Wysłany: 2020-04-27, 23:19 "Czarna Kompania" czy "Opowieści z meekhański
Hej,
w ramach nagrody za zasługi dla szkoły dostałem możliwość wyboru książki do 50 złotych. Po godzinach eliminacji zostało dwóch konkurentów - "Czarna Kompania" i "Meekhan". Które powinienem wybrać?
Chciałbym, żeby bohaterowie mieli głębszą psychologię, żeby system magiczny nie był typu sandersonowego(spalanie metali w "Mistborn"), wolałbym bardziej coś jak Moc ze Star Wars, nie chcę też czegoś jak PLiO, gdzie clou stanowią rozgrywki polityczne, lepiej jak są one gdzieś w tle.
Dodam może, że jestem amatorem erpegów pokroju Pillars of Eternity czy starsze produkcje BioWare'u, gdzie ważne były interakcje między bohaterami i zaskakiwanie odbiorcy ciekawymi pomysłami w fabule.
opowiadania z Meekhanu są naprawdę dobre (północ-południe; wschód-zachód) później zamienia się to w sieczkę.
natomiast Czarna Kompania to CzarnaKompnia - w moim mniemaniu jeden z lepszych cykli fantasy - problem jest jeden. To jednak stary cykl i starszy typ pisania.
gdybym miał coś proponować z czystym sumieniem - to ScottLynch Kłamstwa Locke'a Lamorry (czyli cykl Niecni Dżentelmeni) albo... Joe Abercromibie - Pierwsze Prawo (cykl 3tomowy będący wstępem do najlepszego - czyli trzech podjedyczych tomiszczyz tego świata - i jeśli there can be only one- to tam da się wyciągnąć jedną książkę która nie wymaga aż takiej znajomości pozostałych - czyli Zemsta najlepiej smakuje na zimno którą względnie można czytać osobno.
jeżeli jednak znasz te pozycje i podobały się ci - to zdecydowanie Czarna Kompania.
Po przeczytaniu kilkudziesięciu komentarzy na lubimyczytać coraz bardziej skłaniam się ku "Czarnej Kompanii". Rozważałem też trylogię Ciągu Gibsona, ale jak na złość cena wychodzi trochę ponad 50 zł
Chyba jednak pójdę w Cooka. W każdym bądź razie, dzięki za rady!
Ingarden, młodzieńcze, jeśli będziesz słuchał Fidela, wyrośniesz na onanistę i seryjnego mordercę staruszek, w dodatku pozbawionego gustu. Gibson to lektura obowiązkowa. Jeśli miałbym wybierać między Trylogią Ciągu, a bajkami o smokach, czarach i facetach w rajtuzach dźgających się dzidami i mieczami, to bym się ani chwili nie zastanawiał.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Trylogię ciągu polecają słabo myślące cieniasy bez własnego zdania. Dla których za jedno, jak rzecz napisana bo nie potrafią odróżnić. A ktoś im powiedział, że Gibson wielki jest, to chodzą i bezrozmunie powtarzają.
Kiedyś idioci z wyższoscią i politowaniem w głosie twierdzili, że fantastyka to takie niepoważne bajki o zielonych ludzikach. Ciekawe co teraz mówią.
trylogia ciągu literacko jest mocno średnia, kompletnie też minęła się z prognozowaniem...
jednakowoż niby uznaje się że od Gibsona zaczął się cyberpunk (co też nie jest prawdą) - prawdziwe fundamenty kładł np. Brunner John (o czym przekonałem się sam całkiem niedawno)
Nie można mu odmówić jednak tego ostatniego pociągnięcia pędzla....
no i w Idoru jednak nieźle to wyprognozował
trylogię ciągu warto znać - wypada... można ewentualnie opracowanie machnąć, albo jakąś ściągę
Właśnie o to chodzi, że Gibsona trzeba znać, nawet jeśli się go krytykuje. Stworzył pewien styl, nikogo nie naśladował. A dwieście pięćdziesiąte kalki pseudośredniowiecznych heroic fantasy można sobie spokojnie podarować.
Do Gibsona mam sentyment. Neuromancera czytałem, gdy w fantastyce dominował Card i jemu podobni - sci fi dziś uważana za klasyczną, choć inna od przedpotopowych Asimova, Clarke'a czy Heinleina. Gibson wtedy robił różnicę. Teraz patrzy się na to z zupełnie innej perspektywy, bo jesteśmy bogatsi o Wattsa, McDonalda, Bacigalupiego, Strossa, Morgana, Mieville'a itd.
Z nowych rzeczy Gibsona czytałem Peryferal i też spokojnie mogę polecić.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Właśnie o to chodzi, że Gibsona trzeba znać, nawet jeśli się go krytykuje.
Właśnie o to chodzi, że to bzdura. Bezmyślnie powtarzana bzdura. Bo po kiego wacka? To nie jest religią ani fizyka kwantowa. Warto wiedzieć, że był jakiś tam Gibson i zaznaczył się w cyberpunku. Bo obiektywnie jest to na maxa chujowe literacko, na maxa chujowe konstrukcyjnie i zwyczajnie chujowe fabularnie. Czytać gówno tylko po to by móc powiedzieć, że się czytało? Debilizm. Syndrom nowych szat cesarza.
Gibson nadawał się do pisania książek jak ja na Olimpiadę.
Gibson to kanon. Taka Orzeszkowa fantastyki. Nad Niemnem niby wypada znać, ale sobie darowałem, bo od lektury tego gówna bolały mnie zęby. Więc zwyczajnie rozumiem co Fidel ma na myśli.
Po stokroć wolę Zamieć Stephensona.
Czarna Kompania w audibooku ujdzie. Przesłuchałem i żyję. Robert Jarociński jest dosyć specyficznym lektorem i ta taka jego chrypa pasuje do klimatu książki, ale zrozumiem, gdyby kogoś odrzucił.
O, bardzo przepraszam, ale Nad Niemnem to bardzo dobra powieść. Tyle, ze nie dla dzieci. A z cyber punka to faktycznie nie Gibson, bo mnie bardzo męczył, ale Jeff Noon. U nas wydali 3 pozycje. Właśnie sobie ściągnąłem kilka tytułów. Na potem oczywiście. Lubię też Bruce'a Sterlinga. Nie pisze o pierdołach.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Nad Niemnem to jedna z moich ulubionych lektur, ale ja w zasadzie lubię wszystkich pozytywistów poza Dąbrowską. Noce i dnie dla mnie, to to co dla reszty Nad Niemnem.
Z całego pozytywizmu to ja w zasadzie lubię tylko Lalkę Prusa.
A na studiach miałem farta, bo moja żona napisała magisterkę z twórczości Orzeszkowej, więc miałem wszystko ładnie postreszczane z klarowanymi notatkami. Mogłem się zająć ciekawszymi sprawami
porównanie NN do N Gibsona jest o tyle bezsera że N mówił o naszych czasach, o zasięgu renki, o sprawach które na naszych oczętach się rozstrzygały
przez szuwary Nad Niemnem nigdy nie przedarłem się... przez meandry Gibsona tak, nawet niejednokrotnie, ale dawno temu i samo wspomnienie o jakości literatury uległo zatarciu.
Na pewno lepiej przeczytać Gibsona nad jakieś podrzędne fantasy
Właśnie. A taki niby literacki pomnik. Bo o odbiorze nie decydują pozerskie bzdety typu jaka książka jest (hahaha) "literacka", "konstrukcyjna", czy "fabularna". Liczą się przede wszystkim emocje, a Proust miał nadspostrzegawczość, dar opisowy, ale nie miał daru ich wywoływania. Ja odpadłem w środku II tomu.
Jeden woli ogórki, drugi ogrodnika córki. U jednego emocje wywołuje Gibson, innemu imponuje zadęcie pozytywizmu, a zaraz zjawi się Romulus i napisze, że jemu gra i trąbi Abercrombie. C'est la vie, tawariszczi.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
O, taki Joyce taki dar miał i Ulissesa czytało się bardzo fajnie (prawdopodobnie dzięki umiejętnościom Słomczyńskiego). Kit z tym, że zajęło mi to trzy miesiące, bo po jednym posiedzeniu szybko mi styki przepalało. Kit z tym, że w trakcie lektury miałem świadomość, że nie ogarniam prawdopodobnie zawartych w treści 95% intertekstów.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum