No i najważniejsze, w czym miała by mu znajomość sztuki elfów i hobbitów (zwłaszcza tych ostatnich) pomóc w wojnie? Bo chyba nie rozumiem, heh.
Spoilery z Trylogii Thrawna
Już wspominałem o wielkim admirale Thrawnie z Gwiezdnych Wojen. Gdy zginął Imperator Palpatine, to Thrawn przejął władzę nad pozostałościami Imperium. Studiując sztukę, przede wszystkim rzeźby, ras zamieszkujących planety, które zamierzał podbić, poznawał ich mocne i słabe strony. Nikt nie mógł Thrawna zrobić w konia. Do ostatniej minuty życia bezbłędnie przewidywał ruchy przeciwników, obmyślał genialne, nietuzinkowe plany strategii i taktyki. Popełnił tylko 1 błąd: nie przyszło mu do głowy, że rasa Noghrich, stworzeń, które były doskonałymi zabójcami na usługach Imperium, może go zdradzić i przyłączyć się do Nowej Republiki /zaznaczmy jednak, że to Imperium pierwsze oszukało Noghrich w bardzo nieprzyjemny sposób/. Thrawn nigdy nie pomyślał, by przestudiować ich sztukę. Cóż, może wynikało to z tego, że wszystkie rzeźby Noghrich zostały zniszczone podczas wojen klonów: zagłada objęła praktycznie całą planetę.
Zainteresowanych odsyłam do "Trylogii Thrawna" Timothy'ego Zahna: "Dziedzic Imperium", "Ciemna Strona Mocy", "Ostatni rozkaz".
Gdyby Sauron studiował sztukę ludzi, krasnoludów, hobbitów i elfów, to byłby niepokonany
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
No cóż, cechy rzeźby, obrazu itp. mówią o tym, kim był twórca. Przecież archeolog znajdujący jakiś przedmiot musi umieć na podstawie jego cech określić, z jakiej epoki pochodzi i prawdopodobnie jacy ludzie go wykonali, jaką religie wyznawali, jakich narzędzi używali, jak wyglądał u nich system rządzenia, czy prowadzili osiadły czy koczowniczy tryb życia etc. Podobnie genialny strateg może, studiując sztukę danej rasy, określić, czym ta rasa się charakteryzuje i później wykorzystać zdobyte informacje. Hitler geniuszem nie był, więc nawet znajomość sztuki mu nie pomogła; zresztą, on pokładał nadzieję w sile swojej armii, a nie w genialnych planach taktycznych.
A poza tym, to nie był mój pomysł. To Thrawn prowadził w ten sposób swoje kampanie, ze mną się nie konsultował. Do autora książki proszę mieć pretensje.
I chyba zboczyliśmy z tematu, bo zahaczamy o inne pozycje...
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Ale wypisując takie zdania, pokazujesz, że uważasz, że to prawda. Nie zwalaj tego teraz na bohatera jakiejś książki, czy też autora.
Immersja. Chłopak jest tak podjarany motywem, że jest w stanie przekładać elementy świata przedstawionego na rzeczywistość lub inne dzieła literackie. Jednak mam nadzieję z pewną dozą dystansu Bo co do Saurona to i tak nie widzę związku zwłaszcza, że studiował sztukę elfów w tym tajniki kowalstwa. Zresztą o tym dokładniej chyba pisał Paul H. Kocher w Mistrzu Śródziemia. Odświeżę sobie to pogadamy
Immersja. Chłopak jest tak podjarany motywem, że jest w stanie przekładać elementy świata przedstawionego na rzeczywistość lub inne dzieła literackie. Jednak mam nadzieję z pewną dozą dystansu
Idealnie trafiłeś.
Odpowiedzialność za głupoty, które wypisuję, składajcie, proszę, na karb mojego młodego wieku. /czasem mam wrażenie, ze jestem też chory na jakąś chorobę psychiczną, ale moja rodzina twierdzi, że jestem normalny/.
Podobnie genialny strateg może, studiując sztukę danej rasy, określić, czym ta rasa się charakteryzuje i później wykorzystać zdobyte informacje.
Sauron nie walczył z żadnymi nieznanymi rasami, tylko z tymi, które znał dobrze od bardzo dawna i z którymi miał mniej lub bardziej bezpośredni kontakt. Do tego solidna siatka szpiegowska, to po co mu studiować jakieś rzeźby i inne takie? Informacje o których piszesz, zakłądając że ze sztuki danej społeczności w ogóle można wyciągnąć cokolwiek o znaczeniu strategicznym (w co wątpię) znał bardzo dobrze i raczej nie miał potrzeby wyciągania ich jeszcze raz, bo i po co.
_________________ Znalazłem swoją religię, nic ponad książkę nie wydawało mi się ważniejsze. Bibliotekę poczytywałem za świątynię.
J-P.S.
Ale pod wpływem tego, co niedawno pisał Ł na Katedrze o przekładzie Łozińskiego, mam zamiar w wolnej chwili pożyczyć od szwagra i spróbowac ponownie podejść do niego, z otwartym umysłem. Poprzednia próba doprowadziła mnie tylko do historii pierścienia opowiadanej przez Gandalfa na początku.
Wielu osób jeśli chodzi o krytykę Łozińskiego poprzestaje na "Drużynie Pierścienia" z dwóch odmiennej natury powodów;
- po pierwsze jest to ten moment tłumaczenia gdzie faktycznie jest dużo błędów i łapu-capu.
- po drugie jest to najbardziej "wieśniacka" cześć książki i wielu osób krzywi się na to że Łozinski zdecydował się tą wieśniackość oddać bardzo bezpośrednio w tłumaczeniu. Niestety żyjemy w kraju w którym określenia wieś/wieśniackośc są pejoratywne (bo jak wiadomo 90% polaków to potomkowie szlachty a pozostałe 10% to żydzi) co w połączeniu ze słabą znajomoscią języka angielskiego (np. nieświadomości tego jak słówka Baggins czy Bag End brzmią po angielsku) sprzyja argumentacją typu: Bagosz = BAHHAHAHAHAHA .
dream92 napisał/a:
Żeby poznać psychikę i sposób myślenia.
Chyba się za mocno podjarałeś pomysłem literackim i chcesz go przenosić na inne książki i do rzeczywistości. Szklanka zimnej wody?
Chyba się za mocno podjarałeś pomysłem literackim i chcesz go przenosić na inne książki i do rzeczywistości. Szklanka zimnej wody?
No przecież już wyjaśniliśmy tą sprawę
dream92 napisał/a:
Spellsinger napisał/a:
Immersja. Chłopak jest tak podjarany motywem, że jest w stanie przekładać elementy świata przedstawionego na rzeczywistość lub inne dzieła literackie. Jednak mam nadzieję z pewną dozą dystansu
Idealnie trafiłeś.
Odpowiedzialność za głupoty, które wypisuję, składajcie, proszę, na karb mojego młodego wieku. /czasem mam wrażenie, ze jestem też chory na jakąś chorobę psychiczną, ale moja rodzina twierdzi, że jestem normalny/.
Thrawn walczył z przedstawicielami różnych ras, ale Sauron przeciwników znał, to chyba jasna sprawa. O słowa się nie kłóćmy.
Kennedy napisał/a:
On już je dobrze znał i bez tego.
No to jak znał, to mógł przewidzieć, że jego przeciwnicy będą chcieli Pierścień zniszczyć. Oczywiście, może stwierdził, że raczej posłużą się nim zamiast niszczyć. Ale znał chyba Olorina, powinien był się domyślić, że Istari z niego nie skorzysta i będzie starał się Pierścień unicestwić. A kiedy czuł obecność Pierścienia w pobliżu, musiała mu do głowy przyjść taka ewentualność, że ktoś zmierza do Orodruiny w wiadomym celu. Nawet jeśli wiedział, że granice Mordoru są dobrze strzeżone, zawsze mógł zrobić coś jeszcze, by zapobiec możliwej klęsce.
Thrawn by sobie poradził na jego miejscu. On przeciwników nie lekceważył. Więcej, działał tak, by Republikanie logicznym tokiem rozumowania dochodzili do błędnych wniosków.
No to jak znał, to mógł przewidzieć, że jego przeciwnicy będą chcieli Pierścień zniszczyć. Oczywiście, może stwierdził, że raczej posłużą się nim zamiast niszczyć. Ale znał chyba Olorina, powinien był się domyślić, że Istari z niego nie skorzysta i będzie starał się Pierścień unicestwić. A kiedy czuł obecność Pierścienia w pobliżu, musiała mu do głowy przyjść taka ewentualność, że ktoś zmierza do Orodruiny w wiadomym celu. Nawet jeśli wiedział, że granice Mordoru są dobrze strzeżone, zawsze mógł zrobić coś jeszcze, by zapobiec możliwej klęsce.
Thrawn by sobie poradził na jego miejscu. On przeciwników nie lekceważył. Więcej, działał tak, by Republikanie logicznym tokiem rozumowania dochodzili do błędnych wniosków.
Widzisz, robisz jak Republikanie. Wywody są w miarę spójne ale opierasz się na błędnych przesłankach. Otóż jest jasno jest opowiedziane w Silmarilionie, że Majarowie związując się z substancją Ardy tracili część swych duchowych przymiotów za tzw. "władzę nad materią". Więc Kurunir stracił być może część odpowiadającą za zagadnienia etyczno-moralne, bądź po prostu zawsze był żądny władzy. Gandalf i Sauron nie są wszeczwiedzący. Gandalf oddał majestat chyba a Sauron (podobnie jak wcześniej jego pan, Melkor) chyba utracił wiedzę o istocie dobra i poświęcenia. Wszystkich mierzyć zaczął swoją miarą.
A co do pierścienia, to sam Sauron nie był zbyt blisko niego. Pierścień "przyciągał" uwagę bezwarunkowo w momencie kiedy był używany. Przeciez jeden z Nazguli był w Shire w odległości 2-3 metrów od Froda i nie był pewien co go przyciąga (przed spotkaniem z elfami w Leśnym Zakątku) a Czarnoksiężnik pod Minas Morgul był kilkaset metrów od Froda. Pod Amon Sul Nazgule wytropiły i wypatrzyły Drużynę dzięki koniom i szpiegom wśród zwierząt. Zresztą Sauron był "pewien", że to Aragorn "włada" pierścieniem i w niego sie głównie "wpatrywał".
Jak narazie przeczytałęm tylko Hobbita miła, prosta i przyjemna lektura. Podobały mi się przygody Bilbo i jego drużyny, najciekawszy fragment imo to jak spotkał Goluma i zaczęli sobie zagadki zadawać miodzio wypada jeszcze wspomnieć o bardzo dobrym wydaniu Amberu z ilustracjami Alana Lee
Teraz mam w planach Władcę Pierścieni.
Tolkiena niewątpliwie lubię.. to od niego zacząłem tak na poważnie czytać i interesować się fantastyką. Do tej pory z jego książek przeczytałem następujące dzieła: "Władca pierścieni", "Hobbit", "Dzieci Hurina", "Silmarilion". Wszystkie wyżej przeze mnie wymienione książki bardzo mi się podobały. Z trylogii "Władca pierścieni" chyba najbardziej część trzecia i ostatnia czyli "Powrót króla". Tą właśnie część uważam za najmroczniejszą część "Władcy...".
_________________ " Ciemne sprawy najlepiej załatwiać po ciemku " - "Hobbit" J.R.R. Tolkien
Tolkien. Gdyby zebrać wszystkie moje internetowe przemyślenia na ten temat, wyszedłby pewnie niezły elaborat.
Nic nowego Wam nie rzeknę, bo od czasów premiery kinowego WP powiedziano na ten temat dosłownie wszystko. W moim prywatnym rankingu pozostaje On nr 1 zarówno literatury, jak i fantastyki w ogóle. Czemu? Bo w Jego książkach dostrzegłam Prawdę. Pojadę teraz filozofią, ale mam nadzieję, że się nie zrazicie.
Moje podejście jest najbliższe podejściu Platona, a raczej stworzonej przez niego metafory jaskiń. Skrótowe przesłanie tej metafory jest takie, że wszyscy zostaliśmy więźniami w jaskiniach i siedzimy spętani łańcuchami tak przemyślnie, że nie jesteśmy w stanie poruszyć głową i dlatego widzimy jedynie rzucane na skałę, zamykające ją cienie. Niewola sprawia, że jesteśmy absolutnie przekonani, iż cienie przesuwające się przed naszymi oczami stanowią wyłączną prawdą, że ten przez zmysły doznany świat jest jedyny i nie istnieje nic lepszego. Niektórym po czasie udaje się uwolnić, a kiedy wydostaną się już na światło dzienne, dochodzą do wniosku, że wyzwolenie spod tyranii zmysłów jest procesem niezwykle bolesnym, ale niezbędnym dla nszego człowieczeństwa.
Przekładając to na bardziej zrozumiały język: wszyscy jesteśmy więźniami świata, jego kultury, polityki, religii, każdy z nas na swój sposób musi uporać się ze światem, który został mu dany. Świadomie, czy podświadomie - pragniemy wyrwać się z tej "jaskini", pragniemy uporządkować świat, nadać mu sens, ciagle poszukujemy czegoś stałego, niepodlegającego przemijaniu.
Ja to właśnie znalazłam u Tolkiena. To dzięki niemu wyrwałam się z jaskini i poznałam co tak naprawdę jest dla mnie w życiu ważne. Parafrazując samego Mistrza, musiałabym powiedzieć, że dzięki Jego dziełom otrzymałam przebłysk radości, która na moment wykroczyła poza ramy opowieści, rozerwała ich sieć i wpuściła oślepiający promień światła, promień spoza opowieści, który przemienił mnie na zawsze.
W psychologii najlepiej tą kwestię wyjaśnił Jung, który twierdził, że mitologia i psychologia stanowią jedność. Każdy z nas ma swój mit, którym żyje. Szkoda tylko, że współcześnie słowo "mit" zyskało niestety pejoratywny odcień znaczeniowy i zostało utożsamione z nieprawdą i fałszem. Tymczasem według Junga, mity są psychologicznym wzorcem o ponadczasowej wartości, zawsze i wszędzie prawdziwym w swojej archetypowej naturze. Mitologia stworzona przez Tolkiena, nadała znaczenie mojemu życiu, ponieważ udało mi się przeniknąć do jej wnętrza, zostawiając jednoczesnie "na zewnątrz" racjonalne zaślepienie, którym karmi się współczesna kultura Zachodu.
Zrozumiałam, że historia Froda jest tak naprawdę moją historią. Zrozumiałam, że każdy z nas musi dźwigać mityczny pierścień pokus, zwątpienia i cierpień. Zrozumiałam, że na swojej drodze stykam się na codzień z dwulicowością godną postaci Golluma, ale też z przyjaźnią i serdecznością uosoabiającą postać Sama. I wreszcie zrozumiałam, że Tolkien w swoich powieściach przekazał te same archetypowe wizje, które pokazywały naszym przodkom sens we wszystkich przeciwnościach, dawały im siłe i wiedzę o tym, jak przetrwać wzloty i upadki oraz uczyły, w jaki sposób dostrzec i docenić piękno tego świata.
Na koniec jeszcze garść moich nieco bardziej przyziemnych przemyśleń na temat twórczości Tolkiena, "Władcy Pierścieni" i jego miejsca we współczesnej literaturze. Jako jego wierna fanka, od lat śledzę opinie zarówno zagorzałych zwolenników, jak i przeciwników Tolkiena. Dla mnie samej pozostaje On nie do końca rozwiązaną zagadką. Często bywa też kłopotliwy, w kontekście niektórych literackich odniesień. Obce mi jest jednak podejście „łykania, jak gęś kluski” wszystkiego, co wiąże się z Jego twórczością. Zdaje sobie sprawę, że Tolkien nie był wielkim mistrzem pióra, czy budowania nastrojów. Syn Tolkiena Michael, chyba najlepiej wyraził moje myśli w stosunku do Jego dzieł: „ Geniusz jego talentu odpowiedział po prostu na wezwanie wszystkich ludzi zmęczonych brzydotą, szybkością, tandetnymi wartościami i oszukanymi filozofiami, jakie podano im w zastępstwie piękna, poczucia tajemnicy, ekscytacji, przygody, bohaterstwa i radości, bez których dusza ludzka zaczyna marnieć i obumierać”. Jednak, żeby to docenić, trzeba chować w swoim wnętrzu sporą dawkę idealizmu, świeżości dziecięcego spojrzenia i wreszcie tęsknoty za tymi archetypami wartości, których we współczesnym świecie próżno szukać.
No wyobraźcie sobie jakby Tolkien nie napisał Powrotu Króla
No tak postanowiłem to napisać tu No więc... dzieło Tolkiena jest nie skończone :D dzięki temu co jakiś czas Christopher Tolkien może sięgnąć do szafy, biurka lub pod dywan swego ojca i zredagować kolejny tomik z różnymi wersjami mitów. Całość pracy jaką Tolkien włożył w tworzenie świata w którym (między innymi) jego języki mogły stać się żywe jest ogromna i <fanfary> niemożliwa do skończenia - a przynajmniej nie w tym życiu... może wizja z "Liść - dzieło Nigella" okaże się prawdziwa i przy odrobinie szczęścia dostaniemy się na przystanek "Arda Tolkiena" i będzie można zobaczyć całość w pełnej okazałości (pozytywne myślenie - a co mi tam!)
Co innego kreacja świata, która moim zdaniem skończona być nie może (ciągłe rozrastanie się), co innego natomiast wątki i historie konkretnych bohaterów, które chyba w zdecydowanej większości zostały zakończone w Powrocie Króla.
O Tolkienie usłyszałem po raz pierwszy w gimnazjum podczas jednej z lekcji polskiego (była o nim notka na marginesie szkolnego podręcznika, tak jak o innych autorach), zbiegiem okoliczności na krótko przed pojawieniem się w mediach zapowiedzi premiery "Drużyny Pierścienia" - informacje o nim były tam dość lakoniczne, i na początku się tym nie interesowałem, ale niedługo potem dowiedziałem się, że wszystkie trzy części WP (wydanie z 1981 r.) mamy w piwnicy, bo mama kupiła to wiele lat temu. I zabrałem się za czytanie, ale wydało mi się to tak nudne i toporne, że zanim doszedłem do ważnego dialogu Gandalfa z Frodem, zdążyłem już pójść na film. Generalnie WP jest najtrudniejszy w odbiorze ze wszystkich dzieł Tolkiena, przynajmniej jak dla mnie.
Łatwiejszy, choć przez oddziały od XIV do XVII włącznie, również miejscami nudny, jest "Silmarillion" - którym zafascynowałem się głównie ze względu na obecną w nim kosmogonię i kosmologię, czego nie ma w pozostałych dziełach. Zawsze lubiłem czytać historie dotyczące stworzenia świata i istot na nim żyjących.
Najłatwiejszy do przebrnięcia jest "Hobbit" - widać, że to dzieło stworzone dla młodszych czytelników niż kolejne. Nie ma nadmiaru długaśnych opisów, akcja jest wystarczająco wartka, i szybko się w to wciąga.
"Niedokończone opowieści" to w dużej mierze kopia "Silmarillionu", ale te fragmenty, których w Silu nie było, są również interesujące - stanowią pomost między Silem a WP.
Szkoda, że nie została wydana po polsku całość "Historii Śródziemia" ("History of Middle Earth"), w tym przynajmniej całego V tomu, zawierającego Drugie Proroctwo Mandosa (notabene szkoda, że owo Proroctwo nie znalazło się w Silu, bo pasowałoby do końcówki). Treść tego Proroctwa została co prawda przetłumaczona na język polski, ale z tego, co wiem, to w żadnym tolkienowskim wydawnictwie książkowym się ono nie znalazło. Moim zdaniem powinno. Bo tak, to informacja o Proroctwie i o Dagor Dagorath jest dostępna tylko w internecie.
_________________ Załaduj Wszechświat do działa. Wyceluj w mózg. Strzelaj.
Szkoda, że nie została wydana po polsku całość "Historii Śródziemia" ("History of Middle Earth"),
To już pozycja dla fanatycznych tolkienistów, normalnych ludzi to średnio fascynuje. Co widać na przykładzie Księgi Zaginionych Opowieści która jakoś niespecjalnie się u nas przyjęła. Chętni na lekturę może by byli, ale wydawcy nie ryzykują. W sumie szkoda, chętnie bym się zapoznał z całością, KZO mi się podoba, pomimo iż zawarte tam teksty są raczej toporne w formie i w większości interesujące tylko dla kogoś, kogo interesuje poznanie genezy Śródziemia "od kuchni".
BG napisał/a:
"Niedokończone opowieści" to w dużej mierze kopia "Silmarillionu", ale te fragmenty, których w Silu nie było, są również interesujące - stanowią pomost między Silem a WP.
W NO jest kilka świetnych tekstów, między innymi ten o Aldarionie i oczywiście niedokończona opowieść o Tuorze i jego przybyciu do Gondolinu. Cholernie żałuję, że Tolkien nie skończył prac nad tym tekstem, upadek Gondolinu to chyba mój ulubiony fragment historii Śródziemia, a wczesna wersja tego tekstu zawarta w KZO mnie nie satysfakcjonuje (jest dobra, ale to jeszcze nie jest "to" Śródziemie)
Musze sobie w te wakacje powtórzyć WP i Siilmarillion, dawno tam nie zaglądałem. Może w końcu czas zapoznać się z przekładem Skibniewskiej, nigdy nie miałem go nawet w rękach, a WP czytalem 7, czy 8 razy
To już pozycja dla fanatycznych tolkienistów, normalnych ludzi to średnio fascynuje.
Czy to oznacza, że fanatyczni tolkieniści nie są normalni?
Jasne, że ci, którzy nie fascynują się Tolkienem, nie będą tym zainteresowani. Ale ci, których jego dzieła wciągnęły - jak najbardziej. Ja zaliczam się do tych drugich.
Kennedy napisał/a:
Chętni na lekturę może by byli, ale wydawcy nie ryzykują.
Nawet wydania V tomu nie ryzykują i się do tego nie przymierzają?
Może by napisać do jakiegoś wydawnictwa petycję z prośbą o wydanie tego tomu. Może by zbierać podpisy popierające to i jak wydawca stwierdzi, że chętnych jest wystarczająco wielu, to zdecyduje się wydać.
Kennedy napisał/a:
W NO jest kilka świetnych tekstów
Jasne, nie zaprzeczam. Druga Era Śródziemia jest opisana tylko tam (mówię o książkach wydanych w Polsce, jakby co), a jest ciekawa.
Kennedy napisał/a:
Może w końcu czas zapoznać się z przekładem Skibniewskiej, nigdy nie miałem go nawet w rękach, a WP czytalem 7, czy 8 razy
To w takim razie w czyim przekładzie czytałeś WP? Ja zaczynałem od przekładu Skibniewskiej i ten uważam za najlepszy i klasyczny, ale jak zabrałem się za przekład Łozina, to stwierdziłem, że to jakaś profanacja. Frące nie są dużo lepsze.
Przy okazji domyśliłem się, dlaczego WP przekładzie Łozina i Frąców są dużo tańsze niż w przekładzie Skibniewskiej. A na początku mnie to dziwiło...
Za to "Hobbita" czytałem tylko w przekładzie Braiter - też dobrej tłumaczki, może nawet dorównującej Skibniewskiej.
_________________ Załaduj Wszechświat do działa. Wyceluj w mózg. Strzelaj.
To już pozycja dla fanatycznych tolkienistów, normalnych ludzi to średnio fascynuje.
Czy to oznacza, że fanatyczni tolkieniści nie są normalni?
Zależy jeszcze co rozumieć przez normalność, ale może się w to nie wgłebiajmy, bo się zrobi koszmarny logiczny offtop.
Cytat:
Kennedy napisał/a:
Chętni na lekturę może by byli, ale wydawcy nie ryzykują.
Nawet wydania V tomu nie ryzykują i się do tego nie przymierzają?
Nic mi o tym nie wiadomo, niestety.
Cytat:
Kennedy napisał/a:
Może w końcu czas zapoznać się z przekładem Skibniewskiej, nigdy nie miałem go nawet w rękach, a WP czytalem 7, czy 8 razy
To w takim razie w czyim przekładzie czytałeś WP?
W przekładzie herr Łozina oczywiście Jak kupowałem kolejne części to miałem 11 lat i nie wiedziałem niczego o różnicach w tłumaczeniach itp. a w księgarni WP był akurat tylko w tłumaczeniu Łozińskiego. Nie odrzuciło mnie, wręcz przeciwnie, ale wskutek tego to ten własnie przekład jest dla mnie "bazowy", a cała reszta jest "dziwna". Np. czytając Silmarilion długo nie mogłem się przyzwyczaić do słowa "krasnolud". Kompletnie się też gubię w nazwach i nazwiskach hobbickich, tych na szczęście poza WP pojawia się niewiele, więc styczność z nimi mam głównie pośrednią, gdy na przykład ktoś coś o nich pisze na jakimś forum. Specjalnie mi to jednak nie przeszkadza.
Za Skibniewską wezmę się w te wakacje (mam nadzieję, stos książek do przeczytania mam olbrzymi i wciąz rośnie) i sobie wreszcie oba przekłady porównam.
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Pisze o Malazańskiej "Malazjańska" (może od razu marsjańska?) i Erickson zamiast Erikson i powołuje się, że go czytał. Nie, nie chce mi się nawet czytać całości przy takich kwiatkach.
A w całym tekście nie pojawia się najważniejszy moim zdaniem zarzut wobec Tolkiena czyli nuda.
Ericksonn nawet. Na samym początku drugiego akapitu. No i Kress (z tekstu wynika, że Feliks, nie Nancy). Boskie.
Zegarmistrz napisał/a:
Problem w porównywaniu Tolkiena do Sapkowskiego, Kressa, Martina czy Ericksonna (bo takie porónania są najmodniejsze), w niektórych wypadkach też do Salvatore,
Tixon, weź nie linkuj tu takich rzeczy, bo ludzie nie wiedzą czy przestać czytać od razu, czy może doczytać do końca zamiast zająć się czymś pożytecznym.
Zegarmistrz napisał/a:
Jednak większość prób krytyki tego autora mnie w najlepszym razie irytuje w najgorszym śmieszy. Także nie jest to niczym dziwnym, człowiek inteligentny bowiem czuje irytacje, gdy natyka się na jawną głupotę, a gdy głupota jest nie tylko jawna, ale też szczególnie okazała śmieje się i puka w czoło. A niestety większość tego typu krytyki tonie w głupotach.
Jak rozumiem obrońca ustawia się na pozycji "człowieka inteligentnego".
Przeleciałem wzrokiem część tekstu i wypatrzyłem jeszcze coś takiego: Heinelin'a, Golum (czy w jakimś tłumaczeniu był Golum zamiast Golluma?). Wybacz, ale takie kwiatki (dwa akapity przeczytałem i może 10 pojedynczych zdań z reszty tekstu) od razu powodują, że mam wrażenie, że autor wymienia książki i autorów, których nie miał okazji czytać.
Drugi komentarz do wpisu jest idealny. tl;dr
Niech żyje gwałciciel google.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Autor miał dobre intencje ale tekst znowu zabity przegadaniem i naciąganymi analogiami/gdybaniami a także fragmentami "zrobię jeszcze jeden akapit bo wpadłem na genialny żarcik który mógłbym w niego wstawić". Szczególnie w fragmentach o wojnie i złych jest nieźle od czapy, mógłby serio ograniczyć się do krótkiej piłki "wszystkim którzy narzekają na opisy wojny mocząc nogi w misce, przypominam że Tolkien widział prawdziwą wojnę" a nie akcentować analogie między nazuglami a niemieckimi bombowcami... Innymi słowy intencja w porządku, argumenty często też (fragment o Gandalfie mistrz), ale sposób ich wyłożenia woła o pomstę do nieba. I serio literówki są u Zegarmistrza najmniejszym problemem.
Tixon przekaż mu żeby wzioł się w następnym tekście za coś intelektualnie kontrowersyjnego, bo ile można polemiki z głupkami (czy to piszącymi fantasy sztampę czy antytolkowymi przymułami) prowadzić. I niech się streszcza i mniej bryluje z ynteligentymi dowcipami.
Jander napisał/a:
A w całym tekście nie pojawia się najważniejszy moim zdaniem zarzut wobec Tolkiena czyli nuda.
Jak się wynalazło pierwszy raz w historii w takiej skali cały świat to sobie można pozwolić na wychillowanie i oglądanie go powoli, a nie patataj-patataj-ajwaj.
Normalnie też bym zwrócił uwagę na takie kwiatki, jednak w tym przypadku to, czy nazwisko autora zostało poprawnie zapisane, czy też nie, jest kwestia drugorzędną. Zwłaszcza, że spotykałem się z porównywaniem na serio Tolkiena i Salva, z wyliczanką na korzyść tego drugiego.
Ł napisał/a:
Tixon przekaż mu żeby wzioł się w następnym tekście za coś intelektualnie kontrowersyjnego, bo ile można polemiki z głupkami (czy to piszącymi fantasy sztampę czy antytolkowymi przymułami) prowadzić. I niech się streszcza i mniej bryluje z ynteligentymi dowcipami.
Odnoszę wrażenie, że od czasów krytyki sztampowego fantasy nie jestem przesadnie przez niego lubiany
Jander napisał/a:
A w całym tekście nie pojawia się najważniejszy moim zdaniem zarzut wobec Tolkiena czyli nuda.
Czytam sobie Kresa i on też marudzi na nudę Władcy. Pff!
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
A w całym tekście nie pojawia się najważniejszy moim zdaniem zarzut wobec Tolkiena czyli nuda.
Zawsze gdy ktoś zarzuca Tolkienowi nudę, to polecam owemu osobnikowi lekturę Czarodziejskiej góry Tomasza Manna lub W poszukiwaniu straconego czasu Prousta. Jander, niniejszym Ci owe lektury polecam. Tolkien przy tych książkach, to zdecydowanie antonim nudy.
Nie jestem masochistą i gdy w trakcie lektury odczuwam znużenie to zmieniam lekturę. Toteż jeśli powyższe też mnie będą nudziły, to też ich nie przeczytam. Ale Tolkiena dalej nie dokończę, bo jest tyle innych ciekawszych moim zdaniem książek. Choć genialności mu nie odbieram.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum