Ktoś kiedyś powiedział, że nawet z najgorszej książki można coś wynieść - np. jedną mądrą myśl. Tylko, że nigdy nie wiadomo, kiedy ta myśl się pojawi - być może właśnie na ostatniej stronie.
I żeby nie było - jak trafiam na ciężki orzech do zgryzienia, to zabieram się za coś innego, a ten męczący tytuł poczytuję w małych dawkach.
Dobrą radę dał Stephen King w "Sercach Atlantydów" - żeby dać każdej książce szansę i przeczytać 10%. Jeżeli po tej ilości książka wciągnie to super, jeśli nie - to bez wyrzutów sumienia można ją odłożyć. Te 10% procent to choćby przez zwykły szacunek dla pracy autora, by książkę napisać
Jaki pisarz, taka rada.
Mistrz komercyjnych czytadeł grozy radzi jak efektywnie wybierać czytadła, a omijać wymagającą (upraszczając) literaturę:)
jak trafiam na ciężki orzech do zgryzienia, to zabieram się za coś innego, a ten męczący tytuł poczytuję w małych dawkach.
A to zazdroszczę, bo ja tak nie potrafię. Czytam zawsze jedną naraz (lub ewentualnie dodatkowo jakiś zbiór felietonów, ale to nie ma konstrukcji książki powieściowej). Poza tym, jeśli książka mi się nie podoba, to mam ogromne problemy z koncentracją i skupieniem uwagi na tekście. Niby czytam, a jednak tylko bezmyślnie przebiegam zdania wzrokiem.
Jestem orędownikiem tezy, że czytanie powinno sprawiać przyjemność, a nie powodować skręty kiszek i zmuszanie się do lektury. Jak się zmuszam do czytania, to na pewno nie jestem w stanie wyciągnąć z książki tych mądrych myśli, o których pisałeś
wob001 napisał/a:
Mistrz komercyjnych czytadeł grozy radzi jak efektywnie wybierać czytadła, a omijać wymagającą (upraszczając) literaturę:)
Upraszczając twoją wypowiedź, można z niej wynieść tylko tyle, że przyczepiłeś się do Kinga, a nie napisałeś nic na temat. Twój post nie zawiera nawet tezy, od której można by się odnieść lub rozpocząć dyskusję... że nie wspomnę o jakiejś głębi wypowiedzi
_________________ Życie to dziwka, czytasz za mało, a potem umierasz [Stary Ork]
Zaginiona to zamknięte środowisko, coś jak oddział zamknięty krążący wokół Czarnej Dziury Szaleństwa, najlepiej nie zwracać uwagi na sens bo on tu rzadko występuje [utrivv]
"Finezja perfidii rozumowania ściga się w nich z cyniczną sofistyką" [prof. Waltoś o działaniach PiS dot. wymiaru sprawiedliwości]
Mistrz komercyjnych czytadeł grozy radzi jak efektywnie wybierać czytadła, a omijać wymagającą (upraszczając) literaturę:)
Upraszczając twoją wypowiedź, można z niej wynieść tylko tyle, że przyczepiłeś się do Kinga, a nie napisałeś nic na temat. Twój post nie zawiera nawet tezy, od której można by się odnieść lub rozpocząć dyskusję... że nie wspomnę o jakiejś głębi wypowiedzi
Kinga uważam za mistrza czytadeł - czy to źle czy dobrze pozostawiam do oceny własnej.
A przyczepiłem sie do "jego rady" bo jest beznadziejna (wg mnie).
A jeśli chodzi o temat to wypowiedziałem się w nim już jasno kilka postów wcześniej i mój powyższy komentarz do rady Kinga staje się jasny po przeczytaniu właśnie wcześniejszego mojego postu.
Polecam więc to co w poprzednim poście - jak coś robić to od początku do końca, czyli przeczytać cały temat.
A przy okazji - krytyka opinii (czyli rady Kinga), że powinno się po 10% książki decydować co dalej jest wypowiedzią jak najbardziej na temat.
Żeby ewentualnie uprzedzić polemikę - uważam temat Kinga za zamknięty, nawet jeśli będzie to uznane za walkower.
I przepraszam za potencjalny, kolejny brak "głębi wypowiedzi" ale nie wiem co to jest więc mogę tego nie mieć:)
Czytam do końca. Nawet jeśli ze złości będę nią rzucać o ścianę, to jednak do końca. Mogę odłożyć na chwilę, poczytać coś milszego i wrócić.
Żebym z czystym sumieniem mogła powiedzieć, że przeczytałam i nie polecam. Żeby na Biblionetce móc z czystym spokojem postawić jedynkę lub dwójkę, bowiem przeczytałam całość i nie podobała mi się całość.
Poza tym mam podobnie jak Shadowmage - wierzę, że trafi się jakaś perełka, drobna myśl, dla której warto było przemęczyć całą książkę.
Też słyszałam i też nie wiem skąd to powiedzenie.
Pytane jest proste: "Czytamy do końca czy nie" ?
Czy warto męczyć się z lekturą książki, a może lepiej odpuścić ?
Cóż, osobiście nie doczytałem wielu lektur, ale do matury było ich tyle, że nie miałem czasu ślęczeć nad tymi nudnymi pokroju chłopów czy Ludzi Bezdomnych. Zadowoliłem się streszczeniami, co było dobrym wyjściem. Mam plany kiedyś doczytać.
Z kolei książki czytane jako hobby... w tym przypadku nie ma mowy, abym zostawił nieprzeczytaną, nawet jeśli miało by to trwać lata (Marzenia i Koszmary - 15 miesięcy, Dance Macabra, obecnie idzie 25 miesiąc) - najwyżej zostawię ją zaznaczoną na jakiś czas.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Zawsze czytam do końca, choćbym nie wiem jak się męczył. ostatnio było tak z To! Stephena Kinga. Przeżywałem straszliwe męczarnie ale dobrnąłem do końca tego tomiska.
Nie umiem pozostawić czegoś niedokończonego.
Predzej czy pozniej skoncze wszystko, chociaz przyznaje, ze sa tytuly, ktore udaje mi sie skonczyc dopiero za n-ta proba. Rekordzista jest chyba 'Golem XIV' ktorego z 5 razy zaczynalem w podstawowce, by po 10 latach 'pozrec go' w kilka godzin : )
_________________ We are the Dwarfs. You will be decapitated. Resistance is futile.
Ktoś kiedyś powiedział, że nawet z najgorszej książki można coś wynieść - np. jedną mądrą myśl. Tylko, że nigdy nie wiadomo, kiedy ta myśl się pojawi - być może właśnie na ostatniej stronie.
Tak, może coś w tym jest, ale kilka razy już naprawdę nie mogłam i faktycznie porzuciłam czytanie, na przykład "Miasto utrapienia" - Pilcha. No niestety nie dałam temu rady. A z kolei innymi razami miałam w sobie wiele samozaparcia (aż się sama sobie dziwię skąd) i męcząc się doczytywałam. Tutaj przykład "Kochanic króla" - Gregory.
Ogólnie staram się czytać do końca, choćby nie wiem co. Ogólnie ciężko przychodzi mi przerwanie czytania, jednak jak już naprawdę nie mogę to oddaję do biblioteki z wahaniem i myślą, że może jeszcze do tego wrócę?
_________________ "Puść go i nie trzymaj
Nie skręcaj, nie naginaj
Capniesz go za łachy, będzie wierzgał, fikał
Przez palce wyciekał
Bo ten który minął, do ciebie nie należał
I ten który nadejdzie, także twój nie będzie (...)"
Kiedyś jak już zacząlem, to kończyłem, nie było wyjścia.
Teraz czasami sobie odpuszczam, szczególnie gdy rzecz nie moja i nie mogę trzymać w nieskończoność.
Mówię sobie zresztą, cholera, nie jestem w szkole, a to nie lektura obowiązkowa.
_________________ no i jestem
widzisz jestem
nie miałem nadziei
ale jestem
Zazwyczaj czytam do końca. Odłożenie nawet najgorszego gniota kończy się tym, że nie mogę się zabrać za nic nowego, bo kombinuję, co też mogło się dalej wydarzyć, jak się fabuła potoczy i czy aby nie tracę czegoś istotnego, jakiejś perełki w stercie... wiadomo. Wkurzające to dość, bo czas poświęcany literackiemu koszmarkowi mogłabym przecież przeznaczyć na czytanie czegoś bardziej wartościowego.
Ale to nie tak, że nigdy nie porzuciłam żadnej książki w trakcie lektury. Było kilka takich, którym nie dałam rady, ale wszystkiego tyle, że można by policzyć na palcach jednej, maksymalnie dwóch rąk.
A ja od pewnego czasu bez skrupulow odkladam ksiazki slabe lub totalnie nie dla mnie. Staram sie jedynie dojsc do polowy, zeby zyskac pewnosc swojego osadu. Oczywiscie, sa ksiazki, ktore pomimo, ze mnie mecza to koncze tak czy siak ze wzgledu na przyklad na ich renome czy tez na fakt, ze wydalem na nie 50 zl.
W tym roku nie skonczylem juz dwoch, zanosi sie, ze nie skoncze rowniez i trzeciej (Buddy Holly zyje...).
Dla mnie to nie jest decyzja: słabe, odkładam, tylko po prostu naturalny proces. Czytam kilka książek naraz (chociaż staram się ograniczać, bo to trochę denerwujące i rozpraszające) i sięgam po tę, na którą akurat mam ochotę/nastrój. Jak jest słaba, to po prostu proces jej czytania umrze śmiercią naturalną. Ale z dużym prawdopodobieństwem zabiorę się za nią kiedyś w przyszłości po raz kolejny, zaczynając od początku.
Ja mam jak Jezebel - nawet największe g... staram się doczytać do końca i w sumie tylko kilka(naście) książek nie doczytałem (i wcale nie musiałby to być te najgorsze). Ostatnio mi się zmienia trochę podejście, ale teraz zwykle jest tak, że jak czytam coś słabego, to akurat do recenzji itp. więc doczytać i tak trzeba.
Podobnie. Nie lubię, a wręcz nienawidzę przerywać książek czy cykli. Jak już się za coś zabieram lubię mieć to skończone. Wyjątkami jest, np. Eragon na nim odpadłem po kilku stronach i nie zamierzam powracać, a z cykli na pewno nie powrócę do Goodkinda, 6 tomów to i tak za dużo.
_________________
Ł napisał/a:
Fantastyka jest dziwką Stephesona, a nie Stepheson dziwką fantastyki.
James Joyce napisał/a:
Jest to wiek utrudzonego kurewstwa, po omacku szukającego swego boga.
Nie każdy ma piec w domu. A coś już masz innego na koncie spiecowanego oprócz Piekary?
Czas, który mogę przeznaczyć na czytanie książek przez ostatni rok uległ dość dużemu skurczeniu. Więc jeśli już znajdzie się ta wolna chwila, szkoda marnować ją na lekturę jakiegoś słabeusza.
_________________ Ale to mnie nie wzrusza
W mojej głowie wciąż susza
Bo parasol określa ich byt
Ja od jakiegoś czasu jestem tak strasznie leniwa, że w ogóle nie chce mi się czytać, nie wspominając już o czymś, co mi nie podchodzi. Kiedyś miałam więcej samozaparcia i konsekwentnie kończyłam wszystko, co zaczęłam - i nie mówię tylko o książkach
_________________ "Wewnątrz każdego starego człowieka tkwi młody człowiek i dziwi się, co się stało".
T. Pratchett "Ruchome obrazki"
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum