Trzeci odcinek "The Last Of Us" był znakomity. Najlepszy z dotychczasowych. Świetna historia miłosna. I z jaką obsadą! Obroniłby się samodzielnie w jakiejś postapokaliptycznej antologii. Po trzech odcinkach i przy średniej ponad 9/10 (i ponad stu tysiącach ocen) serial trzyma się w rankingu IMDb bardzo dobrze.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Serialu nie oglądam (jeszcze), ale nagłówki mnie od rana zaatakowały, że odcinek trzeci jest o historii związku Billa i Franka.
Z grą jestem na bieżąco, a tam to było enigmatyczne. Możliwy spoiler z gry: Bill prowadził Joela&Ellie, uciekając przez zombiakami zabarykadowali się w chacie, w której odkryli wisielca. Bill zrobił smutną minę, informując bohaterów, że to jego partner (wcześniej nie wiedzieliśmy, że w ogóle był z kimś bo na dobrą sprawę nie wiedzieliśmy nic o Billu). Po chwili dodał, że okazuje się, że Frank próbował się ulotnić z ich wspólnymi zapasami, kiedy został ugryziony.
Tu historia skończyłaby się, gdybyśmy nie postanowili dokładnie zwiedzić domu. W jednym z pomieszczeń na stole można znaleźć list, który przed śmiercią Frank napisał do Billa. W niezbyt miłych słowach poinformował, że w sumie woli zginąć niż choćby jeden dzień dłużej mężczyć się z takim dupkiem jak Bill. Koniec.
Wnioskuję, że z tej ledwie zarysowanej sceny wyciągnęli całą długą historię zakochania i odkochania.
Parks & Recreation & Zombie, szkoda, że nie zgarnęli jeszcze Roba Lowe'a, żeby zagrał Franka.
Cytat:
Trzeci odcinek "The Last Of Us" był znakomity.
Trochę wyszli z jednych kolein i klisz bez nadmiernego wpadania w następne, nie oglądało się tego jak cutscenek z gry, fajnie zagrane, było nieźle. Mógłbym mieć zastrzeżenie, że to było mocno obok głównego wątku (nie wiem, czy nie będzie jeszcze fury retrospekcji, i może przegapiłem jakąś strzelbę Czechowa) i skupiało się na postaciach, które już się nie pojawią - ale było zrobione na tyle dobrze, że nie będę się czepiał.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Zachwyty nad tym odcinkiem to naprawdę dla mnie zagadka. "Najlepszy kawałek telewizji", wolne żarty.
Kompletnie oderwany od świata przedstawionego idylliczny epizod, zadawałem sobie pytanie "to jest jeszcze TLOU czy coś innego?" oglądając tę ckliwą, mało realną historyjkę. Twórcy niestety bardzo mocno wykładają swój przekaz metodą "in your face", a jakby ktoś nadal miał problemy ze zrozumieniem, to mu dodatkowo wytłumaczą w podcaście (stosując przy okazji dość mocny foreshadowing). Mówie tu o "save what you can save" w poprzednim, a teraz "zaopiekuj się, boże chroń skurwysynów którzy Ci przeszkodzą" na końcu w liście. Brakuje w tym wszystkim subtelności, gdzie rozwój lub kierunek rozwoju postaci może wyczytać pomiędzy wierszami lub na podstawie gry aktorów. SHOW, DON'T TELL. W grze postać Billa była spójna ze światem i w bardziej subtelny sposób wpływała na rozwój zarówno Joela jak i przede wszystkim Ellie, która w serialu nic na wizycie w pałacu Billa z nieskończonym winem nie zyskała.
Po dwóch mocnych odcinkach wytracono kompletnie tempo narracji przed zaserwowanie tego obowiązkowego sidequestu.
Dodatkowo manipulacja uczuciami widza poprzez muzykę. Twórcy myślą, że wystarczy 30 minut backstory i już będzie emocjonalna reakcja u widza, ale jakby było mało, to dorzucimy "On the Nature of Daylight" Richtera i "Vanishing Grace". Zwłaszcza użycie tego drugiego dla wywołania reakcji emocjonalnej po taniości mnie mocno rozczarowała, kto grał wie w jakim momencie pojawia się kawałek i jak pamiętna i kluczowa jest ta scena. Scena z tego odcinka wyprzedziła znacznie tę, o której piszę w grze (ona jest jakoś pod koniec), ale wyszła przy tym jak w tym memie "to zamawiałem, to AliExpress dostarczyło". Sorry, ale emocjonalną reakcję trzeba wypracować, a dobry romans potrzebuje czasu.
Na plus z pewnością gra aktorska, zwłaszcza Nick Offerman. Spokojnie mogliby zrobić z nim dobry spin-off miniserialowy, ale spłaszczając postać przez niego graną i tak tę szansę zaprzepaścili.
To pomijanie zasady Show, don't tell, widoczne jest od pierwszego odcinka. W zasadzie niczym w jakiejś grze wszystko jest topornie mówione, a rzekome relacje między gościem i dziewczynką to już podawane są jak pięciolatkowi: "patrz to mu mówi że powinien się nią zaopiekować!"
Odcinek byłby całkiem dobry, ale przeciągnęli go strasznie, ta ponad godzina znużyła.
I mam problem z tym, że świat otaczający w zasadzie jest niegroźny. W pierwszym odcinku niby pokazali jakieś siły rządzące, ale poza śmiesznym strażnikiem nie stanowią one zagrożenia. Grzyb w pierwszym odcinku gdzieś sobie rósł na ścianie. W drugim ok, była scena z zombie i od razu jedną bohaterkę wyeliminowali, coby fabularnie nie przeszkadzała. A teraz mamy opowieść przez 20 lat sielankowego życia, w którym raz zombie podszedł i padł, a raz grupka uzbrojonych mężczyzn. To chyba aktualnie w USA jest większa szansa, że cię postrzelą, władza cię załatwi podczas zatrzymania albo wyśle do Afganistanu.
Główna historia wyłożona w trzecim odcinku, z nowymi bohaterami, którzy są tylko na ten odcinek, fabularnie jest niczym nieuzasadniona, no bo jeśli dla sceny przeczytania listu na końcu to strasznie tanie zagranie i słabe.
W ogóle wg mnie źle jest ten serial zrobiony emocjonalnie, bo mamy za mało czasu aby przyzwyczaić się do postaci zanim ich zabiją.
Wracając do wykładania w dialogach świata to jest to coraz głupsze. Tekst, że grzyb został sprzedany w jedzeniu i raz ciach w dzień dwa było po sprawie nawet mi się nie chce komentować. Inteligencja pomysłu jak z najgorszego horrorku. Niby, że cała Ameryka (już nie wspominam o świecie, bo oni wiadomo że jako świat uznają tylko siebie) kupiła i zjadła coś jednego dnia? Coś co zostało wszędzie dostarczone jednego dnia? To by musiało się dziać miesiącami a w zasadzie latami, żeby tak się rozsiać. I walą to w serialu po tym jak covid przenoszony poprzez kontakt z zakażonym miesiącami się rozsiewał po świecie. A tu ktoś musi coś zjeść albo go musi coś ugryźć. Serio? Romulus kupujesz to i się nie tarzasz ze śmiechu?
A poza tym jak grzyb się rozsiał w jakimś jedzeniu, mące czy czymś, to czemu aktualnie nie ma jakiegoś lęku, zawahania przed jedzeniem czegoś? Teraz to już nie grozi? I jaki absurd, że młoda o tym nic nie wie i się pyta, po to żeby wyłożyć to kawa na ławę widzowi.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
macie racje - historia choć dobra, nijak ma się do głównego wontku.
Ani story nie służy rozbudowie świata przedstawionego, ani nie ma bezp. wpływu na postaci i jako taka nic nie wnosi.
Pomijam wytykanie logiki zarażania - bo jej nie ma, choć powiedzmy że są na dobrym tropie. W tego typu "akcjach" to chyba wzorem byłby Happening. Stało się i na chuj drążyć.
Bardziej kole zachowanie łupieżców - o ile fungusaury mogłyby być powstrzymane (choć też nie, ale...) to ludzie zwabieni zapachem dobrobytu łatwo by się nie poddali. Trzecia czy czwarta grupa by już zdobyła rachityczny płot
Chyba że showrunner musi umieścić wątek gejowski w serialu - no to odwalił dobrą robotę
Widać że potrafią zrobić nastrojową historię - ale wolałbym gdyby poświęcili ten czas (70 min?) na zbudowanie relacji pomiędzy gł. bohaterami.
A tak - drużyna przybyła do ostatniego przyjaznego domu, wyekwipowała się, i ruszyła do bazy przeznaczenia.
A niby skąd przekonanie, że to co mówi główny bohater jest prawdą? Skąd on to wie? Odpalił Tłitera i mu powiedział jakiś muskoidalny poyeb? Przeczytał w mądrej książce? Obejrzał profesjonalny dokument nakręcony po tym, jak zaraza rozwaliła cywilizację? Czepiacie się mocno na wyrost.
Oczywiście, porównania do gry mnie nie interesują. To jest serial fabularny, a nie gra. Zrobienie tej fajnej historii miłosnej miało sens. Tym bardziej łatwiej uwierzyć w treść tego listu i "podbudowanie" głównego bohatera motywacją, aby pomagać małolacie. W jakiś retrospekcjach byłoby to nieprzekonujące i naciągane jak guma od majcioch.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Nie mam problemu z tym, że ten odcinek rozwadnia główny wątek i zabija potencjał dramaturgiczny zarówno postaci Billa, jak i jego romansu z Frankiem. Mieli jakiś pomysł, zrelizowali go, okej. Tylko dlaczego to jest tak smętne, powierzchowne i jadące na kliszach, banalne i zrealizowane w oklepany sposób? Dlaczego obraz homoseksualistów jest tak do bólu stereotypowy, że wręcz obrazliwy? Dlaczego ta mini-fabuła zupełnie nie rezonuje z tym światem i sprawia wrażenie osadzonej w zupełnie innej rzeczywistości?
I koniec końców - dlaczego w świecie opanowanym przez zombie i rzadzonym przez wojsko, gdzie wokoł pełno zwyrodnialców Joel mający do dyspozycji MAGAZYN broni bierze ze schronu tylko puszki i srajtaśmę?
Nie mam problemu z tym, że ten odcinek rozwadnia główny wątek i zabija potencjał dramaturgiczny zarówno postaci Billa, jak i jego romansu z Frankiem. Mieli jakiś pomysł, zrelizowali go, okej. Tylko dlaczego to jest tak smętne, powierzchowne i jadące na kliszach, banalne i zrealizowane w oklepany sposób? Dlaczego obraz homoseksualistów jest tak do bólu stereotypowy, że wręcz obrazliwy? Dlaczego ta mini-fabuła zupełnie nie rezonuje z tym światem i sprawia wrażenie osadzonej w zupełnie innej rzeczywistości?
I koniec końców - dlaczego w świecie opanowanym przez zombie i rzadzonym przez wojsko, gdzie wokoł pełno zwyrodnialców Joel mający do dyspozycji MAGAZYN broni bierze ze schronu tylko puszki i srajtaśmę?
Co tam jest sterotypowego? Nie wiedziałem, że ten odcinek wzbudził kontrowersje, dopóki nie przeczytałem o mocnym dupościsku na widok dwóch gejów. Poza tym nie czytałem o jakiś innych kontrowersjach w przedstawianiu gejów. To zresztą bez sensu, bo to historia miłosna. I jeśli ktoś tam widzi tylko parę gejów, to ma problem on a nie twórcy, czy inni widzowie.
A co do broni - może dlatego, że to nie gra, gdzie można "dźwigać" cały magazyn broni, a poza tym po co ma dźwigać ciężkie żelastwo, które w realnym życiu maksymalnie go spowolni a po pozbyciu się amunicji będzie bezużyteczne?
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Prawda jest taka, że nikogo nie interesowało tu stworzenie uniwersalnej opowieści o miłości której bohaterami są, tak się akurat składa, geje. Zamiast tego dostaliśmy pretekstowe, pokracznie zmontowane emocjonalne partactwo, które ma legitymizować fakt, że jego bohaterowie są homoseksualistami. Bill i Frank to geje cynicznie zredukowani przez twórców do swej seksualności, homoseksualiści postrzegani wyłącznie jako fetysz kulturowy.
Co do broni - podejrzewam, że jednak jedna czy dwie dodatkowe sztuki broni by mu nie zaszkodziły. Tym bardziej, że od tej pory przemieszczają się samochodem. Ale ten zarzut to w sumie pół serio, nie będę o to darł szat.
I koniec końców - dlaczego w świecie opanowanym przez zombie i rzadzonym przez wojsko, gdzie wokoł pełno zwyrodnialców Joel mający do dyspozycji MAGAZYN broni bierze ze schronu tylko puszki i srajtaśmę?
A ileż można podcierać się listowiem i igliwiem?
To jeszcze nic. O wiele bardziej ch.jowa jest scena, gdy bohater, niby zawodowiec, stoi jak fiut na środku doskonale oświetlonego miejsca niczym słup soli i strzela ze snajperki (!!!), zamiast napier.alać zza winkla czy inszej osłony.
To się tak wydaje, że było dobrze oświetlone. Płomienie były przed płotem i podpalały napastników przy okazji oświetlając ich. On stał daleko wewnątrz za oślepiającymi płomieniami
_________________ Moje marzenia z MAGa: wznowienie wszystkich Stephensonów i wydanie wszystkich Słońc Wolfe'a w Artefaktach
O wiele bardziej ch.jowa jest scena, gdy bohater, niby zawodowiec
Prepers to nie zawodowiec. To dziwak i paranoik. Czy tam coś było o tym, że był wcześniej żołnierzem a ja przegapiłem? Jeśli nie to pewnie nie miał żadnych doświadczeń.
Ale fakt, że scena była naciągana jak cały odcinek. Tyle, że ona nie psuje ani opowieści ani wizji świata.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Prepers to nie zawodowiec. To dziwak i paranoik. Czy tam coś było o tym, że był wcześniej żołnierzem a ja przegapiłem? Jeśli nie to pewnie nie miał żadnych doświadczeń.
Survivalowiec, stąd wziął się "niby" zawodowiec.
O niebiosa, azaliż trza być żołnierzem, aby wiedzieć, że takie ustawienie się, to wariant najgorszy z możliwych? Bez kwadratowych jajców, please.
Prepers to nie zawodowiec. To dziwak i paranoik. Czy tam coś było o tym, że był wcześniej żołnierzem a ja przegapiłem? Jeśli nie to pewnie nie miał żadnych doświadczeń.
Survivalowiec, stąd wziął się "niby" zawodowiec.
O niebiosa, azaliż trza być żołnierzem, aby wiedzieć, że takie ustawienie się, to wariant najgorszy z możliwych? Bez kwadratowych jajców, please.
Nie znam się, więc się wypowiem.
O strzelaniu wiem tyle ile postrzelałem sobie w grach. Ostatnio w GTA V, Cyberpunku. Z mojego bogatego doświadczenia wynika, że do oddalonego celu, nawet "tylko" kilkadziesiąt metrów, lepiej się strzela przy użyciu snajperki niż zwykłego automatu. Nawet do celu w ruchu, zwłaszcza jeśli ten ruch jest wywoływany wpadaniem w pułapki, a przez to chaotyczny. Wyobrażam sobie, że można także wroga "pokryć" ciągłym ostrzałem z takiego automatu, ale to chyba desperacka taktyka niż jako takie ogarnięcie tej postaci.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Z mojego bogatego doświadczenia wynika, że do oddalonego celu, nawet "tylko" kilkadziesiąt metrów, lepiej się strzela przy użyciu snajperki niż zwykłego automatu. Nawet do celu w ruchu, zwłaszcza jeśli ten ruch jest wywoływany wpadaniem w pułapki, a przez to chaotyczny.
Ależ chyba nikt tego tu nie kwestionuje, a ja w szczególności, przeto nie mam seledynowego pojęcia, do czego Waszmość pijesz.
No, chyba że to uwaga ogólna.
Pozwolę sobie zauważyć, że w trzecim odcinku mamy do czynienia z przesadnie melodramatycznym, bezczelnie jadącym na kliszach "homo-ideolo", który wpisuje się w nurt amerykańskiej poprawności politycznej bez oglądania się na jakąkolwiek logikę. Przykre, że HBO podąża tą drogą.
ASX, wyjdź w końcu z tej szafy. Już najwyższy czas
Romulus napisał/a:
O strzelaniu wiem tyle ile postrzelałem sobie w grach.
No to jestem dużo bardziej doświadczony, bo strzelałem z Mosina na strzelnicy
Dlaczego z Mosina? Bo był duży, a ja byłem debilem, który chciał se strzelić z czegoś dużego.
Moje spostrzeżenia:
1. Jeżeli działo z którego strzelasz ma jebutny odrzut i absolutnie nie masz pojęcia co robisz, to trafienie w tarczę z kilku metrów jest zadaniem piekielnie trudnym. Zwłaszcza gdy stoisz jak pół litra i nie masz czegokolwiek by się oprzeć.
2. Gdy jesteś leworęczny, przeładowanie prawą ręką jest zadanie piekielnie trudnym. Zwłaszcza jak przed chwilą strzeliłeś i łapy Ci się trzęsą.
Nie wiem jak wyglądała ta scena, nie wiem z jakiej broni strzelał bohater. Jeżeli to był karabin myśliwski napędzany jakąś cywilizowaną amunicją, to prawdopodobnie byłby w stanie strzelić stojąc i nawet w coś trafić. Jeżeli to była wojskowa broń wyborowa, to raczej nie ma chuja we wsi.
Dziwne to było. Ogarnął ogrodzenie, alarmy, miał od groma broni i duży dom, nawet drewniany amerykański, pełno okien z którego tym czym strzelał mógł bez problemu wykończyć napastników, ale wolał stanąć jak pipa na środku placu
Gejoza w 3 odcinku wciśnięta na siłę, HBO pomału staje się takim Netflixem, masakra...
Dwa pierwsze odcinki 8/10 trzeci 5/10 albo i mniej.
Strzelnicę każdy powinien zaliczyć, trening strzelecki z różnych broni to fajna sprawa. W realu ofc
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum