A założę temat. Nie chce mi się szukać odpowiedniego dla tak niszowej aktywności, jak kiszenie.
Polska to kraj kiszonego ogórka, kiszonej kapusty i zsiadłego mleka oraz maślanki. Ja od czterech lat, to jest od powrotu z Izraela, mam odlot na punkcie kiszonych warzyw. Owoców też, ale jakoś do tej pory żal mnie ściska na myśl o kiszeniu truskawek. Niemniej, koncept wart wypróbowania.
Póki co, moją specjalnością są cytryny.
Może od niedawna będą rzodkiewki. W zeszłym tygodniu postanowiłem się rozwinąć i ukisiłem rzodkiewki. Na jakiejś bieda bazie, aby sprawdzić, czy mi podejdzie. Zamówiłem wcześniej przez internet słoik kiszonej rzodkiewki ze sklepu Baron The Family (swoją drogą, polecam). Doszedłem do wniosku, że dam radę. I zacząłem od bieda bazy, czyli - poza rzodkiewkami - woda z solą, pieprz, ziele angielskie, czosnek. Zwłaszcza że to się szybko kisi. Tydzień i gotowe.
W przypadku cytryn zaczynam osiągać poziom zawodowca. Tu już tak kombinuję i eksperymentuję, że muszę zacząć robić notatki i przepisy. Szczególnie do ostatniej wersji. Co otwieram słoik, aby upuścić gazu, to mnie zapach roztworu zwala na podłogę z rozkoszy. Jeśli cytryny będą tak smakować, jak ten wywar, to umrę. A sam roztwór zostawię sobie, nawet do jakiegoś popijania, lub używania. Czego w nim nie ma. Podstawa, czyli woda z solą, potem sok z cytryn (ale nie z tych wykorzystanych do kiszenia ), rozmaryn, ostra czerwona papryczka, ziarna pieprzu, ziela angielskiego, liść laurowy, ziarna zielonego pieprzy. Już imbir sobie darowałem, bo bałem się przedobrzyć. Tak samo korzeń chrzanu. Ale kolejne wersje, które zamierzam zrobić przewidują odpowiednie dodawanie jednego i drugiego.
Niestety, minęło dopiero półtorej tygodnia. A gdzieś tam czytałem, że najlepiej cytryny kisić 6-8 tygodni. Nie wiem, czy wytrzymam. Bo niektórzy już próbują po dwóch. Zresztą, w książce o kuchni izraelskiej (choć to nie są specjały ściśle izraelskie, kiszona cytryna to również kuchnia marokańska) jest przepis na szybkie kiszenie cytryn. Kiedyś z niego korzystałem. Ale potem zacząłem kombinować.
Umrę jako król kiszonych cytryn. Może zacznę sprzedawać w internecie.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Super pomysł. Wchodzę w to
Przez lata marzyłem, by zaprawy robić, ale dopiero na emeryturze znalazłem czas. Straciłem dziewictwo jesienią zeszłego roku. Pofolgowałem sobie na całego.
1. pomidory kiszone - do zapomnienia, chyba je "przeciągnąłem", raczej nie powtórzę.
2. papryka marynowana - udana
3. papryka kiszona - udana, ale zrobiła się za miękka, do leczo jest w sam raz
4. jabłka kiszone, z miodem i cynamonem - jadalne, ale bez rewelacji
5. gruszki w occie - delicje
6. kalafior kiszony - obrzydlistwo
7. cytryny kiszone - delicje
Ponadto zaprawiłem: fetę w oliwie i czosnek w oliwie z przyprawami i różnymi śmieciami.
A wcześniej z żoną zrobiliśmy z własnych owoców mus jabłkowy i konfiturę mirabelkową. Tej ostatniej zostałem zaprzysiężonym fanem, podobnie jak kiszonych cytryn.
Na pomysł z cytrynami wpadłem po jednym z programów Jamie Olivera, który mocno je reklamował jako specjalność marokańską.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
W kwestii truskawek najlepszą opcją jest posypanie cukrem częściowo rozduszonych truskawek, a następnie ich zamrożenie - smakuje lepiej od lodów, o ile się właściwie dobierze proporcje i czas (muszą być częściowo rozmrożone - tak, żeby bryłkę można było skrobać widelcem - następnie zjadamy "skryształkowany" sok (owoce znajdują się głębiej i mają bardziej "stałą" konsystencję, więc są na później)
Podobny manewr można zrobić z wiśniami, tyle że pierwej trza je wydrylować (z pestek).
Te sklepowe "dzieła" to bezsmakowy szajs. Nie ma to jak domowa robótka
Specjalizuje się w kiszeniu ogórków w słoikach: zalewa, ząbek czosnku (lub dwa), kawałek chrzanu, koper (tylko i wyłącznie z zielonymi nasionkami wraz z gałązką - można dać kilka, w zależności od wielkości), no i, oczywiście, ogórki (najlepiej własne), co najmniej średnie (maluszków szkoda). Dbam o to, żeby nie były kwaśne, ino delikatne. Soczek prima sort!
Ja też się przejechałem na kalafiorze. Może mogłem się trzymać przepisów.
Pomidorów się boję, bo to takie miękkie i myślałem, że mi się rozlecą w słoiku. Ale przymierzę się, jak u teściowej w szklarni w tym roku obrodzi. Papryka też jest rozkoszna. W tym roku spróbuję z zieloną, ale też muszę jakiejś młodej albo twardej poszukać.
W tym roku obiecuję sobie przełamać się z owocami, ale jakoś się wzdragam. Może kupię gdzieś w słoiku i spróbuję, aby się przekonać.
Mój cel na ten rok to również marchew. Albo w paskach, albo w słupkach. Poeksperymentuję.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
To było zawsze moje pierwsze skojarzenie, jeśli chodzi o kiszenie. Żona i szwagierka odradziły mi. Podobno bardzo trudno z nimi trafić, często się nie udają, psują, pleśnieją. Winne są pryskane, czy sztucznie pędzone ogórki. Ja nie mam własnych i nie znam tu (jestem nowy w okolicy) wiarygodnego plantatora. Pewnie nieprędko zaryzykuję, tym bardziej, że kupne są tu niczego sobie.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Podobno bardzo trudno z nimi trafić, często się nie udają, psują, pleśnieją. Winne są pryskane, czy sztucznie pędzone ogórki.
U mnie ogórki są pędzone naturalnie, tzn. na końskim nawozie (jest najlepszy), naturalnie użytym jesienią
Ogórki w słoiku mogą się też psuć/pleśnieć wskutek nieszczelnej pokrywki czy choćby odrobinkę wyszczerbionego szkła pod nią (miałem kilka takich "kwiatków" na prawie 40 słoików). Po zakiszeniu warto je systematycznie przeglądać, bo jeśli w porę się wyłapie "psujki", to nieraz można je choćby częściowo uratować, tzn. spożyć, zdejmując zepsutą "warstwę" z góry
Aby mieć dużo ogórków wystarczy stosunkowo nieduża powierzchnia areału, bo jeśli miały wcześniej nawóz, a później odpowiednie nawodnienie, to rosną jak na drożdżach
Tak zachwalacie że i mnie naszła ochota na kiszoną cytrynę.
Cytat:
KISZONE CYTRYNY SKŁADNIKI:
Proporcje na słoik 4250 ml
• 16 cytryn niewoskowanych do zakiszenia
• 8 cytryn do wyciśnięcia soku
• 300 g grubej soli najlepiej morskiej (około ale o tym dalej)
• 1-2 ostre papryki opcjonalnie
• garstka kolorowego pieprzu ja najbardziej lubię dodać tylko czerwony
• 1 laska cynamonu
• kilka listków laurowych
• woda mineralna lub przegotowana
KISZONE CYTRYNY PRZYGOTOWANIE:
1. Cytryny myję, wszystkie bez wyjątku. Najładniejsze wybieram do kiszenia. Przekrawam na krzyż ale nie do końca, tak żeby się jeszcze trzymały. Można powiedzieć, że kroję do 2/3 wysokości. Do każdej cytryny wkładam do środka łyżkę woli i zamykam cytrynę. Wkładam do słoika i układam ciasno. W słoiku 4 litrowym wchodzą 4 rzędy po 4 cytryny.
2. Z 8 pozostałych cytryn wyciskam sok.
3. Pieprz, cynamon, chili i listki laurowe dodaję do słoja. Dolewam sok wyciśnięty z cytryn. Jeśli została mi jeszcze sól, dosypuję ją do słoika.
4. Dolewam taka ilość wody aby cytryny były przykryte. Zakręcam słoik, ustawiam na talerzu w zacienionym miejscu. Co kilka dni potrząsam, tak aby sól rozchodziła się równomiernie. Cytryny kiszę minimum 4 tygodnie. Potem wstawiam do lodówki lub przekładam do mniejszych słoików. Żeby nie było, co jakiś czas odkręcałam słoik i wąchałam cudowny zapach, czasami zalewę łyżeczką. Zaskakujący smak!
Korzystałem z tego przepisu i polecam. Zrobiłem w słojach 2-litrowych, więc proporcje przez 2.
Je się je ze skórkami. Smak to doznanie przenoszące na wyższy level świadomości
I co ważne, to się praktycznie nie może nie udać.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Podobny do mojego. Tym razem darowałem sobie cynamon, bo trochę mi psuł ostatnio smak. Nie potrząsam już słoikiem, bo to bez znaczenia chyba. Może na początku, ale przecież sól już się rozpuściła. Dbam też o to, aby cytryna nie wystawała ponad lustro roztworu. Ostatnio mimo ciasnego upakowania, jedna mi cały czas wyskakuje, musiałem wbić w nią patyczek i przytwierdzić do innej. Bo przez to wystawanie może zapleśnieć. Kiedyś taki rookie mistake mi się przytrafił.
Przy kolejnym kiszeniu dodam jeszcze imbir. W kolejnym, korzeń chrzanu. Staram się metodycznie badać smak.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Kupne kiszone cytryny zrobiły na mnie wrażenie, ale czytałem, że do własnego kiszenia trzeba BEZWZGLĘDNIE używać cytryn niewoskowanych, a te ponoć cholernie trudno znaleźć. Ktoś uczony w Piśmie może zweryfikować? .
KS napisał/a:
ASX76 napisał/a:
Specjalizuje się w kiszeniu ogórków w słoikach
To było zawsze moje pierwsze skojarzenie, jeśli chodzi o kiszenie. Żona i szwagierka odradziły mi. Podobno bardzo trudno z nimi trafić, często się nie udają, psują, pleśnieją. Winne są pryskane, czy sztucznie pędzone ogórki. Ja nie mam własnych i nie znam tu (jestem nowy w okolicy) wiarygodnego plantatora. Pewnie nieprędko zaryzykuję, tym bardziej, że kupne są tu niczego sobie.
Rodzice długie lata robili kiszone w słoikach, zaopatrywali się u przypadkowych dostawców na targu jednym czy drugim, i w sporadycznych przypadkach zdarzały się nieudane - nawet nie partie, tylko pojedyncze słoiki (głównie przez nieszczelne zakrętki). Kup dwa kilo, zrób ze trzy słoiki na próbę, jak nie wyjdą, to wielkiej straty nie będzie. A jak wyjdą - triumf i wieczna chwała
EDIT: Przez te cholerne zmiany klimatyczne rodzicom przestało się opłacać przemysłowe kiszenie kapusty - jest w domu jebutna beczka z tworzywa (po jakichś przemysłowych chemikaliach ), kupowaliśmy 100-120 kilo poszatkowanej kapusty, tłukło się to do zaniku tętna, zostawiało na dwa tygodnie w ciepłym miejscu, a potem na balkon - jak beczułkę się wytoczyło w listopadzie, a trzymały mrozy, to w marcu-kwietniu to co zostało można było spakować do słoików i jeszcze w czerwcu był bigos z własnej kapusty . Teraz taki sztos nie przejdzie, bo przy dodatkich temperaturach w zimie nie ma co sobie fundować beczki z gnijącą kapuchą na balkonie. A pakowanie wszystkiego od razu do słoików zabija całą poezję.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Kupne kiszone cytryny zrobiły na mnie wrażenie, ale czytałem, że do własnego kiszenia trzeba BEZWZGLĘDNIE używać cytryn niewoskowanych, a te ponoć cholernie trudno znaleźć.
Niestety tak. Kilka lat temu robiłam te cytryny i w przepisie nie było słowa niewoskowane - wyszły z ohydnym oleistym posmakiem chemicznym. To, co mogę kupić na szybko i pod ręką się nie nadaje. Wszystko jest woskowane.
Stary Ork napisał/a:
A pakowanie wszystkiego od razu do słoików zabija całą poezję.
Ja tam wolę słoiki, przynajmniej nie trzeba pilnować pleśni, nie trzeba płukać, nie śmierdzi. Co roku robię tak 20 kilo w 2 i 5 litrowych słojach. Poezja jak najbardziej zostaje.
Właśnie o to szło w tym sztosie z zimowym balkonem - mróz przerywał całą fermentację i po wstępnym kiszeniu o nic się nie trzeba było martwić, chyba że przyszła odwilż - żadnego płukania, pleśnienia; przemrożona kapusta była nawet smaczniejsza i delikatniejsza, tyle że trzeba było po nią iść z czekanem
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
No, nie bardzo. Te nieudane cytryny co prawda nie robiłam żadnym detergentem, ale były wyparzane wodą z sodą, szorowane, nic to nie dało. Nie wiem jak w tym roku, ale jak znajomi wyjadą do Włoch na wakacje, to poproszę żeby przywieźli cytryny.
Co do kiszonych pomidorów, to jadłam zielone kiszonki od koleżanki, zielonki mają sens, a czerwone, dojrzałe,które sama robiłam mi zupełnie nie wchodziły.
Marchewka kiszona też jest znakomita, też robiłam kiedyś.
Od kilku lat idę jednak w marynaty. Ogórki z curry, papryka grillowana po serbsku, cukinia, grillowana też, czy kabaczek to must have w tym sezonie, czekam tylko aż będą do kupienia (ogórki i papryka, bo cukinię i kabaczek moja mama wysiewa).
No i suszone pomidory - kupuję pomidory - limy - i robię dwa słoje 5 litrowe.
No, nie bardzo. Te nieudane cytryny co prawda nie robiłam żadnym detergentem, ale były wyparzane wodą z sodą, szorowane, nic to nie dało.
Nic nie dało, bo pogorszyłaś sprawę. Wosk pod wpływem temperatury wnika głebiej w pory skórki. Szorowanie nic nie daje, bo szczota zbiera tylko zewnętrzną warstwę wosku. Ta, która wsiąkła, zostaje. Jeżeli chcesz usunąć warstwę wosku, myjesz cytrusa w letniej wodzie z ludwikiem. Możesz wyszczotkować.
Ja za pierwszym razem po prostu wyparzyłem i porządnie wyszorowałem cytryny szczotką. Nie było problemu.
Orku, bez problemu dostaniesz niewoskowane cytryny w Lidlu. Szukaj pod hasłem cytryny bio.
Romulusie, mam bez przerwy takie problemy z wyskakiwaniem owoców czy warzyw ponad lustro zalewy. Gęste zasolenie po prostu wypycha je do góry. Z cytrynami radziłem sobie tak, że kładłem na nie płaski kamień. Twój patent wydaje się lepszy, spróbuję połączyć je wykałaczkami.
Zastanawiam się ostatnio nad limonkami.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Sam nie wiem, kiszę te cytryny po 6-8 tygodni w mieszance wody z solą i soku z cytryn i jakoś nie mam problemu ze smakiem. A niewoskowanych nie mam. Ale różnie bywa. W ogóle, to mnie wkurzają przepisy typu: weź cytryny nie tyle niewoskowane co zebrane rankiem z drzewa przez złotowłose dziewice stąpające boso po rosie.
Kimchi - przymierzałem się, bo szwagierki robią. Jedna robi spoko, druga jak ostatnio zrobiła ostre to aż w tej ostrości gorzkie.
Po jednym i drugim - człowiek śmierdzi na kilometr. Co zresztą jest normalne. Kiełbasa z czosnkiem to przy tym pikuś. Zwłaszcza że walisz tym wszystkimi porami skóry.
Dlatego zjadam w małych ilościach. Koreańczycy, jak czytałem, wpierdzielają jak dzicy, bo to ichni przysmak, i potem trzeba uważać w windzie.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Kimchi - przymierzałem się, bo szwagierki robią. Jedna robi spoko, druga jak ostatnio zrobiła ostre to aż w tej ostrości gorzkie.
Po jednym i drugim - człowiek śmierdzi na kilometr. Co zresztą jest normalne. Kiełbasa z czosnkiem to przy tym pikuś. Zwłaszcza że walisz tym wszystkimi porami skóry.
Dlatego zjadam w małych ilościach. Koreańczycy, jak czytałem, wpierdzielają jak dzicy, bo to ichni przysmak, i potem trzeba uważać w windzie.
Poważnie tak źle? Sprawdziłem przepis, autorka twierdzi, że przywiozła go z Korei
https://www.jadlonomia.co...iszona-kapusta/
1 ząbek czosnku na 1 kg kapusty - nie wygląda to na broń masowego rażenia
chyba, że są inne szkoły
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Kimchi - przymierzałem się, bo szwagierki robią. Jedna robi spoko, druga jak ostatnio zrobiła ostre to aż w tej ostrości gorzkie.
Po jednym i drugim - człowiek śmierdzi na kilometr. Co zresztą jest normalne. Kiełbasa z czosnkiem to przy tym pikuś. Zwłaszcza że walisz tym wszystkimi porami skóry.
Dlatego zjadam w małych ilościach. Koreańczycy, jak czytałem, wpierdzielają jak dzicy, bo to ichni przysmak, i potem trzeba uważać w windzie.
Poważnie tak źle? Sprawdziłem przepis, autorka twierdzi, że przywiozła go z Korei
https://www.jadlonomia.co...iszona-kapusta/
1 ząbek czosnku na 1 kg kapusty - nie wygląda to na broń masowego rażenia
chyba, że są inne szkoły
No to ja jadłem z innej szkoły. Żona powiedziała, że jeśli nie będę jadł tego mniej, to mogę się przenieść do innego pokoju spać. Ale serio, czytałem książkę o Korei, słaba, ale pan pisał, że przejażdżka windą z Koreańczykami, którzy zajadali się wcześniej kimchi skończyła się dla niego ostrym rzyganiem.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
A to nie jest poza Szwecją zakazane konwencjami międzynarodowymi?
Można na prywatny użytek przy zachowaniu wymogów bezpieczeństwa, na zdjęciu poniżej widzimy już zakiszoną rybkę w pojemniku
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Można na prywatny użytek przy zachowaniu wymogów bezpieczeństwa
Wymogi-świmogi, ja się pytam czy to dlatego Szwecja ma sześciokrotnie mniejszą gęstość zaludnienia od Polski i komu przez natrętną promocję rybnych kiszonek zależy na depopulacji naszej Ojczyzny
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum