Dodam jeszcze, że coś było nie tak z dźwiękiem dialogów. Zaskakująco dużo było scen, gdzie głos aktorów był zbyt przytłumiony albo coś mruczeli niewyraźnie i bez napisów nie wiedziałbym, co tam gadali. Może to nie był poziom realizacji dźwięku z polskiej szkoły filmowej, ale też wtopa jak na taki budżet.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Nowa Diuna kapitalna, ani jednego chybionego ujęcia, nieduże zastrzeżenia, 8/10.
Zanotowane. Co prawda do łatki konesera chujni jeszcze ci daleko, ale, cóż, jestem zaskoczony twoją oceną. Chyba że to wyższy poziom ironii, wtedy 21,37 pkt za ścięcie brzozy i lądowanie telemarkiem.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Ja jestem zaskoczony tym, że mi się podobało, chociaż podchodziłem do sprawy jak pies do jeża. Ale z drugie strony ja naprawdę uwielbiam to, co Villeneuve robi moim oczom. Jeśli druga część utrzyma poziom pierwszej i rozwinie się tak, jak mam na to nadzieję, to spokojnie dam 9/10 za całość. Nawiasem, kwestia myszoskoczka pojawia się dopiero kiedy Paul dostaje fremeńskie imię w siczy Tabr, więc na razie gryzoń robi tylko za foreshadowing. Obsada fantastyczna, Rebecca Ferguson to moim zdaniem najmocniejszy jej punkt, lady Jessika wypada dużo bardziej ludzko niż w książce, gdzie momentami robi za automat, tutaj duży plus ode mnie. Zastrzeżenia miałbym w sumie do muzyki, która wypadła nieciekawie, i może do pominięcia kilku wątków/scen - ale tu się spodziewam, że wrócą w pełnej wersji, bo inaczej mielibyśmy cztery godziny ekspozycji.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Abojawiem. Pojedynek z Dżamisem to jest zamknięcie dotychczasowego życia Paula (nawet pada zdanie w sensie "zabić to samemu umrzeć"), rytuał przejścia, więc naturalne dla mnie jest przerwanie w takim momencie. Przyjęcie do siczy, przyjęcie nowych imion, ponowny chrzest, to rozpoczęcie nowego życia. W sam raz na początek nowego filmu. Myszoskoczek to detal w porównaniu z tym.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Ale co ja przypisuję książce? Napisałem, że w filmie spotkanie lady Jessiki i Szadout Mapes było totalnie pozbawione tła. Ot, przyszła stara baba, zamieniły kilka urywanych zdań i myk, przekazanie krysnoża. A, jeśli mnie pamięć nie myli, Jessica cały czas analizowała, kombinowała jakich słów użyć, na podstawie słów i zachowania fremenki szybko spróbować wykoncypować, co siostra Bene Geserit na tej planecie zasiała i jak to mogło się zmienić.
W filmie tego nie ma. Niby jest scena, gdzie matka wielebna otwartym tekstem mówi Jessice o tym, że zakon zasiał tam ziarno i niech to wykorzysta. Ale to jest ślad dla znających książkę, widz bez kontekstu zupełnie nie zrozumie, co się stało podczas spotkania Jessiki z Szadout.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Jest też cała scena powitania Paula na lądowisku, kiedy tłum krzyczy "Lisan al-Gaib!", i parę innych wzmianek. Ale zgadzam się, że widz który nie czytał nie jest prowadzony za rękę. Poza tym akurat w scenie z Szadout widać u Jessiki wyraźne wahanie, i ulgę kiedy się okazuje że niechcący powiedziała co powinna.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
To wszystko są oczywiste znaki dla osób znających książkę. I to jest, moim zdaniem, największy problem tego filmu. On nie do końca się broni jako samodzielny byt.
Zapomniałem dopisać, że i tak nie żałuję, że poszedłem do kina. Mnie mocno bolą filmowe napierdalanki (wymyślne, nie mające racji bytu choreografie w scenach walki) i efekty specjalne podróży kosmicznych lub walk w przestrzeni nie spełniające oczekiwań.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Wróciłem z "Diuny" i nie kumam zastrzeżeń. Film to wierna adaptacja powieści - tak wierna, jak tylko można na dużym ekranie, w dziele za worki dolarów, z wielkimi nazwiskami w obsadzie być wiernym literackiemu pierwowzorowi. Bałem się, po oszczędnych trailerach, że ten film będzie tak naprawdę blockbusterem, filmem skierowanym do masowej widowni i nieznośnie płaskim. Tymczasem Villeneuve zrobił dzieło bardziej wymagające niż panujący obecnie Standard Marvela. Nie ma fontann efektów specjalnych, choć są imponujące statki, lądowania itp., to jednak widać tu trzymanie wszystkiego mocną ręką, aby oprawa wizualna nie przyćmiła fabuły. Nie ma zachwycania na siłę oprawą wizualną. Fabularnie trochę trzeba było opowiedzieć w dialogach, ale przy skrótach niezbędnych dla płynności fabuły było to zrozumiałe. Scenariusz uniknął nadmiernego pitolenia o Wybrańcu. Ale trochę musiało być, aby zachować sens fabuły. Generalnie, chętnie obejrzałbym ten film ponownie, w kinie. Może w czwartek się wybiorę ponownie, bo mam dzień wolny. Jakiś poranny seans będzie miłą rozrywką. Na bank kupię blu raya. No i największą wadą filmu pozostaje fakt, że to część pierwsza. Ale myślę, że druga powstanie. Oby szybko, zapewne trochę materiału już nakręcono. Jason Momoa mówił, że to czego nie wykorzystano dałoby kolejne dwie lub trzy godziny. Trochę mnie to jara - na myśl o możliwej wersji reżyserskiej.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Roboczo przyjmijcie, że nie rozumiem filmu. To prawdopodobnie prawda, bo ja słabo odbieram filmy fabularne, a już fantastykę w szczególności.
No i w filmie nie wytłumaczono widzom nie znającym książki dlaczego żołnierze walczą bronią białą, choć ludzkość jest w stanie podróżować między układami gwiezdnymi z nadświetlną prędkością. A mi dlaczego człowiek może stać kilka metrów od startującego statku kosmiczneg, jak Jessica obserwująca start matki wielebnej po próbie Paula.
PPS
Obejrzyjcie sobie Nowy porządek. 2-3 oczka wyżej niż Diuna, a też nie jest arcydziełem.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Mnie też Diuna się generalnie podobała, choć było trochę dłużyzn i z takim hajsem to mogli jakoś lepiej wykoncypować barona. Ale tak 7,5-8/10.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Tymczasem Villeneuve zrobił dzieło bardziej wymagające niż panujący obecnie Standard Marvela.
też se cenzus wymyśliłeś, ręce opadają
Dostosowany do rzeczywistości a nie wyobrażeń niej.
ASX76 - wiem, że wierność literaturze to nie jest zaleta i wcale nie chciałem o tej wierności pisać jak o zalecie. Pierwszy rzucę kamieniem w tego, kto zacznie marudzić, że jakaś adaptacja nie jest wierna pierwowzorowi literackiemu. W "Diunie" ta wierność mnie po prostu zaskoczyła.
Jasne, można było więcej czasu poświęcić temu Jak-To-Wszystko-Wygląda/Działa. Ale nie dziwię się, że postawiono na takie niedopowiedzenia, biorąc pod uwagę długość filmu i to ile fabuły z książki przeniósł na ekran. Może będzie na to czas w drugiej części, może nie. Tylko czy to widzom jest potrzebne?
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Diuna obejrzana.
Do zachwytu sporo brakuje, ale taka solidna siódemka się należy.
Wizualnie nieźle, jednak nie widziałem tam tych ogromnych pieniędzy, dużo scen kręconych w mroku, atak sardaukarów i przejęcie władzy to jakieś jasełka, kilkunastu, w porywach dwudziestu żołnierzy naraz się napiernicza, jak dla mnie, trochę żenada.
Ale kino to kino, żałuję tych biedaków w rodzaju ASX który oglądali to po raz pierwszy na małym ekranie, ale tak naprawdę czy ten obraz był aż tak widowiskowy?
Mam mieszane uczucia, wizja, stroje, scenografia izdjęcia Lyncha, przynajmniej do czasu, aż nie pokazał broni napędzanej głosem, była IMO piękniejsza, chociaż cały film nieudany.
Zobaczymy, co Villeneuve pokaże w części drugiej.
Ale kino to kino, żałuję tych biedaków w rodzaju ASX który oglądali to po raz pierwszy na małym ekranie, ale tak naprawdę czy ten obraz był aż tak widowiskowy?
Nie był, więc niczego nie straciłem.
Raz w zupełności wystarczy. Film przeleciał jak rozwolnienie.
Diuna jak dla mnie to film ładny, choć kompletnie nie przyprawiony. Nie ma podejścia z klimatem jaki był u Lyncha (ale widać, że konstrukcja fabularna niewiele odbiegła od filmowego pierwowzoru), zupełnie bez emocji, opadu szczeny i ejakulacji, no i kurka wodna, Momoa znowu przytył i dalej nie umi grać...
Kino niczego tu nie zmienia, jak ktoś się waha czy spiracić czy prawilnie wciągać z popcornem i wodnistą colą. Choć w zasadzie popcorn i wodnista cola są bardzo akurat do tego obrazu. Nie, nie było to widowiskowe, ale nie było też głupie jak kilo gwoździ na deszczu, czyli blade runner, ot różnica między wierną adaptacją a srającym dryfem pustej makówki scenarzysty.
Takie 6,5/10.
Nie ma podejścia z klimatem jaki był u Lyncha (ale widać, że konstrukcja fabularna niewiele odbiegła od filmowego pierwowzoru), zupełnie bez emocji
To u Lyncha (w Diunie, o innych jego rzeczach tutaj nie mówię) były jakieś emocje? Klimat?! Scenografia minimalnie lepsza niż w "Kosmosie 1999" albo starych "Battlestarach", gra aktorska takoż, efekty (a było to chyba osiem lat po pierwszych starwarsach i trzy lata po trzecich) takie jak w polskim "Wiedźminie" wiele lat później (ach, te tarcze!), charakteryzacja i kostiumy groteskowe nie wiadomo po co, a pierwowzór fabularny spłaszczony jak historyjka o Bolku i Lolku i takaż mniej więcej złożoność postaci, zwłaszcza wyrafinowanego złola, jakim miał być baron. Lynch robił czasem dobre filmy, zrobił dobry serial, ale Diunę zniszczył - jak widać - na lata.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum