Podstawowe pytanie, to co autor musi wiedzieć, aby przystąpić do pisania. Pomijam całkowicie kwestię zdolności i stylu, skupmy się tylko na tym aspekcie.
Oczywistym jest, żeby pisząc o czymś, wiedział jak to w praktyce działa. Ale jak bardzo?
Jeżeli w powieści pojawia się koń i jazda na nim, autor chociaż powinien wiedzieć, jak zbudowane jest to stworzenie i jak nazywają się części ciała. Przydała by się też znajomość technik jeździectwa i nazwy tych śmiesznych rzeczy zarzucanych na konia (wędzidło, siodło, i tym podobne). Maksymalny ciężar jaki jest w stanie unieść oraz "zasięg" wierzchowca też byłby na miejscu, prawda?
A to tylko koń.
Przypadek pojedynku to konieczność posiadania wiedzy o :
a) rodzajach broni oraz nazwach ich poszczególnych części
b) technikach walki
c) anatomii człowieka - co się stanie jeśli odetnę mu rękę?
d) możliwościach człowieka
Jeszcze większe wymagania stawiają przed nami odwiedziny w miastach i wioskach :
a) styl budowy
b) rodzaj materiału
c) organizacja miasta
d) ubiór, meble, narzędzia, przedmioty życia codziennego
A są jeszcze bitwy (lądowe i morskie - łodzie), podróże (geografia), walka o tron (jak to jest z tymi szlachcicami).
A gdy chce się pisać w naszym świecie lecz konkretnej epoce?
a) Historia epoki
b) Geografia
c) słownictwo!
d) synchronizm kulturowy
Wielu pisarzy przystępując do pisania książki, wiele czasu poświęca na zebranie odpowiednich materiałów. Czy to jest właśnie konieczne czy nie potrzebne? Należy tego przestrzegać, czy można iść na ustępstwa?
Co wy mi powiecie?
(za Tixon, GMF)
Według mnie autor powinien wiedzieć o czym pisze przynajmniej w stopniu średnim. Wiadomo, że jeśli to fantastyka to wiele rzeczy można pominąć, albo naciągnąć. Ale nic bez przesady.
Kto sięga po książkę?
*Może to być laik, który lubi daną tematykę. Nadmiar słownictwa może go 1) skołować i zniechęcić 2) zachęcić do dalszego zgłębiania tematu.
*Może być to osoba pasjonująca się daną tematyką, która może 1) być zaskoczona znajomością autora w danej tematyce 2) na każdym kroku znajdzie błąd, który drażni (co pokazuje na przykład ignorancję autora, który tak odebrany naraża się na solidną krytykę)
Dobry artysta ze średnią wiedzą zrobi bardzo dobre dzieło. Będzie potrafił odpowiednio zawoalowac braki wiedzy, nie będzie nieznośnego braku/nadmiaru słownictwa.
Czyli mówiąc krótko: Tak, autor musi mieć wiedzę.
Mnie osobiście drażnią owe 'braki' w wiedzy. W moim odczuciu autor olewa treść skupiając się na sprzedaniu pomysłu. Przekłamania, przekręcanie denerwuje. Są autorzy, którzy mimo ewidentnego naciągania np: mitologii czy historii robią to tak zgrabnie, że nie idzie się przyczepić. A inni na chama upychają swój szajs
_________________ ***Nic nie jest prawdą, wszystko jest dozwolone***
Kiedy człowiek umiera, dusza jego przez trzy dni siedzi u wezgłowia śmiertelnego łoża i stara się zwracać plecami do ognia.
Po trzech dniach pojawiają się aniołowie i prowadzą duszę nad most Czinwat... TanBlog
Ciężko pisać cokolwiek nie mając o danym temacie bladego pojęcia - co do tego nie ma wątpliwości. Nie da się opisać bitwy kurskiej bez wiedzy o typach biorących w niej udział czołgów. A nawet tworząc jakąś rzeczywistość pseudo-steampunkową z czołgami parowymi, nie można sobie pozwolić na pełną dowolność. Pocisk odłamkowy nie przebije pancerza, a ołowiane kule będą ogólnie nieporęczne. Fizyka jest jak .
Przeładowanie tekstu specjalistycznym słownictwem chyba nie grozi - autor powinien być w stanie wyłapać moment w którym jego wywody stają się nieczytelne. A ostrożne dawkowanie takich tekstów może, IMHO, nawet czytelnika motywować do poszerzania horyzontów. Z autopsji - parę razy widząc niezrozumiały bełkot chwytałem za odpowiednią książkę, po lekturze której okazywało się że ten bełkot jest wcale sensowny i składny.
Kozak powiedziała coś całkiem mądrego na spotkaniu autorskim - "nie będę pisać o czymś, o czym nie mam pojęcia, wobec czego nie spodziewajcie się książki o haftach beskidzkich."
Uriel napisał/a:
Przeładowanie tekstu specjalistycznym słownictwem chyba nie grozi - autor powinien być w stanie wyłapać moment w którym jego wywody stają się nieczytelne.
Zależy od gustu, weź na tapetę "Galeony Wojny" (bo chyba) tam jest specjalistyczny opis części statku i ogólnie wszystko co dotyczy żeglugi. Pasjonat będzie w siódmym niebie a ja np. odłożyłabym knigę z przerażeniem.
Bardziej od przekłamań denerwują mnie zgrzyty w fabule jednak. Chociaż to też zależy.
I drażni mnie słownictwo Dukaja, bo zdarza się, że czytając coś sięgam do wikipedii bo zwyczajnie nie rozumiem jakiegoś terminu, ale do cholery bez przesady gdy muszę tłumaczyć sobie połowę akapitu xD
_________________ "Jaka jest lepsza nagroda niż ta, kiedy unosimy broń nad pokonanym wrogiem, którym pogardzamy, a potem ją opuszczamy? O tak, szlachetność to najcenniejsza rzecz na świecie." H. Duncan "Atrament"
Zależy od gustu, weź na tapetę "Galeony Wojny" (bo chyba) tam jest specjalistyczny opis części statku i ogólnie wszystko co dotyczy żeglugi. Pasjonat będzie w siódmym niebie a ja np. odłożyłabym knigę z przerażeniem.
Powiedzmy, że jestem pasjonatką żeglarstwa, ale uważam, że autor w tej książce odrobinę przesadził. Spokojnie część tego specjalistycznego słownictwa mogłaby być pominięta, szczególnie w czasie jakiejś, bo czytelnik utknie na opisach, zamiast ją śledzić. No dobra, zakładam, że to zależy od stylu autora, bo to nie pierwsza książka, w której są takie kwieciste opisy, ale moim zdaniem to trochę za dużo.
_________________ Nie mów kobiecie, że jest piękna. Powiedz jej, że nie ma takiej drugiej jak ona, a otworzą ci się wszystkie drzwi.
Jules Renard
I drażni mnie słownictwo Dukaja, bo zdarza się, że czytając coś sięgam do wikipedii bo zwyczajnie nie rozumiem jakiegoś terminu, ale do cholery bez przesady gdy muszę tłumaczyć sobie połowę akapitu xD
A ja lubię takie książki, nie chodzi tylko o Dukaja. Fajnie jest gdy książka daje coś więcej poza samą lekturą. Gdy można wzbogacać sobie dzięki niej słownictwo, badź gdy pokazuje nowe rzeczy (tutaj Watts ). Mam wtedy takie poczucie, że dzięki książkom człowiek naprawdę może się rozwijać.
Dobrze jest też gdy autor się przyłoży do książki. Poczyta, zdobędzie wiedzę. Nie musi jednak nią przeładowywać książki ale lepiej się czyta takie pozycje (patrz choć Żywe Srebro) niż te które tylko umownie jest osadzone w danych realiach.
_________________ "Czytam, bo inaczej kurczy mi się dusza"
— Wit Szostak Bistro Californium
IMHO autor powinien posiadać sporą wiedzę z tego zakresu, w którym pisze. Nie musi przecież robić z książki encyklopedii, jak Sapkowski z Narrenturmem. Wystarczy, że wszystko będzie się kupy trzymało. Nawet zwykły czytelnik potrafi zbaranieć na widok oczywistych kwiatków (facet pływający w pełnej zbroi płytowej, koń robiący dziennie 200 mil itp.), a jak się znajdzie miłośnik tematu, to jeszcze padnie na zawał serca.
Tanit napisał/a:
* Może to być laik, który lubi daną tematykę. Nadmiar słownictwa może go 1) skołować i zniechęcić 2) zachęcić do dalszego zgłębiania tematu.
We wszelkich thrillerach i horrorach bardzo lubię szczegóły broni palnej, mimo że mało co z nich rozumiem. Byłabym bardzo wdzięczna autorowi, gdyby nie wciskał mi banialuków, ale rzetelne informacje
Wiedza tak, ale autorzy powinni uciekać od encyklopedyzmu i popisywania się czego to oni nie wiedzą. Komuda zna i kocha szlachtę, ale czasami przesadza w opisach dworków czy strojów. W "Galeonach" zaś można poplątać sie i to niekoniecznie w linach pokładowych. Z innej strony, że jeśli jako laik wychwytuje nieścisłości u któregoś z autorów to też nie jest dobrze.
_________________ "Z gustami literackimi jest po trosze jak z miłością: zdumiewa nas, co też to inni wybierają"
Andre Maurois
Bo to koń mechaniczny był, Catty jak mogłaś tego się nie domyślić?
Lubię czytać książki gdzie widać, ze autor albo ma wiedzę wyuczoną, albo przed pisaniem zaczerpną wiedzę z innych źródeł isię przygotował do pisania, a nie "fantazjuje".
Jak Magiel wymienił: Stephenson i to na razie we wszystkim: Zamieć i DW - oprócz wiedzy technicznej (jest doktorem fizyki), to takze wiedza z zakresu ekonomii i globalizacji, w Cyklu Barokowym rozłożenie na czynniki pierwsze historii, alchemii(w mniejszym stopniu), ekonomii tamtych czasów(od tego moim zdaniem ucieka Kay, pisząc niby akcję osadzając w naszym świecie, ale jednak nie do końca, jest to moim zdaniem łatwiejsze i bardziej komfortowe dla pisarza), czy nawet w Zodiacu - biologii(gdzie jest jedne mały zgrzyt, ale nie wiem czy to wina autora czy tłumacza i korekty).
Watts za to w drugą stronę, jest biologiem i napisał na podstawie swojej wiedz trylogię pierw, a podchodząc do hard s-f i Ślepowidzenia wziął się z barami za fizykę - książki + konsultacje z wykształconymi w tym kierunku ludźmi.
_________________ "Życie... nienawidź je lub ignoruj, polubić się go nie da."
Marvin
(gdzie jest jedne mały zgrzyt, ale nie wiem czy to wina autora czy tłumacza i korekty)
Taa, możliwe, ze tych zgrzytów jest więcej... Ja wyłapałam ten biologiczny (a raczej on mnie prawie zwalił z fotela), a od analizy chemicznej trzymałam się z daleka xD Fakt, że normalny czytelnik nie zwróciłby na te dwa słowa większej uwagi i pięknie by mu zagrały w kontekście nie liczy się tylko dlatego, że fabuła u Stephensona wsysa.
I sama nie wiem kogo winić za ten błąd... nie mogę się zdecydować xD
Osobiście bardzo lubię kiedy autor poważnie podchodzi do tematu, o którym pisze, ale zawsze trzymam się na dystans i wiedzy własnej z tego nie czerpię, bo wiadomo xD Lubię się "pomęczyć" z lekturą, a przeładowanie naukowością mnie nie zraża. Moje podstawy fizyki załapane tu i tam jeszcze mnie nie zawiodły.
Dobrze kiedy autor zanim zabierze się do pisania odrobi lekcje z danego przedmiotu, a jeszcze lepiej kiedy odrobi je dobrze.
_________________ W moim świecie wszyscy są kucykami, jedzą tęczę i kupkają motylkami.
(od tego moim zdaniem ucieka Kay, pisząc niby akcję osadzając w naszym świecie, ale jednak nie do końca, jest to moim zdaniem łatwiejsze i bardziej komfortowe dla pisarza),.
Z drugiej strony masz Kresa i jego "Panią Dobrego Znaku", gdzie konflikt wojenny został rozebrany na czynniki pierwsze. Dużo zależy od tego, na co dany autor chce zwrócić uwagę czytelnika.
Mnie mocno śmieszy, jak w niektórych książkach fantasy dziejących sie w quasi średniowiecznych czasach pada hasło - "To spotkajmy się tutaj za dwie godziny"
_________________ "Z gustami literackimi jest po trosze jak z miłością: zdumiewa nas, co też to inni wybierają"
Andre Maurois
Wiedzy nigdy nie jest za dużo, a łatwo może jej być za mało. Tutaj sprawa jest prosta - im więcej autor wie, tym lepiej. Natomiast uważam jednak, że powinien być ostrożny z "bezpośrednim" umieszczaniem tego w książce - lepiej, żeby to stanowiło pewne rusztowanie, solidne, ale niekoniecznie widoczne od zewnątrz.
_________________ Well I live with snakes and lizards
and other things that go bump in the night
'Cuz to me everyday is Halloween http://kotspinaksiazce.blogspot.com/
ie będę pisać o czymś, o czym nie mam pojęcia, wobec czego nie spodziewajcie się książki o haftach beskidzkich."
Szkoda tylko że nie zastosowała się do swojej rady pisząc opowiadania do AD XII.
Tyraela napisał/a:
Zależy od gustu, weź na tapetę "Galeony Wojny" (bo chyba) tam jest specjalistyczny opis części statku i ogólnie wszystko co dotyczy żeglugi. Pasjonat będzie w siódmym niebie a ja np. odłożyłabym knigę z przerażeniem.
Mnie tam ten żargon nie przeszkadzał. Albo się czegoś nauczyłem albo to ignorowałem. Gorzej jak by się tam nic kupy nie trzymało
Najważniejsze żeby całość miał ręce i nogi. Nie chodzi o jakieś super szczegóły. Tylko o zwykłą logikę. Tutaj czasm kuleją sceny walk gdzie właściwie już nic nie wiadomo a bohaterowie sami powinni pozabijać się własną bronią.
Jezli chodzi o SF to chyba tez powinien się za to brać ktoś kto o Fizyce ma chociaż blade pojęcie.
Bruja napisał/a:
a wyłapałam ten biologiczny (a raczej on mnie prawie zwalił z fotela),
Jezli chodzi o SF to chyba tez powinien się za to brać ktoś kto o Fizyce ma chociaż blade pojęcie.
No nie wiem. W SF często pojawiają się urządzenia, które działać nie powinny, bo albo są zmyślonym technobełkotem, albo opierają się na co prawda istniejącej teorii, ale czytelnik jej za bardzo nie rozumie. IMO łatwiej tu ukryć iluzję fikcji.
Gorzej w fantasy. Albo autor rzuci magiczne konie (bądź żelaznych jeźdźców), kilkakrotnie przekraczających normy prędkości/zasięgu, albo użyje współczesnych określeń jak minuty/godziny, albo dokona zbrodni na polu walki, wprowadzając uzbrojenie z innej epoki. I nie piję tu to KTL - czytałem jedną z kontynuacji Conanów, gdzie naparzają się dwie armie (oczywiście na koniach), dodatkowo wyposażone w kusze... No litości. Rozumiem różdżki walące energią elektryczną, ale kusze?
BTW pozwoliłem sobie edytować pierwszego posta
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
dokona zbrodni na polu walki, wprowadzając uzbrojenie z innej epoki. I nie piję tu to KTL - czytałem jedną z kontynuacji Conanów, gdzie naparzają się dwie armie (oczywiście na koniach), dodatkowo wyposażone w kusze... No litości. Rozumiem różdżki walące energią elektryczną, ale kusze?
Możesz to rozwinąć? Kusza jest dość starym wynalazkiem.
W sumie nie rozumiem, czemu autor nie miałby się bawić elementami różnych epok - przecież nie musi koniecznie wzorować się na średniowiecznej Europie. A magia musi mieć swoje prawa, strukturę, a nie ułatwiać sprawę przez magiczne konie, różdżki etc. Jeśli jest latający statek - musi mieć swoją podstawę, a nie magiczne wyjaśnienie deus ex machina.
No litości. Rozumiem różdżki walące energią elektryczną, ale kusze?
Skoro mogą być różdżki magiczne, smoki, jednorożce i inne "cuda na kiju", to dlaczegóż nie kusze? Przecie to fantasy, a nie powieść historyczna, kurza twarz!
Zadałeś pytanie godne Jaszczura z Oriona. Proszę nie zaniżać intelektualnego poziomu forum.
No nie wiem. W SF często pojawiają się urządzenia, które działać nie powinny, bo albo są zmyślonym technobełkotem, albo opierają się na co prawda istniejącej teorii, ale czytelnik jej za bardzo nie rozumie. IMO łatwiej tu ukryć iluzję fikcji.
Science fiction ma często formę eksperymentu myślowego. I tyle. Ale nie szukaj tego w książkach o Honor Harrington, w Świetle i Novej Swing Harrisona. Przeczytaj sobie "Niezwyciężonego" i "Głos Pana" Lema, "Teranesię" Egana, "Chagę" McDonalda. Obie grupy książek można przypisać do science fiction, ale szybko wyłapiesz różnicę w podejściu autorów do science i tego, do czego służy im używana konwencja.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
I nie piję tu to KTL - czytałem jedną z kontynuacji Conanów, gdzie naparzają się dwie armie (oczywiście na koniach), dodatkowo wyposażone w kusze...
Strzelają z kusz, JADĄC KONNO? O ja pterodaktylę, to jeszcze ciekawszy pomysł niż uzbrojenie jeźdźców w halabardy.
Nie mam zbyt wiele czasu, więc nie będę się rozpisywać, jednakowoż podobnie jak przedmówcy uważam, iż wiedza o tym, o czym się pisze, jest niezbędna. Im większa, tym lepiej. Posiadanie wielkiej wiedzy wcale nie musi bowiem oznaczać "zalania" czytelnika potokiem specjalistycznych terminów i faktów, których i tak nie zrozumie. Czasem autor powieści SF potrafi wyjaśnić coś w sposób prostszy, łatwiejszy i przyjemniejszy niż podręcznik fizyki czy biologii. A gdy dodatkowo mam do tego, co pisze, zaufanie (Watts ), to już zupełny raj.
_________________ "Wewnątrz każdego starego człowieka tkwi młody człowiek i dziwi się, co się stało".
T. Pratchett "Ruchome obrazki"
Yup, typowy poczet rycerski to rycerz, giermek i kilku konnych strzelców z kuszami. Przypuszczam, że posługiwanie się konno kuszą jest łatwiejsze niż obsługa petrynału, arkebuza, dragona, gwintowanego sztucera czy karabinka szaserów - a pewnie nawet i łuku. Oczywiście nie mówimy o arbaletach napinanych windą, tylko o lżejszych odmianach.
EDIT: Sab, nie drwij z halabard . Bizantyjska i perska jazda używała z powodzeniem 4,5-metrowych i dłuższych pik trzymanych oburącz - a wprowadzono ją do użytku zanim wynaleziono strzemiona. Dodge this.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Jedne z najbardziej fantastycznych rzeczy w fantasy brak zasady zachowania masy, energii (lewitacja, latanie) - Na palcach można chyba zliczyć światy w których te zasady obowiązują. Paradoksalnie najbardziej "prawdziwy" świat jest chyba u Pratchetta, Strugaccy zwracają uwagę że do rzucenia skutecznego czary typu mgła, opary trucizny itp potrzeba wyliczenia w pamięci twierdzenia Stokesa - trochę trudnawe bez choćby kartki papieru i ołówka. Oczywiście twórca zamiast do nauki może odnosić się do filozofii lub mitologii (jak Roger Zelazny)
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Byłem mało precyzyjny. Trwa era hyboryjska. Z jednej strony mamy buntowników, którzy przeprawiają się przez rzekę konnicą (w tym ciężką), z drugiej armię władcy, w skład której wymienione formacje to pikinierzy, łucznicy oraz kusznicy. Więcej informacji o nich brak. Autorzy - Carter, Sprague de Camp.
Takie bezrefleksyjne żonglowanie nazwami formacji, uzbrojeniem w fantasy jest nierzadko spotykane.
ASX napisał/a:
Skoro mogą być różdżki magiczne, smoki, jednorożce i inne "cuda na kiju", to dlaczegóż nie kusze? Przecie to fantasy, a nie powieść historyczna, kurza twarz! Zadałeś pytanie godne Jaszczura z Oriona. Proszę nie zaniżać intelektualnego poziomu forum.
Potraktuję to ("Przecież to fantasy") jako podpuchę.
A dlatego nie, że nie mieszczą się w konwencji. Różdżki i inne cuda na kiju są pozostałością innej cywilizacji, ok. Występują istoty z innych planet bądź planów, ok. Są praludy czy inne nieludzkie rasy - ok. Ale skoro były katastrofy, które sprawiły, że cywilizacje zaczęły ponownie od epoki kamienia, a państwa prezentowały taki poziom, jaki prezentowały, to wyskakiwanie z takimi kwiatkami przez kontynuatorów nie mieści się w konwencji.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Tix, w konwencji fantastycznej mieści się co tylko dusza zapragnie, albowiem to świat fantazji, bądź co bądź. Czaisz klimę?
O wiele bardziej zasadne byłoby, gdybyś uczepił się kwestii stosowania wyrazu "król" w fantasy.
Byłem mało precyzyjny. Trwa era hyboryjska. Z jednej strony mamy buntowników, którzy przeprawiają się przez rzekę konnicą (w tym ciężką), z drugiej armię władcy, w skład której wymienione formacje to pikinierzy, łucznicy oraz kusznicy. Więcej informacji o nich brak. Autorzy - Carter, Sprague de Camp.
Takie bezrefleksyjne żonglowanie nazwami formacji, uzbrojeniem w fantasy jest nierzadko spotykane.
A czemu wtedy nie można było nazwać formacji uzbrojonej w kusze kusznikami? Sama kusza to też nie jakiś średniowieczny wynalazek tylko rzecz używana o wiele wcześniej.
Poza tym pytanie czy np. ci pikinierzy to nie dzieło tłumacza.
Poza tym ubaw mam, bo idąc takim tropem to tam pewnie nie powinno się strzemion używać ani siodeł ino derkę przerzuconą przez konia.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
A czemu wtedy nie można było nazwać formacji uzbrojonej w kusze kusznikami? Sama kusza to też nie jakiś średniowieczny wynalazek tylko rzecz używana o wiele wcześniej.
Poza tym pytanie czy np. ci pikinierzy to nie dzieło tłumacza.
Poza tym ubaw mam, bo idąc takim tropem to tam pewnie nie powinno się strzemion używać ani siodeł ino derkę przerzuconą przez konia.
Shadowmage napisał/a:
Nie wspominając o materiałach, z których wykonana jest broń i opancerzenie
Mam wrażenie Tomasz, że ironizujesz. Sednem przedstawionego przeze mnie problemu jest właśnie to, że nie jest to dzieło tłumacza, tylko anachronizm, wprowadzony bez pomyślunku. Więc może być na dużą skalę konnica (ani słowa o strzemionach - o to mi chodziło pisząc "oczywiście na koniach"), w tym ciężka (materiały), mogą być baronowie i hrabiowie nie wiadomo skąd, bo to fantasy.
ASX76 napisał/a:
Tix, w konwencji fantastycznej mieści się co tylko dusza zapragnie, albowiem to świat fantazji, bądź co bądź. Czaisz klimę?
Tak, czaję - mówisz o ogóle. Ja mówię o konkretnym przykładzie.
ASX76 napisał/a:
O wiele bardziej zasadne byłoby, gdybyś uczepił się kwestii stosowania wyrazu "król" w fantasy.
Dlaczego? Odpowiedz konkretnie, bez wykręcania się.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
O wiele bardziej zasadne byłoby, gdybyś uczepił się kwestii stosowania wyrazu "król" w fantasy.
Dlaczego? Odpowiedz konkretnie, bez wykręcania się.
Proszę bardzo, konkretnie, bez wykręcania się, aczkolwiek niech wypowie się specjalista/znawca --> http://www.youtube.com/watch?v=NceQWEIi774
Od drugiej minuty, jeśli nie chcesz słuchać od początku.
Jak dla mnie, Twoja awersja do kuszy w fantasy i uzasadnienie: "bo nie pasuje do konwencji", trąci absurdem, by nie użyć dosadniejszego określenia.
Jesteś jakby forumowym odpowiednikiem Parowskiego (dlaczego? posłuchaj od początku...).
Proszę bardzo, konkretnie, bez wykręcania się, aczkolwiek niech wypowie się specjalista/znawca
Bądź łaskaw nie chować się za autorytetem i mieć przynajmniej tyle przyzwoitości by napisać mi uzasadnienie swego zdania.
ASX76 napisał/a:
Jak dla mnie, Twoja awersja do kuszy w fantasy i uzasadnienie: "bo nie pasuje do konwencji", trąci absurdem, by nie użyć dosadniejszego określenia.
Czytaj ze zrozumieniem, bo potem walisz takie kwiatki jak podkreślone.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum