http://www.theatlantic.co...di-gras/284218/
Odnośnie drugiego - wydaje mi się, że do tego serialu przydałyby się przypisy. Ponieważ osadzony jest on w specyficznym "regionie" USA, z ciekawymi tradycjami, które są niezrozumiałe dla widzów spoza USA, a które oddziałują na na fabułę i bohaterów. Może jakieś materiały będą w dodatkach w wydaniu dvd.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Ale to wiadomo od początku przecież, że każdy sezon to inni bohaterowie i inna sprawa.
Teoretycznie można byłoby wziąć bohaterów z pierwszego sezonu i obsadzić ich w innych rolach i nowej historii w drugim sezonie - coś na wzór "American Horror Story".
Ale praktycznie od początku było wiadomo, że tak nie będzie.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
I bardzo dobrze. Bo jednak w "AHS" wszystko się zgrało i poziom 3 sezonu wskazuje na zmierzanie w stronę cepelii, która mi się nie podoba. "True Detective" w 2 sezonie będzie innym serialem i jeśli będzie na takim poziomie fabularnym i obsadowym, jak "jedynka" to będzie sukces. Cieszę się, że aktorzy będą inni.
I czy tylko ja uważam, że rola Matthew McConaugheya w "Dallas Buyers Club" (jestem świeżo po obejrzeniu) nie umywa się do roli w "True Detective"? Za ten serial powinien dostać Oscara
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
http://hatak.pl/artykuly/...-serwisu-hbo-go
Trochę nie rozumiem takiego masowego zainteresowania tym serialem. Ale też jestem wygłodzony czekaniem na finał. Ale byle do wieczora. Przez GO nie próbuję choć działa bez zarzutu już. Nie ma to jak walnąć się na kanapie przed telewizorem, wyłączyć światła i dać się otulić mrokiem Nie czytam opinii po finale, ale spodziewam się, że rozczaruje on niemałą liczbę tych, którzy tak się podniecali samą zagadką. Też mnie interesuje rozwiązanie fabuły, ale nie czekam na żadne objawienia mózgotrzepne.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Finał potwierdza, że TD to najbardziej przereklamowany serial od lat. Cała (na tym etapie już tylko teoretyczna) para poszła w gwizdek. Zestawianie go z Breaking bad czy The wire to herezja. Mnóstwo zmarnowanego potencjału.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Serial bardzo mi się podobał. Ale zgodzę się, że zestawianie go z "Breaking Bad", czy "The Wire" nie miało sensu. Zresztą, jak czytałem niektóre recenzje, szczególnie amerykańskie, to wypływała z nich tęsknota za jakimś serialem, czy dziełem ogólnie z Pytaniami i Odpowiedziami. Sprawiła to pewnie kreacja Cohle'a i jego przemyślenia, w których dopatrywano się ukrytej symboliki.
To po prostu znakomity serial, który od początku był tym czym był: ponurą zagadką kryminalną, którą rozwiązywali dwaj detektywi, których połączyła trudna przyjaźń. Tylko tyle i aż tyle. I cieszę się, że nie popadłem w nadmierną ekscytację szukając symboli, ukrytych znaczeń. Zresztą, jak pisałem wcześniej, w tym serialu przydałyby się przypisy, bo dotyczy on momentami pewnych aspektów lokalnej historii i zwyczajów i sam Google nie wystarczy, jeśli nie wie czego się szuka. Choć czasem się przydaje. Weźmy słowo "Carcosa"http://en.wikipedia.org/wiki/Carcosa Znając jego znaczenie i odnosząc je do fabuły serialu, można chyba na nią spojrzeć inaczej. "Carcosa" staje się po prostu częścią pokręconej, chorej mitologii stworzonej przez obłąkanego przestępcę. Nie ma ukrytego dna - jest po prostu "przetrawiona" przez umysł i oderwana od swojego znaczenia. Równie dobrze mogła to być Arrakis
Ja uważam, że serial można interpretować, jak każde porządne dzieło, na kilka sposobów. Dobrze, że autorzy nie poszli jednoznacznie w fantastykę, ale zostawili na tyle dużo tropów, że interpretacja okultystyczna daje radę. Dla mnie Carcosa na pewno nie jest tylko częścią mitologii stworzonej przez chorego zabójcę.
Nawet jeśli poza "normalną" warstwą fabularną nie kryje się nic więcej, to i tak sukcesem stało się spowodowanie tego, że wszyscy szukają w niej "czegoś więcej"
Finał potwierdza, że TD to najbardziej przereklamowany serial od lat.
Zestawianie go z Breaking bad czy The wire to herezja. Mnóstwo zmarnowanego potencjału.
1. Absolutnie się z Twoją opinią nie zgadzam, ponieważ wszystko było świetne aż do finału. Nie można przekreślać całego sezonu który miał 7 wysokiej klasy odcinków + większą część ostatniego, tylko dlatego, że rozwiązanie okazało się niesatysfakcjonujące. No bez jaj...
2. Herezją jest wyrokowanie już teraz, jako że zarówno "Wire", jak i "Breaking Bad", miały kilka sezonów do wykazania się... Proszę o więcej racjonalnego podejścia, jeśli można.
Jak dla kogo. Może nie było pierdolnięcia, ale nie było to też The Killing.
Jak dla kogo, rozumie samo przez się. Nie chodziło mi o pier... W zupełności wystarczyłoby coś zwykłego, bez udziwnień. Tymczasem otrzymaliśmy zakończenie, które w pewnej mierze zawiodło, szczególnie jeśli chodzi o dwójkę bohaterów. Sorry, ale nie kupuję tej gadki pod szpitalem. Do tego momentu było OK. Marty też się posypał.
Obejrzałem przed chwilą finał i jestem bardzo zadowolony.
Jander napisał/a:
Dobrze, że autorzy nie poszli jednoznacznie w fantastykę, ale zostawili na tyle dużo tropów, że interpretacja okultystyczna daje radę. Dla mnie Carcosa na pewno nie jest tylko częścią mitologii stworzonej przez chorego zabójcę.
O ile z Romulusem pod względem książek rozjeżdżam się praktycznie zawsze to pod względem seriali prawie wcale. Rewelacyjny serial, najlepszy w ostatnim czasie i chyba najmocniejszy kandydat do nagród. A już myślałem dwa tygodnie temu, że Kevin Spacey rozdaje karty.
Nie wiem do końca jak interpretować wątek córki Marty'ego. Wydaje mi się, że Pizzolatto umyślnie rozrzucił trochę tropów, mając na celu nakręcenie jeszcze większego zainteresowania serialem i skłonienie takich nieszczęsnych analityków fabuły jak ja do szukania odpowiedzi na pytania, których wcale nie trzeba zadawać. Co prawda Marty mówi pewnego razu, że "ma rozwiązanie przed oczami" i "że grzechem jest nieuwaga" ale wydaje mi się, że jego córka i jej wątek to takie tylko mruganie okiem do widza.
No i nikt nie pisze o openingu serialu. Osiem razy oglądałem te 2 minuty za każdym razem jednakowo zafascynowany.
Nie wiem do końca jak interpretować wątek córki Marty'ego. Wydaje mi się, że Pizzolatto umyślnie rozrzucił trochę tropów, mając na celu nakręcenie jeszcze większego zainteresowania serialem i skłonienie takich nieszczęsnych analityków fabuły jak ja do szukania odpowiedzi na pytania, których wcale nie trzeba zadawać. Co prawda Marty mówi pewnego razu, że "ma rozwiązanie przed oczami" i "że grzechem jest nieuwaga" ale nie wydaje mi się, że jednak, że jego córka i jej wątek to takie tylko mruganie okiem do widza.
Ja tak sobie myślę, że wątek córki jest w zasadzie tylko przypisem do zachowania Marty'ego, obnaża jego częściową hipokryzję (wszak sam nie prowadził się lekko). Względnie jej wątek wypłynie w drugim sezonie (co jest przecież możliwe, nawet jeżeli będzie inna historia z innymi bohaterami).
Ja nie pojmuję marudzenia na finał. Jeśli chodzi o zakończenie sprawy, to w końcu złapali tego, co go chcieli złapać, a ilość okultyzmu w zakończeniu była i stosowna - po tych wszystkich tropach dać zwykłe sensacyjne zakończenie byłoby wręcz nietaktem - i nieprzesadna, bo przecież nie skończyło się przebudzeniem Cthulhu ani wstąpieniem w wielkie światło, cięcie. Jestem pod wrażeniem, że obydwaj przeżyli, bo spodziewałam się, że sobie tam poumierają. Ale może właśnie to by było już zbyt mistyczne.
Jander napisał/a:
Też nie kupowałem, ale teraz to rozumiem i uznaję jako ważny. końcowy element przemiany bohatera.
Ja kupuję. Obydwaj się zmienili. No i jak na to nie spojrzeć, to śpiączka/śmierć kliniczna jednak jest jakimś przeżyciem, a nie siniakiem na kolanie.
Sceny szpitalne fajnie pokazały ich love-hate relationship
Plejbek napisał/a:
No i nikt nie pisze o openingu serialu. Osiem razy oglądałem te 2 minuty za każdym razem jednakowo zafascynowany.
Wizualnie bardzo dobre, a muzykę będę teraz ścigać po internetach, bo mnie prześladuje.
A tak przez ciekawość, bo nie sprawdzałem: jak Marthy bierze za rękę byłą żonę, to czy ona ma na ręku obrączkę/pierścionek zaręczynowy? Coś długo było na to ujęcie, nie wiem czy nie miało to być bardziej znaczące, niż zwykłe pojednanie.
Ja uważam, że serial można interpretować, jak każde porządne dzieło, na kilka sposobów. Dobrze, że autorzy nie poszli jednoznacznie w fantastykę, ale zostawili na tyle dużo tropów, że interpretacja okultystyczna daje radę. Dla mnie Carcosa na pewno nie jest tylko częścią mitologii stworzonej przez chorego zabójcę.
O, to, to.
Zresztą finał fanowskich teorii absolutnie nie przekreślił. Sami bohaterowie przyznają, że nie rozwiązali zagadki do końca, że wiele osób powiązanych z kultem wciąż jest na wolności. Więc niezadowolenie serialowych zapaleńców wynika w moim odczuciu głównie z faktu, że finał nie poklepał ich po pleckach i nie powiedział "ale jesteście bystrzy, mieliście rację", nie zaspokoił potrzeby nagrody, którą była przecież sama "zabawa" przy wyłapywaniu i kojarzeniu tropów, składaniu ich w możliwe rozwiązania. Oraz z przyzwyczajenia do zawsze triumfującego dobra i do tego, że ciężka praca musi być nagrodzona pełnym zwycięstwem, bo w filmach/serialach detektywistyczno-policyjnych zawsze tak jest i nie może być, by pomimo kompleksowego śledztwa źli zbrodzienie nadal hasali na wolności.
Taki finał, będący częściowym jedynie zwycięstwem dobra nad występkiem, świetnie się wpasowuje w jedną z głównych myśli, na których pierwszy sezon się opierał - całą ideę "flat circle", wciąż popełnianego zła, najgorszych zbrodni, które się działy, dzieją i dziać będą, bo to jest wpisane w ludzką naturę, która nie potrzebuje żadnych interwencji kosmicznego juju, by wciąż i wciąż uwidaczniać swoje najgorsze strony i skłonności.
A wątki zaczerpnięte w weird fiction to osobny temat. Choć w moim odczuciu pełnią głównie rolę tła, na którym wyraźniej widać, że największym skurwysynem jest człowiek, nie żadna mroczna siła, poprowadzono je w taki sposób, że same w sobie mają pewien ciężar, pewną siłę oddziaływania na widza, skłaniają do zastanawiania się, czy to wpisane w ludzi zło jest aby na pewno jedynie skazą na charakterze i skąd pochodzi. No i tworzą tę perfekcyjną, cierogenną atmosferę.
Więc niezadowolenie serialowych zapaleńców wynika w moim odczuciu głównie z faktu, że finał nie poklepał ich po pleckach i nie powiedział "ale jesteście bystrzy, mieliście rację", nie zaspokoił potrzeby nagrody, którą była przecież sama "zabawa" przy wyłapywaniu i kojarzeniu tropów, składaniu ich w możliwe rozwiązania. Oraz z przyzwyczajenia do zawsze triumfującego dobra i do tego, że ciężka praca musi być nagrodzona pełnym zwycięstwem, bo w filmach/serialach detektywistyczno-policyjnych zawsze tak jest i nie może być, by pomimo kompleksowego śledztwa źli zbrodzienie nadal hasali na wolności.
Nie sądzę, by wyrafinowani odbiorcy chadzali drogą prostych rozwiązań. Zresztą już od dłuższego czasu widać odwrotną tendencję. Seriale nowej generacji nie dają jasnych odpowiedzi, jednoznacznej moralności i całkowitego zwycięstwa nad złem. Kontemplują raczej naturę tego zła, dając mu prawo wypowiedzi, a czasem nawet dominacji. Zła z którym trzeba pertraktować. Godzić się na nieciekawe kompromisy. I to takie produkcje są dziś najbardziej doceniane.
A cóż z tego, że dobro nie zwyciężyło tym razem totalnie? W moim odczuciu zwyciężyło bez dwóch zdań. Bo choć nie wszystkich postawiono przed obliczem sprawiedliwości, sprawiedliwość się dokonała, mówiąc: Choćby przed tobą wszyscy się kłonili, zawsze pojawią się jacyś Hart i Cohle, by skopać ci dupsko. Nawet po 15 latach.
Mnie samemu serial podobał się bardzo, ze szczególnym uwzględnieniem roli Rusta (rola Marty'ego ustępowała jej tylko o jotę i raczej z powodu scenariusza). I naprawdę kupuję go niemal od początku do końca. A dokładniej do szpitalnych refleksji Cohle'a, bo jego przemiana zdaje mi się nieprzekonująca. To nie była powolna ewolucja przez osiem odcinków, a nagły zwrot po traumie śpiączki. Co prawda Rust zmiękczył się przez lata po służbie, ale nie przeszedł jeszcze na stronę kucyków Pony.
Natomiast najsurowiej oceniam niewykorzystany potencjał zawartej w serialu mitologii na linii Carcosa - Yellow King. To hasła, mity czy ich rzeczywiste emanacje, które padały z ust co najmniej kilku napotkanych postaci, a zatem w jakiś sposób funkcjonowały w luizjańskim półświatku. Brakowało mi nakreślenia - jaki.
Nie sądzę, by wyrafinowani odbiorcy chodzili drogą prostych rozwiązań.
Niestety nie tylko tacy serial oglądali i wyrażali o nim opinie, stąd moje wrażenia. Druga rzecz - trudno jest mi mieć dobre zdanie o kimś, kto kilka godzin wyśmienitej rozrywki skreśla po kilkunastominutowym fragmencie, który nie przypadł mu do gustu (bo i opinie typu "cały serial spieprzony tym kiepskim finałem" czy "i po co ja to wszystko oglądałem?" się tłumnie pojawiły).
dworkin napisał/a:
A dokładniej do szpitalnych refleksji Cohle'a, bo jego przemiana zdaje mi się nieprzekonująca. To nie była powolna ewolucja przez osiem odcinków, a nagły zwrot po traumie śpiączki. Co prawda Rust zmiękczył się przez lata po służbie, ale nie przeszedł jeszcze na stronę kucyków Pony.
Tutaj pełna zgoda, ale szczerze mówiąc to właściwie niewiele zmienia w mojej ocenie serialu, który nadal, mimo tego słabszego momentu, uważam za wyśmienity.
Natomiast najsurowiej oceniam niewykorzystany potencjał zawartej w serialu mitologii na linii Carcosa - Yellow King. To hasła, mity czy ich rzeczywiste emanacje, które padały z ust co najmniej kilku napotkanych postaci, a zatem w jakiś sposób funkcjonowały w luizjańskim półświatku. Brakowało mi nakreślenia - jaki.
Zawsze jest nadzieja, że zrobią z tego wątek spinający sezony
W każdym razie serial znakomity, mimo ostatniej sceny pasującej do poetyki całości jak cycki do biskupa. To się nie powinno tak skończyć, Marty powinien wpaść na Childressa, dostać pod żebra i wykrwawić się jak pies w ciemności, a Rust miał przeżyć ze świadomością, że Childress i reszta się wymknęli - i zapić się na śmierć lata później. To by uczyniło mnie szczęśliwym Orkiem - co nie znaczy, że TD nie jest kapitalną produkcją.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
To się nie powinno tak skończyć, Marty powinien wpaść na Childressa, dostać pod żebra i wykrwawić się jak pies w ciemności, a Rust miał przeżyć ze świadomością, że Childress i reszta się wymknęli - i zapić się na śmierć lata później. To by uczyniło mnie szczęśliwym Orkiem - co nie znaczy, że TD nie jest kapitalną produkcją.
Neva! Nigdy nie zaakceptowałbym takiej końcówki. Childress muss sterben! I w istocie tak się stało. W najgorszym wypadku łyknąłbym śmierć całej trójki. Ewentualnie Childressa i jednego z detektywów. Może nawet Marty'ego, by Rust musiał spojrzeć w oczy jego rodzinie i zapić się z żalu. Ale nie do końca by to banglało, bo śmierć Rusta najbardziej pasuje jako zwieńczenie jego postaci - finalne ukojenie, na które pracował od samego początku.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum