Odpowiadam w tym temacie, gdyż według mnie tak zwana poprawność polityczna to doskonały przykład globalnego ocipienia. Poziom paranoi przekroczyliśmy już w momencie w którym nagle Murzyn stał się Afrykaninem lub Afroamerykaninem... A do tego dochodzi jeszcze chęć niektórych kretynów bycia świętszym od samego papieża.
_________________ "Sometimes known as the Phoenix King, Asuryan was the king and the most powerful deity of the pantheon of Eldar gods. He was believed to be the psychic might of the whole universe."
Akurat słowo "murzyn" ma złe, rasistowskie konotacje w USA. To tak jakbyś uznał, że słowo "polaczek" w ustach Niemca nie ma żadnego negatywnego zabarwienia.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Taaa, Amerykanie używają słowa ,,murzyn"?
Jeśli już to nigger czy jakoś tak, więc nie myl pojęć.
A ja nie zamierzam przestać używać pięknego słowa murzyn.
Akurat słowo "murzyn" ma złe, rasistowskie konotacje w USA. To tak jakbyś uznał, że słowo "polaczek" w ustach Niemca nie ma żadnego negatywnego zabarwienia.
Akurat słowo "czarnuch" ma takie złe konotacje, z czym w pełni się zgadzam, a nie słowo "murzyn".
Z ciekawostek słowo "Afroamerykanin" to angielskie "African Americans", również "Afro-Americans" i "Black Americans". Ciekawe, że w polskim języku nie używa się dosłownego tłumaczenia tego ostatniego. Znów chcemy być lepsi niż ustawa przewiduje?
_________________ "Sometimes known as the Phoenix King, Asuryan was the king and the most powerful deity of the pantheon of Eldar gods. He was believed to be the psychic might of the whole universe."
Tym bardziej linki przedstawione przez Goldsuna wskazują na paranoję - no chyba, że ich autorzy są przedstawicielami narodu żydowskiego.
_________________ "Sometimes known as the Phoenix King, Asuryan was the king and the most powerful deity of the pantheon of Eldar gods. He was believed to be the psychic might of the whole universe."
Asu, ale to jest tak jakby po ostatniej porażce Polski z Rosją w siatkówkę rosyjska federacja pisała że zrobiła Polakom Katyń, słabe to. Słowo "pogrom" jednoznacznie i źle się kojarzy i użycie go było, kuźwa, burackie - zwłaszcza że poza Polską jego pierwotne znaczenie się nie zatarło i nie oznacza spektakularnego triumfu nad przeciwnikiem tylko Kozaków wjeżdżających do sztetla i tłukących kobiety i dzieci nahajami.
Już nawet nie piszę o tym że PZPN popadający w triumfalizm po ograniu drużyny której największa gwiazda gra w lidze chińskiej to jak Pudzianowski chwalący się że skopał Artura Barcisia. Żenada.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Akurat w PL piłce wynik powyżej 3-0 praktycznie zawsze się określa jako pogrom. Jak Niemcy gromili Brazylię na ichniejszym mundialu i w efekcie urządzili im pogrom który był słowem używanym w co drugim portalu i gazecie to nikt nie robił tragedii nikt nawet nie zwrócił uwagi jakich słów używają dziennikarze w Polsce. Zawsze można używać jeszcze rzeź, masakra, unicestwienie albo zmiecenie z powierzchni ziemi.
Prawda jest taka że ktoś się chciał przyczepić i to zrobił, a jak widać każda okazja dobra nawet takie nic nie znacząca jak tweety.
_________________ W życiu - oczekujemy co najwyżej sporej porcji bezrefleksyjnej zabawy i przyczynku do dalszej zabawy.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
W końcu doszli do tego, że największą przeszkodą z walką o ochronę środowiska jest po prostu ludzkość? Na razie tylko dzieci ...
https://www.rp.pl/Ekologi...kologiczne.html
Gdyby tylko tak zauważyli zostając przy teorii, jak piszą, to jeszcze mógłbym zrozumieć, bo w sumie to pewnie prawda.
Ale w momencie gdy zaczynają się o to lekko dopominać, a niektórzy w imię tej ochrony środowiska sterylizować ... to właściwie jednak nie rozumiem, dlaczego w imię tej ochrony środowiska od razu sobie w łeb nie palnęli? Myślę, że to miałoby o wiele większy skutek w tej ochronie, niż sama sterylizacja ... ;->
P.S. Argument, że nie ma się co o ludzkość bać, bo nawet jak w europie się dzieci przestaną rodzić, to z afryki przyjadą ... serio mogliby sobie niektórzy palnąć w łeb z takimi naukowymi teoriami ...
P.S.2. To jest jeden z coraz częściej widzianych IMHO przykładów w których ktoś zapomniał jaki jest główny cel tego co robi. Skupiają się na redukcji CO2, nie patrząc że ta redukcja ma jakiś cel nadrzędny, czyli ... właśnie lepsze życie, zwłaszcza dla następnych pokoleń ...
P.S.3. Ostatnio coraz częściej, czytając różne wiadomości, łapię się na sprawdzaniu w kalendarzu czy aby nie 1 kwietnia ...
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
wiesz, artykuł jest przefiltrowany przez dziennikarza, więc nie wiesz co naprawdę powiedzieli naukowcy.
poza tym że głównym problemem są ludzie - ich liczba w kontekście naszej konsumpcyjnej cywilizacji.
trudno z tym dyskutować.
wiesz, artykuł jest przefiltrowany przez dziennikarza, więc nie wiesz co naprawdę powiedzieli naukowcy.
poza tym że głównym problemem są ludzie - ich liczba w kontekście naszej konsumpcyjnej cywilizacji.
trudno z tym dyskutować.
Po.1. Ja nie dyskutuję z tym, że ludzkość ma wpływ na zanieczyszczenie środowiska, a nawet w 100% się z tym zgadzam. To jest dla mnie oczywista oczywistość.
Po.2. Ja dyskutuję z zaproponowanym rozwiązaniem, czyli ograniczeniem liczby dzieci, żeby chronić środowisko, w skrajnych przypadkach nawet sterylizacja. I z tłumaczeniem, że jeśli w europie nie będą się rodzić dzieci, to nie problem, bo z afryki przyemigrują (tego cytatu nie sprawdzałem).
Po.3. Zakładasz, że nie sprawdziłem u źródła - a ja jednak często staram się chociaż minimalnie te źródło sprawdzić. Nie wgłębiałem się bardzo, ale główna teza ("mieć mniej dzieci") się jednak zgadza.
Cytat:
We recommend four widely applicable high-impact (i.e. low emissions) actions with the potential to contribute to systemic change and substantially reduce annual personal emissions: having one fewer child ...
Może w dalszej części publikacji jest coś bardziej wyjaśnione. Ale jednak już jakąś wiarygodność ten artykuł "przefiltrowany przez dziennikarza" u mnie zyskał.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
problemem nie jest dzietność społeczeństw rozwiniętych
Zgadza się, problemem jest konsumpcja społeczeństw rozwiniętych; jeden Europejczyk wsuwający brazylijską wołowinę usmażoną na kuchence zrobionej w Chinach z surowców wykopanych w Zairze jest sporo większym obciążeniem dla środowiska niż tuzin Hotentotów stłoczonych nad ogniskiem.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Generalnie, to ci wszyscy radykalni wojownicy o klimat powinny poczytać "Nowe Oświecenie" Pinkera, w którym nieco sprowadza ich na ziemię w ich oderwanym od rzeczywistości, nierealnym doktrynalizmie.
Weźmy choćby loty samolotami. Nie ma opcji, aby zostały ograniczone. Fakt, że są paliwożerne. A paliwo smrodzące i kosztowne dla środowiska. Ale może zamiast ograniczać/rezygnować z podróży lotniczych - wymyślić lepsze, bardziej ekologiczne paliwo. I tak dalej.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Owszem, Romku. Tylko że tego lepszego paliwa może zwyczajnie nie być - w ogóle (bo np. technologia osiągnęła - jak w przypadku broni palnej - poziom maksymalnego w zasadzie rozwoju), może być ale nieopłacalne ekonomicznie, albo może potencjalnie istnieć, ale zwyczajnie nie zdążymy go opracować zanim będziemy mogli jeździć nad Bałtyk do Grudziądza i wszystko trafi szlag. To samo dotyczy, abojawiem, plastikowych opakowań, nowego telefonu co dwa lata, jeżdżenia jebutnym samochodem po zakupy do sklepu 200 m od domu - mówienie sobie że nauka pewnie coś z tym zrobi i problem się jakoś rozwiąże to ignorowanie tego że jakoś jest niewiadome a rozwiąże może nie nastąpić.
Liczenie na to że potencjalnie możliwy przełom technologiczny - zimna fuzja, anyone? - załatwi nasze problemy tanio i wygodnie to jest stawianie całego majątku na konia który się jeszcze nie urodził. Można, ale to chujowy pomysł. Można sobie fantazjować że za dziesięć lat zmiany klimatyczne przepadną jak sen jaki, ale rzeczywistość jest taka że na razie de facto pozostawiamy sprawy ich własnemu biegowi. A sprawy pozostawione własnemu biegowi zmieniają się ze złych na gorsze. Ja wiem, że - trawestując Churchilla - możemy mieć do wyboru kryzys ekonomiczny albo zapaść klimatyczną - ale na razie konsekwentnie wybieramy zapaść klimatyczną, a kryzys ekonomiczny i tak dostaniemy. Ale co tam, orkiestra na Titanicu grała do samego końca, c'nie.
Romku, tak czy owak czeka nas zmiana paradygmatu społeczno-ekonomicznego, wybór jest taki czy sami wybierzemy jakiś inny model czy zostanie on nam narzucony przez klimat. Kurczowe trzymanie się business as usual i liczenie że nauka wyciągnie nam tyłki z ognia - bo przecież muszą coś wymyślić, no nie? A my w międzyczasie kupmy sobie jeszcze po pięciolitrowym SUVie, od tego nikt nie umarł - to jednak jest średni pomysł.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Owszem, Romku. Tylko że tego lepszego paliwa może zwyczajnie nie być - w ogóle (bo np. technologia osiągnęła - jak w przypadku broni palnej - poziom maksymalnego w zasadzie rozwoju), może być ale nieopłacalne ekonomicznie, albo może potencjalnie istnieć, ale zwyczajnie nie zdążymy go opracować zanim będziemy mogli jeździć nad Bałtyk do Grudziądza i wszystko trafi szlag. To samo dotyczy, abojawiem, plastikowych opakowań, nowego telefonu co dwa lata, jeżdżenia jebutnym samochodem po zakupy do sklepu 200 m od domu - mówienie sobie że nauka pewnie coś z tym zrobi i problem się jakoś rozwiąże to ignorowanie tego że jakoś jest niewiadome a rozwiąże może nie nastąpić.
Liczenie na to że potencjalnie możliwy przełom technologiczny - zimna fuzja, anyone? - załatwi nasze problemy tanio i wygodnie to jest stawianie całego majątku na konia który się jeszcze nie urodził. Można, ale to chujowy pomysł. Można sobie fantazjować że za dziesięć lat zmiany klimatyczne przepadną jak sen jaki, ale rzeczywistość jest taka że na razie de facto pozostawiamy sprawy ich własnemu biegowi. A sprawy pozostawione własnemu biegowi zmieniają się ze złych na gorsze. Ja wiem, że - trawestując Churchilla - możemy mieć do wyboru kryzys ekonomiczny albo zapaść klimatyczną - ale na razie konsekwentnie wybieramy zapaść klimatyczną, a kryzys ekonomiczny i tak dostaniemy. Ale co tam, orkiestra na Titanicu grała do samego końca, c'nie.
Romku, tak czy owak czeka nas zmiana paradygmatu społeczno-ekonomicznego, wybór jest taki czy sami wybierzemy jakiś inny model czy zostanie on nam narzucony przez klimat. Kurczowe trzymanie się business as usual i liczenie że nauka wyciągnie nam tyłki z ognia - bo przecież muszą coś wymyślić, no nie? A my w międzyczasie kupmy sobie jeszcze po pięciolitrowym SUVie, od tego nikt nie umarł - to jednak jest średni pomysł.
Ale co, w takim razie? Powiedzieć ludziom, że koniec z lataniem? Już to widzę. Podnieść ceny biletów/podatki? Znowu będzie o wykluczaniu najbiedniejszych, którzy nie pojadą na wczasy olinkluziw do Grecji/Turcji/Egiptu. Bo bogatszych będzie stać na lot, przynajmniej raz na jakiś czas. Rozwalić tak po prostu gałąź gospodarki?
To wywoła rewolucję, ale nie taką jakiej oczekują uber-doktrynerzy.
Bez sensownej alternatywy dla lotów nie ma w ogóle myśleć o ograniczeniach.
Już z energią z węgla jest sprawa łatwiejsza: OZE, atom. Mądre inwestycje i promowanie alternatyw. Jeżdżę często po trzech województwach: mazowieckie, kujawsko-pomorskie, wielkopolskie. Coraz więcej paneli na dachach. Mój przyjaciel sobie walnął wielką "paletę", szwagier żony tak samo. Koszt stosunkowo niewielki, jeśli myśli się do przodu kilkadziesiąt lat. Ponoć zaczyna się szybciej zwracać, bo technologia stała się lepsza.
Nawet parafialny kościół w mojej zakichanej rodzinnej mieścinie wyposażył się w takie.
Uderzenie w loty byłoby samobójstwem, bo uderzy w najbiedniejszych. Przy dzisiejszych cenach lotów i tanich liniach. A alternatyw nie ma. Żaden transport publiczny tego nie zastąpi.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Ale loty to jest ułamek problemu. I to wcale nie najważniejszy. Bo to że raz do roku nie polecisz sobie na olinkluziw to jest niedogodnostka i popierdółka. Dużo poważniejszym problemem jest to że łańcuchy dostaw produktów codziennego użytku są kosmicznie długie i rozgałęzione i jak sobie pójdziesz wieczorem na pizzę to może być na cieście z kanadyjskiej pszenicy upieczonym w piecu zasilanym prądem z australijskiego węgla. To jest problem i wyzwanie - zbudowaliśmy sobie globalną sieć powiązań ekonomicznych która nas zadusi; w porówaniu z przepływem towarów i surowców transport ludzi to jest problem trzeciej kategorii. A clou problemu jest to, że nie da się z tego wyjść bez strat. Jeszcze się możemy łudzić że mamy do wyboru złe i dobre rozwiązanie - ale coraz bardziej do nas dociera że mamy do wyboru rozwiązanie złe i bardzo złe. Co więcej, nawet jeśli wybierzemy rozwiązanie najlepsze z możliwych, może być już too little, too late - bo politycy myślą w horyzoncie czasowym czteroletnich kadencji, a CEO w horyzoncie zestawień kwartalnych i rocznych wypłat dywidend. Mamy przejebane.
Jestem pesymistą. Biedni - jak zwykle - dostaną po dupach, jak dostawali od wieków. Bogaci - jak zwykle - wyjdą z tego w stanie tak dobrym na jaki będzie ich stać.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Nie jesteśmy w stanie się zmienić. Natura musi to za nas zrobić.
Bogaci także nie wyjdą z tego suchą nogą. Jak już jehnie to jak atomówką, kto będzie w zasięgu ten zginie.
Więcej, lepiej, szybciej.
Ale loty to jest ułamek problemu. I to wcale nie najważniejszy. Bo to że raz do roku nie polecisz sobie na olinkluziw to jest niedogodnostka i popierdółka. Dużo poważniejszym problemem jest to że łańcuchy dostaw produktów codziennego użytku są kosmicznie długie i rozgałęzione i jak sobie pójdziesz wieczorem na pizzę to może być na cieście z kanadyjskiej pszenicy upieczonym w piecu zasilanym prądem z australijskiego węgla. To jest problem i wyzwanie - zbudowaliśmy sobie globalną sieć powiązań ekonomicznych która nas zadusi; w porówaniu z przepływem towarów i surowców transport ludzi to jest problem trzeciej kategorii. A clou problemu jest to, że nie da się z tego wyjść bez strat. Jeszcze się możemy łudzić że mamy do wyboru złe i dobre rozwiązanie - ale coraz bardziej do nas dociera że mamy do wyboru rozwiązanie złe i bardzo złe. Co więcej, nawet jeśli wybierzemy rozwiązanie najlepsze z możliwych, może być już too little, too late - bo politycy myślą w horyzoncie czasowym czteroletnich kadencji, a CEO w horyzoncie zestawień kwartalnych i rocznych wypłat dywidend. Mamy przejebane.
Jestem pesymistą. Biedni - jak zwykle - dostaną po dupach, jak dostawali od wieków. Bogaci - jak zwykle - wyjdą z tego w stanie tak dobrym na jaki będzie ich stać.
A i słusznie. Cała rzecz w tym, że loty samolotami to tak nieznaczący fragment w układance zatruwania klimatu, że spokojnie można go pominąć lub wykolejkować na koniec, jako problem.
Wkurza mnie tylko co jakiś czas jakaś inba na loty i zostawianie śladu węglowego. O głupotach typu: "A Leonardo di Caprio broni klimatu latając luksusowym odrzutowcem z konferencji na konferencję, powiększając ślad węglowy..." szkoda gadać. Szydzić trzeba.
1. Niektóre kawałki z tego tekstu jakoś od razu kojarzą mi się z trylogią ryfterów Wattsa. Nie wiem czy dobrze, ale sporo rzeczy mi się tu zgadza.
Swoją drogą - jeśli uważać, że "zombie" to zakamuflowany w filmach "plebs", to całkiem ciekawie można te filmy odbierać. ;-)
2.
Orliński napisał/a:
A o ile mamy jakiś – przynajmniej teoretyczny – pośredni wpływ na władze państwa, o tyle nie mamy absolutnie żadnego na zarządy Amazona czy Facebooka.
No z tym to mogę się zgodzić tylko ze słowem "teoretyczny".
Bo jak zarząd Amazona czy Facebooka nie kupi sobie czegoś państwowego, to kupi sobie polityka odpowiedzialnego za to coś państwowe.
Mam jakieś mocne obawy co do zadania pytania: ilu polityków jest "mocno wsłuchanych" w głosy różnych biznesmenów, a już w ogóle obawiałbym się zadać pytanie "co z tego słuchania mają".
Może u nas nie ma skali jak w Ameryce, ale "lub czasopisma" i co najmniej kilka innych przypadków raczej sugeruje, że u nas też ten temat ma się całkiem dobrze.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
No, w USA jest cały biznes pozwalający politykom "wsłuchiwać się" w głosy korporacji. Lobbingiem się nazywa. Sprawdź, jakie sumy są na to przeznaczane i dlaczego Amazon nie płaci podatków. Najbardziej napchana gotówką (obok Apple) firma w USA.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Jak to działa w praktyce - druga strona lobbingu czyli finansowanie "oddolnych" akcji, w tym przypadku niesławni bracia Koch i ich krucjata przeciwko transportowi publicznemu. Kiedy czytam prawackie bajdurzenia o zmianach klimatycznych jako o spisku naukowców fałszujących badania za kasę to chce mi się płakać ze śmiechu. Gdyby zieloni mieli choć ułamek funduszy jakie otwarcie tłoczy się z drugiej strony, ech...
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Jak to działa w praktyce - druga strona lobbingu czyli finansowanie "oddolnych" akcji, w tym przypadku niesławni bracia Koch i ich krucjata przeciwko transportowi publicznemu. Kiedy czytam prawackie bajdurzenia o zmianach klimatycznych jako o spisku naukowców fałszujących badania za kasę to chce mi się płakać ze śmiechu. Gdyby zieloni mieli choć ułamek funduszy jakie otwarcie tłoczy się z drugiej strony, ech...
Cały ten ruch negacjonistów zagłady klimatycznej jest finansowany przez wielki biznes. Koncern Raytheon opłaca (poprzez inne organizacje) część "badań" i organizacji, które negują zagładę klimatu. To z jednej strony. Z drugiej zaś: oferuje usługi związane z ochroną dla klientów, na wypadek katastrofy klimatycznej. Naomi Klein w swojej książce "Klimat. To zmienia wszystko" wypunktowała to w kilku miejscach.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum