy na fakt, że wszędzie indziej toczy się brutalny bój o przetrwanie i brakuje zasobów, to co najmniej niepoważne, żeby nikt więcej nie zainteresował się tym miejscem przez tyle czasu. Zakończenie wątku mimo iż nazbyt ckliwe, to jednak od biedy ujdzie.
Nadmierna rozbudowa tej historyjki nie ma żadnego sensownego uzasadnienie z punktu widzenia serialu. Podkreślam - nadmierna!! No sorry, ale to miał być horror po apokalipsie, a nie jakieś ciepłe kluchy dla osobników o odmiennej orientacji.
Nasza (czyli Pana Wreda i moja, nawiasem pisząc) niechęć do oglądania dymających/migdalących się facetów na ekranie nie wynika z uprzedzeń, stereotypów czy czegokolwiek w ten deseń, lecz z tego, że to rżnie w dupska nasz zmysł estetyki, wywołując silne poczucie dyskomfortu, delikatnie rzecz ujmując.
To wszystko już gdzieś było - (...) O, tu już byłem, o, to już widziałem, i tak w koło Macieju.
Ja tak miałem przy Harrym Potterze. I widzę, że w TLOU nie mam czego szukać - nie grałem, nie mam sentymentu, a teraz nie będę tracił czasu na oglądanie wtórności.
@ASX,
Cytat:
niechęć do oglądania dymających/migdalących się facetów (...) rżnie w dupska nasz zmysł estetyki
Mało co oglądam, ale ten spróbowałem, bo hype jest. Rozczarowanie raczej. Kliszowe i pełne logicznych dziur. Dość efektownie podane, ale w sumie po co? Przygnębiające, bo dodatkowo odkryłem, że tej zimy, najwyraźniej za sprawą marnego wyjątkowo grzania mieszkań przez administracje za częścią półek książkowych w ciemnym rogu zaległa mi się pleśń naścienna ( a propos, czy ktoś zna dobre środki anty nie chloropochodne?). A tak, przy okazji - zgoliłem brodę, po chyba 20 latach. I znowu zapuszczam, bo moja kobita przez cały weekend, co na mnie spojrzała to dostawała napadu chichotu.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Co poniektórzy jakby zapominają, że każda konfiguracja nie licząc damsko-męskiej, jest zaburzeniem.
Część ludu traktuje to jako coś normalnego, a gdy ktoś ośmieli się mieć inne zdanie, od razu zarzuca mu się: nietolerancję, uprzedzenia, nazizm i co tam jeszcze do łba strzeli.
Co poniektórzy jakby zapominają, że każda konfiguracja nie licząc damsko-męskiej, jest zaburzeniem.
Z punktu widzenia biologii ewolucyjnej zaburzeniem jest czytanie książek i oglądanie seriali, bo zabiera czas i zasoby, które powinno się przeznaczyć na rozsiewanie swoich genów.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum