Co prawda słyszałem, że prace nad stworzeniem sztucznego poczucia humoru posuwają się dużo wolniej niż prace nad sztuczną inteligencją, ale nie sądziłem, że rozziew jest taki dramatyczny
Nie sądź, a nie będziesz sądzony, albowiem jaką miarą mierzysz, taką i Ciebie odmierzą
mimo postępu w dziedzinie rejestracji obrazu - wciąż dostajemy jakieś zamglone, nieostre, oddalone zdjęcia/filmy (a obecnie satelita z orbity jest w stanie zrobić zdjęcie/film obiektów, ludzi itp)
technologia/wiedza/energia potrzebna do podróży międzygwiezdnych (w ludzkiej skali czasu) tak bardzo przerasta nasze obecne możliwości, a jednocześnie nawet nasza wiedza wystarcza do stwierdzenia że idea obcej cywilizacji obserwującej nas z latających spodków/cygar/etc. jest po prostu radośnie absurdalna
poza tym że absolutnie nie mamy nic do zaoferowania (poza naszymi kobietami) - i tylko nasz antropocentryzm/wojeryzm przemawia za tym że ktoś taki chciałby nas stale obserwować
ergo - NOLe/UFO to albo produkty ludzkiej myśli technologicznej (powiedzmy że tajnej, wojskowej itp) albo celowo wprowadza się taka koncepcję w świadomość zjadacza chleba jako element socjotechniki, mającej w przyszłości jakieś zastosowanie.
Jakiś technik zasnął w rakiecie i przypadkiem wystartował, schowany w szafce na buty, w misję na Marsa. Okazuje się, że wszyscy nie dolecą żywi, bo się zapasy skończą. No i pojawiają się dylematy moralne. Głupsze, kurwa, od faszystowskich zombie.
2/10
W końcu miałem czas na nową "Diunę".
I można mnie dopisać do frakcji "to jest bardzo dobra ekranizacja książki".
Co więcej - mam silne przekonanie, że jeśli druga część będzie tak zrealizowana, to zjada wersję Lyncha bez popitki ... (również przez to, że ma więcej czasu, więc więcej może pokazać)
Jest kilka rzeczy, które IMHO są za mało przedstawione, ale mogą to nadrobić w kolejnej części. Przede wszystkim - za mało IMHO było jak dla mnie tej "kultury opartej o wodę, woda to najcenniejszy skarb na Arrakis", a zwłaszcza zabrakło mi "ofiarowuje mu swoją wodę" po walce z Dżamisem. Jest to w kilku momentach (pierwsze wejście Stilgara), ale mam wrażenie, że jest tego za mało.
I jest kilka bezwzględnych plusów, takich bardzo drobnych i do wyłapania dla tych którzy czytali książki, np. "język walki Atrydów", który zauważyłem już jak Jessika szła z Paulem do Matki Wielebnej na próbę. Tu IMHO akurat dobrze sprawdzają się napisy, bo nagle pojawia się tekst, a nie ma go wypowiadanego, więc powinno to zmusić do zwracania uwagi na drobiazgi.
Podoba mi się wprowadzanie Paula już jako nie tylko widzącego przyszłość, ale widzącego różne wersje przyszłości i potrafiącego jakoś wybierać w którą stronę pójść. Czyli chyba już późniejsze części?
Podoba mi się poprowadzenie Liet-Kynes - zgodne z książką dość mocno, a czego u Lyncha nie było.
Podoba mi się jak bardzo ten film mówi o polityce i podejsciu do zdobywania/utrzymania władzy, czego również aż tyle u Lyncha nie było, bo bardziej poszedł w nawalankę i skrótowość.
Za mało Thufira i całego wątku mentatów. Ale to nie jest najistotniejsze (narazie) dla reszty poruszanych wątków, więc rozumiem czemu potraktowane po macoszemu.
Największa wada tego filmu - to tylko pierwsza część, brakuje dalszego ciągu i to bardzo. Dlatego uważam, że jak będzie można obejrzeć całość, to odbiór tego filmu się będzie zmieniał jeszcze bardziej na plus.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Jeśli będą dowody, to domniemanie stanie się faktem. A fakty nie są czymś, w co się wierzy albo nie. Z definicji.
Definicja to jedno. Natomiast w przypadku religii jest to nieco bardziej złożone, jeśli mogę tak to ująć. Dajmy na to: widzisz Pan na własne ateistyczne ślepia prawdziwy cud na tle wyznaniowym, którego nie da się w żaden sposób wytłumaczyć. I wtedy możesz uwierzyć w bogów
Co prawda ich nie ujrzałeś, więc dowodu namacalnego na ich istnienie nie ma, jednakowoż dostajesz Pan coś, co sprawia że zmieniasz pogląd na tę kwestię.
widzisz Pan na własne ateistyczne ślepia prawdziwy cud na tle wyznaniowym, którego nie da się w żaden sposób wytłumaczyć.
Aha. Czyli tak naprawdę nie widzę żadnego cudu. Bo niby co innego miałyby znaczyć słowa "nie da się w żaden sposób wytłumaczyć"? Kiedyś to samo mówili o piorunach i zaćmieniach słońca. Bogowie są zbędni.
Lecą se obcy, statkiem, a juści, kosmicznym. No i Ruscy ich zestrzeliwują, tak jakoś przypadkiem, nie bardzo wiedzą po co i dlaczego. Ufoki lądują awaryjnie w Moskwie. No i nie bardzo wiadomo co robić, no to wysyłają na rozmowy jakiegoś upośledzonego kapiszona z Dumy. Zaczyna się to nawet intrygująco, i efekty całkiem całkiem, ale nie mija wiele czasu i, ło panie!, co tam się wyprawia. Ogólnie rzecz biorąc jest śmiesznie, czasem chyba zamierzenie, ale sporo mimowolnych głupot kosmicznej skali.
Tak na serio to nie wiem czy to miał być film na serio i wyszedł gniot niespotykany, czy planowo zrobili żenadę w stylu The Office, ale do kwadratu.
"Absolutnie symetryczny, jak sferyczny koń w próżni."
Po raz drugi obejrzałem Przygody Tintina i po raz drugi z przyjemnością
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
"Wielkie piękno" Sorrentino - obejrzany drugi raz, pierwszy był w kinie studyjnym te 6-7 lat temu, tym razem zakupiłem sobie dvd. Po seansie kinowym pozostał wówczas posmak dzieła nietuzinkowego, poruszającego ważkie wątki egzystencjalne, tyle że z manierą gromkopierdności kina europejskiego.
Cholernie się myliłem.
Zadęcia trochę jest, ale wynika to bardziej z ważkości poruszanej problematyki. Sam film z gatunku tych pomagających człowiekowi w chwilach zagubienia swojego jestestwa, gdzie zgiełk życia (bla, bla, bla z końcowego monologu Jepa), koncentracja egzystencji na błahostkach, pierdołach, uniemożliwia poszukiwanie (wpisane w istotę każdej ludzkiej egzystencji) tytułowego wielkiego piękna. I wtedy wjeżdża Jep na złotym koniu i wyjaśnia w kilku słowach, w stylu Don Corleone, o co chodzi w życiu.
To, co napisałem i to, co chciałbym napisać w zupełności nie jest w stanie oddać tego, co się przeżywa oglądając ten film. "Wielkie piękno" jest tym, czym powinno być kino jako sztuka - arcydziełem koniunkcji skryptu, obrazu i dźwięku. 10/10
Szklany zamek - abojawiem. Bardzo, bardzo solidny, gęsty i emocjonalnie niełatwy dramat o dorastaniu na walizkach, w wykolejonej rodzinie, z ojcem przyssanym do flachy i matką żyjącą we własnym świecie, przez jakieś 95% czasu konsekwentnie budujący bardzo spójny obraz, żeby w samej końcówce zasypać wszystko sacharyną, zalać sztucznym miodem i zostawić widza ze sporym absmakiem. Seansu nie żałuję, bo i historia (ponoć autentyczna) świetna, i emocje oddane bez patosu ani łzawej ckliwości, i postaci rysowane zgrabnie i niejednoznacznie, i aktorstwo pierwszej klasy (Woody Harrelson urodził się, żeby grać takie role, a rozwój Naomi Watts obserwuję od lat z podziwem), ale końcówka wygląda jak dospawana na siłę - choć podejrzewam ostre cięcia w postprodukcji. Warto obejrzeć, ale szkoda, do ciężkiej cholery.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Film z 2019r. Niby przejmujący film antywojenny a tak naprawdę holyłódzka chała. Głównie się śmiałem z rozmaitych głupot, bzdur, ewidentnych holiłódzkich zagrywek z podręcznika "Jak pisać scenariusze". Wszystko to landrynkowe, teatralne, głupawe, kiczowate, nieprawdziwe. Fabuła zupełnie od czapy, kompletnie durna. Postacie sztuczne jak rzadko, w zasadzie każdy bohater z choć jedną linijką tekstu, to sztywna pacyna bez wyrazu i ani pół stopnia swobody. Rozważałem koncepcję, że ta melodramatyczna emfaza to tak z planem, że to taka bardziej ogólna, symboliczna opowieść, gdzie drobiazgowe fakty są nieistotne. Ale nie przekonałem sceptyków w sobie, rzecz jest nazbyt groteskowa. Chyba, że to rzeczywiście jest arcydzieło symbolizmu, a ja jestem głupi.
Scena z samolotem, plus kolejne kilka minut, bije sporo rekordów. Uśmiałem się jak norka. Ale żeby nie było, śmiałem się na tym filmie wielokrotnie, w rozmaitych momentach.
Jojo Rabbit, świetny film antywojenny, z jednej strony sporo humoru a z drugiej wiadomo, dramat wojenny, bardzo mi się.
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum