To byli znani koneserzy starej broni, zdobycznej zresztą przez pradziada tegoż jeszcze w bitwie pod Płowcami
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
doskonałe zakończenie drugiej trylogii. Całość ma już 10 tomów, i chcę wincej.
Widać że autor ma pomysł, wolę i siłę na kolejne odsłony. No i co by nie ściemniać - końcówka mnie zwyczajnie zaskoczyła rozwiązaniami.
doskonałe zakończenie drugiej trylogii. Całość ma już 10 tomów, i chcę wincej.
Widać że autor ma pomysł, wolę i siłę na kolejne odsłony. No i co by nie ściemniać - końcówka mnie zwyczajnie zaskoczyła rozwiązaniami.
Na razie czeka nas coś zupełnie innego.
The Devils
A landmark new fantasy series from bestseller
Joe Abercrombie.
The Devils begins a series which fuses the best
of fantasy with the most gripping elements of
heist, spy and thriller fiction. In a magic-riddled
Europe under constant threat of elf invasion, the
ten year old Pope occasionally needs services
that cannot be performed by the righteous.
And so, sealed deep beneath the catacombs,
cathedrals and relic stalls of the Sacred City lies
the secret Chapel of the Holy Expediency. For
its highly disposable congregation – including a
self-serving magician, a self-satisfied vampire,
an oversexed werewolf, and a knight cursed with
immortality – there is no mission that cannot be
turned into a calamitous bloodbath . . .
"Królowa Głodu" Wojciecha Chmielarza. Szkoda, że autor przerzucił się na kryminały, bo fantastyka wyszła mu nieźle. Postapo, fantasy, trochę horroru, trochę westernu, wszystko doprawione nienachalnym mitem arturiańskim. Taki dobry polski bigos.
"M. Człowiek stulecia" - Antonio Scurati. Doskonała powieść, choć trzeba od razu uczynić zastrzeżenie. Autor określił ją mianem powieści dokumentalnej. Ponieważ jest wierny historii, licentia poetica ograniczona do minimum. Na początku czytałem opornie, ale jest to tak napisane, że nie chciałem się poddawać. Drobiazgowa, zbeletryzowana historia dojścia Mussoliniego do władzy. Zabrałem się od razu za drugą część, bo choć w pierwszej M. do władzy już doszedł to chce się czytać dalej. Nie chce mi się wyszukiwać analogii do współczesności, nie byłby to pierwszy raz, kiedy historia "się powtarza". Mechanizmy dochodzenia do władzy czy to populistów, czy faszystów in concreto zapewne są podobne. Zatem to, że powieść ta może być "odczytywana" w odwołaniu do współczesności nie jest niczym zaskakującym. Choć trochę przeraża. Buta, kłamstwa bez mrugnięcia okiem, nie liczenie się z nikim i niczym (chyba że to korzystne i konieczne, aby osiągnąć cele), oderwane od rzeczywistości elity, słabe państwo, w które łatwo skutecznie uderzyć, gniew ludu.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Pierwszy raz czytałem w latach osiemdziesiątych, dzieciakiem będąc. Nie zapamiętałem niczego poza faktem, że mnie przytłoczyło. Powtórna lektura przyniosła inne odczucia.
Nie jest to utwór bez wad, ale moim zdaniem wart lektury. Przede wszystkim mamy tu koherentny, zgrabnie przeprowadzony pomysł, dla czytelnika nieoczywisty, w zasadzie, do samego końca. Kolejne strony zmuszają do nieustannej weryfikacji naszych wyobrażeń. Dzieje się to w sposób naturalny i logiczny.
Narracja, konstrukcja bohaterów, technikalia - stworzone są w sposób dość typowy dla swoich czasów, jednak na tle ówczesnej literatury SF całość wyróżniają się na plus przemyśleniem i spójnością. Gdyby rzecz powstała w USA, dostałaby na bank jakieś Hugo czy coś w podobie, a co najmniej kilka nominacji. Nie mam zastrzeżeń do strony konstrukcyjnej nowelki, ale trafia się kilka błędów natury fizycznej, kilka naciągań socjo- i psychologicznych (społeczeństwo rozwijające się dziesiątki milionów lat to grube założenie, również jednotorowość tego rozwoju). Część tych niedociągnięć jakoś tam się mimo wszystko tłumaczy, wynikają z założeń pomysłu.
Dobra, oldschoolowa fantastyka, która przetrwała próbę czasu znacznie lepiej niż wiele uznanych tytułów. Swoją drogą, interesujące jest czemu EXODUS VI jest pozycją tak bardzo zapomnianą.
7/10
Nigdy dotąd Topora. Jakoś się nie składało. I żyłem w przekonaniu, że to taka gruba rura, że brzytwą podrzyna gardła i pęciny, że wali w ryj śmierdzącym karpiem. A tu dymek, prztyczek w nos, chichocik. Kilkadziesiąt opowiadań, bywa, że niezłe, ale w większości jednak rozczarowujące. Być może ze względu na stępienie receptorów z powodu nadmiernej masy? Być może należy czytać po jednym dziennie i cieszyć się tą odrobiną oryginalności? Być może. Cały tomik jednak nie zrobił specjalnego wrażenia. Jeszcze spróbuję kiedyś Toporów, zobaczymy czy coś się zmieni.
Topor z Vianem mocno na mnie wpłynęli, ale dziś jednak rzeczywistość (społeczna, kulturowa, popkulturowa) jest jednak zupełnie inna niż dwie-trzy dekady temu, i ten typ humoru czy w ogóle postrzegania rzeczywistości mocno spowszedniał - i to, co w XX wieku było jakąś tam awangardą dziś jest tylko banałem. Topora nadal cenię, ale chyba się trochę boję do niego wracać - chociaż wspomnienia z ciupciania królowej, wizyty św. Mikołaja, zachowywania konwenansów czy najpiękniejszej pary piersi na świecie pozostają Z resztą ja w ogóle jestem fanem takich epigramatycznych świecidełek.
EDIT: Ze Sznycla górskiego Kazik zrobił piosenkę, można, ale nie trzeba
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
"Przestrzeń Objawienia" Reynoldsa. Powrót po latach i bez cienia rozczarowania. Doskonała fantastyka. Szkoda, ogromna szkoda, że w Polsce jakoś nie chwyta.
"Ostatni pojedynek. Zbrodnia, skandal i sąd boży w średniowiecznej Francji" Erica Jagera. Ledwie co zacząłem czytać we wtorek a już połowa za mną. Aczkolwiek nie jest to jakaś opasła lektura. Raptem coś ponad trzysta stron. Pewnie będą jeszcze przypisy tak na dwadzieścia procent ebooka. Ale jak bardzo wciągająco napisana i ogromnie ciekawa. Autor wokół historii procesu o zgwałcenie w średniowiecznej Francji osnuł historię epoki. Bez wielkich dygresji, trzymając się głównej nici "fabularnej". Dzięki temu historia tej sprawy, procesu i ostatniego pojedynku sądowego we Francji, została osadzona w mocnym, barwnym kontekście historycznym. Teraz już muszę obejrzeć film Ridleya Scotta o tej historii. Podobno nie taki zły. W sumie, poległ w kinach więc musi być wart uwagi, skoro masowa publika go odrzuciła. Ale książkę polecam, choć dopiero połowa za mną.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"Przestrzeń Objawienia" , ogromna szkoda, że w Polsce jakoś nie chwyta.
Mnie chwyta, i to bardzo, czekam na wznowienie całej serii w ebooki, bo w w którymś papierowym tomie były strony z zupełnie innej książki i do dzisiaj nie wiem co tam miało być zamiast tej pomyłki.
Romulus napisał/a:
"Ostatni pojedynek"
Film jest mocno nudnawy, ale ma świetną scenografię i to by było na tyle, chociaż nie, jeszcze jeden plus - i nie występuje tam ani jeden niebiały aktor, więc jeśli idzie o realizm, nie ma bzdetów. Kupiłam ebooka jakoś koło premiery i jeszcze nie czytałam, bo w zasadzie film w ogóle mnie nie ruszył, obejrzałam, zapomniałam. Obsada pomimo rasistowskiego klucza , zagrała bez melodii. Ale i tak byłam zachwycona, ze żaden przygłup nie został zatrudniony do castingu. Podejrzewam, że książka może być ciekawsza od filmu.
"Przestrzeń Objawienia" , ogromna szkoda, że w Polsce jakoś nie chwyta.
Mnie chwyta, i to bardzo, czekam na wznowienie całej serii w ebooki, bo w w którymś papierowym tomie były strony z zupełnie innej książki i do dzisiaj nie wiem co tam miało być zamiast tej pomyłki.
W "Migotliwej Wstędze" była ta "podmiana".
Myślę, że za drugim razem Reynolds też nie chwyci w Polsce na taką skalę, aby opłacało się go wznawiać i wydawać. Celowo tak piszę licząc, że nie mam racji. Że AM wpadnie i napisze: jak nie jak tak, cały nakład "Przestrzeni..." zszedł zanim jeszcze z palet zjechał i robimy dodruk na kolejne 2000 egzemplarzy. Albo chociaż 100.
Rashmika napisał/a:
Romulus napisał/a:
"Ostatni pojedynek"
Film jest mocno nudnawy, ale ma świetną scenografię i to by było na tyle, chociaż nie, jeszcze jeden plus - i nie występuje tam ani jeden niebiały aktor, więc jeśli idzie o realizm, nie ma bzdetów. Kupiłam ebooka jakoś koło premiery i jeszcze nie czytałam, bo w zasadzie film w ogóle mnie nie ruszył, obejrzałam, zapomniałam. Obsada pomimo rasistowskiego klucza , zagrała bez melodii. Ale i tak byłam zachwycona, ze żaden przygłup nie został zatrudniony do castingu. Podejrzewam, że książka może być ciekawsza od filmu.
"Fabuły" dotyczącej tej sprawy, pojedynku i jego epilogu starczyłoby może na jakieś dwadzieścia stron. Ale dobrze rozbudowane tło i talent autora sprawiły, że wspomniany kontekst historyczny jest znacznie ciekawszy od samej sprawy. Może to sprawiać wrażenie przegadania, ale tylko momentami, bo autor zna granice cierpliwości.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Mnie chwyta, i to bardzo, czekam na wznowienie całej serii w ebooki, bo w w którymś papierowym tomie były strony z zupełnie innej książki i do dzisiaj nie wiem co tam miało być zamiast tej pomyłki.
To była tylko jedna strona - 26 - w pierwszym tomie Migotliwej wstęgi. MAG zamieścił na swej stronie poprawną stronę, można było sobie sformatować odpowiednio i dołączyć do książki:-)
A jeśli wolisz ebooki to sprawa jest jeszcze prostsza, po prostu zamieniasz strony w pliku.
Skorzystałem z obu opcji:-)
_________________ Let’s not have a sniffle
Let’s have a bloody good cry
And always remember the longer you live
The sooner you'll bloody well die
(Trad. arr. The Whisky Priests)
To była tylko jedna strona - 26 - w pierwszym tomie Migotliwej wstęgi. MAG zamieścił na swej stronie poprawną stronę, można było sobie sformatować odpowiednio i dołączyć do książki:-)
A jeśli wolisz ebooki to sprawa jest jeszcze prostsza, po prostu zamieniasz strony w pliku.
Skorzystałem z obu opcji:-)
I jeszcze ta strona wisi? Dajcie linka.
Romulus napisał/a:
że za drugim razem Reynolds też nie chwyci w Polsce na taką skalę, aby opłacało się go wznawiać
Pewnie, że nie chwyci, wszystko co jest w miarę wartościowe się nie sprzedaje. Ale w legimi wisi już Przestrzeń objawienia, wiec może i reszta też zawiśnie.
- Infiltratora. - Spojrzała na niego zmrużonymi, podejrzliwymi
oczyma. - Choć nie wiadomo naprawdę, jak to tam z nim było.
W każdym razie, gdzie się podział? W "Santiago" jest sto
miejsc, gdzie można coś takiego schować. Wiesz, pewnego
dnia to odkryję i położę kres temu twojemu sadystycznemu
eksperymentowi. Oraz dowiodę w końcu, że wrobiłeś Valdivię
i Rengo. Nic minie cię kara.
Sky uśmiechnął się, myśląc o izbie tortur, gdzie trzymał Obłego i chimeryka. Delfin był o kilka stopni mniej normalny niż przedtem: stał się maszyną czystej nienawiści, istniejącą jedynie po to, by zadawać ból chimerykowi. Sky uwarunkował Obłego, który winił chimeryka za swoje zamknięcie, i teraz delfin przyjął rolę Diabła - przeciwieństwa Boga, którym w oczach chimeryka stal się Sky. Dając chimerykowi obiekt do obawiania się i pogardy, oraz obiekt do uwielbiania, Sky mógł znacznie łatwiej kształtować chimeryka, który powoli lecz pewnie zbliżał się do wymyślonego przez Skya ideału. Gdy chimeryk będzie potrzebny, za wiele lat zadanie zostanie zakończone.
- Nie wiem, o czym mówisz - odpowiedział.
Na jego ramieniu spoczęła dłoń Ramireza, szefa rady wykonawczej, statkowego ciała upoważnionego do wyboru kogoś na wakujące stanowisko kapitana. Mówiono, że Ramirez jest prawdopodobnym następcą Balcazara.
Znów zabrałaś go dla siebie, Constanzo? - spytał mężczyzna.
Po prostu wspominamy dawne czasy - odpowiedziała. - To
może poczekać, zapewniam cię.
Jesteśmy z niego dumni, prawda, Constanzo? Innych ludzi
kusiłoby przyznanie, że wątpliwości przemawiają na ich
korzyść, ale nie nasz Sky.
Nie, on nie - powiedziała Constanza i się odwróciła.
We Flotylli nie ma miejsca na wątpliwości - odpowiedział
Sky, patrząc na malejące dwa ciała. Wskazał głową na
kapitana, który leżał wystawiony na widok publiczny we
własnej chłodzonej trumnie. - Jeśli kochany staruszek nauczył
mnie czegoś, to tego, żeby nigdy nie zostawiać miejsca na
wątpliwości.- Kochany staruszek? - W głosie Ramireza brzmiało rozbawienie. - Masz na myśli Balcazara?
26
_________________ Let’s not have a sniffle
Let’s have a bloody good cry
And always remember the longer you live
The sooner you'll bloody well die
(Trad. arr. The Whisky Priests)
Czytam Ulissesa Joyce'a w nowym tłumaczeniu. W końcu uznałam, że jestem wystarczająco duża, by zmierzyć się z lekturą. Poprzednie podejście zakończyłam na pierwszym rozdziale w przekładzie Słomczyńskiego. Tym razem jest lepiej - nie wiem, czy to zasługa tłumaczenia, czy wieku (XXI mam na myśli ). Nie bez znaczenia jest lektura towarzysząca: Łódź Ulissesa, w której pan Świerkocki objaśnia różne niuanse, czy to kontekstu kulturowego, czy podjętych decyzji przekładowych. Staram się czytać naprzemiennie, po jednym rozdziale, ale czasem się zapędzam w Ulissesie, bo są kawałki, które "wchodzą" bez popitki. Kapitalna była dyskusja o Szekspirze czy rozmowa Irlandczyków u knajpie (ta z psem). Praktycznie każdy rozdział (jak dotąd) napisany jest innym stylem, nie wszystkie mi odpowiadają (nie zostanę fanką "dziewczyńskiej" narracji), ale doceniam różnorodność i zmienność. Podoba mię się złośliwy humor Joyce'a i wtykanie szpileczek na prawo i lewo. Pan tłumacz kupił mnie zaraz na początku "mostem zawiedzionym" (u Słomczyńskiego jest most rozczarowany) - wściekle trafnie IMHO opisane molo (musi być zawiedzione, skoro tylko jeden koniec ma przywiązany do lądu ).
Łotewer, jestem tuż na połową, tym razem na pewno doczytam do końca.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
"Książę Kaladanu" Brian Herbert, Kevin J. Anderson. Do recenzji. To niby prequel "Diuny". Z twórczością tych panów nie miałem styczności. Kiedyś próbowałem czytać którąś z innych książek z jednego z około-Diunowych cykli, które wyprodukowali. Ale mi nie podeszła. Sprzedają się w Polsce, znaczy ludziom się podoba, a nie jest to jakiś fantasy-romans z porno w tle. Coś niby musi w tym być. No i prawie skończyłem czytać i nie wiem, skąd bierze się popularność tych powieści. Papier - tak należałoby ją podsumować. Papierowe postacie, papierowy świat. O księciu Leto, który jest bohaterem tej powieści, dowiadujemy się wszystkiego już na pierwszych stronach powieści. Konkretnie, o jego osobowości. I to w taki sposób, że już od razu wiadomo, że niczego więcej o nim się nie dowiemy, że to wszystko - zamarznięty w szlachetnej formie nudziarz, o smutnych, szlachetnych oczach. I tak można o każdej postaci. Paul Atryda - w zasadzie mógłby już od razu trafić do "Diuny", a nawet wydaje mi się większym przechujem, jak na swój wiek. W zasadzie to nie wiem, ile lat przed wydarzeniami z "Diuny" ta powieść się rozgrywa. Pewnie można to ustalić, ale nie miałem na to ochoty.
Nudziła mnie ta powieść. Brnąłem przez nią, odmierzając kolejną dzienną porcję stron, aby zmieścić się w dziesięciu dniach, jak to mam w zwyczaju z recenzowanymi tytułami.
"Ptaki, które zniknęły" - Simon Jimenez. Bardzo dobra powieść. W dwa dni - czterdzieści procent. I przez te czterdzieści procent dzieje się wiele, choć niby powieść nie wydaje się szczególnie opasła. A mimo to ma pociągający rozmach. Być może będę żałował, że kupiłem ebooka, a nie papierowe wydanie.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"Chodź ze mną" - nowy Orbitowski mnie rozczarował. Nie jest źle, ale do Kultu nie podchodzi. Całość sprawia wrażenie konglomeratu zapchajdziur, fabuła niby zaczerpnięta z rzeczywistych wydarzeń a sprawiała wrażenie kompletnych bzdur. Nie wessało, doczytałam ze znużeniem. 5/10
Pewnego dnia z grobów wyłażą trupy. Najpierw pojedynczo, potem coraz liczniej. I co ciekawe, jedynie w Polsce. Początkowo są niegroźne, ale z czasem się to zmieni. Będą, jak się w końcu okaże, mieć zamiary jako społeczność.
Powieść jest symboliczno-groteskową całką polskiego społeczeństwa. Autor prezentuje całą przaśność zburaczonego narodu. Prymitywizm i karłowatość warstwy politycznej, butę i znów prymitywizm aspektu religijnego, tępotę nacjonalistyczną, intelektualną lichotę. Zadufanie, zabobony, małość, bogoojczyźniany grajdoł, bezrozumne teorie i idee, discopolową ludyczność. Motłoch.
Strona warsztatowa dzieła zasługuje na najwyższe pochwały. Rzecz jest świetna w warstwie językowej, doskonale skonstruowana, pełna humoru wszelkiej klasy i gatunku, mnóstwo zabaw językiem i popkulturą. Gęsto tu od nawiązań, bywa, że bezpośrednich, bywa aluzyjnych na różne sposoby. Np. zombie to taki pisowski wyborca - "[Zombie] Stanął przed wystawą z telewizorami i wpatrywał się tępo w ich ekrany", a cały ten zombietime, to czasy pisowskiej degrengolady. Ale znajdziemy tu też Felliniego, Vonneguta, Gombrowicza czy Wyspiańskiego, a konstrukcja i dynamika utworu bardzo mocno kojarzy się z Inwazją Jaszczurów Čapka. Coś w podobie próbował kiedyś Orbitowski w Świętym Wrocławiu, ale marnie mu to wyszło. Plus mrowie rozmaitych drobiazgów. Każdy czytelnik prawdopodobnie będzie odkrywał własny zestaw.
Postacie skonstruowane są bez zarzutu, narracja płynna, wiarygodna.
Słabszą stroną powieści jest linia fabularna, raczej uboga. Jest to decyzja, w oczywisty sposób, świadoma. Autora zajmuje komentowanie rzeczywistości, znacznie mniej interesuje go sensacyjność opowieści.
Krótka, zgrabna powieść, przyjemna, bez zarzutu ze strony literackiej, niestety przekazu jaki ze sobą niesie, w żaden sposób nie można nazwać radosnym.
Łotewer, jestem tuż na połową, tym razem na pewno doczytam do końca.
Mam ze Świerkockim problem: kupiłem "Ulissesa", dostałem w prezencie "Łódź" i niestety ta druga odstrasza mnie formą. Liczyłem na bieżący, łatwy w obsłudze komentarz (od Słomczyńskiego też odpadłem, dawno temu, w połowie), a wyszło opasłe tomiszcze; nie bardzo wiem, jak to łączyć. Czy taktyka "rozdział tu, rozdział tam" twoim zdaniem się sprawdza? Czy lepiej czytać "Łódź" mniejszymi kawałkami, a częściej?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum