Możliwe, że to byłem ja. Ale już porzuciłem ten serwis, po tym jak na telefonie mi się cały czas wywalał, a Filmweb zapowiedział brak dalszego wsparcia. Naprawdę jestem zdziwiony, że dałem temu filmowi taką ocenę. Na pewno pomylił mi się z innym. Bo na IMDb, gdzie jestem dłużej, w ogóle nie miałem go ocenionego.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Tenet to jeden z najlepszych filmów Nolana, chociaż pewnie bede z tą opinią w zdecydowanej mniejszości. Facet wreszcie pokazuje nieco inną twarz i zdaje się trochę luzować zwyczajową gume w majtach, efektem czego jest dynamiczny, imponujący technicznie i widowiskowy akcyjniak, w którym bohaterowie-tektury pasują do chłodnego stylu, a Nolan wreszcie daruje sobie gromkopierdne gadki o sile miłości i inne tego typu melodramatyczne banały (no, prawie). Podąża raczej dalej ścieżką, na którą skrecił przy okazji "Dunkierki". Zbiorowy jęk zawodu wsród najwiekszych fanów zdaje się potwierdzać, że wreszcie wyszedł ze swojej strefy komfortu. Oby kontynuował ten trend. A "Tenetowi" pozostaje życzyć dobrych wyników finansowych. Ale będzie o nie ciężko.
"Ant-Man i Osa" - 6,5/10. Ogólnie, przyjemny rodzaj głupawego filmu. Choć z motywem powiększonej mrówki jako niańki to przesadzili. Podobnie jak z motywem Scotta wielkości Godzilli. Jeden z tych filmów z MCU, które najmniej wnoszą do uniwersum. Tutaj właściwie jedyne, co wnosi cokolwiek, to scena między końcowymi napisami. Wcześniej oglądałem "Avengers: Endgame" i z powodu nieobejrzenia wcześniej większości filmów z MCU (w tym tego) nie zrozumiałem wszystkiego z tego filmu. A "Ant-Mana i Osę" (a ściślej: scenę między napisami) można uznać za suplement do "Avengers: Infinity War" i zarazem za prolog do "Endgame", podobnie jak "Kapitan Marvel".
_________________ Załaduj Wszechświat do działa. Wyceluj w mózg. Strzelaj.
Freejack, ponownie po prawie 30 latach, zdecydowanie nie wytrzymuje próby czasu, a Emilio Estevez zasługuje na Złotą Malinę czy jak jej tam.
Pitch Black, po raz chyba czwarty. Głupie to, urągające rozumowi, ale kurna ma coś w sobie.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Tenet to jeden z najlepszych filmów Nolana, chociaż pewnie bede z tą opinią w zdecydowanej mniejszości. Facet wreszcie pokazuje nieco inną twarz i zdaje się trochę luzować zwyczajową gume w majtach, efektem czego jest dynamiczny, imponujący technicznie i widowiskowy akcyjniak, w którym bohaterowie-tektury pasują do chłodnego stylu, a Nolan wreszcie daruje sobie gromkopierdne gadki o sile miłości i inne tego typu melodramatyczne banały (no, prawie). Podąża raczej dalej ścieżką, na którą skrecił przy okazji "Dunkierki". Zbiorowy jęk zawodu wsród najwiekszych fanów zdaje się potwierdzać, że wreszcie wyszedł ze swojej strefy komfortu. Oby kontynuował ten trend. A "Tenetowi" pozostaje życzyć dobrych wyników finansowych. Ale będzie o nie ciężko.
Prawdopodobnie mógłbym się z tobą zgodzić. Aczkolwiek potrzebuję jeszcze jednego seansu, przynajmniej, aby się zdecydować. Rozumiem wszystkich, którzy narzekają na hermetyczną i niejasną fabułę. Choć trochę przesadzają. Nolan miał trochę ponad dwie i pół godziny na stworzenie fabuły, skróty fabularne były niezbędne. Scenarzyści "Dark" mieli trzy serialowe sezony na stworzenie skomplikowanej i morderczo logicznej/precyzyjnej fabuły związanej z podróżami w czasie. A tu jeszcze dochodziła konieczność zaspokojenia masowego odbiorcy, aby film się zwrócił. "Tenet" i bez tego jest fenomenem, kolejnym w karierze Nolana. Udało mu się osiągnąć poziom, który nie jest dostępny wielu reżyserom. Dostaje ogromne pieniądze na filmowanie autorskich filmów w Hollywood, które stoi franczyzami i niemiłosiernym rebootowaniem, czy innym odgrzewaniem starych patentów. To musi robić wrażenie i już widzę tych księgowych managerów, którzy nie śpią po nocach ze strachu, że film się nie tylko nie zwróci, co nie zarobi na trzy inne produkcje o podobnym budżecie.
Wracając do filmu - fabuła skomplikowana, ale nie aż tak, aby nie ogarnąć jej zasadniczego kierunku. Drugi seans potrzebny tym razem nie dla przyjemności, ale dla ogarnięcia szczegółów, ponieważ w trakcie oglądania łatwo się zgubić. I nie wiem, czy to z powodu krytykowanej "mętności", czy z powodu dekoncentracji. Dla równowagi dodam, że moja połowica powiedziała po seansie, że następnym razem to ona wybiera film i że w połowie straciła orientację i nie próbowała jej odzyskać. Akurat z jej opinią liczę się bardziej, niż z krytykami.
Scenariusz na poziomie postaci dawał, moim zdaniem radę. Protagonista wybrany świetnie, aktor grał swobodnie, świetne wymiany zdań (np. w klubie między nim i konsierżem oraz Michaelem Cainem). Kenneth Branagh od początku grał złego i nie niuansował, zresztą powiedział w wywiadzie, że Nolan tego oczekiwał i tak miało być. Ale i tak był ponadprzeciętnie świetny, kiedy musiał z niego wyjść bydlak. Elizabeth Debicki również wypadła bardzo dobrze.
Jednak po seansie i w jego trakcie było dla mnie oczywiste, że w tym filmie nie chodzi o psychologię postaci, ani napięcia wewnętrzne, czy inne dramaty. To było tylko tło. W przypadku postaci Kat niezbędne, ale w przypadku obydwu panów zbyteczne. Ich przyjaźń nie wymagała gadania męskich nonsensów. Warto wspomnieć o Robercie Pattinsonie - był świetny. Naturalny, wyluzowany i mógłby mieć lepsze dialogi. Po tym filmie jakoś nie martwię się, że będzie złym Batmanem. Będzie zajebisty. Bo tu zagrał drugie skrzypce. Chyba nadrobię filmy z nim. Ostatnie takie przeczucie miałem odnośnie Daniela Craiga, o którym od początku wiedziałem, że będzie idealnym nowym Bondem.
Realizacja tego filmu zapewne zasługiwać będzie na Oscary. Technicznie wygląda to znakomicie, tylko było trochę za głośne.
No nic, może się uda obejrzeć jeszcze raz ten film w kinie. To, że go kupię na nośniku to pewne. Szkoda, że Nolan konsekwentnie nie uznaje wersji reżyserskich, więc nie dowiemy się, co musiał wyrzucić z nakręconego materiału.
Na razie nie oceniam, ale podobał mi się.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
może nie wyrzucają mu nic czego by sam nie wyrzucił
wygląda na to że w tej chwili jest dwóch reżyserów kręcących wysokobudżetowe ambitno-popowe produkcje - mających carte blanche do skarbca Hollywood, czyli Nolan i Villeneuve. Jednocześnie chyba nie osiągnęli nigdy jakiegoś rewelacyjnego wyniku finansowego. Listek figowy ?
W jaki sposób możecie oglądać Dwayna Johnsona dłużej niż minutę i nie zwariować?
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Dwayne Johnson jest ponoć całkiem sympatycznym i przyzwoitym gościem. To mi pomaga, kiedy oglądam filmy z nim, bo on w ogóle nie potrafi grać.
"Jay i Cichy Bob powracają" - nie wiem, jak nazwać ten film. Chyba ciągiem dalszym. Kevin Smith drze łacha przede wszystkim z siebie i czyni to również po to, aby inni mu nie dopiekli, kiedy będą drzeć łacha z tego filmu. Bo to mocno odgrzewany kotlet. Żarty nie są śmieszne, ale była okazja, aby skrzyknąć kolegów z poprzednich filmów i się pobawić. Trochę dobrych dialogów ginie w przekładzie - na przykład krótki i niepotrzebny występ Matta Damona, który ma okazję pobawić się swoją wcześniejszą rolą Lokiego, nawiązać do Lokiego od Marvela, a przy tym zabawić się słownie swoją rolą Jasona Bourne. Film kompletnie niepotrzebny, słaby scenariuszowo i aktorsko, ale też Smith i reszta nie traktują siebie poważnie, więc można przymknąć oko. Tak na 5/10. Po sporym przymknięciu oka. https://www.youtube.com/watch?v=MyQyEvX9eaY
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Smith powinien darować sobie kręcenie filmów po Clerks 2. Od tamtego czasu już tylko odcina kupony. Jego najnowsze dziełko jest tego dobitnym przykładem.
Dwayne Johnson jest ponoć całkiem sympatycznym i przyzwoitym gościem. To mi pomaga, kiedy oglądam filmy z nim, bo on w ogóle nie potrafi grać.
A ja powiem że w porównaniu do gwiazd kina akcji z lat 80 to jednak DJ coś tam zagrać umie przynajmniej komediowo, nawet sama mimika jego twarzy potrafi być "śmieszna". Wiadomo że do poważnej roli nikt go raczej nie zatrudni, ale też on sam ma chyba świadomość że to nie jego działka i trzyma się swojej niszy akcja/komedia.
_________________ W życiu - oczekujemy co najwyżej sporej porcji bezrefleksyjnej zabawy i przyczynku do dalszej zabawy.
A ja powiem że w porównaniu do gwiazd kina akcji z lat 80 to jednak DJ coś tam zagrać umie
Masz na myśli Clinta Eastwooda, Rutgera Hauera, Patricka Swayzee i Mela Gibsona? Nie czekaj, pewnie Harrisona Forda, Bruce’a Willisa i Ala Pacino? A może Nicka Nolte, Eddiego Murrphyego, Kurta Russella, Michaela Douglasa? Nie, już wiem, chodzi o Toma Cruise. Albo Kevina Costnera. OMG, zapomniałbym o Seanie Connerym. Taaa… wszyscy oni to drewniaki w porównaniu z DJem.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
J-C VanDamme, Arnold, Czak "z półobrotu" Norris, Dolf "Drewno" Lundgren, Putin Seagal, długo by wymieniać - to ta zagnieżdżona nisza ról aktorskich.
do tego chyba za bardzo się rozpędziłeś - mimo całej sympatii do Bruce'a W czy Eddie "pierd" Murpyhego... to aktorzy jednej postaci. [miałem tu dodać jeszcze Kurta Russella - ale ma jeszcze w wachlarzu Presleya]
co do Klinta - to on aktorsko dopiero się rozwinął po 2000
A ja powiem że w porównaniu do gwiazd kina akcji z lat 80 to jednak DJ coś tam zagrać umie
Masz na myśli Clinta Eastwooda, Rutgera Hauera, Patricka Swayzee i Mela Gibsona? Nie czekaj, pewnie Harrisona Forda, Bruce’a Willisa i Ala Pacino? A może Nicka Nolte, Eddiego Murrphyego, Kurta Russella, Michaela Douglasa? Nie, już wiem, chodzi o Toma Cruise. Albo Kevina Costnera. OMG, zapomniałbym o Seanie Connerym. Taaa… wszyscy oni to drewniaki w porównaniu z DJem.
LOL tyś po prostu mistrz wymieniłeś wszystkich oprócz tych o których ja myślałem no czapki z głów jak to jest możliwe to nie wiem ja myśląc o kinie akcji lat 80 mam w głowie takie nazwiska jak Stallone Shwarzeneger albo van Damme, a ty lecisz hajda po całości i wymieniasz każdego kto wtedy zagrał jakąś rolę; gz <clap>
_________________ W życiu - oczekujemy co najwyżej sporej porcji bezrefleksyjnej zabawy i przyczynku do dalszej zabawy.
Cóż, jeden o kinie, drugi o dupie. Każdemu jego porno. Zareagowałem na absurdalne stwierdzenie, że DJ jest lepszym aktorem od aktorów kina akcji lat 80. Tamta dekada to nie tylko filmy karate czy rambo dżambo. Ja wolę pamiętać solidne (nie podkręcane komputerowo) rzemiosło kina akcji, np. Szklaną pułapkę, Zabójczą broń, Poszukiwaczy zaginionej arki, serię z Brudnym Harrym, 48 godzin, Ucieczkę z Nowego Jorku, filmy Carpentera itd, a było tego sporo. I moim skromnym zdaniem (z którym oczywiście Fidel ma prawo się nie zgodzić) te filmy, mimo że nie wybitne, są o kilka półek wyżej od produkcji z DJem i całego dzisiejszego shitu Marvela, ironmanów, thorów, avengersów, transformersów i wszystkich pozostałych ersów, którymi widownia się tak podnieca.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum