"Tulipanowa gorączka", właściwie melodramatyczna historia z przekrętem dotyczącym tulipanów w tle i Alicją "Buziaczek" Vikander. Bardzo ładny obraz siedemnastowiecznego handlującego Amsterdamu; kwestia sprzedaży cebulek chyba była lepiej opisana u Moggach, ale czytałem dawno, wiec słabo pamiętam. Vikander urzekła mnie jak zawsze.
_________________ no i jestem
widzisz jestem
nie miałem nadziei
ale jestem
Logan - czyli kolejna odsłona Xmana (-ów) ale z uwagi na prawa to nie wiem spod czyjej producenckiej ręki to wyszło - niby piszą że Marvel, ale coś mi nie pasi.
Gdyby oceniać film w oderwaniu od całego backgroundu - to jest bardzo dobrze. Sam Wolvie jak zwykle - Jackman H. odwala dobrą robotę. Mamy jeszcze do czynienia z Jean-Luc Xavierem.
Rzecz dzieje się w nieodległej przyszłości a Bohaterowie umierają, jak mawiał Woodring Stover. Pojawia się mały przybysz a z nim seria niefortunnych zdarzeń, które jednakowoż można rozwiązać jednym czy dwoma cięciami.
Jest ambitniej niż zazwyczaj, bohaterowie ocierają się o wulgarity, mógłbym powiedzieć że film zbliża się do Watchmenów. Nie jest tym razem typową łupanką spod znaku X, nawet spektakularne popisy prof. mają inną moc. Można polecać.
Jednak film jest niespójny i wobec pozostałego Universum Marvela i X-menów i nawet wobec własnej podserii Origin Wolverine.
Lepiej go traktować jako jakiś odprysk Ziemi np. 123
Obrobiony dokument nagrywany telefonem komórkowym z niemożliwego punku.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Pytam o Logana w kontekście innych filmów o X-Menach a nawet własnej podserii. [Bo jeśli o szersze kinowe uniwersum Marvella idzie, to tę rozłączność mocno czuć].
1. Xmani już dawno przekroczyli "czasy" pokazane w tym filmie - po prostu sytuacja wejściowa do filmu zupełnie nie pasuje do reszty cyklu Xman.Zrobiono założenie aktualnego (dla filmu) świata który stoi całkowicie w opozycji wobec historii (całej aktualnej reszty) X-manów.
2. Niespójność wobec siebie samego - o ile w poprzedniej części widać pewne oznaki "zmęczenia" Rosomaka, to jednak z końcem filmu mamy pewne "odświeżenie" taki reboot systemu.
3. jeszcze jest kwestia samej fabuły i niespójności wobec postaci Wolviego (jako mutanta) czy nawet wobec tego cco w samym filmie jest powiedziane/pokazane. Niekonsekwencja - ale dość spoilerowania
1. Xmani już dawno przekroczyli "czasy" pokazane w tym filmie - po prostu sytuacja wejściowa do filmu zupełnie nie pasuje do reszty cyklu Xman.Zrobiono założenie aktualnego (dla filmu) świata który stoi całkowicie w opozycji wobec historii (całej aktualnej reszty) X-manów.
2. Niespójność wobec siebie samego - o ile w poprzedniej części widać pewne oznaki "zmęczenia" Rosomaka, to jednak z końcem filmu mamy pewne "odświeżenie" taki reboot systemu.
3. jeszcze jest kwestia samej fabuły i niespójności wobec postaci Wolviego (jako mutanta) czy nawet wobec tego cco w samym filmie jest powiedziane/pokazane. Niekonsekwencja - ale dość spoilerowania
Pierdolicie, Hipolicie.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Też nie rozumiem. Jakieś konkrety? Spoilery można oznaczyć.
To odświeżenie, to przecież chemia o chwilowym działaniu. Czy do czegoś innego nawiązujesz?
no widzisz - mi chodziło o takie cuś że jak [][/] to tekst się chowa. ale nvm
SPOILER:
ad1. fabuła filmu przenosi nas w nieodległą przyszłość w której w której mutanci są zniszczeni ? wymarli ? czy co ? X&V siedzą zadekowani na zaudpiu meks ? jak jacyś los menlos. Całkowicie niezgodne i z doopy wzięte wobec Przeszłości która nadejdzie (Days of Future Pas) w której pozamiatano stare niekontrolowane głupie wontki. Za wszystkim chyba stoi tajna organizacja ?( znowu ?nie pozamiatali już jednej?). Dopiero co pozamiatali Apocalypsa a tutaj taki klops? gdzie Phoenix ?
ad.2 no to tutaj chyba wszystko jasne - w poprzednim Wolvim, nasz zwierzaczek był juz zmęczony, ale pod koniec okazuje się że całe te zmęczenie to efekt pasożyta, wraca moc, wraca bloodlust.. Tutaj mamy praktycznie taki sam zabieg - czynnik zewnętrzny .
i dochodzimy do
ad3. Rylly ? pocisk z adamatium noszony w kieszeni blokuje/ogranicza moc rosomaka ?
facet który regeneruje ze wszystkiego ? który w 1 części dostał takimi kilkoma ? i to nawet w dyńkę. Ale niech będzie - nie jest to jasno powiedziane - ale przyjmijmy że Zwierzak zmęczony i przybity niezrozumiałymi wydarzeniami... ranił się sam takim pociskiem i nosi go w sobie. no to chyba jasne że w świetle "takich" wydarzeń o odpowiedzialności powinien go ...
reasumując - świetny film sam w sobie - taki one-shot, ale nijak nie skleja się w całość universum X-Man - nawet nie wspominając o MarvelUni.
1) Nie pamiętam, czy to wynikało z filmów, czy ktoś zorientowany w komiksach mi powiedział/napisał, ale wydaje mi się, że zanik genu X tworzącego mutantów w populacji związany był z jakąś konspirą, być może rządową - może dodawania czegoś do jedzenia na masową skalę? Anyway, dlaczego nie może istnieć więcej niż jedna konspiracja, czy działanie wymierzone przeciw mutantom, którzy A. postrzegani są [częściowo całkiem słusznie] jako stanowiący zagrożenie w społeczeństwie; B. mają moce, które inni chętnie by wykorzystali do własnych celów choćby i poprzez zniewolenie? Dzieciaki w Meksyku to wszystko chyba były klony? I nie jestem pewien, co ma Phoenix do rzeczy?
2) Pasożyt? To zupełnie nie pamiętam już.
3) To nie o pocisk przecież chodzi. Facet ma z tego zrobiony szkielet, który zatruwa jego system - jego organizm zaczyna się tym mocno męczyć mimo zdolności regeneracyjnych, które już przestają wystarczać. Kulę nosił, żeby w dogodnej chwili popełnić samobójstwo. Inaczej pewnie by się męczył przez długie lata w stanie połowicznego rozkładu, czy coś. Czy dostał wcześniej z takiego w dyńkę - nie pamiętam. Ale jeśli tak - byłaby nieścisłość. Co prawda jego osłabiony organizm mógłby tym razem nie znieść takich obrażeń, ale tak przecież rozwalili klona. No chyba że wcześniej oberwał w głowę mniejszym kalibrem. Klonowi odstrzelili ćwierć czaszki (a samego szkieletu przecież nie zregeneruje -- wciąż można by się spodziewać regeneracji mózgu i najwyżej amnezji; implikacja może być więc taka, że wystarczające uszkodzenie mózgu może przechylić szalę jeśli idzie o jego śmiertelność).
Dziedzictwo Krwi - czyli mały comeback Mela Gibsona aktora.
Ojciec/włóczęga/przestępca musi zająć się córką która ma kłopoty.
Nihil novi ale można popatrzeć.
Mel starzeje się jak S.Connery - czyli wygląda coraz to lepiej. przypakował.
w roli córki - Erin Moriarty (!!!). Wow.
Blade runner 2049
Staram się nie spojlerować, ale można niektóre rzeczy pewnie między wierszami wyczytać z mojego tekstu, więc czytajcie na własną odpowiedzialność.
Pierwsze co mi przychodzi do głowy po seansie - mam mieszane uczucia.
Z jednej strony - mam podejrzenie, że gdyby nie było 30 lat temu pierwszego Blade Runnera, to ten film mógłby być oceniany wyżej.
Bo film nie jest zły na pewno.
Ale pierwowzorowi IMHO nie dorównuje.
- brakuje mi jednak tamtego klimatu - za mało ciemności i deszczu
- brakowało mi też np. latających reklam z pierwowzoru
- właściwie nie ma też żadnego wyraźnego innego łowcy takiego jak Gaff w pierwowzorze.
- zdecydowanie większa łopatologia - w pierwowzorze były niuanse i niuansiki, a tutaj mamy najpierw łopatologię, tak, żeby nikt nie miał problemów z rozwiązaniem "kto jest kto", a na końcu i tak spotkanie, bo może ktoś łopatologii nie zrozumiał (jaki jest inny cel ostatniej sceny - nie wiem)
- problem który jest głównym motorem napędowym w książce i pierwowzorze - tutaj ewidentnie zszedł na drugi plan. A IMHO jest o wiele fajniejszy nawet tak przedstawiony jak w tym filmie niż "główna linia fabularna"
- mam cholerne wrażenie, że główna linia fabularna to wpływ Scotta. Bo bardzo, niestety, kojarzy mi się z nowymi Alienami. Nie wiem - on jakąś fobię ma, czy co? Przecież to jest w sumie to samo główne pytanie/problem ...
- nie rozumiem tego wątku z opiekunką, prostytutką i resztą tego ruchu - on jest po to, żeby można było kolejne filmy nakręcić? Bo nie widzę po co ten cały kawałek został tam wsadzony, skoro nigdzie nie jest wykorzystany później. A do fabuły czy filozoficznych pytań za bardzo też nic nie wnosi dodatkowo.
- Roy Batty bije na głowę każdą postać w tym filmie ... może poza "hologramem". Po namyśle: Deckard, Rachel, Pris, J.F.Sebastian, Leon i Gap też biją na głowę większość postaci w tym filmie. Właściwie wydaje mi się, że najlepiej się broni ... "hologram", Deckard, potem pani porucznik, trochę K, ... a reszta trochę przynudza Asystentka Wallace IMHO przerysowana, sam Wallace taki sobie - były już takie postacie w książkach i filmach. Reszta to właściwie 3ci plan ... Jedyna scena w której ta asystentka mnie "przekonała", było: "strzelać, 20m na wschód, strzelać, 40m na północ, strzelać ..."
- nie ma żadnego takiego tekstu, jak ten genialny ostatni monolog od Batty'ego
Na plus:
- fajna scena z "przenikaniem się hologramu i realnej dziewczyny" w konkretnej scenie
- zdecydowanie podoba mi się właśnie wątek "hologramu", bo on pasuje do klimatu pierwowzoru i książki. Chociaż sam Deckard też go trochę podtrzymuje (tak mógłbym tłumaczyć ostatnia scenę, chociaż bez niej też to widać).
- o dziwo muzyka, momentami widać nawiązania do Vangelisa, chociaż była za głośna w niektórych miejscach (nie wiem czy to kwestia tego kina, czy w innych też tak jest)
- wątek "czy Deckard jest replikantem" nie będę spojlerował, więc nie powiem czy został wyjaśniony i w jaki sposób, czy nie
- postać pani porucznik - zdecydowanie niejednoznaczna i przynajmniej wypełnia brak kogokolwiek wyrazistego innego z policji
- postać "Draxa" - w sumie fajna i ma całkiem ciekawą historię, mimo, że czas ekranowy dość krótki
Jak coś jeszcze przyjdzie mi do głowy, to pewnie dopiszę.
Na pewno ten film będę chciał zobaczyć ponownie, na spokojnie, na płytce, w domu. Może coś jeszcze wypatrzę ciekawego, bo pewnie są drobiazgi które warto wypatrzeć.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Ja z pewnością także obejrzę go ponownie. Nie mam mu wiele do zarzucenia. To, czy dorównał poprzednikowi okaże się za jakiś czas. Bo "Blade Runner", z tego co czytałem, też na początku nie był hitem, ani dziełem "kultowym". Ale to szczegół.
Fabularnie było świetnie, poza jedną sceną, pod koniec, kiedy bohater pojawił się we właściwym czasie i we właściwym miejscu. Dosyć niespodziewanie i bez wytłumaczenia. Nie miał prawa wiedzieć, że będą lecieć właśnie w tym czasie i miejscu. Wpadło mi to w oczy, ponieważ pozostała fabuła była zborna i pozbawiona podobnych potknięć. Przynajmniej na świeżo oceniając. Te wątki, o których wspomniał przedmówca nie były jakimś bolesnym potknięciem. Być może kiedyś posłużą do rozbudowy świata i po to tam je wetknięto. Jednak w tej fabule nie były na siłę - po prostu, nie miały dosyć czasu, aby "wybrzmieć" właściwie. A film i tak jest długi. Czy zabrakło jakiegoś finałowego "uderzenia", jak w pierwszej części? Być może. Ale nie bardzo było już w co uderzać. Moim zdaniem, fabuła aż tak głęboka nie jest, aby dopisywać do niej jakieś filozoficzne przesłania i to jeszcze mocniejsze, świeższe niż w poprzedniej. Byłby to nieuchronnie banalny i sztuczny efekt. A do tego jawna próba "przebijania" poprzednika. Nie wiem do końca w jakim celu.
Villeneuve stworzył dzieło kompletne, nie odcinające się od pierwszego "Blade Runnera", nie kopiujące go na siłę, a jednocześnie rozwijające. I wizualnie piękne. Za sztukę dla sztuki uważam spieranie się, czy poprzednio było lepiej, czy gorzej. Film jest mroczny, ma duszną atmosferę. Mniej w nim rozkładu, ale jednak fabularnie minęło około 30 lat, mogło i musiało wiele się zmienić w związku z tym. Także na lepsze.
Wizualnie ten film jest piękny. I wiele dokłada do tego muzyka. Choć też byłem zaskoczony tym, jak wiele inspiracji czerpie z poprzedniej ścieżki dźwiękowej. Do tego wydaje mi się, że Johann Johansson odcisnął na niej swoje artystyczne piętno, mimo że nie zakończył pracy nad tą muzyką. A może tak mocno zainspirował potem Hansa Zimmera, ponieważ moje skojarzenia w tym przypadku również były mocne.
Dałem 9/10. Trochę trudno uwierzyć, że w "epoce" filmowych franczyz opartych na komiksach powstają jeszcze takie wysokobudżetowe, obsadzone gwiazdorsko dzieła w tym gatunku oparte na oryginalnej (i mało komercyjnej) historii. Nawet jeśli rozwijają już wcześniej stworzony filmowy świat.
EDIT:
Wątek z Aną de Armas miał największy liryczny potencjał, który mógł dodać tragizmu postaciom. Szkoda, że właśnie tego nie wykorzystano bardziej, mocniej.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"Blade Runner 2049" przepadł w kinach. Czyli jak "Blade Runner". Ciekawe, historia będzie się powtarzać konsekwentnie i za kilka lat okaże się, że to także dzieło kultowe? https://naekranie.pl/aktualnosci/klapa-blade-runner-2049-warner-bros-komentuje-2454016 Trochę szkoda, ale gdyby miał to być niesamowity hit, to byłbym zdziwiony. W zasadzie musiałbym przemyśleć swoją opinię o masowym kinie i masowym widzu. Że nie taki głupi, jak się wydawało. Ale to już nie grozi. Dawać jakiegoś Marvela, kubeł popkornu i wiadro wygazowanej coli.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"Bodyguard zawodowiec" - zaskakująco udany film akcji z zabawnymi akcentami komediowymi, a do tego w fajnej obsadzie (m. in. S. Jackson). Czysta, jajcarska rozrywka w nieskrępowanej postaci. Jeśli komuś podobała się "Zabójcza broń", to z pewnością się nie zawiedzie. A Jackson świetny jak zawsze
"Blade Runner 2049" przepadł w kinach. Czyli jak "Blade Runner". Ciekawe, historia będzie się powtarzać konsekwentnie i za kilka lat okaże się, że to także dzieło kultowe? https://naekranie.pl/aktualnosci/klapa-blade-runner-2049-warner-bros-komentuje-2454016 Trochę szkoda, ale gdyby miał to być niesamowity hit, to byłbym zdziwiony. W zasadzie musiałbym przemyśleć swoją opinię o masowym kinie i masowym widzu. Że nie taki głupi, jak się wydawało. Ale to już nie grozi. Dawać jakiegoś Marvela, kubeł popkornu i wiadro wygazowanej coli.
Masowy widz to w dużej mierze młody widz. Produkując film za 170 milionów musisz sobie z tego zdawać sprawę, szczególnie jeśli jest to obraz sf lub fantasy. 86% widzów Balde Runnera miało ponad 25 lat, 71% było mężczyznami (to kolejny problem z punktu widzenia kasowości), stąd gorsze wyniki od spodziewanych (szczególnie w USA). Niestety, bardziej wymagająca zawartość "gryzie się" z wysokim budżetem. Osobną kwestią jest to, że dla młodszych widzów Blade Runner jest dziełem nieznanym i producenci chyba za mało zrobili, żeby zachęcić ich do wizyty w kinie.
Osobną kwestią jest to, że dla młodszych widzów Blade Runner jest dziełem nieznanym i producenci chyba za mało zrobili, żeby zachęcić ich do wizyty w kinie.
Brak znajomości BR jestem jeszcze w stanie zrozumieć, ale pamiętam ten szok, gdy okazało się, że moi studenci nie znali Matrixa
"50 Shades Of Grey" - zostałem przyjemnie zaskoczony, ponieważ spodziewałem się czegoś gorszego. Aczkolwiek, to nadal nie jest film wart polecenia. Fabuła jest tak nieznośnie prosta i oczywista, jak w "powieści". Można zasnąć, gdyby nie tych kilka scen erotycznych. Dla nich głównie oglądałem, bo byłem ciekaw, jak te wszystkie "zabawy" zostaną pokazane. Szału nie było (bo przecież są jeszcze dwie części do nakręcenia i trzeba stopniować "napięcie"), ale wspomniane sceny były całkiem przyjemne dla oka. Czy odważne? Widziałem stare filmy odważniejsze od tego i nie ma co porównywać. Choć przy takim poziomie pruderii panującej w Hollywood (na ekranie ) i tak było odważnie. Widać rządzący tym biznesem księgowi doszli do wniosku, że bez scen erotycznych ten film nie ma sensu. I dla mas ten film i tak jest stracony. Choć nie wiem, czy w polskich kinach ktoś się tym przejmował. Tak, czy siak, nic specjalnego - a zatem zgodnie z oczekiwaniami. Ale mogło być gorzej, więc finalnie na plus.
"Allied" - film w kinach był klapą. Ale mnie się podobał. Sprawna, umiarkowanie trzymająca w napięciu i ciekawa opowieść o miłości. Brad Pitt i Marion Cotillard bardzo mi się podobali, szczególnie w pierwszej części, kiedy musieli udawać małżeństwo w Casablance, aby wykonać misję. Potem już nie było między nimi napięcia, bo - chyba - zniknął wątek niebezpieczeństwa a sam motyw podejrzeń i nieufności był trochę ziębiący. Z drugiej strony, nie wiem sam, czego należało się spodziewać, szekspirowskiego dramatu? Rozczarowany byłem rozwiązaniem tajemnicy. Jednak nie żałuję, że obejrzałem.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"50 Shades Of Grey" - zostałem przyjemnie zaskoczony, ponieważ spodziewałem się czegoś gorszego. Aczkolwiek, to nadal nie jest film wart polecenia. Fabuła jest tak nieznośnie prosta i oczywista, jak w "powieści". Można zasnąć, gdyby nie tych kilka scen erotycznych. Dla nich głównie oglądałem, bo byłem ciekaw, jak te wszystkie "zabawy" zostaną pokazane. Szału nie było (bo przecież są jeszcze dwie części do nakręcenia i trzeba stopniować "napięcie"), ale wspomniane sceny były całkiem przyjemne dla oka. Czy odważne? Widziałem stare filmy odważniejsze od tego i nie ma co porównywać. Choć przy takim poziomie pruderii panującej w Hollywood (na ekranie ) i tak było odważnie. Widać rządzący tym biznesem księgowi doszli do wniosku, że bez scen erotycznych ten film nie ma sensu. I dla mas ten film i tak jest stracony. Choć nie wiem, czy w polskich kinach ktoś się tym przejmował. Tak, czy siak, nic specjalnego - a zatem zgodnie z oczekiwaniami. Ale mogło być gorzej, więc finalnie na plus.
Ale ścieżka dźwiękowa podobała mi się jak rzadko.
_________________ no i jestem
widzisz jestem
nie miałem nadziei
ale jestem
Też widziałem. Fabuła prosta jak drut, oparta na wszelkich możliwych toposach przetwarzanych w filmach o androidach, sztucznych ludziach, ich buntach, rozterkach, kryzysach tożsamości itd. itp.
Nic nowego. Tylko, że zupełnie mi to nie przeszkadzało.
To nie jest rewolucyjne fabularnie sf, to nie jest film akcji, to nie jest film rozrywkowy.
Ten film estetyką, klimatem i emocjami stoi. Niektóre sceny po prostu zapierają dech w piersiach. Najazdy z powietrza na miasto przyszłości, klimat retro znany z filmu sprzed 35 lat, scena "podwójnego" seksu, odludzie Deckarda, sekcja duszy K przeprowadzona przez konstruktorkę wspomnień, piekielny sierociniec, siedziba Wallace'a. Coś genialnego.
No i nie chodzi tu tylko o zestawienie ładnych obrazków i przyozdobienie ich muzyką (notabene mocarną). Chodzi o też o emocje i sposób opowiadania historii, nieśpieszny, lekko oniryczny, nieco tarkowski.
Siedziałem w zatłoczonej sali kinowej. Od połowy filmu co raz częściej błyskały telefony komórkowe, na których ludzie sprawdzali godzinę. Chyba co niektórzy byli zaskoczeni, że to nie kolejny Terminator.
Gosling gra świetnie jak to Gosling, Ford fordowo jak to Ford, jednak wszystkich zamiata pod dywan Sylvia Hoeks w roli niejakiej Luv. Chcę ją oglądać częściej.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum