Mea culpa. To były Nędzne psy Peckinpaha. Dzisiaj Terminator Genisys. Zacząłem oglądać z pytaniem - jak możliwe, że widzę to po raz pierwszy? Po pewnym czasie odpowiedź się stała jasna. Bóg nade mną czuwał. Ale dzisiaj wieczorem mnie opuścił. Nie po raz pierwszy olał swe dziecię.
Oj tam.
Jeśli popatrzeć na ten film nie jako fanatyk uniwersum Terminatorów, tylko jako na "zabawę" (rozrywkę) to wcale nie było takie złe. T1 i T2 nie dorównuje, ale też i nie próbuje - i bardzo dobrze.
Arnold ewidentnie bawił się swoją rolą.
Scenarzyści też kombinowali pod kątem, "co by tu jeszcze wywrócić do góry nogami". Zwłaszcza w latach 80tych. Oczek puszczonych do T1 i T2 trochę było, nie tylko na pierwszym planie.
Chociaż aktor wcielający się w Kyle Reesa wybitnie nie pasował, ani nie grał, szkoda, że w ogóle był. To jak dla mnie największy minus.
Za to na plus T-1000 (azjatyckie rysy mu bardzo pasowały) i ten ZTCP psycholog z T1. Swoją drogą, nie rozumiem, jak po jego roli ktoś może mieć wątpliwości czy to dalszy ciąg głównej linii czasowej filmów o Terminatorach?
Jako rozrywka T:Genisys IMHO taki zły nie jest. Klimat zdecydowanie inny niż poprzednie filmy i tyle.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
OMG... "Genisys" to filmowe kupsko i to niezależnie od tego, czy będziemy czynić porównania ze świetnymi: jedynką i dwójką.
"Tfu-rcy" tej szmiry powinni wisieć za jaja
Power Rangers, a oraz Ghost in the Shell.
Na tym pierwszym bawiłem się przednio: fabuła nie była zbyt wyszukana, ale oglądało się to z niewymuszonym uśmiechem.
A kiedy do akcji wkraczają Zordy...
Co do drugiego - nie bolał. Ot, dostaliśmy film nastawiony na efektowną (ale właściwie nieporuszającą) akcję, z banalną fabułą (oraz bzdurami w tle) i paroma scenami skierowanymi dla znających oryginał.Czy oddaje ducha pierwowzoru? Nie. Przynajmniej Scarlett Johansson fajnie wygląda, chociaż ma mało do grania.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Zasadniczo, gdy mówi się o GITS, to chodzi o anime.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
' Ghost in the Shell
Co do drugiego - nie bolał. Ot, dostaliśmy film nastawiony na efektowną (ale właściwie nieporuszającą) akcję, z banalną fabułą (oraz bzdurami w tle) i paroma scenami skierowanymi dla znających oryginał.Czy oddaje ducha pierwowzoru? Nie. Przynajmniej Scarlett Johansson fajnie wygląda, chociaż ma mało do grania.
Nie znawszy pierwowzoru podobał mi się Ładnie nakręcony, Scarlett dawno nie wyglądała tak pięknie, a Batou wyjąwszy fryzurę to toczka w toczkę Vega. James, nie Vincent. Największym minusem było to że w kinie po sufit wypchanym nastoletnimi nerdami czułem się jak opiekun grupy
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
"Piękna i Bestia" - poszedłem obejrzeć, bo obiecałem zabrać siostrzenice. Ależ się wynudziłem. Na ile pamiętam bajkę Disneya z 1991 r.(?), to filmowa adaptacja jest prostym przeniesieniem jej na ekran w wersji aktorskiej. Nudne, jak cholera. A na dodatek oglądałem z dubbingiem.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Aktualna próba. Noe, wybrany przez Boga. Nie widziałem Smoleńska poza zajawkami i nie znam treści do końca poza recenzjami głównie niepochlebnymi, ale wydaje mi się, że to arcydzieło w porównaniu z tym knotem. I co robią tutaj Jennifer i Russel? Dają dupy chiba. A Darren to już wogledno. Fajnie, że nie tylko u nasz marnują kasę na szity. Jesteśmy normalnym krajem pomiędzy innymi.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
"The Lobster" - dziwny, ale fascynujący film. Zakończenia nie zrozumiałem, dlatego podejrzewam, że reżyser nie wiedział, o co mu chodziło. https://www.youtube.com/watch?v=z069ldsumxA
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"The Lobster" - dziwny, ale fascynujący film. Zakończenia nie zrozumiałem, dlatego podejrzewam, że reżyser nie wiedział, o co mu chodziło. https://www.youtube.com/watch?v=z069ldsumxA
A to mamy podobne odczucia...
_________________ no i jestem
widzisz jestem
nie miałem nadziei
ale jestem
Chciwość - nawet nie wiedziałem, że ten film istnieje, a wczoraj wyhaczyła go moja żona. Na szczęście, bo seans był przyjemnością. Z artystycznego punktu widzenia jest solidny na poziomie scenariusza, a potem dobrze nakręcony. Jako thriller trzyma w napięciu i przekonuje wizualnie, lecz najlepszym jego elementem jest obsada i jej aktorstwo. Od dołu do góry. Bettany świetnie wczuł się w zdroworozsądkowego niewolnika zysku, płynącego z prądem. Tucci dostał niezły monolog. Spacey pojedynkował się z Ironsem.
A na poziomie merytorycznym... Nie skupia się na szczegółach technicznych, służą tylko postaciom do prowadzenia fabuły, bez wyjaśnień, co pozwala uniknąć znużenia i śmieszności (film dzięki temu zachowuje wiarygodność). Nie jest to też dzieło o przyczynach kryzysu, nie oddaje ich pełnego spektrum, za to oddaje pewne zasadnicze powody dla których dzisiejsze finanse prowadzą do takich a nie innych sytuacji. Bowiem główny bohater tkwi właśnie w polskim tytule (i tak naprawdę on jest kluczem do tego filmu). Od dzisiaj rozumiem trochę lepiej, skąd tak wysokie odprawy już w kilka chwil po zniszczeniu świata.
Jeśli cię interesuje kryzysowa tematyka w filmie, to proponuję "Too Big To Fall" - film HBO. Strasznie techniczny, bez oskarżania, faktograficzny. Świetnie obsadzony. A jeśli szukasz prawdziwego wkurwu z tego powodu - "Inside Job". Gwarantuję, że będziesz chciał komuś spuścić wpier.ol. A dla luzu "The Big Short". Z humorem, aby wkurw nie prowadził do agresji. (No i obsada, że mucha nie siada).
"Star Trek: W nieznane" - całkiem fajny film. Aczkolwiek wolę "W ciemność", bo czarny charakter był ciekawszy. Ale jest nieźle. Relaksująco, bo typowo. Wybija się pozytywnie to samo, co zawsze: dobrze napisane postacie. Ale nie ma już niespodzianek. Humor trochę niewyraźny. I jak zwykle: finałowa rozwałka nudna. To jednak standard w takich filmach, zatem nie zaliczam do wad.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
W nieznane
ciężko powiedzieć - ale chyba dramat psychologiczny sf.
Naukowiec buduje maszynę "coś z niczego" i jego celem zostaje Mars. NASA go wysyła a on leci.
W pewnym sensie podobne do Marsjanina ale zupełnie inne. Tam jechał się po Marsie a tu się leci na Marsa.
Nie jest to letki film w odbiorze. Nawet nie wiem czy dobry albo godny polecenia.
"Nocturnal Animals" - obejrzałem film i jestem pod wrażeniem. Choć spodziewałem się właśnie czegoś takiego: eleganckiego, zimnego, wysmakowanego filmu. Tom Ford trzyma się swojej stylistyki z "Samotnego mężczyzny". I trafia do mnie w punkt. Kupuję to bez zastrzeżeń: przywiązanie do szczegółu, eleganckie, wysmakowane kadry. Wygląda to na wystudiowane, ale jakie to ma znaczenie, skoro tak uwodzi.
Jeśli chodzi o fabułę - reżyser trzymał się powieści, z koniecznymi skrótami, które nie zabiły treści. Nawet dobrze, że najpierw przeczytałem powieść. Jest znakomita. Ale w trakcie lektury pochłonęła mnie fabularnie i straciłem dystans przez co umknął mi symbolizm, który zauważyłem w filmie. Pewnie gdybym ją jeszcze raz przeczytał, na chłodno, sporo by mi się rozjaśniło. W powieści, którą napisał Edward dostrzegałem opowieść o słabości, o niemocy, o męskości. I nadal tam ona jest. Ale w filmie zostało to pokazano inaczej. Bo przecież powieść Edwarda, którą przez cały czas czyta Susan, jest niczym innym, jak trochę pokręconą psychologicznie alegorią ich małżeństwa. I definitywnym rozprawieniem się przez Edwarda z traumą po tym, jak Susan 20 lat wcześniej go porzuciła. Z drugiej strony, Susan czytają powieść byłego męża ma szansę skonfrontować się z własnym życiem w nowym związku. I choć to nie jest pokazane, myślę że Edward tym rozliczeniem daje jej szansę na to, aby je zmieniła. Tak, jak udało się to jemu. I teraz finał filmu - przed Susan może się otworzyć nowy etap życia, ale bez Edwarda. Początkowo widziałem w tym okrucieństwo, tak samo jak z przysłaniem powieści, rodzaj trochę spóźnionej zemsty (w czym w filmie utwierdziła mnie scena, w której Susan stoi koło obrazu z napisem "Revenge"). I tak na pewno było. Edward napisał powieść, został artystą, którym zawsze próbował być, powieść jest znakomita, na pewno odniesie sukces. I udowodnił nią Susan, że poszedł do przodu, pozostając wierny sobie. Podczas gdy ona odrzuciła jego miłość, sztuka nie dała jej szczęścia, a w konsekwencji wybierając wartości, o których mówiła jej matka i tak poniosła klęskę.
Pisanie, że film jest znakomicie obsadzony i zagrany to banał, więc nie będę tego rozwijał. Oczywista oczywistość. Oczywiście najlepsze są sekwencje, które opisują fabułę powieści. Choć wizualnie najbardziej podobał mi się poziom narracji Susan. Najmniejsze znaczenie miał wątek dotyczący ich małżeństwa sprzed 20 lat. I to mi przeszkodziło dać 10/10, zatrzymałem się przy 9/10. Choć Tom Ford stworzył ten wątek tak, że inteligentny widz się połapie. A "Nocturnal Animals" to nie masowa rozrywka. Zaś gdyby trzymać się wiernie powieści, to film musiałby trwać nie niespełna dwie godziny, ale spokojnie godzinę dłużej.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Ja dałem 8/10, poruszył mnie wielce i bardzo się w tym podobał. Ale moja żona go nie kupiła, uznała zachowanie Edwarda za niewiarygodne i niezrozumiale przesadzone
Romulus napisał/a:
Choć wizualnie najbardziej podobał mi się poziom narracji Susan. Najmniejsze znaczenie miał wątek dotyczący ich małżeństwa sprzed 20 lat.
Ale dopiero scena przed kliniką aborcyjną nadała znaczenie wydarzeniom z powieści. Dopiero przez nią dało się je zrozumieć i odczuć żal oraz intencje Edwarda. Wcześniej nie umiałem określić, dlaczego tą autostradą jechała rodzina z córką i dlaczego ojciec okazał taką bezsiłę. W ogóle scena na międzystanowej mnie zdewastowała, do końca trzymała w napięciu, mimo że podskórnie cały czas czułem, jak to się skończy. Dobrze, że wcześniej nie znałem książki.
Swoją drogą jakiś czas temu czytałem feministyczną recenzję "Zwierząt Nocy", gdzie najpoważniejszym zarzutem autorki były pretensje do bierności Tony'ego na międzystanowej. Mimo, że obejrzała film do końca, nie potrafiła tego zrozumieć i przełknąć. Ja również po samej tej scenie nie mogłem, ale potem wszystko staje się jasne. Tony nic nie zrobił, bo nic zrobić nie mógł. Jego bezsilność była arbitralna, zupełnie jak bezsilność Edwarda.
Romulus napisał/a:
Początkowo widziałem w tym okrucieństwo, tak samo jak z przysłaniem powieści, rodzaj trochę spóźnionej zemsty (w czym w filmie utwierdziła mnie scena, w której Susan stoi koło obrazu z napisem "Revenge"). I tak na pewno było. Edward napisał powieść, został artystą, którym zawsze próbował być, powieść jest znakomita, na pewno odniesie sukces. I udowodnił nią Susan, że poszedł do przodu, pozostając wierny sobie. Podczas gdy ona odrzuciła jego miłość, sztuka nie dała jej szczęścia, a w konsekwencji wybierając wartości, o których mówiła jej matka i tak poniosła klęskę.
Po obejrzeniu samego filmu odebrałem to bardziej fatalistycznie. Jako zemstę, ale głównie przez wyrażenie żalu. Były mąż chciał poruszyć Susan przez wyrzuty sumienia wobec ogromu krzywdy, jaką mu wyrządziła. Oboje z żoną uznaliśmy, że on nigdy się z tym nie pogodził. Nawet końcówkę odbierając jako nihilistyczne seppuku. Umówił się z Susan na kolację; ona przeczytała, jak Tony umiera w inercyjnym wypadku-samobójstwie; nie zjawił się na kolacji; ona została sama z myślami. Pomyśleliśmy wtedy, że skończył ze sobą, by ją ostatecznie dobić.
W książcę jednak Susan wspomina, że Edward znalazł w końcu "dobrą" pracę, dołączając do tej lepszej klasy średniej już jako człowiek sukcesu. Przyjęła ten fakt z zadowoleniem (nawiasem - historię tę można też potraktować jako pamflet na dążenia i kompleksy wysokiej klasy średniej). Pomyślałem wtedy, że może faktycznie pisarz się podniósł, a teraz wymierza jej zemstę i pewną pogardę z wyższości: "Spójrz, odniosłem ten twój sukces, to nic nie znaczy. Bo pozostałem tym, kim byłem i odniosłem w tym zwycięstwo. A ty kim jesteś?" Swoją matką, oczywiście. Światopogląd matki niby ją brzydził najbardziej, lecz ostatecznie to ta druga okazała się mieć we wszystkim rację. Susan jej na to pozwoliła. I nigdy już nie była szczęśliwa. Zdradziła swe ideały, by odnieść komercyjny sukces, lecz dzisiaj za nimi tęski i też trochę sobą gardzi. Może i nie umiała żyć tylko z ambicją Edwarda, ale bez niej również nie potrafi.
Dopiero co Autostopem przez Galaktykę. Po raz trzeci. Pierwszy, bo trzeba, drugi nie pamiętam czemu, a dzisiaj - bo tak. Dzisiaj mnie rozbawił i nie dał poczucia straty czasu. Douglas do spóły z Pratchettem nigdy mnie nie bawili. Może uległem syndromowi pierwszego kontaktu. Lata temu wydanych kijowych przekładów? A może nie. Próbowałem wracać, a do Douglasa i po angielsku. Nic z tego. Ale czasem jest jak w przypadku Trzech panów w łódce Jerome Jerome'a. Przyjaciel przekonywał przez lata, że świetne. Odbijałem się po wielokroć. Aż przyszedł dzień łaski dostępu. Pewnie każdy z was tak ma. Douglasa akurat nie mam żadnej książki po naszemu. Może spróbuję oryginała, bo to proste teksty. Może nie. Film zapewnił mi dwie godziny dobrej zabawy. A za kilka dni mam hopa - na Strażników Galaktyki2.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Strażnicy Galaktyki 2 - jazdy bez trzymanki ciąg dalszy. Jeżeli podobała się "jedynka" to musisz "dwójkę" -80% space opera i 20% komedii . Przednia zabawa, sporo nawiązań do "tematyki", Kaczor H. ponownie w strażnikach a poza tym Stallone, Hasselhoff i Russell. Bliżej zaznajamiamy się z ponętną Nebulą, a i Drax dostaje większy tort scenariuszowy.
Mają to w 2018 połączyć z resztą uniwersum w cyklu Infinity War, ale mam odrobinę wątów ... SG za bardzo efekciarsko-zabawowo-komediowe w porównaniu do reszty. ..no ale Obaczymy.
Poza tym sporo zajawek, Karaiby, Mumia-She, Besson-Walerian-5element, Kapitan Amazonka (Besson i Amazonka nie przekonują mię, DC nie ma ręki do filmów)
Strażnicy Galaktyki 2 - jazdy bez trzymanki ciąg dalszy. Jeżeli podobała się "jedynka" to musisz "dwójkę" -80% space opera i 20% komedii . Przednia zabawa, sporo nawiązań do "tematyki", Kaczor H. ponownie w strażnikach a poza tym Stallone, Hasselhoff i Russell. Bliżej zaznajamiamy się z ponętną Nebulą, a i Drax dostaje większy tort scenariuszowy.
Podpisuję się i polecam.
Czysta rozrywka z wieloma mrugnięciami oka dla 40latków.
Jeśli nie wiesz jakie gadające auto miał Hasselhof, kto to jest Mary Poppins, nie znasz muzyki z lat 80tych, to możesz sporo rzeczy nie zrozumieć, lub nie zauważyć. Chociaż podejrzewam, że nieznajomość komiksów Marvela też nie pomaga (ja nie znam).
Mnie kupiła już pierwsza scena, jest jeszcze lepsza niż w jedynce.
Ale później jest w większości równie dobrze.
Chociaż w mniej więcej połowie filmu mamy sporo w kwestii rozwinięcia poszczególnych postaci, w tym również wcześniej drugoplanowych. Z dominującym wątkiem ojcowsko-synowskim, chociaż również z siostrzanym oraz ... Draxowym. W sumie to trudno powoli mówić o jednym, głównym bohaterze - to jest drużyna, w której każdy ma swój czas i swoje rozwinięcie. Chyba każdy z bohaterów, włącznie z tymi, wcześniej drugoplanowymi, spokojnie może dostać swojego spin-offa i może to być ciekawy film.
I gdzieś pod koniec, o dziwo, pomimo czysto rozrywkowego charakteru filmu - dostajemy również jakiś "głębszy sens" (pokazany jak przystało na kino rozrywkowe, ale jednak).
Trojan napisał/a:
Mają to w 2018 połączyć z resztą uniwersum w cyklu Infinity War, ale mam odrobinę wątów ... SG za bardzo efekciarsko-zabawowo-komediowe w porównaniu do reszty. ..no ale Obaczymy.
No i tego się obawiam. Kompletnie mi to nie pasuje.
A nawet powiedziałbym, jestem przeciw, bardzo przeciw!
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Do kotleta, Star Trek 6 (ostatni regularny z Kirkiem) - gdzieś tak pół patrzałem. Wszyscy wiedzą jakie są Star Treki, nigdy nie lubiłem starych ST, tandeta, teatralnosc i wąsaci Janusze. TNG to był skok o dwie epoki do przodu pod każdym możliwym względem. Ale w sumie nie o tym miałem napisać, chodzi mi o kreacje Spocka. Leonard Nimoy stworzył pewien absolutny wzorzec tego typu postaci / sf humanioid mózgowiec no emotion/ który później często przewija się przez klatki kinematografii czy książki. Był w tej roli doskonały, taki wzorzec z Sevres, i pomimo tandety całej reszty -pełen szacun.
Obcy. Przymierze. Ridley ma sklerozę. To tyle co mam do powiedzenia. Pozwolił idiotom napisać scenariusz i go autoryzował. Wizyjnie dobre, ale nie o to chodziło.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
"Wizard Of Lies" - wczorajsza premiera od HBO. Film o Bernardzie Madoffie. Akcja koncentruje się na wydarzeniach tuż sprzed "wyjścia na jaw" jego przekrętów oraz na wydarzeniach po. Świetnie napisany i zagrany film. Standardowo wymienić należy Roberta De Niro, który wreszcie dostał coś do zagrania i nie musi się rozmieniać na drobne w badziewiach. Michelle Pfeiffer - dawno nie widziana przeze mnie. Ale i reszta obsady też stała na wysokim poziomie.
https://www.youtube.com/watch?v=4G2carVhVJk
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum