Producenci często gęsto nie mają problemów w osadzaniu dwóch różnych aktorów w kolejnych wcieleniach danej postaci. Po prostu sądzę, że tak byłoby lepiej.
Faktycznie Pearce w trailerze gra niesamowicie, ale nie zdziwiłoby mnie, gdyby w samym filmie grę utrudniała mu charakteryzacja.
Nigdy w to nie uwierzę, żądza kasy zmusi ich do wydanie jeszcze nie jednej wersji. Kwestia tylko czasu.
Najwyżej nie nazwą tego Director's Cut a Extended
Producenci często gęsto nie mają problemów w osadzaniu dwóch różnych aktorów w kolejnych wcieleniach danej postaci. Po prostu sądzę, że tak byłoby lepiej.
Faktycznie Pearce w trailerze gra niesamowicie, ale nie zdziwiłoby mnie, gdyby w samym filmie grę utrudniała mu charakteryzacja.
Nawet podmiana aktorów, nie uratowałaby, tak kiepsko zrealizowanego filmu.
ASX76, jak można dobrze zrealizować cały projekt filmu, mając kiepski scenariusz? Scenariusz to podstawa. Bez niego film nie może być dobry, a przykład "Prometeusza" pokazuje, jaką nielogiczną kupę można zrobić.
ASX76, jak można dobrze zrealizować cały projekt filmu, mając kiepski scenariusz? Scenariusz to podstawa. Bez niego film nie może być dobry
Ale może być dobrze zrealizowany. Realizacja - zdjęcia, muzyka, scenografia, kostiumy, całe to techniczne fiu-bździu, gra aktorska. Można sobie wyobrazić film z kiepsim, pretekstowym scenariuszem, który będzie się oglądało całym cielskiem. W końcu film to ruchome obrazki, o ile pamiętam .
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Realizacja - zdjęcia, muzyka, scenografia, kostiumy, całe to techniczne fiu-bździu, gra aktorska. Można sobie wyobrazić film z kiepsim, pretekstowym scenariuszem, który będzie się oglądało całym cielskiem.
Brudne umysły myślą podobnie Ale w tej samej konwencji np. filmy kung-fu, musicale czy cała ta kinematografia taneczna. Śladowy scenariusz, świetne widowisko.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Kilka postów temu kategorycznie twierdziłeś, że nie da się zrobić dobrego filmu bez dobrego scenariusza, a teraz uciekasz w sf, zawężając pole naszych rozważań i wycofując się rakiem? Oj, nieładnie
Jander napisał/a:
Pornoteusz.
+1
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
"Mulholland Drive" już nie pamiętam, to się nie wypowiem, ale scenariusz w "Mikrokosmosie" jest dobry. Świetne ujęcia jak na tamte czasy, nastrojowa muzyka, wszystko jak na film przyrodniczy zacnie zmontowane.
Wydaje mi się Stary Orku, że mylisz scenariusz z samą fabułą. Scenariusz obejmuję kadry, kostiumy, muzykę itd. Nawet parosekundowa reklama ma scenariusz. Jeśli reklama jest dobra, to i scenariusz jest dobry.
Skoro tak piszesz, to "Prometeusz" miał dobry scenariusz. Wszystko poza fabułą stało na wysokim poziomie .
Rozumiem, że nie jest to najlepszy film roku, ale na aż takie mieszanie z błotem nie zasługuje.
Moim zdaniem Prometeusz w ogólnym zarysie ma świetny scenariusz - przedstawia konkretną zagadnienie (relacje między potomkiem a rodzicem) rozbija na multum problemów (deifikacja, nieśmiertelność, poświęcenie, zazdrość między potomstwem) i realizuje na masie konkretnych przykładów w samym filmie. Problemem jest wykonanie wielu scen, które rzeczywiście zahacza o żenadę, a także nierównomierne rozłożenie akcentów, wreszcie - słaby montaż całości.
Tylko że wciąż wolę taki rodzaj prequela który mimo swoich braków ma coś do powiedzenia, wnosi coś, niż tylko dobrze zrealizowaną powtórkę jak The Thing z 2011.
onceuponatime napisał/a:
Znajdz mi przykład dobrego filmu z tak nielogicznym scenariuszem jak w "Prometeuszu". Z miła chęcią obejrzę i zobaczę, że się mylę.
No w sumie zapomniałem, że to prequel "Obcego" Ale dziwi mnie, że jeden film może mieć nie mniej bubli niż cztery razem wzięte.
Podziwiam Cię Ł za to, że byłeś w stanie podczas filmu rozmyślać o tego typu zagadnieniach. Ja po 15min zastanawiałem się nad sensem wielobilionowej podróży grupy ludzi na obcą planetę, którzy wcale nie chcą brać w niej udziału. Ba, są nawet nieświadomi jaki jest jej cel A to dopiero początek filmu.
Co komu po tej całej symbolice i poruszanych zagadnieniach (oprócz relacji stwórca-kreacja, jest jeszcze choćby etyka w nauce), kiedy filmu po prostu nie da się oglądać, bo bezsens kolejnych scen odrzuca? Wracając do skatologicznej analogii - można przeprowadzić analizę i na tej podstawie stwierdzić, czym odżywiał się twórca, jakie treści przeprowadził przez swój system i... nam przekazał. Ale to wciąż kupa i ciężko się nią zachwycać.
Wydzielić temat o "Prometeuszu"? Bo to jedyny sposób, żeby ocalić i zatrzymać ten spam. Tak mi się wydaje. Ale jak go wydzielę, to przestaniecie pisać, więc...
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
deifikacja, nieśmiertelność, poświęcenie, zazdrość między potomstwem
Do tego dodaj jeszcze wątek androida, śniącego o elektronicznych owcach.
David to dla mnie w ogóle centralna postać całego dramatu. Scott jego postacią wprowadził małą nowinkę do survival horroru - postać którą ani nie można przypisać do obozu ofiar ani do obozu zagrożeń. David nonszalancko łamie tą typową dla gatunku dychotomię będąc trzecią stroną, która manipuluje prawdopodobnie nimi wszystkimi - łącznie z swoim stwórcą i jego stwórcą swego stwórcy.
W Davidzie przecina się też najwięcej płaszczyzn problemowych całego obrazu, właściwie wszystkie oprócz wątku wiary zarezerwowanego dla postaci Shaw. No i te niaunse - np. b ardzo fajny jest wątek poboczny relacji między Davidem a jego "siostrą" która choć w filmie nie jest to nigdzie pokazane bezpośrednio, czuje w stosunku do niego ogromną zazdrość. To jego Wayland przedstawia jako swojego syna, to jemu ufa. Vickers zgadza się pójść do łóżka z kapitan dopiero wtedy gdy ten pyta ją o to żartobliwie czy nie jest robotem - jakby musiała również sobie coś udowodnić. Albo wtedy gdy David mówi Shaw że "czy nie wszyscy pragną śmierci swoich rodziców" mając jednocześnie na myśli sytuacją cywilizacją, osobiscie swoją, Shaw i jej ojca, oraz jej i potwora jakiego miała "urodzić"?
W takich niuansach tkwi siła scenariusza Prometeusza. Dla nich mogę przymknąc oko na atak kosmicznego zombie, albo zmiażdżenie uciekającego człowieka przez olbrzymi toczący się kosmiczny precel (chociaż wystarczy przetoczyć się w bok trzy razy żeby tego uniknąć).
Scott jego postacią wprowadził małą nowinkę do survival horroru - postać którą ani nie można przypisać do obozu ofiar ani do obozu zagrożeń. David nonszalancko łamie tą typową dla gatunku dychotomię będąc trzecią stroną, która manipuluje prawdopodobnie nimi wszystkimi
Nie zgodzę się do końca. To jedna z rzeczy, która uderzyła mnie jako nawiązanie i wariacja na temat wcześniejszych Obcych, których było pełno w tym filmie.
Wcześniej mieliśmy dwie strony - my kontra obcy, oraz trzecią, manipulującą stronę - firmę i jej pozbawione ludzkich emocji cele, reprezentowane także przez androida.
Prometeusz postawił więc tylko większy akcent na androidzie, jako bardziej niezależnej jednostce - choć trudno mieć pewność (równie dobrze mógł być do tego wszystkiego inspirowany przez Waylanda, co zresztą bardziej prawdopodobne) - ale na pewno, jako na bardziej centralnej postaci.
Pod ten schemat, w tej konwencji, mógłbym jeszcze chyba podłączyć przynajmniej jeden odcinek South Parku...
Cytat:
- łącznie z swoim stwórcą i jego stwórcą swego stwórcy.
Hmmm. To dość daleko posunięte stwierdzenie. Raczej w wymiarze zgadywania.
Cytat:
W Davidzie przecina się też najwięcej płaszczyzn problemowych całego obrazu, właściwie wszystkie oprócz wątku wiary zarezerwowanego dla postaci Shaw.
Jeśli masz na myśli wątek wiary, jako "wykazywania wiary", to chyba tak (choć czy Wayland nie mówił czegoś, że to ona przywróciła mu wiarę? Mogę czegoś nie pamiętać).
Oczywiście, sam David nie wierzył - jak Wayland umierał, powiedział: "there's nothing". David odp.: "I know".
Jeśli jednak o kwestie wiary w ogóle chodzi - to David, jak najbardziej grał w nich rolę. Głównie poddawania próbie wiary innych oraz drążenia tematu relacji twórcy i kreacji. Do tego jeszcze "cud" zapłodnienia niepłodnej. Zastanawia także imię - Dawid.
"Dawid kontra Goliat" to moje pierwsze skojarzenie konfrontacji Davida z Inżynierem (plus jeszcze ta scena w laboratorium z eksplodującą głową: "mortal after all").
Anyway, wygląda na to, że całą tą podróż przetrwały esencja zimnej logiki i wiedzy, oraz esencja wiary. Kolejny wymiar symboliczny, który można odczytać jako "jeśli mamy przetrwać, wiara z nauką muszą znaleźć płaszczyznę porozumienia, bo żadna z nich nie odejdzie". A przynajmniej takie mam podejrzenia co do intencji twórców.
Nie jestem też pewien, czy zazdrość między rodzeństwem jest niuansem. Napięcie między nimi było bardzo wyraźne. Szczególnie gdy ona przydybała jego po rozmowie z Waylandem i we wszystkich pozostałych, opisanych scenach.
Nie zgodzę się do końca. To jedna z rzeczy, która uderzyła mnie jako nawiązanie i wariacja na temat wcześniejszych Obcych, których było pełno w tym filmie.
Wcześniej mieliśmy dwie strony - my kontra obcy, oraz trzecią, manipulującą stronę - firmę i jej pozbawione ludzkich emocji cele, reprezentowane także przez androida.
Myślałem o tym ale w tego typu filmach taka "trzecia" strona (chciwa korporacja, czy chcący na wszystko walnąc atomówkę generał) to również w pewnym sensie ofiara (swojej chciwości bądź głupoty). W Prometeuszu tą rolę spełnia sam Wayland. David jednakże wychodzi poza ten schemat - on jakby w ogóle nie bierze udziału w konflikcie, nawet w instalacji obcych chodzi sobie spokojnie jak po ulicy, jakby nie obowiązywały go prawa thrilleru. Nie motywuje go chciwość lub rządza władzy, raczej pragnie zdefiniować sam siebie - zwróć uwagę że odkrywa kolejne rzeczy z jakby dziecinną fascynacją.
MORT napisał/a:
Cytat:
- łącznie z swoim stwórcą i jego stwórcą swego stwórcy.
Hmmm. To dość daleko posunięte stwierdzenie. Raczej w wymiarze zgadywania.
Dlatego napisałem "prawdopodobnie". Jednak to że David jest w zasadzie jednym tłumaczem/łącznikiem między ludźmi a inżynierami bądź ich wiedzą, czyni to raczej prawdopodobnym.
Być może jest to powód tego dlaczego David chciał się pozbyć Hollowaya i Shaw (archeologów i spec od Inżynierów) - żeby być jednym łącznikiem.
Cytat:
Oczywiście, sam David nie wierzył - jak Wayland umierał, powiedział: "there's nothing". David odp.: "I know".
Mnie najbardziej zastanawia inny wątek to znaczy intencji/celowości w perspektywie Davida. W rozmowie z Hollowayem słysząc że ludzie stworzyli go "bo mogli" robi on smuteczek i mówi że gdyby to samo usłyszeli ludzie od inżynierów to byliby bardzo zawiedzeni. Z drugiej strony David pod koniec filmu w rozmowie z Shaw uznaje że intencja decyzji inżynierów o zniszczeniu ludzkości jest nieistotna skoro już została podjęta. To w końcu jak jest z tym Davidem? Czy przypisuje on jakąś wartość pewnej intencjonalści (wiara też jest jej rodzajem) czy uważa że wszystko jest po prostu sumą wypadków?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum