Severance. Jak niewiele trzeba, by przyrządzić inteligentny i trzymający w napięciu serial sf, trudno uwierzyć, jak skromnymi środkami osiągnięto tak poruszający efekt. Nie wiem co bardziej podziwiać, oryginalność scenariusza, czy grę aktorów. Pyszności.
Wiadomo, że będzie kolejny sezon, no bo musi być.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
"Ucieczki z Dannemory" nie widziałem. Jakoś temat mi nie podszedł. A wracając do Apple, mają teraz naprawdę wznoszącą falę z serialami. Co włączę to rzecz co najmniej dobra. Na szczycie mojego rankingu aktualnie jest "Pachinko". Szkoda, że z rok trzeba czekać na drugi sezon.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
We Own This City. Miejsce akcji, środowisko i nazwiska twórców kojarzą się z The Wire i jest to rzecz jasna zabieg celowy, a skojarzenia ma wzmacniać udział w tle paru aktorów, którzy wystąpili w tamtym serialu. Ale sam charakter produkcji jest inny. Tamto było epicką opowieścią o mieście i jego problemach, tu mamy styl paradokumentu, coś na kształt fabularyzowanego sprawozdania ze śledztwa w sprawie „brudnych gliniarzy” – pod tym względem serial ma sporo wspólnego z brytyjskim Line of Duty. Niestety, w odróżnieniu od wspomnianych seriali, fabuły mamy tu tyle co kot napłakał, stąd akcja zamyka się raptem w 4 odcinkach, bo o czym tu jeszcze gadać. Jakakolwiek próba rozciągnięcia formatu wymagałaby dopisania wątków, pogłębienia postaci, może dopisania paru nowych, a przede wszystkich dodania jakiegoś haka, który utrzymałby widza przed ekranem, jakiejś intrygującej zagadki, bo tego najbardziej brakowało. Od pierwszych ujęć wiadomo, kto jest kim i jak się musi skończyć.
Mimo to, ogląda się nieźle, bo raz że krótkie, a dwa Jon Bernthal i Josh Charles są bardzo przekonywujący.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Severance. Jak niewiele trzeba, by przyrządzić inteligentny i trzymający w napięciu serial sf, trudno uwierzyć, jak skromnymi środkami osiągnięto tak poruszający efekt. Nie wiem co bardziej podziwiać, oryginalność scenariusza, czy grę aktorów. Pyszności.
Wiadomo, że będzie kolejny sezon, no bo musi być.
Trzeba tylko mocno zawiesić niewiarę, bo sam koncept technologiczny, na którym to oparto, jest bardzo nierealistyczny, a jego "implementacja" to już w ogóle niezły śmiech, że przez nią zalatuje sci-fi z pierwszej połowy XX wieku. Może taki był koncept (trochę retro) na serial?
Trzeba też przyznać, że było też sporo dłużyzn, bo scenarzyści bardzo starali się zaakcentować CHARACTER DEVELOPMENT. Ostatni odcinek sztos
Trzeba tylko mocno zawiesić niewiarę, bo sam koncept technologiczny, na którym to oparto, jest bardzo nierealistyczny, a jego "implementacja" to już w ogóle niezły śmiech, że przez nią zalatuje sci-fi z pierwszej połowy XX wieku. Może taki był koncept (trochę retro) na serial?
To prawda, że wg neurologicznego stanu wiedzy to rozdzielenie słabo się broni, a implementacja faktycznie jest tu aktem umownym, chcąco lub niechcąco zahaczającym o Matrix, ale to jest ten typ sf, w którym science dotyczy futurystycznej socjologii, a nie technologii, więc jest to do wybaczenia. Mam nawet wrażenie, że jakiekolwiek próby dorabiania teorii, "unaukowienia" tego procesu niepotrzebnie zamazywałyby wymowę serialu.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Severance. Jak niewiele trzeba, by przyrządzić inteligentny i trzymający w napięciu serial sf, trudno uwierzyć, jak skromnymi środkami osiągnięto tak poruszający efekt. Nie wiem co bardziej podziwiać, oryginalność scenariusza, czy grę aktorów. Pyszności.
Wiadomo, że będzie kolejny sezon, no bo musi być.
Trzeba tylko mocno zawiesić niewiarę, bo sam koncept technologiczny, na którym to oparto, jest bardzo nierealistyczny, a jego "implementacja" to już w ogóle niezły śmiech, że przez nią zalatuje sci-fi z pierwszej połowy XX wieku. Może taki był koncept (trochę retro) na serial?
Trzeba też przyznać, że było też sporo dłużyzn, bo scenarzyści bardzo starali się zaakcentować CHARACTER DEVELOPMENT. Ostatni odcinek sztos
To retro to tam kilka razy mocno wyłazi na wierzch (choćby komputery, na których pracują bohaterowie), co również jest intrygujące. Zgadzam się, że sam koncept technologiczny mocno nierealistyczny, ale ten serial - według mnie - idzie w innym kierunku, od rozdzielenia osobowości na pracową i życiową, po badanie granic autonomii "jednostki" (bo ta pracowa osobowość nie godzi się na zamknięcie).
A ostatni odcinek to rzeczywiście mistrzostwo. Dawno takiego (pozytywnego) niedosytu nie czułem.
Na Amazonie jest już "Bosch: Legacy", czyli ciąg dalszy "Boscha". Na razie sześć odcinków. Jutro kolejne dwa, za tydzień dwa finałowe. Jest bez fajerwerków w stosunku do poprzedniej serii. To jest, Bosch jako prywatny detektyw, jego córka jako początkująca policjantka. W tle większa sprawa, kontynuacja wątków z ostatniego sezonu "Boscha". Ze starej obsady kilka twarzy. Jeśli komuś spodobał się "Bosch", to "Bosch: Legacy" jest oczywistością. A jeśli ktoś nie widział poprzedniej serii, to nie ma sensu bez jej znajomości zaczynać nowej. https://www.youtube.com/watch?v=RxHjLPDVSko
Inny serial oparty o powieści Michaela Connelly jest na Netflixie. "The Lincoln Lawyer". Tym razem bohaterem jest Mickey Haller, prawnik jeżdżący Lincolnem. Powieści nie znam, ale serial chyba jest na nich luźno oparty. Kiedyś był całkiem przyzwoity film pod tym samym tytułem. Hallera grał tam Matthew McConaughey. Tu mamy nieopatrzoną twarz. Ale aktor wzbudza sympatię. Za serial odpowiada David E. Kelley - który ma na swoim koncie kilka telewizyjnych gatunkowych klasyków. Ostatnio powrócił z "Big Little Lies" i średnio udaną kontynuacją, czy "Od nowa" z Nicole Kidman. Wiodło mu się raz lepiej, raz słabiej. Tym tytułem trochę wyrównuje poziom. Aczkolwiek szału nie ma. To jest, klasyki z tego nie będzie. Ale to taki mocny średniak, całkiem przyzwoity serial, trochę popadający w klisze, ale niegroźnie. https://www.youtube.com/watch?v=au06yHMuMGc
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"The Staircase" - po obejrzeniu pięciu odcinków (z ośmiu) jestem zaciekawiony. Serial opowiada o prawdziwej historii. Pewnego dnia pewien pisarz zgłosił wypadek żony, która miała poślizgnąć się na klatce schodowej ich domu. Został następnie oskarżony o zabójstwo. Sprawa stała się głośna. Doczekała się nawet równie głośnego dokumentu - kręconego równolegle z procesem. Dokument ten dostępny jest chyba na Netflixie, zgarnął mnóstwo nagród i wyróżnień.
Serial jest bardzo meta. Nie jest to jakiś standardowy fabularny dramat w stylu true crime. Twórców nawet nie obchodzi dociekanie "prawdy", bo tej dociec się nie da. Istnieją tylko teorie i dowody pośrednie. Serial patrzy na to trochę z góry. Nawet pojawia się w nim wątek twórców wspomnianego dokumentu, który ponoć odegrał niebagatelną rolę we wznowieniu procesu, czy w apelacji. Historia obejmuje także rodzinę tego małżeństwa. Ale nie ma tu ekscytacji wychodzącymi na jaw tajemnicami. Chyba scenarzyści wyszli ze - słusznego - założenia - że sprawa była medialnie mielona na tyle sposobów, że nie ma co powtarzać po raz kolejny tego, co wiedzą wszyscy.
W związku z tym nie wiem do końca jakie mają intencje. Nie znałem wcześniej tej historii. Ale i w trakcie oglądania nie za bardzo chciało mi się googlać, aby sprawdzić, co dalej. Dlatego utrzymuje się we mnie poziom zainteresowania. Ale znowu: nie tym, czy zabił, czy nie. Dowodów bezpośrednich brak, zostają zatem pośrednie, domniemania i ciekawe teorie (zepsuty schodek, nietoperz, sowa, zwykły przypadek). Zatem nie wiem, czy ostatecznie serial mi się spodoba czy nie. Jak to w produkcjach HBO: świetnie obsadzony, zrealizowany bez pudła. Nawet jeśli na koniec wzruszę ramionami z obojętnością, to taki poziom realizacji i spoób podejścia do sprawy sam w sobie mi wystarczy, aby obejrzeć do końca. https://www.youtube.com/watch?v=TftAFQflBy8
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"The Lincoln Lawyer". Tym razem bohaterem jest Mickey Haller, prawnik jeżdżący Lincolnem. Powieści nie znam, ale serial chyba jest na nich luźno oparty. Kiedyś był całkiem przyzwoity film pod tym samym tytułem. Hallera grał tam Matthew McConaughey. Tu mamy nieopatrzoną twarz. Ale aktor wzbudza sympatię.
Taki misiaczek przytulaczek, ale faktycznie do polubienia. Przetestowałem pierwszy odcinek i popaczę w następne.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Sezon drugi chyba jest nieuchronny, bo podobno hit Netflixa. Końcówka mi się nie podobała. Przekombinowana intryga. Na szczęście, jest to zamknięta historia więc nie trzeba czekać na sezon drugi, aby się przekonać jak to się dalej potoczy. Jeśli ten powstanie to z nową sprawą główną i nowymi sprawami pomniejszymi. Wątki obyczajowe mnie irytowały i przydałoby się to zmienić. Bo to takie... typowe, uładzone, grzeczniutkie.
"Miłość, śmierć i roboty" - doskonały serial Netflixa powrócił z trzecim sezonem. Wśród autorów fabuł: John Scalzi, Neal Asher, Michael Swanwick, Joe Abercrombie. I już dla tego połowę sezonu warto obejrzeć. A całość z dwóch powodów. Pierwszy to, niestety, długość. Niektóre fabuły są króciutkie, 7 - 9 minutowe. Drugi to jakość - wyglądają pierwszorzędnie, a ostatnia jest po prostu... zapiera dech momentami. Stylistyka i fabuły rozstrzelone: od komediowych po horror. W pierwszym odcinku wracają znajomi z pierwszego odcinka pierwszego sezonu. "Night Of the Mini Dead" jest bardzo zabawna, zaś ostatnia fabuła, "Jibaro" po prostu piękna. Głównie za sprawą realizacji. Zresztą, w trailerze jest mała próbka: https://www.youtube.com/watch?v=Xj2b0swdpX8
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"Miłość, śmierć i roboty"[/b] - doskonały serial Netflixa powrócił z trzecim sezonem.
Ja mam odwrotne odczucia, dno, praktycznie nie warto oglądać, może ten o szczurach, sympatyczne no i rój może być.
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
"Miłość, śmierć i roboty"[/b] - doskonały serial Netflixa powrócił z trzecim sezonem.
Ja mam odwrotne odczucia, dno, praktycznie nie warto oglądać, może ten o szczurach, sympatyczne no i rój może być.
No "Rój" to akurat jedyny odcinek, który oglądałem przez połowę na podglądzie. Więc Fidel powinien wpaść w ekstazę podczas oglądania. Jedyną wadą był krótki czas trwania tych filmików. "Jibaro" wszystko wynagradza. Poziom fabularny całości był różny, ale akurat w tym przypadku zawsze był.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"Rój" świetny. To o szczurach też, po prostu całkiem inne. Filmik z gigantycznym pseudokrabem wkraczającym na statek też bardzo dobre, reżyserował Fincher i to widać w klimacie.
W zasadzie wszystko mi się podobało, mniej bardziej, ale to normalne w antologii.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
"The Staircase" - po obejrzeniu pięciu odcinków (z ośmiu) jestem zaciekawiony. Serial opowiada o prawdziwej historii. Pewnego dnia pewien pisarz zgłosił wypadek żony, która miała poślizgnąć się na klatce schodowej ich domu. Został następnie oskarżony o zabójstwo. Sprawa stała się głośna. Doczekała się nawet równie głośnego dokumentu - kręconego równolegle z procesem. Dokument ten dostępny jest chyba na Netflixie, zgarnął mnóstwo nagród i wyróżnień.
Oglądamy go z żoną, bo to nie tylko świetnie zrealizowane true crime i świetny dramat psychologiczny. To też ciekawe studium amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości.
Przyznam, że choć poznałem kolejne wydarzenia już z wikipedii, to jednak zobaczenie procesu i wyroku mnie zszokowało. Nie mogę uwierzyć, że na podstawie tak niejednoznacznych dowodów ktokolwiek miałby czelność wydać podobny wyrok. Ja również mam swoje intuicje, ale choćby wskazywały mi winę, bez odpowiednio jednoznacznych dowodów nigdy bym nikogo nie skazał. Wyrok na podstawie intuicji to ja se mogę wygłosić na forum.
"The Staircase" - po obejrzeniu pięciu odcinków (z ośmiu) jestem zaciekawiony. Serial opowiada o prawdziwej historii. Pewnego dnia pewien pisarz zgłosił wypadek żony, która miała poślizgnąć się na klatce schodowej ich domu. Został następnie oskarżony o zabójstwo. Sprawa stała się głośna. Doczekała się nawet równie głośnego dokumentu - kręconego równolegle z procesem. Dokument ten dostępny jest chyba na Netflixie, zgarnął mnóstwo nagród i wyróżnień.
Oglądamy go z żoną, bo to nie tylko świetnie zrealizowane true crime i świetny dramat psychologiczny. To też ciekawe studium amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości.
Przyznam, że choć poznałem kolejne wydarzenia już z wikipedii, to jednak zobaczenie procesu i wyroku mnie zszokowało. Nie mogę uwierzyć, że na podstawie tak niejednoznacznych dowodów ktokolwiek miałby czelność wydać podobny wyrok. Ja również mam swoje intuicje, ale choćby wskazywały mi winę, bez odpowiednio jednoznacznych dowodów nigdy bym nikogo nie skazał. Wyrok na podstawie intuicji to ja se mogę wygłosić na forum.
Też na podstawie tych wątpliwości nie dałbym rady zgodzić się na skazanie. Aczkolwiek w teatrze z sędziami przysięgłymi mogły zadziałać pewnego rodzaju uprzedzenia. Incydent w Niemczech. Kwestia orientacji biseksualnej, która wyszła na jaw. To, co zawodowy sędzia powinien odrzucić na rzecz faktów i rozstrzygania wątpliwości na korzyść - sędzia przysięgły pochodzacy z "łapanki" może uznać za rozstrzygające wątpliwości na niekorzyść: no coś tam w przeszłości się już wydarzyło, kłamał odnośnie seksu z mężczyznami (Karolina Północna chyba nie należy do stanów szczególnie liberalnych, ale nie wiem), podejrzany gościu, kręci, mataczy, pewnie winny.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Też myślałem o kwestii uprzedzeń. W dzisiejszych czasach sugestia, że nieheteronormatywna orientacja seksualna jest czymś obscenicznym, wywołałaby burzę. Bo czy mężczyźni oglądający Hustlera byliby obsceniczni? Być może wtedy nie uderzyłoby mnie to, ale przy dzisiejszej świadomości nie wierzę, by prokurator i sędzia coś takiego przepchnęli przez sąd.
"Night Sky" - kolejny dziwny serial fantastyczny od Amazona. Strawniejszy, bardziej przyswajalny niż "Outer Range". Niemniej, nie pozbawiony wad. Pomysł jest taki: dwoje bohaterów (w tych rolach J.K. Simmons i Sissy Spacek) u schyłku życia ukrywa sekret. Pod podłogą szopy mają wejście do pewnego schronu, w którym znajduje się pokój, którym przenoszą się na inną planetę (ale tylko ją, czy raczej widoczny skrawek obserwują zza szyby). Ich życie się zmienia za sprawą pojawienia się tajemniczego mężczyzny. To pierwszy wątek. Drugi, pozornie z nim nie związany, rozgrywa się w Argentynie, matka i córka, która chce czegoś więcej.
Sezon liczy osiem odcinków, każdy po ok. 54 minuty. Fabuła to slow burner - toczy się powoli i niespiesznie, aczkolwiek w finale sezonu dzieje się najwięcej i bardzo konkretnie. Jednak to ta niespieszność jest problemem. Fabuła jest niezdecydowana. Czy opowiada fantastyczną intrygę, czy też skupia się na obyczajowej dotyczącej bohaterów. Przez to trochę wieje nudą.
Więcej dzieje się w drugim wątku. Który ma dodatkową atrakcję - dla Polaków. Piotr Adamczyk występuje w tym serialu jako Zły. Powiedzmy. Nie ma dużo scen (pojawia się w czterech z ośmiu odcinków), ale to postać, która intryguje, jest nośnikiem tajemnic, obok tego "portalu" i jeszcze jednej kwestii. Chłopu coraz lepiej się wiedzie w USA i trzymam za niego kciuki. Zaczał od małej charakterystycznej rólki w "Madam Secretary", potem większa, ale też charakterystyczna, rola w "For All Mankind". Dalej "Hawkeye" od Disneya i też charakterstyczna rola. Ale w "Night Sky" nie gra już postaci z Europy Wschodniej, ewentualnie Rosjanina. W zasadzie jego akcent na to chyba nie wskazuje i nie wiadomo kim i skąd pochodzi ta postać. Dobry strzał z tą rolą. I ma szansę powrócić w drugim sezonie. Bo nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Prawnik z Lincolna. Początek jest obiecujący. Podwójny rozwodnik, pierwsza ex to prokurator, druga zatrudniona jako jego asystentka. Punkt wyjścia polem do popisu dla błyskotliwego scenarzysty i miałem spory apetyt na rozrywkę w rodzaju australijskiego Rake'a. Niestety z czasem, zwłaszcza w wątku obyczajowym robiło się to coraz bardziej disneyowskie. Dojechałem do 7 odcinka i utknąłem.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Wątki obyczajowe są w tym serialu najsłabsze. Zapewne utłukłbym wątek nastoletniej córki. Przyciąłbym przechujstwo bohatera, szczególnie w finale. Żeby było bardziej gorzko. Ale to chyba nie tego typu serial i pójdą dalej w lekką opowieść.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"We Own This City" - serialowi z pewnością można zarzucić nadmiar publicystyki. W zagęszczonej do sześciu odcinków fabule jest jej sporo. Chyba świadomie. Cierpią przez to bohaterowie, których widz nie ma szans dobrze poznać. Czy raczej, ich dramaty nie mają szansy dobrze wybrzmieć. Widać to na przykładzie Seana Suitera, porządnego policjanta, zaangażowanego w uczciwe wykonywanie swojej pracy, który w pewnym momencie za sprawą Jenkinsa schodzi na złą ścieżkę. Niemniej, to go nie definiuje jednoznacznie jako złego glinę i ja mu współczułem. Zatem świetna obsada nie została wykorzystana do końca. Niemniej, tak jak "The Wire" serial ten to świetny obraz rzeczywistości - zwłaszcza że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Bez uciekania się do mądrych artykułów, czy książek można przekonać się, jak skomplikowaną jest amerykańska mieszanka dysfunkcyjności systemu i rasizmu. Której nie da się sprowadzić do prostego trumpistowskiego pierdolenia o czarnuchach rabujących sklepy podczas zamieszek. Świetna edukacyjna robota, jeśli ktoś jest otwarty na naukę.
https://www.youtube.com/watch?v=Ig9BcW7gXvE
"Tokyo Vice" - znakomity serial. Ale na koniec sezonu muszę się przyczepić do zakończenia. Które wydało mi się mdłe i nijakie. W zasadzie mam pretensje, że nie było gatunkowe tylko tak nijako otwarte na kontynuację. Nie chciałem żadnego cliffhangera, ale jakiegoś mocniejszego punktowania kolejnych wątków. Ale można to przeżyć, bo cała reszta jest bardzo soczysta i interesująca. Jedna z lepszych prodkukcji HBO obecnie. https://www.youtube.com/watch?v=l3oWrNQo_Ng
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"Miłość, śmierć i roboty"[/b] - doskonały serial Netflixa powrócił z trzecim sezonem.
Ja mam odwrotne odczucia, dno, praktycznie nie warto oglądać, może ten o szczurach, sympatyczne no i rój może być.
W tego typu produkcjach zasada powodzenia jest taka jak w opowiadaniu dowcipów: liczy się dobra, najlepiej zaskakująca puenta. Moje wrażenia determinowało właśnie to, że w wielu filmikach albo była słaba, albo po prostu jej zabrakło. Dużo zabawy formą i konwencjami, lecz zamiast nachalnego dydaktyzmu wolałbym więcej finezji i polotu. I to dotyczy wszystkich sezonów, a nie tylko tego ostatniego, z tym, że pierwszy miał bonus jako nowość, więc chyba oceniany był łagodniej. Pamiętam, że potem drugi sezon bardzo mnie rozczarował, więc do 3 nie podchodziłem z wielkimi oczekiwaniami, jak się okazało słusznie. Najlepszy odcinek, ten ze szczurami, najlepszy tekst: Spodziewaliście się Elona Muska? (sam filmik żałośnie propagandowy, ale w tym miejscu się roześmiałem).
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
"The Boys" trzeci sezon. Pierwszy kwadrans pierwszego odcinka: trochę darcia łacha z "Ligi Sprawiedliwości" i Snyder's Cut oraz Jossa Whedona. Do tego mrugnięcie okiem do fanów "Supernatural" i nie chodzi mi o Jensena Acklesa w roli Soldier Boya (bo się w pierwszym kwadransie jeszcze nie pojawił) tylko o aktora Jima Beavera, który w "Supernatural" grał Bobbiego Singera. A w "The Boys" wraca jako Rober Singer. Ale to nic dziwnego, skoro kumpluje się z Erichem Kripke. A w tym kwadransie mamy jeszcze esencję konwencji "The Boys" - chodzi mi o sceny ze zmniejszającym się supkiem. A przede wszystkim z powodami tego zmniejszania się i konsekwencjami - ohydne w stylu tego serialu.
Z kolei pod obejrzeniu dwóch z trzech wrzuconych odcinków - serial nie obniża poprzeczki. A toksyczność Homelandera wylewa się wiadrami. Super.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Trzy pierwsze odcinki miały wyjątkowo mało waty fabularnej w porównaniu do poprzednich sezonów. Ale z tym supkiem to było trochę bez sensu - nie kontrolował tej przemiany? trąci mi to bzdurą na resorach.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum