Jestem w połowie 2 sezonu, i podoba mi się coraz bardziej. Przede wszystkim konwencja w jakiej jest kręcony - bajka o kosmicie, który przemierza czas i przestrzeń w pojeździe w kształcie budki telefonicznej co dwa odcinki ratując wszechświat, dystans do samego serialu, który mają jego twórcy i posmak brytyjskiej absurdalności.
Na plus dla mnie wyszła zmiana Doktora na Davida Tenna (nie ujmując nić Ecclestonowi), T. bardziej pasuje mi do wyobrażenia Doktora jakie miałem zanim zacząłem oglądać serial (dłuższe włosy, płaszcz), choć oglądałem taki 6 minutowy special z sezonu i zdaje się, że Matt Smith przeskoczy tą poprzeczkę).
Nie mogę się jednak przekonać do Rose, i nie wiem co Doktor w niej widzi. Przaśna dziewucha trochę.
Nie będę jednak nic jeszcze wyrokował, gdyż przede mną jeszcze cała masa odcinków.
I byłem przekonany, że z powodu wieloletniej historii serialu (wszak nowe serie nie są rebootem, a kontynuacją) będę miał problemy z wdrożeniem się w historię, ale wszystko jest ładnie podane i nie nastręcza trudności.
_________________ Meet Minsky. He understands that stability is destabilizing. Be like Minsky.
Zaczyna się niewinnie. Doctor pojawia się na Marsie w 2059 r. Znajduje się tam baza ludzi, którzy zaczynają - po przykrych doświadczeniach z 4 sezonu - kolonizować Czerwoną Planetę. Oczywiście coś się wydarzy. I to coś takiego, co dokona przemiany w Ostatnim Władcy Czasu. Coś co przemieni go w Zwycięskiego Władcę Czasu.
Odcinki specjalne po 4 sezonie tworzą całość. Wielkimi krokami zbliża się pożegnanie z rolą Davida Tennanta i cała fabuła jest temu podporządkowana. "The Waters Of Mars" posiada fabułę pozbawioną ekstrawagancji, jak najbardziej klasyczną w duchu science fiction, oczywiście poza obecnością Doctora Z mocnym, zaskakującym finałem. Lindsay Duncan jako kapitan Brooke stworzyła zapadającą w pamięć kreację. I ta ostatnia wymiana zdań z Doctorem, czerwone drzwi i jej wzrok...
Jutro przede mną odcinek 4 i 5. A potem, może z rozpędu zacznę oglądać piąty sezon, aby nie było zbyt smutno.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Pożegnanie z Davidem Tennantem w 4 specjalnym odcinku po 4 sezonie było znakomite. W zasadzie mógłby to być finał całego serialu - tak było to dobre. Gdyby nie "epilog", czyli pojawienie się Doctora w 11 wcieleniu. Na krótko, ale wystarczająco, aby zachować ciągłość i zaintrygować.
I piąty sezon zaczyna się znakomicie, a potem jest jeszcze lepiej. Doctor stara się opanować nowe wcielenie i przeobrażenie TARDIS. Ląduje w ogródku domu zamieszkiwanego przez małą dziewczynkę, Amelię Pond. Z Doctorem przybywają kłopoty. A w pewnym momencie musi zniknąć. Na 5 minut. Wraca po 12 latach. I teraz dopiero zaczyna się zabawa. Amelia Pond jest już dorosłą, bardzo, bardzo seksowną dziewczyną. I, jak zwykle, zaraz Ziemia ulegnie zagładzie Zaraz, tj. za 20 minut
Scenariusz odcinka napisał Steven Moffat i aż skrzy się od humoru, szybkiej akcji, niesamowitego klimatu. Fabuła jest jak wir - zaczyna się od małego załamania, a potem zamienia się w trąbę powietrzną.
Cytat odcinka (s05e01):
Cytat:
- Co ten kosmita ci zrobił?
- Drzwi go zatrzymają?
- Tak, oczywiście! To międzywymiarowy zmiennokształtny kosmita i jak wszyscy panicznie boi się drewna.
Karen Gillan jako Amelia Pond - http://www.imdb.com/name/nm2394794/
Zakochałem się z miejsca. No może nie z miejsca. Ale kiedy rozpuściła włosy...
Matt Smith takich emocji nie wzbudził, ale myślę, że da radę godnie zastąpić Davida Tennanta. Choć w 1 odcinku 5 sezonu cały czas zastanawiałem się - zwłaszcza w trakcie przystosowywania się Doctora do nowego ciała - ile w nim jest z Tennanta. Ale daję mu duży kredyt zaufania.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Billie Piper była czerstwa. Taka blondyna z sąsiedztwa. Lekko irytująca i wulgarna. Już Freema Agyeman jako Martha Jones miała taki podskórnie pulsujący sekaspil Choć - po zastanowieniu - Billie ostatecznie nie była taka zła Ale nie oddałbym jej serca
W zasadzie Catherine Tate jako Donna Noble była z założenia aseksualna.
Oj tam. Obejrzyj 1 odcinek 5 sezonu a zrozumiesz wszystko
Własnie skończyłem oglądać 4. Steven Moffat pisze znakomite scenariusze, ale to oczywistość. W tym odcinku powracają inni wrogowie Doctora - Płaczące Anioły. I profesor River Song (w tej roli Alex Kingston), co samo w sobie jest emocjonujące. Na dokładkę Iain Glenn. Ten serial uzależnia.
Spośród 4 odcinków 5 sezonu na razie "najsłabszy" był 2. Cudzysłów jest potrzebny, bo trudno tu mówic o prawdziwej słabości. Po prostu fabuła była mniej porywająca
Refleksja ogólna. Za każdym razem, kiedy oglądam ten serial łapię się wciąż na tej samej myśli. Jedynym ograniczeniem w tym serialu jest tylko wyobraźnia. A scenarzyści naprawdę mają ją niewyczerpaną i tym serialem tworzą nową jakość w fantastyce. Do tego trzeba dodać werwę i pasję tworzenia, która również uderza w trakcie oglądania tego serialu. Szczypta lub dwie humoru, iskra talentu i nawet oklepane motywy wyglądają na świeże. I są świeże. Ponieważ mam co jakiś czas wrażenie, że to nie scenarzyści wykorzystują jakiś motyw, tylko go wymyślają. A ci, którzy korzystali z niego wcześniej to jacyś lepsi lub gorsi kopiści.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Podsumowując sezon 5 tego serialu (po weekendowym maratonie) muszę napisać, że jest to - jak dotychczas - jego najlepszy sezon.
Wprawdzie muszę obejrzeć jeszcze odcinek specjalny, świąteczny, ale to już bez znaczenia. Oceny on nie zmieni, tak jak poprzednie odcinki specjalne (choc fabuła tych po 4 sezonie to w zasadzie "sezon 4a").
Po pierwsze, Matt Smith jako nowa "twarz", nowe wcielenie Doctora, nie zawiódł. Od początku na scenę serialu wtargnął z werwą, jakby miał ADHD. Po 5 sezonie już można napisać, że i temu aktorowi udało się odcisnąć swoje piętno na tej postaci. Sowizdrzalski uśmiech, wspomniana werwa, niezwykła aparycja, luz. I godnie zastąpił Davida Tennanta. Tak godnie, że przestałem za nim tęsknić
Po drugie - fabuła. W tym sezonie, jak w żadnych z poprzednich 4, był tak wyraźnie zarysowany wiodący, przewodni temat całego serialu. Wczesniej było to skakanie od przygody do przygody, z doskonałym finałem. Wraz ze zmianą wiodących scenarzystów i producentów, doszło do całkowitego odświeżenia fabuły i pomysłów. Najlepsze odcinki wyszły spod pióra Stevena Moffata. Łącznie z finałowymi. W zasadzie jego znakami rozpoznawczymi w tym sezonie były "zabawy" związane z czasem, z podróżami w czasie, z paradoksami. Po ostatnim odcinku tego serialu widać również, że scenarzyści opracowali wcześniej całą konstrukcję fabuły, tworząc z niej całość. Finałowe sceny pozwalają inaczej spojrzeć na zdarzenia i z pierwszych i kolejnych odcinków, dopowiadają pewne rzeczy, ale nie dla zabawy - tylko po to, aby domknąć fabułę. Konstrukcje odcinków są znakomite: coś się dzieje w serialowym "teraz", ale potem akcja przesuwa się kilka, kilkanaście, kilka tysięcy lat i znowu wraca łącząc się z serialowym "teraz". Uczta wyśmienita.
Po trzecie - obsada drugoplanowa. Karen Gillam jako Amy Pond jest zjawiskowa. I nie chodzi tylko o urodę, ale i o przeuroczą niewinność i energię. W ogóle pomysł, aby dodać Doctorowi jeszcze jednego towarzysza, tym razem faceta, też się sprawdził i postacie tworzą niesamowite trio, z którym trudno będzie się pożegnać. Bo to, że do pożegnania dojdzie to pewne - tak bywało przecież w poprzednich sezonach i zawsze było bolesne, także dla mnie Choć scenarzyści także wysoko ustawili poprzeczkę na przyszłość. Wszystko za sprawą River Song, która pojawia się w serialu, ale tak naprawdę ma pojawić się dopiero w przyszłości, co drażni Doctora, bo wie ona o nim więcej, niż ktokolwiek inny. Ale to nie dziwi biorąc pod uwagę, kim dla niego jest. A raczej kim się stanie w przyszłości. Wybór do tej roli Alex Kingston był strzałem w dziesiątkę. Nie pierwszym.
Generalnie serial ten przypomina przygody Indiany Jonesa w czasie i przestrzeni. I stał się już dla mnie pudełkiem ze słodkościami
Zamiast kupować "Battlestar Galactica" zacznę kolekcjonować najpierw brytyjskie wydania blu-ray tego serialu. Jeśli są.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"Christmas carol" - odcinek specjalny, świąteczny, po 5 sezonie. Zabawa Dickensem. W dobrym stylu. Autorem scenariusz był Steven Moffat. A i tak, kiedy pojawił się Doctor myślałem, że fabuła ruszy w kierunku po prostu Jeszcze Jednej Wersji Dobrze Znanej Opowieści. Tymczasem odcinek zaskoczył. Złożony fabularnie: do katastrofy statku została jeszcze godzina, ale Doctor i jego "podopopieczny" i tak mają całe życie niemal, aby zrozumieć pewne rzeczy i skłonić postać do zmiany charakteru i decyzji, która może mieć wpływ na życie pasażerów statku zagrożonych katastrofą. Michael Gambon nie musiał się wysilać, aby doskonale zagrać. Jego postać jest wielowymiarowa - budzi zarówno niechęć, jak i współczucie, a wreszcie koleje jego losu pozwalają nawet na pewną porcję usprawiedliwienia jego poczynań. Tragiczna i zaskakująca postać.
Cytaty odcinka:
Cytat:
Wybacz jakość obrazu. Do odzyskania danych musiałem użyć rozwijania kwantowego i spinacza do papieru.
Oraz:
Cytat:
-Ona chyba chce mnie pocałować.
-Tak, chyba masz rację.
-Nigdy nikogo nie całowałem. Co mam robić?
-Bądź zdenerwowany, roztrzęsiony i kiepski.
-Dlaczego?
-I tak taki będziesz, ale możesz udawać, że tak miało być.
Doskonałe
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Jak można się domyślić - będę się nadal ekscytował.
Dwa odcinki 6 sezonu sprawiły, że w sumie żaden serial, który oglądam, nawet "Mad Men" nie wywołuje u mnie takich emocji, jak "Doctor Who". Co zastanawiające. Bo przez te 5 sezonów, odcinki specjalne i dwa odcinki 6 sezonu zdarzały się bohaterom tarapaty niesamowite. Każda możliwa katastrofa o wszechświatowym zasięgu. Każdy kryzys, jaki można sobie wyobrazić. A nawet taki, którego nie można sobie wyobrazić. Ani zrozumieć - jak przepisywanie się czasu, restart, Bad Wolf. Teraz nadciągnęła Cisza, ale i ten kłopot był w zasadzie do przeskoczenia.
I choćbym nie wiem ile tych katastrof obejrzał, i nie wiem, jak kibicował bohaterom i ekscytował się kolejnymi finałami - zawsze wszystko wraca do punktu wyjścia. To jest - zbliża się kolejny odcinek, który otwiera sezon i zapowiada Coś Okropnego, co nadejdzie. I wciąż to samo: nadal to wywołuje u mnie dziecięcą ekscytację. Nie ma mowy o przesycie, czy znudzeniu.
Za scenariusz 1 i 2 odcinka 6 sezonu odpowiadał ponownie Steven Moffat i trzeba mu przyznać jedno. On, jak i Mark Gatiss, cała ekipa już dawno powinni być podkupieni przez wielkie stacje lub studia. Ale pewnie w nich nie mieliby takiej swobody i wolności, jaką daje BBC. Wykonują doskonałą pracę. "Doctor Who" to serial bez znajomości którego nie można się obyć w żadnej dyskusji o filmowej/telewizyjnej fantastyce. Tego się nie da zbyć kilkoma słowami. Ten serial jest klasyką. I to wiekopomną Nie traktować go jako punktu odniesienia, to jak udawać, że "Gwiezdne wojny" nic nie znaczą. "Władca Pierścieni" to takie tam coś I tak dalej.
A wracając do odcinków: ależ, w gruncie rzeczy, było smutno. Wątek z Ciszą nie wydaje się jeszcze zakończony. Zwłaszcza że początek pierwszego odcinka wciąż pozostawił mnóstwo pytań. Łącznie z najważniejszym, fundamentalnym. Tożsamość dziewczynki też nie powinna budzić wątpliwości. Pytanie "jak do tego doszło/dojdzie" (w odcinkach pisanych przez Moffata nie można być pewnym, czy coś się już wydarzyło czy dopiero wydarzy - cudownie wariackie to jest) obiecuje ekscytującą podróż przez 6 sezon.
I'm believer
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Odcinek s06e03 - warto o nim wspomnieć ze względu na fakt, iż zagrał w nim Hugh Bonneville. W końcu był to odcinek, który nie wymiatał tak, że trzeba zbierać szczękę z podłogi Fabuła w starym dobrym Doctorowym stylu. Z tytułem "The Curse of The Black Spot"
Odcinek s06e04 - scenariusz napisał Neil Gaiman. W zasadzie fabuła była też w Doctorowym stylu, ale z klimatem znanym z jego czytelnikom. Bardzo dobry był pomysł, aby po tylu latach (700!) Doctor w końcu pogadał z TARDIS. Jak zwykle pomysł ten wciśnięto w bezwzględnie realizowany schemat odchodzenia-powrotu, który nie ma litości dla widza. Przypominał trochę odcinki z Davidem Tennantem.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Jak można się domyślić - będę się nadal ekscytował.
Taka samotna ekscytacja to jak masturbacja.
Nie znudziło ci się? Jak widać ten bardzo "specyficzny" serial chyba tylko tobie przypadł do gustu.
Jaki on specyficzny? Specyficzny, jak "Gwiezdne wojny", czy "Władca Pierścieni", albo "Battlestar Galactica" Cóż w nim specyficznego? Poza tym, że na forum oglądają go dwie osoby? Bo reszta nawet nie wie co traci
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Cóż w nim specyficznego? Poza tym, że na forum oglądają go dwie osoby? Bo reszta nawet nie wie co traci
Nic w nim specyficznego. A to, że oglądają go dwie osoby z forum, to żadna specyfika.
Jeden z "reszty" wie co traci, bo bodaj siedem odcinków pierwszego sezonu obejrzał. I nie skreślił go wszakże, jeno na późniejsze czasy ostawił.
Czyli nie widziałeś Davida Tennanta w akcji. Ani jego uroczych partnerek. Ani Matta Smitha. Zabierz się za to Ja męczę 2 sezon "Nip/Tuck" Bez napisów! To i ty możesz
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Czyli nie widziałeś Davida Tennanta w akcji. Ani jego uroczych partnerek. Ani Matta Smitha. Zabierz się za to
Ja męczę 2 sezon "Nip/Tuck"
Bez napisów! To i ty możesz
1. Miejsca na twardych dyskach mam zapełnione, więc i nagrywać nie bardzo jest na co.
2. Co znaczy "męczę"? Jeśli się nie podoba, to po cóż... No i wypada coś więcej o wrażeniach z "Nip/Tuck" napisać...
3. Przez to wiele kwestii może umknąć, a później napiszesz, że serial do dupy.
Ja bez napisów nie mogę, bo moja znajomość jęz. angielskiego ze słuchu jest za słaba.
Napiszę o "Nip/Tuck" w odrębnym temacie, kiedy skończę. Próbowałem zdobyć serial z sieci, ale to szło opornie i nieskutecznie. Więc musze się męczyć z płytami nagranymi przez kolegę. Jak dam je kuzynowi do przerobienia, to znowu miną miesiące zanim zacznę oglądac.
Ale koniec spamu
Odcinki 5 i 6 sezonu 6 - fabuła rozpisana na dwa epizody przez większość czasu była typowo Doctorowa. Bez masakrowania. Pojawiały się niepokojące przebitki dotyczące tego co wydarzyło się w odcinku 1 i 2 i będzie rozwijane w kolejnych (znowu Steven Moffat i podwójna dawka), ale ogólnie było spokojnie. Fantastyka bez speeda Przyszłość - wyspa/klasztor zamieniona w fabrykę. Trafia tam Doctor, jak się okazuje nie przypadkiem (on, bo jego towarzysze nie mieli pojęcia). A w finale okazuje się, jaki był rzeczywisty cel. I jak to się ma do niepokojących motywów z dwóch początkowych odcinków. I to wyjaśnia nieco oschłe zachowanie Doctora, które zastanawiało od pewnego momentu już w odcinkach poprzednich. Doctor zawsze był specyficzny, ale tym razem...
Komplement obowiązkowy w ramach pieszczoty jaką zapewnia ten serial: to całkowicie nieprzewidywalna, fantastyczna seria. Tako rzekłem, jako fanboy. Reszta może to olać Fanatycy nie potrzebują powiększania liczby wyznawców kultu. Z czystej zazdrości, że tylko oni... i tylko dla nich...
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Odcinek 7 i 8. Pełne zaskoczenie. Siódmy odcinek szedł jak burza i to tak, że fabuła zdmuchiwała czapki z głów. Ekspedycja ratunkowa, na którą stawili się niektórzy dłużnicy Doctora została przeprowadzona koncertowo. Ale kiedy wszystko skończyło się dobrze - na dobre zaczęło się wszystko paprać, bo okazało się, że..., co doprowadziło do....
A w 8 odcinku było już całkowicie wbrew przewidywaniom. I tu wreszcie mogę wskazać mały minus. Odcinek 7 zwalił z nóg, bo wreszcie okazało się, o co chodziło z River Song. Od momentu jej pojawienia się jeszcze w 4 sezonie ("Silence in Library") budziła oczywistą ciekawość, zwłaszcza kiedy okazało się kim jest/kim się stanie w przyszłości dla Doctora. Zatem kiedy w 7 odcinku okazało się, że..., to pomyślałem, że w 8 będzie to kontynuowane. A tu odcinek zaczął się z zupełnie innej beczki A nad pewnymi kwestiami, mam wrażenie, Steven Moffat nieco się prześlizgnął. Wprowadzenie postaci Mels, a następnie Co-Z-Tego-Wynikło było niezłe, ale za szybko to wszystko szło. Do tego jeszcze "wysłannicy" Departamentu Sprawiedliwości. Ale, jak zakładam, to jeszcze nie koniec. Powrócił wątek Ciszy i to zapowiada solidną kontynuację. Nawet w 7 sezonie. Niemniej jednak, można już wnosić, że 7 sezon przyniesie spore zmiany, czyli to, co dzieje się zawsze, cyklicznie, w tym serialu. Pożegnanie. Nie z Doctorem
Chętnie już obejrzałbym pozostałe odcinki. Ale po co sobie psuć przyjemność. I możliwość spamowania w tym temacie.
BTW: jak scharakteryzować Doctora dla tych wszystkich, którzy nie są do niego przekonani? To połączenie Sandmana z Indianą Jonesem. Doprawiony niesamowitą, nieludzką szczyptą humanizmu Z mroczną przeszłością (w końcu jest ostatnim Władcą Czasu)
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Od 1 sezonu z Christopherem Ecclestonem
http://pl.wikipedia.org/w...ialu_Doctor_Who
Lecisz od 2005 roku po kolei, jak są odcinki w tabelkach.
I również odcinki specjalne między sezonami (te 60-minutowe).
Christopher Ecclestone nie jest żły, ale dopiero David Tennant zrobił z Doctora gwiazdę pop
Najlepsze odcinki w tym serialu napisał Steven Moffat. Ale te po 4 sezonie Russella T. Daviesa są znakomite.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Widzę że rekomendacje ASX'a jednak cie przekonały?
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Tak, Pamiętam jak podjarałem się Star Trekiem gdy przeczytałem że naprawdę przewidzieli rozwój nauki w wielu dziedzinach (choć być może nie planowali tego) a nawet prawdopodobnie także najbliższą przyszłość. Mowa oczywiście o pierwszej serii, z lat 60tych.
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Widzę że rekomendacje ASX'a jednak cie przekonały?
Nie przypominam sobie, abym "rekomendował" ten serial. Z całym dlań szacunkiem, rzecz jasna. No, chyba że wyraz w cudzysłowie został "wystukany" z ironią czy czymś w tym stylu.
To Augustus jest tutaj głównym "rozdającym".
Ja tylko spamuję. Zakładałem ten temat tylko po to, aby było mi wygodnie w jednym miejscu zebrać wszystkie zachwyty nad tym serialem.
Po "Let's kill Hitler" serial wrócił w "dawne" koleiny.
"Night terrors" - typowa Doctorowa opowieść. Mały chłopiec, gdzieś w angielskim blokowisku, ma koszmary. W zasadzie boi się wszystkiego. Woła o pomoc. Któż to wołanie usłyszy? I dlaczego Doctor? Przecież nie jest świętym Mikołajem Odpowiedź w tym odcinku.
"The Girl Who Waited" - to był naprawdę doskonały odcinek. Nic nie zapowiadało takiego rozwiązania akcji. Ale było świetne. "Prosta" fabuła skupiająca się na paradoksie czasowym doprowadziła do kryzysu w relacjach między bohaterami. Choć finał okazał się pewnego rodzaju pójściem na łatwiznę, to musiało tak być. Wyglądało to na testowanie możliwego zakończenia wątku towarzyszy Doctora. Ale może i nie... W gruncie rzeczy - to był bardzo smutny odcinek.
"The God Complex" i "Closing Time" również były typowe dla tego serialu. Dawały odpoczynek przed finałem sezonu.
Ale "The Wedding of River Song" był, mimo wszystko, dziwny. Wiadomo było od pierwszego odcinka tego sezonu, że wydarzy się to, co ma się wydarzyć. Tego, jako stałego punktu w czasie, nie mógł zmienić nawet Doctor (a może nie chciał?). A jednak fabuła zaczyna się w nietypowym miejscu, od momentu, kiedy okazuje się, że coś się jednak zmieniło. Winston Churchill jako cesarz, Londyn jako stolica nowego Rzymu? Amy Pond nie znająca Rory'ego? River? W zasadzie wszystko musiało wrócić do właściwej daty - do 22 kwietnia 2011 r., nad Silencio Lake w Utah, USA. Czyli tam, gdzie zaczął się sezon 6. Cała fabuła skupiona jest na powrocie do tego punktu.
Przyznam szczerze, że nie wszystko załapałem. Układanki Stevena Moffata, w stosunku do poprzednich, w tym przypadku były zbyt grubymi nićmi szyte. Ale i tak ten odcinek był znakomity. Choć już po "Girl Who Waited" i "The God Complex" wiedziałem, dlaczego Doctor zrobił to, co zrobił. Było to nieuniknione, aby domknąć finał zataczając takie dziwne koło.
I wreszcie odcinek specjalny. "The Doctor, the Widow, and the Wardrobe". Nawiązanie do Narni w oczy biło od samego tytułu. Ale nie było łatwizny, zwłaszcza że był to odcinek świąteczny. I finał był epilogiem do 6 sezonu.
7 sezon dopiero w drodze. Zapewne, trzymając S. Moffata za słowo, można się w nim spodziewać zakończenia wątku Amelii i Rory'ego. A zatem nie będzie to wesoły sezon, zresztą, który z sezonów "Doctora Who" można takim określić?
W 6 sezonie rzucono odważne wyzwanie. Wiadomo bowiem, co stanie się u kresu 11 wcielenia Doctora. I na jakie pytanie trzeba udzielić odpowiedzi oraz co się z tą odpowiedzią wiąże.
Dla nie wtajemniczonych: Doctor ma "tylko" 12 wcieleń. Potem umiera bezpowrotnie. Matt Smith jest 11 Doctorem. To może znaczyć wszystko, a może nie znaczyć nic. David Tennant grał Doctora przez 3 sezony. A Matt Smith zaliczył ledwie 2. Nie wierzę, aby w 7 sezonie miało dojść do 12, ostatniego wcielenia. Ale w tym serialu, jak wielokrotnie miałem okazję sie przekonać, wszystko jest możliwe.
Jednak, jeśli nie w 7 to w 8 sezonie można się spodziewać wywrócenia wszystkiego do góry nogami. Taka jest "logika" tego serialu. Dotychczas nieubłagana i nic nie zapowiada się, aby to miało ulec zmianie. Chyba że scenarzyści przygotowują coś niezwykłego - czego wykluczyć nie można, ale "Doctor Who" rządzi się pewnymi niezmiennymi zasadami.
Na "zachętę" mała zajawka 7 sezonu. Można oglądać bez obaw i strachu przed spoilerami:
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=P8YLb4Z4jU0[/youtube]
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum