Fabularyzowany dokument, biografia Davisa. Po prostu dobrze zrobiona rzecz, ogląda się z ciekawością. Nie wiem jak odbierze film ktoś nie zainteresowany muzyką artysty.
"Love, Wedding, Repeat" - dzisiejsza nowość od Netflixa. Sympatyczny film, który próbuje być oryginalny. Trochę się pośmiałem. Fabuła prosta jak drut, dlatego pokomplikowano troszkę. Fajna obsada. Generalnie, błahe to, ale nie oczekiwałem niczego więcej. https://www.youtube.com/watch?v=x6CyqhYsLqo
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Pewnego razu w Hollywood. Miałem wrażenie, że Tarantino usiłował złapać kilka srok za ogon i w rezultacie mamy raczej nudny, przegadany tasiemiec, którego nie ratuje ostatnie kilka minut w starym tarantinowskim stylu. Być może po wcześniejszych porażkach reżyser chciał uciec od przylepianej mu etykietki i nakręcić "coś ambitniejszego". Prawdopodobnie miał to być "hołd" dla kina przełomu lat 60/70, w którym Tarantino chciał uchwycić (bo raczej nie sparodiować) klimat filmów Altmanna, Polańskiego i Leone. Stąd np. brak typowo tarantinowych, zahaczających o absurd dialogów, długie ujęcia, szerokie plany.
Trudno też powiedzieć, by film stanowił szczególnie udaną satyrę lub karykaturę światka hollywoodzkiego. Pod tym względem do pięt nie dorasta choćby "Graczowi" Altmanna.
Czego zabrakło przede wszystkim to twardej ręki z ostrymi nożyczkami przy stole montażowym. Duet gwiazd robi co może, ale Oscar dla Pitta to chyba za całokształt, bo widziałem go w dużo lepszych rolach.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Berek Chłopcy dorośli, ale wciąż bawią się w berka. Przez jeden miesiąc w roku. Taka trochę wolna amerykanka ale jednak z zasadami i poprawkami. Durne to masakrycznie, ale na polepszenie humoru pierwszorzędne. Kilka scen wymiata.
7/10
"Underwater" ("Głębia strachu") 2020 - film w reżyserii W. Eubanka to modelowy przykład zmarnowanego potencjału. Słaba kreacja bohaterów i schematyczny scenariusz będący nawiązaniem do "Alien" szczególnie w finale wybrzmiewa wyjątkowo fałszywie trącąc polityczną poprawnością niczym wielotygodniowa padlina smrodem.
Dorosły facet z maskotką, która zapewne w zamyśle twórców miała mu nadać choćby odrobiny cechy charakterystycznej na tle pozostałych "jednowymiarowców", także irytuje jak ciężka cholera.
A szkoda, bo sam początek jest ciekawy i wciągający: stacja podwodna na dnie oceanu, pomysłowa scenografia, fajne udźwiękowienie, szybka, trzymająca w napięciu akcja... Wędrówka po oceanicznym dnie grupki bohaterów prezentuje się znakomicie. Takoż i czyhający na nią wróg. Cóż z tego jednak, skoro im bliżej końca, tym coraz więcej wyłazi głupot i przegięć, które swoje apogeum osiągają na koniec. I tak film z najgłębszych głębin ląduje na mieliźnie.
Jeśli ktoś lubi horrory, to mimo wszystko warto "rzucić okiem", choćby dla niesamowitego klimatu oceanicznej otchłani.
Najfajniejsze w tym jest to że film jest na "faktach"
Od czasu Fargo nie ufam takim tekstom
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Diuna. Po raz nie pamiętam który. Popłynąłem na fali zainteresowania i kto wie, może nawet sięgnę znów po książkę. Nie byłem wcześniej fanem tego filmu, teraz ogląda się go jeszcze gorzej. Oczywiście przeszkadza najbardziej łopatologiczny styl narracji i przerabianie dialogów tak, by były zrozumiałe dla klientów McDonalds. Odbiera to historii całą urodę i tajemniczość, polegającą na stopniowym odkrywaniu planów i intryg. Inną wkurwiajką jest przedstawienie Harkonnenów jako skretyniałych degeneratów, co o ile pamiętam nie jest zgodne z wizją Herberta, gdzie raczej byli przebiegłymi skurwysynami, a to poważna różnica. Aktorsko bronią się tylko Von Sydow, Prochnow i Stewart. Reszta przeciętna lub wręcz zła.
Nie czepiam się warstwy wizualnej, bo jak na tamte lata to i tak był sukces.
Film unaocznia jedną z wad książki. Całkowity brak wyobraźni autora w zakresie techniki pola walki w roku 10.000. Ludzkość opanowuje galaktykę, zagina czasoprzestrzeń, a jak przychodzi do wojny to mamy "Czterech pancernych" z czerwiami w miejsce czołgów. To nie tylko przypadłość Herberta. Większość XX-wiecznych pisarzy tkwiła mentalnie w strategiach wojennych wywodzących się z II wojny światowej, uzupełnionych o atomówki.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
W XXI też --》np, Ekspansja
Akurat problem pola walki to drobiazg.
Diune czytałem przeszło 20 lat temu i przed filmem napewno sobie przypomnę - jednak z tego co pamietam przez mgłę, to tam problem wysokiej technologii był zahamowany przez SI (wojna z ? ) i temu postawili ludzie na większą mechanikę i ludzkie komputery (mentaci, nawigatorzy , BeneG, psionika? itp) . Mylę się?
XXI też
Akurat problem pola walki to drobiazg.
Diune czytałem przeszło 20 lat temu i przed filmem napewno sobie przypomnę - jednak z tego co pamietam przez mgłę, to tam problem wysokiej technologii był zahamowany przez SI (wojna z ? ) i temu postawili ludzie na większą mechanikę i ludzkie komputery (mentaci, nawigatorzy , BeneG, psionika? itp) . Mylę się?
Nie mylisz się. Ale mimo wszystko faceci biegający po kopnym piasku i strzelający do siebie jak chłopaki na paintballu, to mocny anachronizm
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Diuna. Po raz nie pamiętam który. Popłynąłem na fali zainteresowania i kto wie, może nawet sięgnę znów po książkę. Nie byłem wcześniej fanem tego filmu, teraz ogląda się go jeszcze gorzej. Oczywiście przeszkadza najbardziej łopatologiczny styl narracji i przerabianie dialogów tak, by były zrozumiałe dla klientów McDonalds. Odbiera to historii całą urodę i tajemniczość, polegającą na stopniowym odkrywaniu planów i intryg.
Spłycenie wszystkiego i sprowadzenie do prostego wątku "zabili go i uciekł". Tyle mniej, więcej zostało z tej książki, w filmie.
KS napisał/a:
Inną wkurwiajką jest przedstawienie Harkonnenów jako skretyniałych degeneratów, co o ile pamiętam nie jest zgodne z wizją Herberta, gdzie raczej byli przebiegłymi skurwysynami, a to poważna różnica.
Baron był przebiegły, ale i trochę odjechany od rzeczywistości jak każdy kacyk.
Bestia Rabban był skretyniały i celowo był postawiony jako pierwszy rządzący, żeby ludzie potem docenili ciut inteligentniejszego Feyda.
KS napisał/a:
Nie czepiam się warstwy wizualnej, bo jak na tamte lata to i tak był sukces.
Z tym akurat się nie zgodzę. Diuna Lyncha powstała ileś lat po Gwiezdnych wojnach, a wygląda wizualnie i technicznie, jakby powstała 30 lat wcześniej.
KS napisał/a:
Całkowity brak wyobraźni autora w zakresie techniki pola walki w roku 10.000. Ludzkość opanowuje galaktykę, zagina czasoprzestrzeń, a jak przychodzi do wojny to mamy "Czterech pancernych" z czerwiami w miejsce czołgów. To nie tylko przypadłość Herberta. Większość XX-wiecznych pisarzy tkwiła mentalnie w strategiach wojennych wywodzących się z II wojny światowej, uzupełnionych o atomówki.
Poczytaj (lepiej nie ;-) ) sobie jakiegoś Campbella, coś o jakiejśtam flocie - tam to dopiero jest strategia rodem z "Podniebnej krucjaty" (taka komedia), czyli "puścimy 500 konnych z prawej, 500 konnych z lewej i 1000 środkiem .... ale nas jest tylko piątka ..." . ;-)
Herbert z wykorzystaniem czerwi włącznie z ich prowokowaniem/sprowadzaniem, broni dźwiękowej, tarcz które wymagają specjalnego podejścia podczas walki wcale taki zły nie jest. Jego syn pokazał, ze nawet w tym świecie można napisać o wiele gorzej ... ;->
Oglądnąłem przez przypadek (bo żona puściła) "Zodiak".
Film oparty na rzeczywistej historii morderstw w Hameryce, w latach 60-80 ubiegłego wieku, poprzedzanych zaszyfrowanymi listami od mordercy, podpisywanych jako "Zodiak". W głównych rolach Jack Gyllenghaal (całkiem fajnie zagrał), Hulk w roli policjanta i Iron Man w roli zapijaczonego dziennikarza (on chyba lubi takie role). Fajnie się ogląda, bo faktycznie tropy wiodą co chwilę w inną stronę. Scenka z którymś tam operatorem filmowym i Jackiem Gyllenghaalem - bardzo fajna, klimacik się ładny zrobił w tym momencie już. Nie będę spojlerował, ale film najwyraźniej trzyma się faktycznej historii do końca z tego co później aż sobie sprawdziłem (przynajmniej jednej z wersji ;-)).
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Z tym akurat się nie zgodzę. Diuna Lyncha powstała ileś lat po Gwiezdnych wojnach, a wygląda wizualnie i technicznie, jakby powstała 30 lat wcześniej.
Bo nie pamiętasz pierwszej kinowej wersji SW tylko kilka razy poprawianą i remasterowaną. Jeśli wziąć na to poprawkę to aż tak ogromnej różnicy nie ma.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Nie no, Diuna Lyncha to niezaprzeczalnie porażka, ale porażka widowiskowa.
Sceny na Kaladanie, wnętrza/scenografia a zwłaszcza kostiumy robią wrażenie nawet teraz.
Niedawno przeczytałem po raz chyba piąty całość Diuny, i nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak kiedyś, czekam więc niecierpliwie na film.
Zależy z której strony spojrzeć. Co jest porażką w jednym miejscu, stanowi triumf w drugim. I wg tej logiki Diuna Lyncha to arcydzieło. Chaotyczne arcydzieło scenografii i klimatu.
Mogę tylko powiedzieć że wywarł na mnie duże wrażenie kiedy pierwszy raz oglądałem, niektóre sceny pamiętam do dzisiaj a oglądałem dzieckiem będąc. Niestety po latach dużo stracił
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Mogę tylko powiedzieć że wywarł na mnie duże wrażenie kiedy pierwszy raz oglądałem, niektóre sceny pamiętam do dzisiaj a oglądałem dzieckiem będąc. Niestety po latach dużo stracił
Mogę się pod tym podpisać kiedy po latach obejrzałem wersję reżyserską to mocno się zastanawiałem czy ona jest taka zła czy pamięć mnie kompletnie oszukuje. Ostatecznie trzymam się wersji że to jednak wersja reżyserska jest spaprana. A i muszę dodać że kiedy czytałem Diunę to bardzo podobnie sobie wyobrażałem filtrfraki, więc widząc je na ekranie była to dla mnie miła niespodzianka.
_________________ W życiu - oczekujemy co najwyżej sporej porcji bezrefleksyjnej zabawy i przyczynku do dalszej zabawy.
Mogę się pod tym podpisać kiedy po latach obejrzałem wersję reżyserską to mocno się zastanawiałem czy ona jest taka zła czy pamięć mnie kompletnie oszukuje. Ostatecznie trzymam się wersji że to jednak wersja reżyserska jest spaprana.
Ja myślę, że to pamięć jednak
Celowo nie wracam do Diuny, bo po prostu wiem, że srogo bym się rozczarował. A tak to prynajmniej mam fajne wspomnienia. Podobnie mam ze starymi grami, do nielicznych wracam i potrafię sie nimi cieszyć...
Mogę się pod tym podpisać kiedy po latach obejrzałem wersję reżyserską to mocno się zastanawiałem czy ona jest taka zła czy pamięć mnie kompletnie oszukuje. Ostatecznie trzymam się wersji że to jednak wersja reżyserska jest spaprana.
Ja myślę, że to pamięć jednak
Celowo nie wracam do Diuny, bo po prostu wiem, że srogo bym się rozczarował. A tak to prynajmniej mam fajne wspomnienia. Podobnie mam ze starymi grami, do nielicznych wracam i potrafię sie nimi cieszyć...
To dopiszę tylko, że "Diunę" można oglądać na kanale TNT, a w ciągu godzin lub dni "wyląduje" na Netflixie. Ale chyba nie zmogę.
A propos kanału TNT, nagrałem i wczoraj obejrzałem "Gosford Park". Jeden z moich ulubionych ongiś filmów. Lubię do takich wrócić, aby się przekonać, czy była to tylko przelotna miłostka, czy głębsze uczucie. Tym razem okazało się, że jednak głębsze uczucie. Film w reżyserii Roberta Altmana - amerykańskiego klasyka, którego filmów nie lubię (może poza - podobno nieudanym - "Graczem"). I według Oscarowego scenariusza Juliana Fellowesa. Ten później napisze "Downton Abbey", który jest w zasadzie o tym samym tylko dłużej i bardziej guilty pleasure. Fabuła rozgrywa się w 1932 r. Do wiejskiej posiadłości pewnego lorda zjeżdżają goście na polowanie. Róznorodne towarzystwo, z różnymi interesami i ukrytymi pragnieniami. Zjeżdżają ze służbą, która miesza się ze służbą lorda. Lord zaś to wredne bydlę. Fabuła pokazuje dwa światy: służby i wyższych sfer, rozdzielone ze sobą nie tylko widzialną granicą (upstairs/downstairs), ale i tą niewidzialną. Dzieje się sporo, choć tego nie widać na początku. Łatwo zagubić się w pozornym chaosie krótkich dialogów, szybkich przejść, scena zawsze jest bardzo dynamiczna. Dlatego film wymaga uwagi. Do tego obsada taka, że tylko oglądać. Nawet w epizodach. Pyszna uczta, moim zdaniem. Muszę poszukać jakiegoś trwałego nośnika. https://www.youtube.com/watch?v=CjXdmXhwIQk
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"Tyler Rake: Extraction" - to adaptacja jakiegoś komiksu. Rzecz dzieje się w Indiach czy gdzieś (nie załapałem na początku ). Główny bohater to najemnik, który ma za zadanie odbić uprowadzonego syna kryminalnego bossa. W roli głównej Chris Hemsworth. Fabuła prościutka i bardzo dynamiczna. I dynamika podobała mi się najbardziej, szczególnie pokazywanie scen walk w zbliżeniach, małych przestrzeniach i praca kamery. Wyglądało to bardzo realistycznie i płynnie. Takie tam kino akcji do odprężenia się. Od piątku na Netflixie. https://www.youtube.com/watch?v=L6P3nI6VnlY
"Mayday" - polska komedia, na podstawie scenariusza komediowej sztuki. Głównym bohaterem jest taksówkarz, który jest bigamistą. Nie powiem, momentami bardzo zabawnie. Choć film ten robi głównie Adam Woronowicz jako kumpel, na którego zawsze można "liczyć". Taka głupotka, również do odprężenia się. Aczkolwiek to polska komedia i choć nieco lepsza od "normalych" tego typu tytułów to jednak to polska komedia. https://www.youtube.com/watch?v=NvjjaXv7jXE
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Richard mówi do widzenia z 2018 roku. Przypadkiem wpadłem na ten film na C+, pewnie olałbym, bo tytuł mało ekscytujący, ale wzrok zahaczył o Deppa w obsadzie. Świetny film w konwencji określanej jako tragikomedia, czy komediodramat. Aż dziwne, że dotąd o nim nie słyszałem. W USA dystrybuowany jako The Professor, w Europie jako Richard says goodbye.
Film opowiada o rzeczach najważniejszych (śmierć, uczucia, więzi rodzinne, samorealizacja) w sposób lekki, zabawny, nie stroniąc od trącania strun melodramatycznych, na szczęście bez patosu. Pewnie będą powtórki, jak to na C+, więc radzę zapolować.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum