Spoko ale chyba nie ma wielkiego wyboru książek łączącego klimaty postapo z klimatem dramatów Słowackiego
Egzamin z Romantyzmu to była post-apokalipsa. Konserwy na korytarzu, wódka w kiblu i dyskusje o chorobach wenerycznych pisarzy doby Romantyzmu plus jako bonus wstawiony egzaminator. Jakby dobrze poszukać to i radiacja by się znalazła, prostytucja, narkotyki i wszystko to co się wiąże z klimatami falloutowskimi.
Znalazłem u kolegi mały skarb: David Brin - LISTONOSZ.
Egzemplarz rozsypujący się i zaniedbany, toteż z radością go odciążyłem.
Powieść jak najbardziej w temacie tego wątku. Ameryka i świat po wielkiej wojnie, zniszczone (choć przyroda się ostała), ludzkość rozproszona po różnych osadach, chaos, niepewność, beznadzieja. Główny bohater, wędrujący od osady do osady z jednoosobowym teatrem szekspirowskim, uciekając przed napastnikami, natyka się na przedwojenny samochód. Okazuje się, że to samochód poczty federalnej. Ze zmurszałego ciała zdejmuje mundur listonosza i z workiem niedoręczonej poczty wędruje dalej.
Czy tego chce, czy nie zostaje wzięty za listonosza przez spragnionych nadziei na odrodzone państwo, ludzi. Czy tego chce czy nie wchodzi w rolę i "sprzedaje" wielkie kłamstwo o Odrodzonych Stanach Zjednoczonych. Kłamstwo zaczyna się rozprzestrzeniać i żyć własnym życiem. Prowadzi to do nieoczekiwanych skutków i kłopotów.
Powieść napisana zajmująco, nie można się oderwać. Autor umiejętnie buduje napięcie, nie odkrywając wszystkich kart w odniesieniu do przyczyn wielkiej wojny, chaosu. Do końca trzyma w napięciu, jeśli chodzi o rozstrzygnięcie sporu między głównymi antagonistami.
Bardzo dobra, post-apokaliptyczna fantastyka, pozbawiona jednak zbyt nachalnego pesymizmu. Co więcej, to chyba najlepsza powieść Brina, jaką miałem okazję czytać, lepsza od cyklu o Wspomaganiu.
Powstała ekranizacja tej powieści. Z Kevinem Costnerem w roli głównej. Znośna, jeśli o mnie chodzi. Choć byłaby lepsza, gdyby jednak twórcy filmu bardziej trzymali się książkowego pierwowzoru. W stosunku do powieści zatem film był zmarnowaną szansą na dobre kino fantastyczne. Jednak warto przeczytać i obejrzeć.
Teraz muszę "opatrzyć" jej "rany", bo wydaje mi się, że egzemplarze tej powieści są bardzo trudno dostępne na rynku. Choć na Allegro "chodzi" naprawdę tanio, ale nie ma zbyt wielu egzemplarzy, więc warto się skusić. Pozycja koneserska
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Książkę można też kupić spokojnie na Allegro (mnie się przynajmniej jakiś czas temu udało) jako Wysłannik przyszłości (taki był polski tytuł filmu) z Costnerem na okładce, za to twardej okładce.
Zarówno film jak i książka mają jednak sporo niedociągnięć a ich fabuła się rozlatuje. Książka od filmu lepsza, chociaż film ma parę fajnych scen, których to w książce nie uświadczysz. Książkę czyta się szybko, film ogląda długo. Spokojnie można się zapoznać z jednym i drugim. Ale nie zachwycają.
Zarówno film jak i książka mają jednak sporo niedociągnięć a ich fabuła się rozlatuje. Książka od filmu lepsza, chociaż film ma parę fajnych scen, których to w książce nie uświadczysz. Książkę czyta się szybko, film ogląda długo. Spokojnie można się zapoznać z jednym i drugim. Ale nie zachwycają.
Fakt, że książkę czyta się szybko, ale też i z przyjemnością. W zasadzie byłem zaskoczony, bo spodziewałem się czegoś gorszego, mając w pamięci film. Mimo to Brin zaserwował czytelnikom ciekawego głównego bohatera i dosyć wiarygodnie przedstawił jego wątpliwości, nie uczynił z niego herosa bez skazy i zmazy. I naprawdę rewelacyjny był wątek dwóch, okazało się, największych antagonistów SPOILERpośród których nie było głównego bohatera, tym samym pisarz w finale zepchnął go do roli symbolu całego "odrodzenia" i jego biernego obserwatoraKONIEC SPOILERA
Szkoda że w filmie tego zabrakło. Ale, śmiem twierdzić, że jak inny film fantastyczny z Costnerem (Wodny Świat, który nie okazał się wcale klapą bo na siebie zarobił), z biegiem czasu także WYSŁANNIK PRZYSZŁOŚCI (tytuł debilny) zyskuje. Nie urasta przy tym do rangi arcydzieła, ale można go bez bólu obejrzeć.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Zarówno film jak i książka mają jednak sporo niedociągnięć a ich fabuła się rozlatuje. Książka od filmu lepsza, chociaż film ma parę fajnych scen, których to w książce nie uświadczysz. Książkę czyta się szybko, film ogląda długo. Spokojnie można się zapoznać z jednym i drugim. Ale nie zachwycają.
Fakt, że książkę czyta się szybko, ale też i z przyjemnością. W zasadzie byłem zaskoczony, bo spodziewałem się czegoś gorszego, mając w pamięci film. Mimo to Brin zaserwował czytelnikom ciekawego głównego bohatera i dosyć wiarygodnie przedstawił jego wątpliwości, nie uczynił z niego herosa bez skazy i zmazy. I naprawdę rewelacyjny był wątek dwóch, okazało się, największych antagonistów SPOILERpośród których nie było głównego bohatera, tym samym pisarz w finale zepchnął go do roli symbolu całego "odrodzenia" i jego biernego obserwatoraKONIEC SPOILERA
Szkoda że w filmie tego zabrakło. Ale, śmiem twierdzić, że jak inny film fantastyczny z Costnerem (Wodny Świat, który nie okazał się wcale klapą bo na siebie zarobił), z biegiem czasu także WYSŁANNIK PRZYSZŁOŚCI (tytuł debilny) zyskuje. Nie urasta przy tym do rangi arcydzieła, ale można go bez bólu obejrzeć.
Jak widać całkowicie się ze sobą zgadzamy. Ja też "Listonosza"/"Wysłannika przyszłości" przeczytałem z przyjemnością.
Dwie serie "action", które generalnie nie są ambitną literaturą postapokaliptyczną - "Krucjata" Jerry'ego Aherna (tasiemiec, coś około 20 tomów cyklu plus dwie grube nienumerowane powieści cyklu "Mid Wake" i "Legenda"; w Polsce nie wydano całości, brakuje bodaj 6 albo 7 tomów; w oryginale seria nazywa się "The Survivalist") oraz David Robbins "Cień zagłady" (w Polsce wyszło tylko sześć tomów; jest to amerykańska seria "Endworld", która w oryginale liczy bodaj 26 tomów), klimat bardziej postnukleranej sf niż political fiction i action. Typowe produktu na naszym runku wydawniczym 90s. Zresztą wydawał to Phantom Press. Wartość głównie sentymentalna.
Andre Norton "Świt 2250" bodaj;) Mutant o zapędach reformatorskich wędruje przez postnuklerane USA z tygrysem szablozębym u boku Raczej gniot, nawet jak na standardy Andre Norton. Wartość wyłącznie sentymentalna, bo to dzieciństwo:)
No i klasyk nad klasyki - Nevil Shute "Ostatni brzeg". Wspaniała powieść, wbrew mottu z Eliota nie o skowycie przy końcu świata tylko o godności. Znowu działa tu u mnie dodatkowo nostalgia, bo pierwsza ekranizacja z Gregory Peckiem którą widziałem w późnym PRLu w telewizji wywołała autentyczną traumę mojego dzieciństwa (straszono wtedy Reaganem a było to w telewizji przed spotkaniem w Rejkiaviku więc było to zrozumiałe;)). Traumę pod tytułem "to brzask czy jednak amerykańskie neutronówki, trzeba się schować głęboko pod koc" .
I jeszcze popularna w pierwszej połowie 90s seria książek - gier paragrafowych "Wojownik autostrady" Joe Devera.
Ach no i oczywiście "Mroczna wieża":)
_________________ Nie wiadomo, dlaczego wszyscy mówią do kotów „ty”, choć jako żywo żaden kot nigdy z nikim nie pił bruderszaftu.
Swoją drogą zastanowiliście się w ogóle nad końcówką Mad Maxa 3 - te dzieci w końcu porzucają zieloną oazę i zamieszkują w zniszczonym wielkim mieście co jest ich największym marzeniem (WTF?)
Jak tak patrzę na tę końcówkę z pewnym dystansem, to dochodzę do wniosku, że te dzieci zwyczajnie zamierzają (nieświadomie) popełnić błąd swoich "rodziców". Odbudować cywilizację, którą za kilka stuleci i tak szlag trafi. Zamknąć (otworzyć ponownie?) wielkie koło czasu. W innym wypadku zrezygnowałby z "wiary" w przewodnika, strażnika tej 'dobrej' (praworządnej?) przeszłości jakby na to nie patrzeć.
Jest też taka możliwość, że dzieci naiwnie chcą odbudować tę dobrą przeszłość i nie dopuścić do powtórki z rozrywki. Tylko, że przewodnik też nie jest specjalnie dobrze wybrany, zważając, że końcem pierwszej części rezygnuje z "praworządności", a raczej z humanitaryzmu. (Swoją drogą końcówka jedynki jest doskonała).
Cytat:
W “Pamiętniku Przetrwania” z kolei zdziczałe dzieci stanowią jedno z największych zagrożeń upadającej cywilizacji, tworząc drapieżne stada nie nadające się do jakiekolwiek resocjalizacji
Już wiem skąd się wzięły Critboysy (czy jakoś tak) z Neuroshimy
Swoją drogą ciekawy jest motyw głównego bohatera w Falloucie 3. Dziecka podążającego śladami ojca - bez względu na wybrany charakter postaci Nie chciałbym spoilerować
Tak sobie pomyślałam, że wykorzystując postać dziecka, najłatwiej pokazać, że jest jakaś nadzieja, że warto walczyć o przetrwanie dla kogoś - taki podprogowy przekaz. Jest dla nas, ludzi, jakaś przyszłość, skoro są dzieci.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Beato - przypomniał mi się teraz fragment programu przyrodniczego gdzie był pokazana strategia przetrwania samicy jakiegoś gryzonia - chodzi o to mianowicie że w momencie zagrożenia, racjonalniejsza strategią jest poświęcenie swojego potomstowa (w tym konkretnym przypadku - poprzez zjedzenie) i efektywna ucieczka by już w bezpiecznych mieć możliwość spłodzenia nowoego potomstwa.
Spellu - najnaiwniejsze w tym filmie jest chyba to że najpierw pokazano świetnie funkcjonujące społeczeństwo tychże dzieci (osobiście bardziej wiarygodniejszy wydaje mi sie scenariusz a'la Władca Much, też swoją drogą powieśc utrzymana w postapokaliptycznym założeniu) które jest nieobciążone cywilizacyjnym grzechem, a później podejmowanie przez ich ryzykowanej akcji zmianu tego stanu rzeczy, nawet wbrew woli ich mentora czyli Mad Maxa, który karze im zostać gdzie siedzą.
Nie zamierzam negować istnienia mechanizmów biologicznych (tak chyba można te zachowania nazwać?), tym bardziej, że opisywano go w odniesieniu do ludów koczowniczych czy Indian Północnoamerykańskich. Chodzi mi tylko o to, że dla widza/czytelnika współczesnego, zakorzenionego w naszym systemie wartości, takie myślenie (ochrona dzieci) może być priorytetem - w końcu dla kogo rodzice się trudzą?
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Nie no w żadnym razie nie chciałem moją wypowiedzią kontrować twojej - ale propo jeśli już piszesz o rodzicach to dochodzi kolejny wątek o którym pisałem - często w tego typu utworach nie mamy do czynienia z biologicznymi rodzicami, tylko często z przypadkowo spodkanymi ludźmi którzy z mniejsza lub większą chęcią, czasem wydaje się że mimowolnie, adoptują dzieci. Tak jest w Mrocznej Wieży i Pamiętnika Przetrwania gdzie dosłownie obce dziecko "spada z nieba" w trudnym okresie. Może własnie w tym mechanizmie tkwi magia tego typu utworów.
Beato - przypomniał mi się teraz fragment programu przyrodniczego gdzie był pokazana strategia przetrwania samicy jakiegoś gryzonia - chodzi o to mianowicie że w momencie zagrożenia, racjonalniejsza strategią jest poświęcenie swojego potomstowa (w tym konkretnym przypadku - poprzez zjedzenie) i efektywna ucieczka by już w bezpiecznych mieć możliwość spłodzenia nowoego potomstwa.
Nie trzeba szukać daleko gryzoni. Spójrzcie pod nogi.
Królowa mrówek zanim założy gniazdo zjada pierwszych kilkadziesiąt swoich maluchów. Po co? Żeby mieć siłę powołać do życia kolejne. Następnie królowa + kilka mrówek zjadają koleje "młode", także w celu nabrania sił. I tak przez jakiś czas
beata napisał/a:
Nie zamierzam negować istnienia mechanizmów biologicznych (tak chyba można te zachowania nazwać?), tym bardziej, że opisywano go w odniesieniu do ludów koczowniczych czy Indian Północnoamerykańskich. Chodzi mi tylko o to, że dla widza/czytelnika współczesnego, zakorzenionego w naszym systemie wartości, takie myślenie (ochrona dzieci) może być priorytetem - w końcu dla kogo rodzice się trudzą?
To o czym mówi Beata odnosi nie tylko do filmów, o których wspomina Ł.
Czy aby ów dziecięcy deux ex machina nie pojawia się właśnie wtedy, gdy główny bohater ma kryzys/depresję/załamanie i jest gotów zrezygnować/poddać się? Pytam, bo nie czytałam ani Mrocznej Wieży (z decyzją o lekturze czekam na Twój tekst o cyklu ), ani książki pani Lessing (jeszcze nie czytałam). Bo tak sobie gdybię (w żadnym razie się nie upieram), że to by było ładne uzasadnienie, takie gotowe remedium - hero zyskuje cel w życiu, podejmuje wyzwanie/odpowiedzialność, wraca mu wola walki...
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
No właśnie w obu przypadkach raczej nie. Roland od początku jasno definiuje swój cel i początkowo traktuje Jake'a jako raczej uciążliwość i na zasadzie - możesz iśc z mną o ile wytrzymasz, natomiast bohaterka Lessing prowadzi po prostu szarą egzystencję (zresztą praktycznie tak jest do końca co czyni ją świetną narratorką).
No właśnie w obu przypadkach raczej nie. Roland od początku jasno definiuje swój cel i początkowo traktuje Jake'a jako raczej uciążliwość i na zasadzie - możesz iśc z mną o ile wytrzymasz
Nie mówiąc już o tym, że gdyby wymagała tego sytuacja to strzeliłby mu w plecy bez mrugnięcia okiem. Wystarczy tylko, że tego będzie żądał promień, ka czy cokolwiek innego pochodnego od Wieży.
Ł, Sharin taką piękną teorię posłaliście mi na grzyby... błe...
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Ł, Sharin taką piękną teorię posłaliście mi na grzyby... błe...
ale może przynajmiej zmotywowaliśmy do lektury. Myślę że jest to cykl który na pewno warto rozpocząć i kojarzyć ponieważ łączy w bardzo fajny sposób wiele konwencji w sobie, m.i. postapokaliptyczność.
Ale czy w DRODZE On nie szedł "drogą" tylko dla Dziecka? Po prostu w oparciu o wiarę, trzymając się kurczowo najmniejszej szansy na przeżycie?
SPOILER Choć może i spojrzeć na Niego inaczej, "biologicznie": wiódł to dziecko bezsensownie za sobą, zamiast od razu zabić je i siebie? W finale autor pozostawił odpowiedź, że jednak nie była to droga na marne, ale czy na pewno? Ktoś inny po prostu przejął "niesienie płomienia" (i nie był to biologiczny ojciec, swoją... drogą).
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
ale może przynajmiej zmotywowaliśmy do lektury. Myślę że jest to cykl który na pewno warto rozpocząć i kojarzyć ponieważ łączy w bardzo fajny sposób wiele konwencji w sobie, m.i. postapokaliptyczność.
SPOILER Choć może i spojrzeć na Niego inaczej, "biologicznie": wiódł to dziecko bezsensownie za sobą, zamiast od razu zabić je i siebie? W finale autor pozostawił odpowiedź, że jednak nie była to droga na marne, ale czy na pewno? Ktoś inny po prostu przejął "niesienie płomienia" (i nie był to biologiczny ojciec, swoją... drogą).
Ale zwróć uwagę że ta decyzja również nie była pozbawiona kontekstu biologicznego - człowiek adoptujący chłopca posiadał już córkę. Nie chce sprowadzać całości tej sceny do samolubnego genu, ale myślę że nie należałoby się odłączyć tej przesłanki - w końcu ta dwójka dawała jakąś nadzieje dla ludzkości w ogóle i linii krwi tego człowieka w szczególe.
[/SPOILER]
Swoją drogą to zapomniałem wspomnieć ale śmieszny motyw występuje w A Boy and His Dog, gdzie nastolatkiem opiekuje się pies-telepata (przedwojenny broń), pomagając mu wyśledzić kobiety do zgwałcenia. ; ) A już koniec tego filmu to Mount Everest czarnego humoru. Polecam jakby ktoś szukał odtruki na klimat "Drogi".
Swoją drogą to zapomniałem wspomnieć ale śmieszny motyw występuje w A Boy and His Dog, gdzie nastolatkiem opiekuje się pies-telepata (przedwojenny broń), pomagając mu wyśledzić kobiety do zgwałcenia. ; ) A już koniec tego filmu to Mount Everest czarnego humoru. Polecam jakby ktoś szukał odtruki na klimat "Drogi".
Już czeka na mnie na dysku. Zaintrygowały mnie:
Tematyka
Fakt, że ponoć zainspirował Georga Millera przy kręceniu Mad Maxa.
Oraz, że został podobno ostro zjebany przez krytykę
Bo to typowa kultowa produkcja klasy B. Przy czym pierwszy Mad Max czerpał z niej głównie jeśli chodzi o scenografie, a nie o klimat - bo bądź co bądź była to dość szorstka "westernowa" opowieść. Już Max Maxowi II, z jego elementami postapo humoru było bliżej. A chyba najbliżej to jest Falloutowi II.
Po lekturze dorzucę kolejny kamyk do ogródka postapokaliptycznego. Jest nim "Przejście" Justina Cronina. Pierwsza część trylogii, która rozgrywa się (w zasadniczej części) prawie 100 lat po tym, jak z jednego z laboratoriów "wydostał się" wirus przywleczony do USA z boliwijskiej dżungli od tamtejszych nietoperzy. Zamienia on ludzi w "wampiry" - zezwierzęca ich, zmusza do picia krwi. Niszczy ludzkość a ci, którzy przeżyli (nie cudem, po prostu nie dali się ugryźć ) mieszkają w odciętych od siebie enklawach. Po prawie 100 latach do jednej z takich enklaw dociera pewna nastolatka, którą na początku powieści poznajemy jako dziecko. Po prawie 100 latach wygląda jakby się wcale nie zestarzała. Odpowiedź na tą zagadkę nie wymaga wprowadzania elementów nadprzyrodzonych.
Niedługo pewnie będzie moja recenzja. A książkę mogę dziś polecić jako niezłą czytankę post-apo. Bez żadnych ambicji. Oceniam na mocną 4+ ponieważ ma potencjał na coś fajnego. Kilka słów od autora: http://www.youtube.com/watch?v=5_T-_axX1U0
A ja nie jestem botem reklamowym
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Ufff, no już to definiowałem w temacie Walking Dead.
Pitu-pitu [z ang. bla bla] - średnia fabuła, mało akcji, drętwe aktorstwo, mały budżet, przez co serial ogranicza się do ciągłych debat nad tym jak to jest nam źle w świecie z zombie/po wybuchu bomby atomowej itd.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum