Cały obecny pierwszy film miał być rozwiniętą trylogią w której Neo stopniowo orientuje się że w świecie coś nie bangla, i dopiero na sam koniec się budzi. Ale w końcu cały proces zredukowano do godziny pierwszej części i dołożono więcej kung-fu i jakieś smutne pierdolety. Chociaż kung-fu zawsze w cenie.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Trudno jest uchwycić ten Dickowy stan ducha (nie owijajmy w bawełnę - postnarkotyczną psychozę albo bardzo złego tripa) i jednocześnie zrobić z tego coś strawnego dla widza, a nie tylko dla kilku krytyków.
... oba Blade Runnery . Choć te dwa ostatnie to raczej obok Dicka, nie dzięki niemu.
Siłą prozy Dicka nie jest oryginalność fabularna ani budowanie świata (bo tu mnóstwo zawdzięczał pulpowej science fiction z lat 50-tych i dominującym w niej tematom), tylko to, co kamerze trudno uchwycić - przerażenie, że cały świat którego doświadczamy to kłamstwo. ...
Zaraz mnie ktoś zlinczuje, ale co tam. ;-)
Akurat do tego co napisałeś pasują obydwa BladeRunnery, z mocnym wskazaniem ... na tego nowszego! ;-)
Wątek uczucia do hologramu, a zwłaszcza jedna z ostatnich scen, w której taki sam hologram mówi coś w stylu "mogę być zaprogramowana na każde uczucie do ciebie" ... przecież to kwintesencja Dicka. I widać jak w tej scenie Gosling dostał między oczy i w ogóle "przestał ogarniać w ten świat". ;-)
To, że Holyłudzcy księgowi wybrali nie ten wątek co powinni - jako główny, nie zmienia faktu, że ten wątek jednak tam istnieje i pasuje do Dicka jak ulał.
Podobnie wygląda końcówka Impostora, w której główny bohater już sam nie wie czy jest tym prawdziwym, czy podróbką. Większość tego filmu jest taka sobie, ale w pewnym momencie zaczyna sie jednak zastanawianie się "czy tamci jednak nie mają racji" ...
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
a tam od razu sędzia lynch,
w gruncie rzeczy zgadzam się
oprócz oczywistej oczywistości że wizualnie BR2 przebija BR1 to same story też przebija i jest mocniej osadzone w obsesji Kindreda.
Akurat do tego co napisałeś pasują obydwa BladeRunnery, z mocnym wskazaniem ... na tego nowszego! ;-)
Co do BR mogę się zgodzić, nawet też ze wskazaniem na drugiego. Ale Impostora akurat wspominam jako nieduży filmik który strasznie chciał wejść w większe buty i bardzo, bardzo mu się nie udało. Co prawda widziałem dawno i może dziś percepcja by mi się zmieniła, ale wrażenia pozostały nieszczególne i zwyczajnie nie mam ochoty.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Nie widziałem BR II. Podchodziłem trzy razy i za żadnym nie przebiłem się przez więcej niż 30 min.
Zobacz właśnie dla wątku "uczucia z hologramem". Ten wątek powinien być główny w tym filmie, niestety z jakiegoś powodu poszli w jakieś bezsensowne zabawy w "tworzenie życia" i nawalankę z przejaskrawionymi złymi.
A z innej beczki znowu starszy film - "Wielki Mike"
Wyglądałoby mocno cukierkowato i mdle, gdyby nie to ... że to film oparty na faktach. ;-)
Jak ktoś potrzebuje wyrwania się z pesymizmu i przekonania, że na tym świecie jednak zdarzają się jeszcze pozytywne zdarzenia, to powinien zobaczyć.
Historia prosta i prawie banalna, nie ma jakichś zwrotów akcji, ale jednak zaskakująca ... dobrze sytuowana finansowo biała rodzina w USA przygarnia młodego bezdomnego czarnego, który miał wszelkie szanse na stanie się jakimś dilerem narkotyków, albo bardziej ochroniarzem takiego. Za to wywalcza przy pomocy tej przybranej rodziny stypendium (sportowe, ale jednak czegoś nauczyć też się musiał), wykształcenie, sportowe sukcesy i normalne życie.
Na końcu filmu są sceny z udziałem prawdziwego Michaela Oher, wraz z rodziną Tuohy (a nawet panią Sue). Chyba po to, żeby pokazać, że to się zdarzyło naprawdę. ;-)
Film robią Sandra Bullock (dostała za niego Oskara chyba m.innymi za to, że zagrała inną postać niż zwykle) i Quinton Aaron grający Michaela, plus w bonusie i mniejszej roli - Kathy Bates. No i całkowicie nieprawdopodobna historia, zwłaszcza w Ameryce.
Swoją drogą, w pewnym momencie "wracamy do Ameryki" - jak wchodzi pani z Departamentu sportu. Po prostu wypisz, wymaluj typowe zachowanie hamerykańskich prawników. Z drugiej strony, to jest moment, który generuje jedyną trochę głębszą scenę/wątek (pytanie o powody).
Film jest dość mocno uproszczony, w porównaniu do realiów, chociaż próbują na niektóre rzeczy zwrócić uwagę nawet pojedynczymi scenami (np. to, że nauczyciele niektórzy starali się mu pomóc już wcześniej), ale całość ogląda się dobrze i "wciąga".
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Takie wątki były już rozgrywane, patrz film "Simone" z Alem Pacino, czy choćby Idoru Gibsona, a gdyby głębiej poszperać to pewnie i inne przykłady by się znalazły. Poza tym, wydaje mi się, że dla Villeneuvea punktem odniesienia był bardziej film Scotta niż twórczość Dicka.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
"Vice" - film Adama McKaya (scenariusz i reżyseria), który odpowiada za "Sukcesję" a wcześniej za "Big Short". Już to sprawia, że warto zerknąć. A film opowiada o Dicku Cheneyu, wiceprezydencie USA za rządów Busha juniora. McKay trochę się bawi formą biopicu, ale to biopic. Trochę brakowało mi w tym filmie pokazania motywacji Cheneya. Najpierw jest lumpem, potem bierze się za siebie i krok po kroku ku władzy. Aby na koniec zostać wice, ale tak naprawdę człowiekiem dzierżącym władzę. W tle przeprowadzanie konserwatywnej rewolucji i całe skurwysyństwo amerykańskiej prawicy. Plus zajebista obsada. Świetny film, może nie odkrywczy, ale to nie problem. Dostępny na HBO GO. https://www.youtube.com/watch?v=ENIo3-lwT0Q
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Holmes, Enola
udany pomysł, realizacyjnie w nawiązaniu do cyklu Szerolka Ritchie'ego.
Cavill wyraźnie trafił do stajni Netflixa.
Solidne 7/10 (wincej jak imdb !)
Bright - solidne 6,5/10
jakby dorzucili cyberpunkowego klimatu to już zupełnie byłoby fajnie.
Holmes, Enola
udany pomysł, realizacyjnie w nawiązaniu do cyklu Szerolka Ritchie'ego.
Cavill wyraźnie trafił do stajni Netflixa.
Solidne 7/10 (wincej jak imdb !)
O Ty zgrywusie xD
_________________ "Zawszem mówił, że gorzałka jeno tęgiej głowie służy." – Jan Onufry Zagłoba
Fajnie czasami powrócić do przeszłości i sprawdzić, że wszystko jest nadal na swoim miejscu. Obejrzałem bowiem "Lock, Stock and two Smoking Barrels", pierwszy film Guya Ritchie i nadal się świetnie bawiłem. Choć i tak jestem przewidywalny - wolę "Snatch".
A teraz w kolejce "Layer Cake".
Na HBO GO "wjechały" wszystkie Bondy. W zeszłym roku robiłem sobie maraton w oczekiwaniu na "No Time to Die". Wyszło, jak wyszło. Teraz postanowiłem sobie zrobić kolejną powtórkę, ciekawe czy wytrwam.
Na razie "Doktor No" i "Pozdrowienia z Rosji" dały mi nadzieję, że się to uda. A przede mną "Goldfinger", uznawany za najlepszego Bonda, na pewno tego z Connerym. "Doktor No" jest jeszcze surowy, nie ma wszystkich potem już klasycznych elementów: misji prologowej, piosenki, charakterystycznej czołówki (poza tematem muzycznym), zbyt wielu gadżetów i niedorzeczności mających jednak swój urok. Choć i tu już pojawiają się tu i ówdzie. Podobnie jest z "Pozdrowieniami z Rosji", ale w tym przypadku już po całości wchodzi Widmo i niedorzeczna w swojej istocie koncepcja wszechmocnej organizacji przestępczej, przy której sycylijska mafia to osiedlowe zbiry.
Po pierwszym maratonie upewniłem się, że nie płakałbym gdyby kolejnym po Craigu Bondem została kobieta. Albo czarnoskóry aktor, choć może też lepiej żeby była to czarnoskóra kobieta. Z drugiej strony, jest mi wszystko jedno, byle była utrzymana (z koniecznymi modyfikacjami) cała otoczka, którą ta seria obrosła przez prawie sześćdziesiąt lat.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Obejrzałem bowiem "Lock, Stock and two Smoking Barrels", pierwszy film Guya Ritchie i nadal się świetnie bawiłem. Choć i tak jestem przewidywalny - wolę "Snatch".
+123
Romulus napisał/a:
Albo czarnoskóry aktor, choć może też lepiej żeby była to czarnoskóra kobieta.
Stawiam na czarnoskórą, skośnooką transwestytkę-karła na wózku inwalidzkim. I z aparatem ortodontycznym.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
W kontekście (czarnoskórego) Bonda mówiło się ponoć kiedyś o Idrisie Elbie. IMHO zajebisty pomysł, ale Elba zdążył się zestarzeć. Może powinien był być nie PO Craigu, tylko ZAMIAST Craiga.
Craig był zajebistym Bondem. Tak naprawdę to on otworzył pole dla zmiany płci lub koloru skóry kolejnego wcielenia Bonda. W filmach z jego udziałem zerwano z Bonda arystokratyczną otoczkę przemądrzałego paniczyka. Bo Brosnanie czarnoskóry aktor lub kobieta byłyby zbyt dużą rewolucją. A teraz to wydaje mi się nawet pożądane. Czasy się zmieniły. Bond zmieniał się wraz z nimi - bardzo opornie, aż do Craiga.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Craiga cenią ludzie starający się Bonda traktować poważnie. Ja od początku traktuję cykl jak parodię, może dlatego, że pierwsze oglądane przeze mnie były z Rogerem Moorem, który do takiej konwencji świetnie pasował. Do dziś wspominam jego ucieczkę z Kuby w stylu a'la Fantomas, albo Buźkę, który zagryzł w basenie rekina. To se ne wrati.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Craiga cenią ludzie starający się Bonda traktować poważnie. Ja od początku traktuję cykl jak parodię, może dlatego, że pierwsze oglądane przeze mnie były z Rogerem Moorem, który do takiej konwencji świetnie pasował. Do dziś wspominam jego ucieczkę z Kuby w stylu a'la Fantomas, albo Buźkę, który zagryzł w basenie rekina. To se ne wrati.
Uwielbiam Craiga jako Bonda ale scena z Moonrakera gdy Moore wyjaśnia towarzyszce że zna Szczęki ale nie na gruncie towarzyskim jest rewelacyjna
Dla mnie Moore i Craig to dwa bieguny mistrzostwa
Ale Connery też daje radę
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=YlkCWzakkVo[/youtube]
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Filmy z Craigiem odświeżyły formułę, nadały Bondowi "normalny" sensacyjny sznyt. I bardzo dobrze. Natomiast poprzednie... Te z Connerym trącą myszką. Te z Moore'em są parodią samych siebie. Tego jednego z Lazenbym nie było w ogóle. Tych z Daltonem też mogłoby nie być. Te z Brosnanem starały się nadgonić dystans do współczesnej (wtedy) filmografii, ale dopiero tym z Craigiem się udało. A i tak wszystkie uwielbiam Sentyment, nic poza tym.
Ale, ale... Macie jakichś swoich kandydatów na nowych Bondów? Nie wiem, szczerze mówiąc, jakie są najnowsze typy i przecieki...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum