Sory, mój błąd sklerotyka. Dark benediction to zbiór opowiadań, a to jest tytułowe, zatem wszystko się zgadza , tylko już nie ogarniam swych własności. Niedługo zacznę mylić się co do rzeczy już czytanych.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Wiele lat później Arturo Pérez-Reverte napisał książkę bardzo podobną Misja: Encyklopedia. Pérez-Reverte osią utworu uczynił idee oświeceniowe, Tokarczuk zaś pewien rodzaj mistycyzmu, który powierzchownie religijny, tak naprawdę szuka prawdy o świecie i człowieku. Podróż... ma za bohaterów postacie startujące z bardzo różnych pozycji, o bardzo różnym statusie, z bardzo różnymi motywacjami, systemami wartości i celami. Zdaje się też mówić, że te wszystkie różnice są niczym, a sukces ma wiele imion i bywa, że powszechne postrzeganie pewnych osób w kategorii całkowitej przegranej może być jedynie pozorem i złudzeniem, wynikającym ze źle przyjętego układu odniesienia.
Książka pozwala na rozmaite interpretacje w wielu aspektach, dokładna jej analiza bliższa by była wielostronicowemu felietonowi niż krótkiej notatce. Bogatszą wersję pozostawię w sugestii każdemu czytelnikowi do jego prywatnych rozważań. Ktoś mógłby rzec, że powieść jest tak bardzo o wszystkim, że pewnie o niczym. Może coś w tym jest, acz mnie taka interpretacja nie przekonuje. Z pewnością mamy do czynienie z dziełem głęboko humanistycznym, w którym autorka próbuje pomóc czytelnikowi odpowiedzieć na pytanie co dla niego jest prawdziwym sensem życia. Oczywiście nie daje żadnej odpowiedzi, jedynie pomaga zadać pytanie w odpowiedni sposób.
Strona konstrukcyjna utworu, budowa postaci czy warsztat czysto literacki nie dają zbyt wielkiego pola do zarzutów. Można by się czepić tego i owego ale byłoby to właśnie czepialstwo.
Nie jest to powieść wyjątkowo wybitna, czy w jakiś sposób epokowa, ale wciąż rzetelnie bardzo dobra. Potrafi wzruszyć i skłonić do pewnych przemyśleń, jednocześnie nie narzucając się z jedyną dozwoloną interpretacją. To więcej niż ogromna większość ludzkiej twórczości. Takiego debiutu życzyłbym każdemu twórcy.
8/10
"Głodna Puszcza" Marcina Mortki za mną. No świetne to było, naprawdę fajna powieść wyszła autorowi. Do tego lepsza od "Nie ma tego Złego". Trochę szkoda, że kontynuuje wątki z pierwszej części, przez to czytelnik jej nie znający trochę straci. Tym razem Edmund Kociołek i jego drużyna do zadań specjalnych muszą zrealizować kolejne zlecenie wrednych, złośliwych, niewdzięcznych, ale w sumie sympatycznych książąt. Do tego największym problemem Kociołka wydaje się być niezwrócona książka do książęcej biblioteki i drący z niego łacha druhowie, co powoduje nerwowość jeśli chodzi o powstrzymanie pewnych plotek przed dotarciem do uszu żony Kociołka. Naprawdę fajna, odprężająca lektura.
Teraz "Ile z gór tych złota" C Pam Zhang. Też do recenzji, choć chyba nie ma tam fantastyki. Historia dwójki rodzeństwa, dzieci chińskich imigrantów, których rodzice zmarli a oni zostali sami we wrogim kraju, Ameryce, w której równość i dżastis for ol była tylko dla białych, a nie dla żółtych. Fabuła osadzona w XIX wieku. Dużo się nie dzieje, bo to chyba nie tego typu historia. Ale świetnie napisane, więc czytam z zainteresowaniem i chyba męki nie będzie.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Średniak, 5/10. Są opowiadania słabiutkie i wybitnie ramotowate ("Człowiek, który widział przyszłość" jest z 1930, a brzmi jak starszy o pięćdziesiąt lat Verne), są bezpretensjonalne przygodówki ("Zwariowany księżyc"), są żartobliwi, ale jednak przewidywalni Tenn albo Leinster, jest przyzwoity Lafferty (który podbija ogólną ocenę tomu), jest wreszcie beznadziejnie przełożony (i chwilami jakby pozbawiony nawet korekty, tam się gramatyka potrafi nie trzymać kupy w obrębie pojedynczych zdań!) "Ostatni wróg" - czyta się to-to fatalnie, a szkoda, bo dziś, w epoce mody na rozważania o transferze osobowości i post-humans wszelkiej maści można by uznać Pipera jeśli nie za wizjonera, to na pewno za prekursora ciekawego nurtu. A tak, niestety, jego opowiadanie obniża ogólną ocenę tomu. W sumie dostałem to, co chciałem: próbkę Złotego Wieku SF. Tylko pani Ewy Chani Skalec, odpowiedzianej za przekład "Ostatniego wroga", będę na przyszłość unikał.
A jak z tłumaczeniem i redakcją?
czytałem że z tłumaczeniem tych książek od Stalker_books bywa słabo, a zastanawiam się nad kilkoma, tylko obawiam się, żeby się nie pokaleczyć.
Na pewno mam na liście do przyjrzenia się - "antologię króciaków", czyli "Drugie lądowanie", bo ciekawią mnie opowiadania bardzo krótkie.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Primo: przeczytałeś, co piszę powyżej o "Ostatnim wrogu" w tym zbiorku? Jest fatalny.
Secundo: też czytałem opinie o średniej jakości przekładów i redakcji u Stalkera, ale ten tomik (jako całość, poza tym nieszczęsnym bardzo słabo zrobionym "Ostatnim wrogiem") zaskoczył mnie na plus. Proza niewybitna, umówmy się , ale bez wielkich wpadek czy zgrzytów na polu polszczyzny, że tak powiem.
Secundo: też czytałem opinie o średniej jakości przekładów i redakcji u Stalkera, ale ten tomik (jako całość, poza tym nieszczęsnym bardzo słabo zrobionym "Ostatnim wrogiem") zaskoczył mnie na plus. Proza niewybitna, umówmy się , ale bez wielkich wpadek czy zgrzytów na polu polszczyzny, że tak powiem.
Na marginesie i nie odnoszę tego do książek Stalkera, bo nigdy żadnej nie czytałem i nie wiem jak jest... Brak zgrzytów na polu polszczyzny nic nie znaczy. Przekład może być poprawnie napisany, zgodny z oryginałem i mimo wszystko położony.
1. "Ostatni wróg" zgrzyta nieporadną polszczyzną, która - na ile znam angielski - wynika między innymi z marnego przekładu.
2. Pozostałe opowiadania czyta się OK, ale też są pisane na tyle prosto, że - nie znając oryginałów, oczywiście - trudno powiedzieć, żeby przekłady zostały położone.
Wydaje mi się, że aby przekład był "poprawnie napisany, zgodny z oryginałem i mimo to położony", jak piszesz, to oryginał musi czymś pokonać tłumacza, musi być w jakimś sensie nietuzinkowy, wybitny, wyjątkowy. Trudno spodziewać się tych cech po opowiadaniach SF z pulpowych pisemek z okresu 1930-1960.
goldsun czytałem "Drugie lądowanie" i nie przypominam sobie jakiś wielkich baboli, które powodowałyby zgrzytanie zębów.
Muszę przeczytać "Złoty wiek SF tom I", bo mnie w sumie zaciekawiliście tym tłumaczeniem
_________________ Życie to dziwka, czytasz za mało, a potem umierasz [Stary Ork]
Zaginiona to zamknięte środowisko, coś jak oddział zamknięty krążący wokół Czarnej Dziury Szaleństwa, najlepiej nie zwracać uwagi na sens bo on tu rzadko występuje [utrivv]
"Finezja perfidii rozumowania ściga się w nich z cyniczną sofistyką" [prof. Waltoś o działaniach PiS dot. wymiaru sprawiedliwości]
1. "Ostatni wróg" zgrzyta nieporadną polszczyzną, która - na ile znam angielski - wynika między innymi z marnego przekładu.
2. Pozostałe opowiadania czyta się OK, ale też są pisane na tyle prosto, że - nie znając oryginałów, oczywiście - trudno powiedzieć, żeby przekłady zostały położone.
Wydaje mi się, że aby przekład był "poprawnie napisany, zgodny z oryginałem i mimo to położony", jak piszesz, to oryginał musi czymś pokonać tłumacza, musi być w jakimś sensie nietuzinkowy, wybitny, wyjątkowy. Trudno spodziewać się tych cech po opowiadaniach SF z pulpowych pisemek z okresu 1930-1960.
To tylko taki wtręcik był. Rzeczywiście trudno sobie wyobrazić coś takiego w przypadku większości opowiadań z tego okresu.
Wydaje mi się, że aby przekład był "poprawnie napisany, zgodny z oryginałem i mimo to położony", jak piszesz, to oryginał musi czymś pokonać tłumacza, musi być w jakimś sensie nietuzinkowy, wybitny, wyjątkowy.
Albo zawierać gierki słowne jak w Xanth ?
Jachu napisał/a:
goldsun czytałem "Drugie lądowanie" i nie przypominam sobie jakiś wielkich baboli, które powodowałyby zgrzytanie zębów.
O dzięki, szukałem kogoś kto to przeczytał, a na LC nie ma za dużo opinii i nie wiem na ile są miarodajne.
Trochę się obawiałem właśnie tych króciutkich opowiadań z "Drugiego lądowania", bo jeśli to czasami opowiadania na 1 stronę, to każde słowo może mieć znaczenie i zły przekład może to IMHO położyć właśnie.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Wydaje mi się, że aby przekład był "poprawnie napisany, zgodny z oryginałem i mimo to położony", jak piszesz, to oryginał musi czymś pokonać tłumacza, musi być w jakimś sensie nietuzinkowy, wybitny, wyjątkowy.
Albo zawierać gierki słowne jak w Xanth ?
Jachu napisał/a:
goldsun czytałem "Drugie lądowanie" i nie przypominam sobie jakiś wielkich baboli, które powodowałyby zgrzytanie zębów.
O dzięki, szukałem kogoś kto to przeczytał, a na LC nie ma za dużo opinii i nie wiem na ile są miarodajne.
Trochę się obawiałem właśnie tych króciutkich opowiadań z "Drugiego lądowania", bo jeśli to czasami opowiadania na 1 stronę, to każde słowo może mieć znaczenie i zły przekład może to IMHO położyć właśnie.
Nie chodzi o takie rzeczy, jak gierki słowne w Xanth. I nie tylko kontrast pomiędzy położonym przekładem a wybitnym, ale również średnim czy dobrym. Ziemiomorze jest dobrym przykładem. I pierwsza część kontra następne.
The Forge of God Grześka Miśka. Dawno do niego nie wracałem, a przeca lubię taką SF u podstaw. Znika Europa. Ale nie ta dotykana naszymi stopami, ale księżyc Jowisza. Po prostu była i nie ma. Na Ziemi z kolei zaczynają pojawiać się nagle nowe twory geologiczne. Z dnia na dzień tu jakiś wulkan, tam jakaś bardziej banalna góra. Coś się manifestuje. Jeszcze nie wiem co, ale się dowiem. Lata temu jego pierwsze powieści, jakie dostałem do ręki odebrałem z wielką frajdą. Teraz nie sądzę, żeby była tak duża, ale to jak rozmowa ze starym dawno nie widzianym kumplem.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Pamiętam uczucie eksploracji nowego obszaru, czegoś odmiennego, towarzyszące mi onegdaj przy czytaniu Koncertu nieskończoności. Szczerze mówiąc samo uczucie pamiętam lepiej niż fabułę.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Pamiętam uczucie eksploracji nowego obszaru, czegoś odmiennego, towarzyszące mi onegdaj przy czytaniu Koncertu nieskończoności. Szczerze mówiąc samo uczucie pamiętam lepiej niż fabułę.
jakbyś o mnie mówił, fabuły dziś już w ogóle nie pamiętam
Pamiętam uczucie eksploracji nowego obszaru, czegoś odmiennego, towarzyszące mi onegdaj przy czytaniu Koncertu nieskończoności. Szczerze mówiąc samo uczucie pamiętam lepiej niż fabułę.
jakbyś o mnie mówił, fabuły dziś już w ogóle nie pamiętam
Klęska ważki - Adrian Tchaikovsky
Tom II Cieni pojętnych
Drugi tom opowieści w świecie owadopodobnych.
Po stronie plusów postawiłbym rozbudowany świat, tegoż przemyślaną strukturę i oryginalną aranżację.
Konstrukcja fabularna jest raczej neutralna. Z jednej strony dość rozbudowana ale równocześnie niespecjalnie skomplikowana. To w zasadzie kilka równorzędnych, prostych wątków, splatających się od czasu do czasu. Z jednej strony pozwala to na szersze przedstawienie świata, z drugiej obszerność "didaskaliów" zamula akację. Od czasu do czasu pojawiają się fajne pomysły, wątki, z których można by coś wystrugać, ale autor rzadko daje sobie z tym radę. W efekcie mamy raczej monotonną narrację, gdzie momenty napięcia są wyjątkowo rzadkie. Emocji w tym tyle co nic.
Na minus w sumie cała reszta. Banalne i często niezgrabne dialogi (sporą część należałoby wyciąć, powieść tylko by zyskała), pensjonarskie dylematy i rozważania, czasem bardzo mocno kulejąca strona psychologiczna postaci - owszem rozwijają się, zmieniają, ale jest to przedstawione tak zgrabnie i wiarygodnie jak w bajce o kocie w butach. Sporo jest rozmaitych wątków batalistycznych, które też raczej nie zachwycają. Styl autora do wybitnych nie należy (sformułowanie to niektórzy mogą potraktować jako mocny eufemizm i chyba będą mieli sporo racji).
O ile pierwszy tom, dzięki pewnej dozie oryginalności, wzbudził we mnie spore zainteresowanie, o tyle drugi z każdym kolejnym rozdziałem nużył coraz bardziej. Nie jest to powieść wybitnie zła ale specjalnie wartą lektury bym jej nie nazwał.
4/10
"Pewnego razu w Hollywood" Quentina Tarantino. Gdyby nie pozytywne recenzje to zapewne bym nie przeczytał. A tak, po 30% książki, mogę się tylko przyłączyć do polecanek. Świetna książka, może okaże się lepsza niż film. Który mi się podobał. Choć znam fabułę, to autor interesująco zaskakuje - np. nie wiem, czy gdzieś tak około jednej czwartej nie wyspoilerował zakończenia (filmowego) na takim luzie i z taką gracją, że aż miło się czytało. Do tego Tarantino w powieści pogłębia bohaterów, niemal wszystkich, więc nie są to jakieś żywe dekoracje, ale interesujący ludzie. Przy tym dorzuca także mnóstwo wiedzy na temat kina z lat 60-tych i nie można mieć wątpliwości, że zna się na tym, o czym pisze. Bardzo mi się to podoba.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Marcin Mortka "Nie ma tego Złego"
Czy to jest jakiś żart wydawnictwa i autora, czy na serio wydana pozycja? Sprawia wrażenie, jakby ktoś podczas suto zakrapianej imprezy przypomniał sobie, że ma w szufladzie swoją pierwszą "książkę" napisaną w liceum i postanowił wydać ją z kolegami.
Fabuła kompletnie nie wciągająca, bohaterowie bez wyrazu, dialogi... no, jak z liceum.
Nie polecam.
Autor popełnił zdaje się niedawno drugi tom, ale fool me once itd.
Mortka jest zajebisty i wykurwisty, cudowny i wspaniały. Oczywiście jeżeli masz dzieci w wieku siedem i pięć lat lub te okolice.
Uwielbiają serię o wikingu Tappim i szczerze mogę to polecić każdemu rodzicowi.
Marcin Mortka "Nie ma tego Złego"
Czy to jest jakiś żart wydawnictwa i autora, czy na serio wydana pozycja? Sprawia wrażenie, jakby ktoś podczas suto zakrapianej imprezy przypomniał sobie, że ma w szufladzie swoją pierwszą "książkę" napisaną w liceum i postanowił wydać ją z kolegami.
Fabuła kompletnie nie wciągająca, bohaterowie bez wyrazu, dialogi... no, jak z liceum.
Nie polecam.
Autor popełnił zdaje się niedawno drugi tom, ale fool me once itd.
Czytałem do recenzji, bo inaczej polskiej fantastyki nie tykam. Czytałem nawet drugą część, co więcej w planach jest prequel. Generalnie, nie jest to ambitna fantastyka. Lekka, łatwa, przyjemna. Dla mnie relaksująca, przede wszystkim. Nie polecam, ale i nie zniechęcam. Na tle przygód Wędrowycza (sorki, ale nie mam innego porównania z humorystyczną fantastyką polską ), to nawet jest lepsza.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum