Z Moss mam podobnie. Nie aż tak jak z Driverem, który wzbudza we mnie obrzydzenie pomieszane z niechęcią i cały czas mam nadzieję, że ktoś go wsadzi do jutowego worka obciążonego akumulatorem i wyrzuci na środku jeziora, ale gdy znika z ekranu czuję ulgę.
Cytat:
W Historii małżeńskiej jest świetny.
Postać wkurwiała mnie buractwem, a fabuła wiała totalnym nieprawdopodobieństwem. Jak, w miarę normalna kobieta mogła się związać z czymś takim. A gdy wziąć pod uwagę, że tą kobieta jest SJ, to już w ogóle rzecz poza skalą i jakimkolwiek sensem.
"House of Gucci" to pierwszy od lat film Ridleya Scotta, na który czekam. Ale z żalem, że to nie serial. Była by z tego taka nowa tylko trzypokoleniowa "Sukcesja", ale na faktach. Aż się zaśliniłem. Niestety, film opowie chyba tylko schyłkową część historii rodziny Gucci. Jeśli się komuś spodoba, to polecam książkę. https://www.youtube.com/watch?v=0S0stuB9MCo
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Z chęcią obejrzę "Eternals", gdy się ukażą.
Ogólnie, ciekawi mnie IV faza MCU.
Wprawdzie wątpię, czy uda im się przebić sufit po "Endgame", jednak chętnie obejrzę ich wysiłki ku temu.
_________________ Załaduj Wszechświat do działa. Wyceluj w mózg. Strzelaj.
Ja już żałuję, że cała powieść się nie zmieściła do filmu i trzeba będzie czekać na drugą część. Choć może to i dobrze, bo pod koniec powieść fabularnie leci po łebkach z tego co pamiętam - chodzi o zdobycie cesarskiego tronu.
no właśnie, końcówka książki jest dość skrótowo potraktowana, zważywszy na rozbudowany wstęp do historii. Od początku było to już mgliście zarysowane w składzie obsady i jej brakach postaci. To może oznaczać również autorskie rozwinięcie historii.
Jeszcz wziąłbym pod uwagę - podejście do tzw. ekologii, gdzie przez lata Diuna cieszyła się niezasłużoną opinią.
Czytałem też zagraniczne opinie pełne rozczarowania skalą filmu, która dobrze nie wybrzmiewa, ale przytłacza. Cokolwiek to znaczy.
Czytałem reckę w Guardianie albo Independencie, nie pamiętam. Dominował zachwyt, że w filmie za niebagatelną kasę (która przekłada się m.in. na świetną oprawę wizualną) można zgrabnie pożenić hollywoodzką blockbusterowatość z odrobiną refleksji i wyciszenia zamiast pędzić od eksplozji do eksplozji na łeb, na szyję. Bardzo zachęcali.
Hmm... Film o sześć poziomów przerósł opowiadanie Chianga, na którym był oparty, koncept "język kształtuje świadomość" zajebiście wykorzystany, główni aktorzy na poziomie... Widziałeś ostatnio film SF bez "głupot"?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum