ASX76, ty chyba nie rozumiesz tego co napisałeś. To, że gościowi TP dał wiatr w żagle nie znaczy, że jego produkcja ma coś wspólnego z TP pod względem twórczym i warsztatowym. Imho, te seriale nie mają nijakiego związku.
Romek ma rację w temacie Soprano, który dla dzisiejszych seriali zrobił najważniejszą robotę.
TP i inne (nikt tu kurła nie wspomniał o absolutnie kultowym Przystanku Alaska) kształtowały twórców, ale Soprano pokazało że można mieć lepszą jakość od kina, sukces artystyczny, komercyjny, kulturowy i jednocześnie tasiemca.
Temat Losta przypomniał mi zapomniany FlashForward, który ukazał się przed ostatnim sezonem Losta, a łączył te seriale Dominic Monaghan. Serial zapowiadał się całkiem obiecująco, jak na owe czasy, ale został zdjęty z anteny, bo debilni Amerykanie nie rozumieli, o co chodzi. Co ciekawe, serial miał baaardzo luźny związek z powieścią Sawyera, raczej nudną, nawiasem mówiąc. Ciekawy był punkt wyjścia, na którym można było budować różne wariacje. Jednak poległo to i nikt chyba nie wskrzesza, o ile mi wiadomo.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
@Trojan
Pełna zgoda co do Soprano. To był przełom. Pominąłem podświadomie, bo próbowałem trzymać się - szeroko rozumianych - ram SF.
@ASX
Co do Lindelofa - rozumiem, że TP odcisnął mu stempel na mózgu, ale pod względem twórczym, artystycznym, aktorskim i całego rzemiosła filmowego TP i Lost dzieli przepaść. Pod względem wpływu na kulturę masową również - bo Lost skorzystał na eksplozji nowego medium: Internetu.
ASX76, ty chyba nie rozumiesz tego co napisałeś. To, że gościowi TP dał wiatr w żagle nie znaczy, że jego produkcja ma coś wspólnego z TP pod względem twórczym i warsztatowym.
"Twórcy Rodziny Soprano, Fargo, Bates Motel czy Legionu w wielu wywiadach podkreślali, jak ważnym doświadczeniem było dla nich odkrycie Miasteczka Twin Peaks w wieku młodzieńczym i jak intensywnie miasteczko wpłynęło na ich własną twórczość."
To, co artyści mówią w wywiadach, należy traktować z dystansem. Jimi Hendrix kiedys mówił, że B.B.King miał na niego wpływ. Jasne, że miał, ale odtwórz sobie nagrania i usłyszysz różnice. Inna era. To właśnie różnica między TP, a serialami XXI wieku.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Nie twierdzę, że "Lost" nie był ważnym serialem. Był, jak najbardziej, ze wszystkich powodów, o których pisaliście.
Czy był przełomem? "Naśladowcom" konwencji nie udało się potem odnieść żadnego spektakularnego sukcesu. Wspomniany "Flash Forward", czy "Alcatraz", "Revolution", czy "The 4400" (jako najbliższy czasowo) albo najnowszy "Manifest" (chyba od NBC, ale u nas dostępny na HBO), w zasadzie powielają schemat, nie wnoszą nic do niego. Poza mnożeniem tajemnic.
Tak samo było z "ER", czy ten serial się komuś podoba, czy nie, który zmienił sposób opowiadania w serialach medycznych.
W tym samym znaczeniu możemy dopisać do listy "Grey's Anatomy", który czerpał z "ER" a do tego odświeżał konwencję serialu medycznego sprzed czasów "ER".
Bez "Rzymu" i "Gra o tron" byłaby innym serialem.
I niech będzie, "Lost" to serial, na którym późniejsi twórcy się wzorowali. Ale tak zapewne było zawsze, od początku telewizyjnego serialu. Seriale Aarona Spellinga ("Dallas", "Dynastia") też wyznaczyły pewien poziom dla kontynuatorów. "Beverly Hills 90210" (znowu Spelling) zmieniło konwencję serialu młodzieżowego. "Seks w wielki mieście" był przełomem w przedstawianiu kobiet. Pokazywano je jako ambitne, niezależne singielki, które nie wahały się czerpać z życia i mężczyzn, a nie być tylko materacem dla nich. Do tego pikantne rozmowy i seksie, czy śmiałość poruszanych kwestii do dziś nie znalazły żadnego godnego kontynuatora. Podobnie, jak "Lost". Szkoda, że ostatecznie "Seks..." stoczył się smutno w kolejną bajkę o szukaniu prawdziwej miłości. W filmach, które potem ciężkawo kontynuowały wątki dobito legendę serialu, główną bohaterkę zamieniając w kolejną pretensjonalną pannę młodą rozpaczliwie pragnącej ślubu.
I tak dalej. Wrócę do melodii, którą śpiewałem wcześniej. Bop bez "Rodziny Soprano" nie byłoby dziś tzw. złotej ery serialowej. To od tego momentu seriale kablowe przejęły palmę pierwszeństwa w wyznaczaniu standardów współczesnej rozrywki telewizyjnej. Stacje ogólnodostępne nigdy potem nie odzyskały przewagi. Ich najlepsze dzieła były potem zaledwie tak dobre jak jakiś serial z kablówki, czy to "Rodzina Soprano", czy potem "Breaking Bad". Teraz walka przeniosła się do serwisów streamingowych. Ta rewolucja odbyłaby się - to tylko moje przekonanie - zarówno bez "Lost", jak i "Miasteczka...", czy innych wymienionych tytułów.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Oglądam "The Morning Show", szósty odcinek. I cały czekam na coś, sam nie wiem, wielkiego. Jak na razie to prosta, miła historyjka, mocno ugrzeczniona. I tyle . Fajnie się na to patrzy, ale jakichś emocji ze świecą szukać. Będzie coś, czy już tak do końca ?
Po drugim odcinku drugiego sezonu Modyfikowanego Węgla postanowiłem rozstać się z serialem na stałe. Nie przekonał mnie do siebie.
Dokończyłem Gomorrę. W czwartej odsłonie nadal dobrze jednak trzy pierwsze chyba nie do przeskoczenia.
Oglądam "The Morning Show", szósty odcinek. I cały czekam na coś, sam nie wiem, wielkiego. Jak na razie to prosta, miła historyjka, mocno ugrzeczniona. I tyle . Fajnie się na to patrzy, ale jakichś emocji ze świecą szukać. Będzie coś, czy już tak do końca ?
Moim zdaniem w przedostatnim i ostatnim odcinku scenarzyści stchórzyli i nie chcieli wychodzić przed szereg, a mogli pokazać jak media łatwo wydają wyroki, bez dania szansy atakowanemu (w tym przypadku Mitch doskonale zagrany przez Steve'a Carrella) na obronę. Skończyli zatem z jakimś smętnym moralitetowym zakończeniem. Warto dla doskonałej gry Jennifer Aniston i dla znakomitego Carrella.
Ale spróbuj lepiej "For All Mankind". Serial niesłusznie pomijany i niedoceniony. A znakomity pod każdym względem jako historia alternatywna.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Po drugim odcinku drugiego sezonu Modyfikowanego Węgla postanowiłem rozstać się z serialem na stałe. Nie przekonał mnie do siebie.
Dokończyłem Gomorrę. W czwartej odsłonie nadal dobrze jednak trzy pierwsze chyba nie do przeskoczenia.
1. Podziwiam wytrwałość, bo skończyłem na drugim... pierwszego sezonu
2. To może by tak na deser "Nieśmiertelny" z 2019 roku opowiadający o naszym ulubionym bohaterze, oczywiście o ile jeszcze nie został zaliczony?
U mnie wciąż czeka na swoją kolej
Skończyli zatem z jakimś smętnym moralitetowym zakończeniem
Czyli żadnego BUM nie będzie
Romulus napisał/a:
Ale spróbuj lepiej "For All Mankind". Serial niesłusznie pomijany i niedoceniony. A znakomity pod każdym względem jako historia alternatywna.
Jeszcze mi się nie przydarzył, więc czemu nie ?
ASX76 napisał/a:
To może by tak na deser "Nieśmiertelny" z 2019
Nieśmiertelny to bajecznie ciekawa postać; filmu jeszcze nie widziałem - teraz naszło mnie na nadrabianie strat z klasyków japońskich : dziś był Spirited Away, jutro w planach Księżniczka Mononoke
teraz naszło mnie na nadrabianie strat z klasyków japońskich : dziś był Spirited Away, jutro w planach Księżniczka Mononoke
Mnie też kiedyś naszło i obejrzałem Mononoke i GITS i niby fajne rozumiem dlaczego się ludziom podobają sam nisko tych produkcji nie oceniam wręcz przeciwnie, ale do mnie jakoś ta japońska estetyka nie trafia.
ASX76 napisał/a:
To może by tak na deser "Nieśmiertelny" z 2019
A gdzie to można obejrzeć ?
_________________ W życiu - oczekujemy co najwyżej sporej porcji bezrefleksyjnej zabawy i przyczynku do dalszej zabawy.
No, namówiła mnie żona do The Wire. Dwa odcinki obejrzałem. Puki co standardowa, stereotypowa przaśność. takie 5/10 może 6, bo ze trzy razy się pośmiałem, choć chyba tylko raz w zgodzie z zamierzeniami autorów. To mówicie, że dalej coś z tego będzie?
Będzie. Ale, czy to coś dla ciebie to trudno stwierdzić.
Niemniej, w opiniach krytyków wygląda to tak:
Cytat:
To serial, któremu trzeba poświęcić trochę czasu. Ekspozycja zajmuje tutaj jakieś cztery odcinki, podczas których niejeden pomyśli: "przeciętniactwo". Jednak serial ma odcinków 60 i trudno znaleźć człowieka, który po obejrzeniu całości miał do powiedzenia coś więcej, niż wiązankę cielęcych zachwytów. The Wire jest jak... jazda na rowerze - niepodobne to do niczego, co znasz, trzeba nauczyć się odpowiednich ruchów, ale jest to nauka najbardziej owocna z możliwych. Po obejrzeniu tego serialu nawet Wiadomości w telewizji wyglądają sztucznie i nieprawdziwie. Więcej. Ty wiesz, że są nieprawdziwe.
Czas na ekspozycję. O czym to w ogóle jest? Twórca David Simon twierdzi, że przyszedł do HBO i powiedział: "Joł, ziom. Mam głównie czarnoskórą obsadę, opowiadam o tej całej dysfunkcji, kręcę w Baltimore i wszystko nabiera sensu dopiero w czwartym sezonie. Sprawdź to". "Ta cała dysfunkcja" to niesprawność systemów demokracji.
Brzmi poważnie? Na szczęście The Wire ma litość i nie zrzuca widzowi na głowę całej swojej tematyki naraz. Zaczyna się to jak program o gliniarzach i handlarzach narkotyków. Czarni handlarze mają fajną gadkę, gliniarze to zwykli ludzie, dialogi są świetne, co jakiś czas zabawna scena. Gdy już się trochę zżyjesz z postaciami, to zaczynają im się dziać niemiłe rzeczy i sezon się kończy. "Ciekawe co będzie w drugim", myślisz. Druga seria... zaczyna opowiadać o czymś zupełnie innym - o pracownikach w porcie. Do puli 30 głównych postaci, które już poznałeś, dorzucane jest 15 nowych, które nie mają nic wspólnego z tamtymi... Przynajmniej tak ci się wydaje przez większość czasu. Ale w pewnym momencie któreś z wydarzeń sprawia, że widzisz, o co w tym chodzi. "Kurczę, ten serial pokazuje, jak przestępczość i nieskuteczna z nią walka wpływa na życie zwykłego robotnika! Jakie to złożone, wow!". A potem jest trzeci sezon. Dochodzą nowe postaci. Do poprzednich schematów, które jako tako już poznałeś, dochodzi nowa perspektywa - życie polityka. Jak zrobić, żeby było lepiej ludziom. Postaci gliniarzy i handlarzy, z którymi zżywasz się coraz bardziej, wyglądają już teraz jak pionki. Zdajesz sobie sprawę, na czym polega fenomen tego serialu - on nie ma zamiaru ci ściemniać. To, że bohater pozytywny jest gliniarzem i jest super, nic nie zmienia. Nie może złapać Tego Złego, nawet gdyby był ulepszoną wersją Bonda. Struktury prawne nie pozwolą mu go złapać. Budżet policji nie pozwoli go śledzić. Szefowie nie pozwolą marnować czasu na coś, co nie nabija statystyk wydajności. Cała ta dysfunkcja. O tym opowiada serial. A później zaczyna się sezon czwarty i... dochodzi nowa warstwa. Edukacja. I ogólnie rozwój młodzieży. Jak to jest, że niektórzy z obywateli, zamiast uczciwie pracować, zostają handlarzami narkotyków? Czy można założyć, że "po prostu są źli"? A może ktoś ma odwagę zanalizować krok po kroku, skąd biorą się przestępcy na naszych ulicach? O tym też jest ten serial. O sezonie piątym też warto by napisać, ale już pewnie domyślacie się, o czym jest - "o tym wszystkim" plus coś więcej.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum