Dmitry Glukhowsky- ur.1979.Dziennikarz i pisarz rosyjski. Pracował dla Euronews TV. Deutsche Welle i w Russia Today.Były reporter wojenny który był m.i.n w Abchazji oraz w Izraelu,włada pięcioma językami.
Póki co Dmitry jest autorem tylko jednej powieści "Metro"2033. Ja jestem w trakcie czytania i muszę przyznać, że książka ma jakiś swój urok i nie miłosiernie mnie wciągnęła. I nie chodzi tu by najmniej o bohaterów książki, lecz o osadzanie akcji powieści po stronie rosyjskiej po wojnie atomowej, oraz osadzenie akcji w metrze moskiewskim gdzie przed mutantami oraz promieniowaniem ukrywa się ludzkość.
Ktoś czytał? jeśli tak to podzielcie się wrażeniami
_________________ " Ciemne sprawy najlepiej załatwiać po ciemku " - "Hobbit" J.R.R. Tolkien
Czyli Dymitr Głuchowski Podobnie, jak Adrian Czajkowski.
Nie mam nic więcej do powiedzenia o żadnym z panów, tylko irytuje mnie strasznie używanie przez wydawców transkrypcji angielskiej, jakbyśmy nie mieli własnej. Co będzie za chwilę, Leo Tolstoy?
Odkopię temat, bo właśnie przeczytałam Metro, a tu cisza na forum; muszę przyznać, że zabrałam się za to trochę z przypadku - po prostu trafiłam na ebooka i wygrało we mnie stare dobre "książka przed adaptacją". Czyli w tym wypadku przed grą.
Wyszłam z założenia, że jeśli ktoś stworzył grę na podstawie tej książki, to świat przedstawiony musi być dość ciekawy. I tutaj potwierdzam, że postapokaliptyczne moskiewskie metro jest światem zdecydowanie interesującym ze wszystkimi swoimi mieszkańcami i zjawiskami. Rozwój lokalnego folkloru w izolowanych enklawach również jest ciekawy, chociaż z mojej strony nie obywa się bez zastrzeżeń (o ile rozumiem specjalizację stacji w zależności od dostępu do konkretnych źródeł z powierzchni, tak samo jak lokalne grupki ideologiczne w stylu bojówki im. Che Guevary, o tyle całe stacje łączące się w faszystowską Czwartą Rzeszę albo istnienie dzikusów-kanibali po kilkunastu latach od zejścia wydają mi się dość mocno naciągane).
Bohater jest dość typowy dla historii przygodowych. Jest młody, guzik wie o świecie i ktoś mu zlecił zadanie, które wymaga ruszenia w wędrówkę. Pod wpływem swojej podróży i napotkanych osób waha się pomiędzy poczuciem misji zbawiania świata a poczuciem przypadkowości i szczęścia. W niektórych momentach autor prowadzi też swoistą grę z czytelnikiem, która skłania to ku jednej, to ku drugiej wersji.
UWAGA SPOILER
Będąc na powierzchni, bohater chroni się w przypadkowym domu, wchodzi do przypadkowego mieszkania i znajduje zdjęcie kobiety z małym chłopcem, podpisane z tyłu jego imieniem. Już załamywałam ręce nad absolutnym brakiem prawdopodobieństwa, kiedy okazuje się, że jego ojczym nie jest w stanie stwierdzić, czy to rzeczywiście jego matka, czy zbieżność imion i wieku.
Tak samo zakończenie, poza narzucającą się interpretacją, że wybraniec spieprzył sprawę, może też być kolejnym urojeniem młodego mózgu albo wręcz manipulacją ze strony wrogów. Wolę traktować je jako otwarte.
Moim zdaniem jest to i tak krok do przodu w stosunku do wielu bohaterów fantasy, którzy przyjmują na klatę bycie wybrańcem i nie kwestionują swojej misji, a co najwyżej szanse jej powodzenia. Jednak jestem trochę rozpieszczona literaturą z wyższej półki i nie pogardziłabym odrobiną głębszej psychologii. Tak samo nie obraziłabym się o ładniejszy język; książka nie jest napisana topornie ani niepoprawnie i wiem, że to nie UW, ale moje spaczenie poczułoby się bardziej usatysfakcjonowane.
Rozpatrując tę książkę jako literaturę rozrywkową, mogę ją polecić spokojnie, bo jest napisana porządnie, a fabuła mocno wciąga mimo tych kilku drobnych zgrzytów. Dla mnie stoi o półkę wyżej niż większość fantastycznych czytadeł, chociaż literatura najwyższych lotów to nie jest. Z drugiej strony, nie takie rzeczy były zachwalane na forum - porównując np. z Verticalem nie odbiega poziomem: psychologia postaci jest podobna, język i styl są podobne, świat w Verticalu jest dużo bardziej oryginalny, za to fabuła w Metrze jest sensowniej sklecona, zwłaszcza jeśli chodzi o zakończenie, i wyraźniej widać, co jest wyjaśnione, a co jest celowo niedopowiedziane - bez tego wrażenia, że autor coś próbował wytłumaczyć, ale nie dało się zrozumieć. Książka nie aspiruje do miana czegoś więcej niż kawałka uczciwej postapo i swoje zadanie spełnia całkowicie.
Miałam nawet ochotę przeczytać Metro 2034, ale wszystkie recenzje twierdzą zgodnie, że poziom spada na twarz w porównaniu z 2033, więc na razie odłożę je w mojej czytelniczej kolejce na którąś z dalszych pozycji i wracam do Eriksona.
Grafoman, nic dodać, nic ująć. Z każdej strony jego dzieł wyziera samouwielbienie "oł maj gad, jestem pisarzem, ja piszę!!!". Jedyne co się broni to sam pomysł, z założenia klimatyczny i niezwykle chwytliwy. No i opis poszczególnych stacji moskiewskiego metra, oraz tu i ówdzie porządny klimat (ale to na zasadzie przypadku, a nie świadomego zamysłu autorskiego). Jednak już wykonanie, fabuła, postaci, podział stacji na grupy społeczne i polityczne, to jest jakaś masakra, nic tu się kupy nie trzyma.
A Metro 2034 to już gniot gniotów. Hajp jaki się wytworzył wokół tego całego "uniwersum Metra" jest zadziwiający, no ale to właśnie taka gra rpg z zaliczaniem kolejnych stacji jak etapów.
Metro 2033. Ciekawa to książka, bo chociaż autor słabuje na wielu polach (język, fabuła, bohaterowie), to pomysł i klimat (tak nie do końca jestem pewny, czy jako wynik świadomych działań autora) wylewają się z kart powieści. Falloutem książek fantastycznych to nie jest, ale ma pewien potencjał (na gry/grę, bo za więcej książek serdecznie dziękuję i płacę nabojami od AK;) )
Cóż jeszcze rzecz? Grzechem głównym powieści jest wanna be a writer autora, który pisze by pisać i próbuje to zatuszować mętną filozofią, wrzuca dziesiątki pomysłów nie bardzo dbając o to, czy są sensowne i szarżuje z wytłumaczeniem, jak to jest, że głównemu bohaterowi zawsze ktoś przyjdzie z pomocą w ostatniej chwili.
Ostatecznie - jest to zjadliwe, miejscami nawet smaczne, ale trzeba pamiętać, że pichcił to zapalony amator, a nie żaden szef kuchni.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Czytałam i Metro 2033, i Metro 2034. Dosyć dawno, więc wspomnienia są mętne. W każdym razie pierwsza powieść Glukhowsky'ego była całkiem w porządku, klimatyczna itd. Minusy to kiepska fabuła, niewielu ciekawych bohaterów, niewiele akcji.
Drugą część zbyt słabo pamiętam - po prostu, taka sobie, zła też nie.
Widzę Tixon, że zgrywamy się w czytanych utworach Jestem za połową "Metra 2033" i wrażenia dość średnie. Przede wszystkim powieść jest słaba językowo, ponadto autor wciska na siłę filozoficzne wywody na dość niskim poziomie. Już w tym momencie zaczynam się zastanawiać ile jeszcze razy bohater zostanie uratowany w cudowny sposób w ostatniej chwili. Po którymś razie to się po prostu staje nudne. Doczytam zapewne, ale po inne pozycje ze świata Metra nie sięgnę. I nadal nie wiem, co w tym takiego ludzi zachwyca.
Mnie w tej książce najbardziej uwierała idea diety grzybowo-wieprzowinowej.
_________________ Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.
Nie, raz że grzyby akumulują różne świństwa dwa że same w sobie nie grzeszą przesadnymi wartościami odżywczymi - a produkcja mięsa jest bardzo niewydajna ekonomiczne i i energetycznie, w warunkach w których świnie i ludzie konkurują o tę samą żywność (i wodę!) zużywanie jadalnych grzybów żeby wyhodować tłuste świnie (ileż one by musiały jeść, żeby być tłuste!) wydaje mi się mało prawdopodobne/sensowne.
_________________ Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.
a produkcja mięsa jest bardzo niewydajna ekonomiczne i i energetycznie
zauważ, że przez tysiąclecia gospodarka żywnościowa balansowała na krawędzi, w przypadku potknięć był masowy głód, a jednak zawsze człowiek mięso produkował
fakt, że grzyb jest mało odżywczy dla układu pokarmowego człowieka, nie znaczy, że inne organizmy nie potrafią wydobyć z niego więcej
Grzyby są po prostu dla człowieka w dużej mierze niejadalne - tak jak trawa ale np. Pani Krowa z trawy uzyskuje bardzo dużo fajnych rzeczy. No i co my wiemy o postatomowych grzybach?
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Krowa jest przeżuwaczem, świnia nie bałdzo, nie sądzę żeby świnie wyciągały z grzybów wiele więcej niż człowiek, chyba że są mistrzyniami w rozkładaniu chityny (kurde, akurat fizjologii zwierząt wiele nie miałam).
A człowiek produkował mięso niezależnie od warunków, owszem, ale to mięso jadało chyba wtedy to czego ludzie nie mogli, albo dożywiało się samo. No i w trudnych pod względem gospodarczym czasach to te mięsa rzadko bywały tłuste. A tu są jednak nieco trudniejsze warunki, nie ma lasu naokoło i w ogóle. Jest też kwestia wody - do wyprodukowania kilograma wieprzowiny potrzeba 6 tys litrów wody (tak mówi internet). O usuwaniu nawozu nie wspomnę (znaczy wielbłądzi i krowi się suszy - na słońcu - i można go używać jako paliwa, świńskiego pogrzybowego nie wiem, acz wątpię).
No serio, łykam te metrowe struktury społeczne, Czarnych, różne dziwne rzeczy, ale świnie mnie nie przekonują. Jeszcze gdyby dostawały do jedzenia mielone zwłoki czy coś (ale kwestia wody i usuwania odchodów pozostaje nadal).
_________________ Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.
Nie chcę się za bardzo wymądrzać, ale ssaki mają generalnie problem z trawieniem wiązań beta-1,4-. Krówki, owieczki, etc. załatwiają to za pomocą bakterii, przynajmniej dla celulozy, ale nie mam pojęcia co z chityną. Też tam są wiązania beta-1,4- więc należy zakładać, że z trawieniem może być równie ciężko .
martva, imo jest to ten sam rodzaj realizmu co dźwięk w próżni w Star Warsach. Czyli wiadomo, że to bezsens, ale dodaje "otoczkę" życia w post-apo.
Dalej imo uważam, że autor powinien poprzestać na nawiązaniach do Morloków i nie zgłębiać się w szczegóły typu co oni tam jedzą, bo to margines książki.
I tak ogólnie trochę mi głupio, ze sprowokowałem jakąś dyskusję o Metrze Mamerkus, a także Łaku powiedzieli wszystko co można o książce/książkach. Chociaż nie wiem, czy Łaku czytał (tym zabawniej, jeśli nie ).
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
A ja uważam że te całe świnie i grzyby w metrze to po prostu kondensatory u Lema - mogłyby się nazywać grzyświnie (albo smaglasze)i jadać smagrzyby (albo szykszwile) ale czy to cokolwiek by zmieniło?
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Zapowiedź nowej pozycji, Outcastu, przypomniała mi o istnieniu tego pisarza. Wcześniej czytałem jedynie Metro 2033, było wokół tego sporo szumu. Pomysł mi się wtedy podobał, dlatego zdzierżyłem wykonanie, może poza końcówką, w której autor niepotrzebnie zakałapućkał ujmująco naiwną i dość prostą historię. Szkoda, bo jak słyszałem, mężczyznę poznaje się po tym jak kończy. Dostawiłem na półce, już bez czytania, wersje 2034 i 2035 z zamiarem „na później”. Co nie nastąpiło, bo dostałem alergii na wyskakujące z każdej lodówki logo Metra. Franszyzowa prostytucja wywołuje u mnie odruchy wymiotne. Dostawiłem jeszcze na półce Futu.re i teraz przypomniawszy sobie o zaniedbaniu gospodina Glukhovskyego, sięgnąłem właśnie po nią.
To znów zdecydowanie dystopia, lecz na inny, przewrotny sposób, bo przecież głównym problemem ludzkości staje się nieśmiertelność i będące jej konsekwencją przeludnienie. Roztrząsanie licznych, wynikłych z logiki tego świata dylematów, autor chciał ubrać w szaty sensacyjne. Zaczyna się niczym remake Modyfikowanego węgla, a narrator – macho z sił specjalnych - wydaje się klonem Takeshi Kovacsa. Do czasu. Później w ten kowbojski styl coraz bardziej wkrada się rosyjska dusza, mimo iż bohater z uporem określa się Europejczykiem. A jak rosyjska dusza, to i cierpieć musi. Oj musi. Potoki wewnętrznych monologów każą nam dostrzegać w bohaterze pogrobowca Raskolnikowa, Karamazowa i Pierre Biezuchowa, przy czym jego naiwność, godna z kolei księcia Myszkina, niejednokrotnie wystawia cierpliwość czytelnika na ciężką próbę. Dają o sobie znać kompleksy autora, tak rosyjskie, jak i radzieckie, bo w odróżnieniu od wielkich pisarzy rosyjskich piszących dla swych rodaków, Glukhovsky, celebryta ery internetu, pisze dla świata, któremu pokazać trzeba, że Russkije nie gusi i Jewropu znajut. Jest więc ten Glukhovsky europejskim bywalcem w stopniu takim jak Gajos w słynnym monologu o kulturze.
I kiedy zmęczony i zniechęcony już poddawałem się pokusie zaniechania lektury, coś zaskoczyło - gdzieś koło 300 strony (przyjazd bohaterów do Barcelony). Wdepnąłem w ten świat i machając ręką na wszystkie jego niedoskonałości, zacząłem się interesować, co będzie dalej. I w sumie, tak z grubsza, o to chyba w książkach chodzi. Autor paroma twistami i manewrami zwrotnicą przestawiającą tor myślenia bohatera sprawił, że fabuła wyszła z fazy prostych schematów. A w końcówce zafundował nam nienajgorszą emocjonalną petardę. Przynajmniej kończyć się jako tako naumiał. To sprawia, że nadal nie pochwalam, ale bardziej jestem skłonny wybaczyć mu to ruskie wywalanie na wierzch bebechów duszy i masochistyczne owijanie się jej jelitami. I może kiedyś sięgnę, choć nie obiecuję, po następne Metro. Oczywiście, nie franczyzowe.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum