Chyba nie czytałeś nic z Dragonlance Weis i Hickmana (w liceum je uwielbiałem) lub z Forgotten Realms Salvatore. Oto twórczość wywiedziona z rdzenia DnD. Sanderson to nowa i jednak głębsza generacja (nie, żebym go jakoś szczególnie cenił, niemniej Droga Królow zdaje mi się niezłą rozryweczką).
Powieści Dragonlance to były po prostu opisy sesji rpg - autorzy nie musieli szczególnie budować świata, bo potencjalny czytelnik i tak go znał z podręczników
Fakt, nie była to literatura najwyższych lotów, ale przy opowieściach Salvatore'a o Drizztcie jawiła się lekturą godną najwyższych laurów
Dokończyłem (bo zacząłem chyba z 1.5 roku temu)
B.Herbert i K.J.Anderson - "Zgromadzenie żeńskie z Diuny"
Generalnie jest to pierwsza część historii dziejącej się ileś lat po Dżihadzie Butlerjańskim, wykluwają się powoli: Akademia Suk, szkoła mentatów, Tleilaxianie, działa już coś a'la KHOAM, odbywają się pierwsze eksperymenty z których powstaną Bene Geserit i nawigatorzy Gildii. Chociaż cały czas widać wpływy jeszcze z czasów dżihadu.
Utwierdzam się w przekonaniu, że same pomysły, historia są całkiem fajne, tylko wykonanie do d...
Zastanawiam się, czy:
- syn coś tam po ojcu odziedziczył, ale więcej pisze Anderson, który w Starwarsach pisał co najwyżej czytadła
- czy to Anderson potrafi w ogóle pisać, więc czasami wyjdzie mu coś lepiej, a Brian pisać nie umie wcale
bo mam wrażenie, że niektóre wątki są pisane lepiej, a niektóre wybitnie nie. Przykładowo wątek zgromadzenia żeńskiego (jeszcze nie nazywanego Bene Geserit, chociaż chyba właśnie się wykluła podstawa do późniejszego zakonu) mi się w miarę podoba. Mentaci też wyglądają dobrze IMHO. Za to Bulterjanie mi nie pasują - niby fanatycy, a jakby nie do końca. Wątek Voriana Atrydy, też mnie jakoś nie przekonuje.
Poza tym - sposób pisania jest bardzo prosty, rozdzialiki są zazwyczaj króciutkie - musiałbym sobie oryginalną Diunę przypomnieć, żeby sprawdzić, czy Frank też tak pisał, ale mam wrażenie, że nie.
Żeby była jasność - przeczytałem już wcześniej, z książek pisanych przez syna&co:
- trylogię rodów - IMHO na poziomie "szczelanek"/przygodówek, mam wrażenie, że to była wprawka przed pisaniem kolejnych tomów
- trylogię Dżihadu Butleriańskiego - było już lepiej niż w "rodach"
Pewnie poczytam dalej, bo mnie ta historia ciekawi, a sam "świat Diuny" też jest fajnie wykreowany. Chociaż nie liczę na literaturę wybitną, mimo, że autorzy ewidentnie próbują Frankowi Herbertowi dorównać. Ale przynajmniej poczytam fajne pomysły/historię.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
"Boskie przyrodzenie. Historia penisa" - Tom Hickman. Fajna książka, choć spodziewałem się czegoś głębszego. Ale i tak kopalnia anegdot, w najgorszym razie. Będąc miłośnikiem prawa rzymskiego zastanawiam się, czy nie wprowadzić zwyczaju trzymania się za "jajka" przy składaniu przysięgi. A książka dosyć krótka, 250 stron. Do kolacji wigilijnej pewnie przeczytam. Tym samym ilość przeczytanych w tym roku książek zwiększy się.
Cytat:
"Wśród Egipcjan, Rzymian i semickich Arabów i Hebrajczyków męskie genitalia były tak ważne, że traktowano je jako podstawę kodeksu cywilnego. Mężczyźni łapali się za krocze i przysięgali na to, co trzymali. "Ojcze Męskich Organów, bądź świadkiem mojej przysięgi" - recytowali Arabowie.
Rzymianie trzymali się za jądra ("małych świadków"), oznakę nie tylko męskości, ale i prawości.
Hebrajczycy posunęli się jeszcze dalej: mężczyzna składał przysięgę, trzymając genitalia tego, któremu przysięgał.(...).
Nie ma dowodów na to, że starożytni Grecy przysięgali na genitalia, ale w Atenach starsi mężczyźni otwarcie macali jądra tych nie dość dorosłych, by nosić brodę, kiedy witali ich na ulicy.(...)
Przysięganie na genitalia nie upowszechniło się poza kręgiem kultury rzymskiej i bliskowschodniej, ale powiązany z nim zwyczaj pojawił się w średniowiecznej Europie: kobieta oskarżająca mężczyznę o gwałt musiała powtórzyć zarzut, trzymając prawą rękę na relikwiach świętego, a lewą na "grzesznym członku".
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Jak dla mnie dwie pierwsze odsłony trylogii Pękniętej Ziemi N. K. Jemisin to na pewno nie mistrzostwo świata zasługujące na Nebulę, ale zdecydowanie książka o wciągającym, specyficznym, dekadenckim klimacie, napisana nietuzinkowym, trochę hermetycznym stylem. Bawi, intryguje i mimo nieśpiesznej akcji punktuje pomysłami i zobrazowaniem świata przedstawionego.
Pomysł, wykonanie, klimat. Wszystko ze sobą gra. Wszedłem w tę historię praktycznie w stu procentach; niecierpliwie czekam na zakończenie i jestem zdecydowanie na tak.
Nie szóstka, ale piątka na pewno.
Pomocnik przy przygotowywaniu wieczerzy wigilijnej - Wojtek Masiak czytający "Zaszyj oczy wilkom" Marty Krajewskiej. Kolacja się trochę opóźniła, bo pod koniec robi się naprawdę ciekawie, to przecież nie będę przy wigilijnym stole się zastanawiać, jak to się skończy I tak się zastanawiałam, bo epilog to wspaniała zachęta do przeczytania kolejnego tomu "Wilczej doliny".
_________________ Recedite plebes! Gero rem imperialem
"Złoty dom Goldenów" Salmana Rushdie. Czas na poważniejszą lekturę. To moje kolejne "podejście" do tego pisarza. Od jego poprzednich powieści odbijałem się, jak groch od ściany. Ale teraz jest nieźle. Choć już widzę, że nie będzie to powieść, której oczekiwałem. Niemniej, jeśli nadal ją czytam z zainteresowaniem i mnie nie irytuje (co jeszcze się może wydarzyć), to już sukces. Powieść jest realistyczna, żadnych alegorii ani zabiegów z literackiej dupy, które mogłyby zepsuć efekt. Akcja osadzona jest w Nowym Jorku, wśród elit zamieszkujących Greenwich Village, na poczatku prezydentury Obamy. Nie wiem, o co będzie chodzić autorowi - bo na pewno o coś będzie - ale mam nadzieję, że o coś ciekawego.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"Boskie przyrodzenie. Historia penisa" - Tom Hickman.
Cytat:
w średniowiecznej Europie: kobieta oskarżająca mężczyznę o gwałt musiała powtórzyć zarzut, trzymając prawą rękę na relikwiach świętego, a lewą na "grzesznym członku".
To musiał być dość kłopotliwe przy ówczesnych ubiorach, chyba że ów organ wcześniej usuwano
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Skończyłem Mroczną Panią Resnicka. Po Santiago i Kłach na razie opuszczam półkę z książkami tego autora, by nie przedobrzyć. Nie jestem obiektywny, bo bardzo mnie cieszy w większości odsłon. Nawet za długie dialogi mnie nie odstręczają. MP jest nieco inna, bo narracja prowadzona jest w pierwszej osobie przez przedstawiciela obcego gatunku funkcjonującego w ludzkim społeczeństwie na prawach czarnucha. Mimo, że nie wnosi wiele do dyskusji nad problemami w porozumieniu się obcych rozumów, to spełnia swe zadanie, czyli dostarcza rozrywki . Zacząłem Pandorę Careya. Ta powieść przeszła u nas chyba bez echa, acz w oryginale cieszyła się zainteresowaniem, zaś jej kontynuacja, która się niedawno ukazała najwyraźniej też wzbudza emocje czytelnicze sądząc po forumowych wpisach. Można jedynie się domyślać o co w niej chodzi, ale nie wgłębiałem się recenzje by nie popsuć sobie ewentualnej przyjemności. Raz ju ż zacząłem bez następstw.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Przeczytałem tego autora dawno temu Polowanie na jednorożca. Strasznie słabe to było. Zniechęciłem się. Ale potem była Kirinyaga i to było niezłe. I teraz nie wiem.
Czasem znajdzie się u niego nieco refleksji i liryzmu, najczęściej radosnej przygody. Często schodzi na szmirowate pobocza, ale zazwyczaj udawało mu się wrócić na główną drogę. Dno sięgnął w cyklu Starship. Nie mogę uwierzyć, że on to napisał, a nie jakiś słup. Byłem pewien, że Na tropach jednorożca ukazało się gdy byłem jeszcze na studiach, ale okazało się właśnie że pamięć zawodna jest. To było pierwsze moje zetknięcie z Resnickiem i faktycznie duże rozczarowanie. Ma nieco dobrych opowiadań, ale jego konikiem jest Afryka. Solaris wydał jeszcze jego jeden zbiór afrykański, ale go nie czytałem, ale mamy odsyłacz: http://ksiazki.zaginiona-...e-mike-resnick/
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Czytałem wieki temu i bardzo mi się podobało, chyba też czas na odświeżenie. Poza tym swoista stylistyka w cyklach Wyrocznia i Egzekutor czy też rewelacyjna Kirinyaga to na pewno jasne punkty w jego pisarstwie.
Cixin Liu.
Problem Trzech Ciał i Ciemny Las. Jeśli chodzi o warstwę S-F jestem usatysfakcjonowany bardziej niż bardzo. Rozmach, wizja, umiejętność przygodowego podawania informacji z astronomii, fizyki itp. jest na bardzo wysokim poziomie. Pomysłowość i łączenie rozrzuconych elementów sprawiają, ze powieść wciąga i jest po prostu świetna. Podobnie pisał kiedyś Clarke ( cykl Rama czy Odyseja kosmiczna ). Jedyne co przeszkadza to zbyt rozbudowane tło obyczajowe, momentami zdecydowanie przytłaczające, przydługawe i zwyczajnie nudne, że nie wspomnę, iż socjologicznie zgrzyta piaskiem w zębach.
Całość znajduję jako doskonałą, inteligentnie i wielopoziomowo poprowadzona intrygę z wielkim potencjałem na trzeci, ostatni tom ( Koniec Śmierci ).
Grzech nie przeczytać!
Całość znajduję jako doskonałą, inteligentnie i wielopoziomowo poprowadzona intrygę z wielkim potencjałem na trzeci, ostatni tom ( Koniec Śmierci ).
Grzech nie przeczytać!
Nie zamierzam grzeszyć. A przynajmniej nie pod tym względem
Czekam tylko na jakąś sexowną obniżkę cen w dyskontach internetowych, gdyż jak już kupuję, to konkretnie, bez rozdrabniania się na dwie, czy trzy książki
Dokończyłem (bo zacząłem chyba z 1.5 roku temu)
B.Herbert i K.J.Anderson - "Zgromadzenie żeńskie z Diuny"
Generalnie jest to pierwsza część historii dziejącej się ileś lat po Dżihadzie Butlerjańskim, wykluwają się powoli: Akademia Suk, szkoła mentatów, Tleilaxianie, działa już coś a'la KHOAM, odbywają się pierwsze eksperymenty z których powstaną Bene Geserit i nawigatorzy Gildii. Chociaż cały czas widać wpływy jeszcze z czasów dżihadu.
Utwierdzam się w przekonaniu, że same pomysły, historia są całkiem fajne, tylko wykonanie do d...
Zastanawiam się, czy:
- syn coś tam po ojcu odziedziczył, ale więcej pisze Anderson, który w Starwarsach pisał co najwyżej czytadła
- czy to Anderson potrafi w ogóle pisać, więc czasami wyjdzie mu coś lepiej, a Brian pisać nie umie wcale
bo mam wrażenie, że niektóre wątki są pisane lepiej, a niektóre wybitnie nie. Przykładowo wątek zgromadzenia żeńskiego (jeszcze nie nazywanego Bene Geserit, chociaż chyba właśnie się wykluła podstawa do późniejszego zakonu) mi się w miarę podoba. Mentaci też wyglądają dobrze IMHO. Za to Bulterjanie mi nie pasują - niby fanatycy, a jakby nie do końca. Wątek Voriana Atrydy, też mnie jakoś nie przekonuje.
Poza tym - sposób pisania jest bardzo prosty, rozdzialiki są zazwyczaj króciutkie - musiałbym sobie oryginalną Diunę przypomnieć, żeby sprawdzić, czy Frank też tak pisał, ale mam wrażenie, że nie.
Żeby była jasność - przeczytałem już wcześniej, z książek pisanych przez syna&co:
- trylogię rodów - IMHO na poziomie "szczelanek"/przygodówek, mam wrażenie, że to była wprawka przed pisaniem kolejnych tomów
- trylogię Dżihadu Butleriańskiego - było już lepiej niż w "rodach"
Pewnie poczytam dalej, bo mnie ta historia ciekawi, a sam "świat Diuny" też jest fajnie wykreowany. Chociaż nie liczę na literaturę wybitną, mimo, że autorzy ewidentnie próbują Frankowi Herbertowi dorównać. Ale przynajmniej poczytam fajne pomysły/historię.
Arrrrgh!
Już wiem czemu mi wcześniej tak ciężko i z przerwami szło czytanie tych książek.
Czytam "Mentatów Diuny". Jestem gdzieś w połowie ...
Tą książkę trzeba sobie dawkować, bo można nie wytrzymać.
Autorzy się chyba cofają w rozwoju.
1. Psychologia bohaterów
"Roderick wyjechał na wieś, do domku myśliwskiego, bo musiał jakoś odreagować śmierć córki. Ale po trzech dniach polowań i pieczenia bażantów musiał wrócić, bo wzywały go obowiązki."
To nie jest cytat, ale mniej więcej tak jest to napisane. I może są 2 zdania więcej.
2.Gdzie jest redaktor?
- w pewnym momencie bohaterowie "wysiedli z samochodu". Może i mimo różnicy 10tys lat, gdzieś tam dalej mają samochody, ale w sumie, to tylko w tym jednym wypadku się nim posłużyli. No chyba, że to jakiś "stary artefakt".
- pada nazwa "Bene Geserit". Ale tylko raz, bo chyba "zgromadzenie żeńskie" się jeszcze nie zaczęło tak nazywać, a przynajmniej sobie tego nie przypominam.
3. Inteligentni mentaci i inni super hiper duper zajebiści bohaterowie z niesamowitymi mocami, zwłaszcza umysłu.
No za choinkę nie widzę tej ich inteligencji, umiejętności przewidywania zdarzeń/wyciągania wniosków ...
- w pewnym momencie 7 cymeków (robotów z super hiper wytrenowanymi ludzkimi mózgami) w ramach testu jest wypuszczana, przez ich super hiper trenera mentata przeciwko czerwiom na Arrakis. Taktyka: "ustawili się w szeregu i naparzają w czerwia." Jak nie zrobiło to na czerwiu większego wrażenia, to "zmienić broń na większą". Jak czerw sunie w ich stronę to "rozsunąć się i dalej naparzać".
Jakieś pomysły w stylu "jeden z włączoną tarczą Holzmana robi za przynętę, a reszta bez tarcz nawala w czerwia. A może nawet włączają tarcze na przemian, żeby go ogłupić i ciągać w różne strony"? (taktyka wymyślona przeze mnie w 3 sekundy po przeczytaniu tego kawałka, pewnie dałoby się wymyślić lepszą) No skąd, przecież to super hiper inteligentne mózgi są ... Ktoś tu się w "Solo" z Cyberpunka zapatrzył - klasy mu się pomyliły?
A jak już czerwia załatwią (przypadkiem), to super hiper mentat-nauczyciel w szoku, bo 3 zginęło - "no jakże to tak"? Super hiper inteligentny mentat nie przewidział (a od przewidywania przecież mentaci są), że naparzanka z czerwiem może przynieść jakieś ofiary?
I ten sam super hiper inteligentny mentat, ani nikt inny, nie wpadł na to, że jak już robili wszystko, żeby jakiegoś czerwia ściągnąć, to ... może przylezie więcej niż jeden? I może wypadałoby pilnować otoczenia? A nie być zaskoczony, że wylazł drugi i zeżarł mu pozostałych przy życiu cymeków.
4. Inteligentne maszyny testują ludzi
Żeby poznać w jaki sposób ludzie "działają" - roboty poddają ludzi testom, żeby zobaczyć reakcje. Zastanawia mnie, czemu te testy zawsze sprawdzają tylko reakcje na bodźce negatywne. W sumie mają tak od początku tych książek ...
5. Technologia
W większości wypadków - nijak nie czuję, żeby była technologia jakoś lepsza od ... obecnej. Chociaż chyba jest, bo bez nawigatorów też latają między planetami/układami gwiezdnymi. Chociaż nijak nie wiadomo jak ...
W pewnym momencie jedna z osób musi "przemknąć niezauważenie omijając zabezpieczenia" ... no i przemknęła ... jakie były zabezpieczenia, albo jak je ominęła - czytelnik może sobie sam wymyślić.
Pilnowanie innego miejsca, żeby nikt nie chodził (otwarty teren), polega na ustawieniu wartowników. Jakieś czujniki czy cuś ... ? Jakie czujniki?
6. Butlerianie - czyli fanatycy walczący z wszelkim używaniem "inteligentnych maszyn" ...
Walczą, również w kosmosie, czyli statkami kosmicznymi z innym przedsiębiorstwem, które używa nawigatorów (czyli zmutowanych ludzi, którzy zajmują sie sterowaniem statkami kosmicznymi).
No i tak mnie zastanawia:
- Butlerianie nie używają nawigatorów - to jak te ich statki kosmiczne latają w kosmosie? Czy aby nie sterowane komputerami, z którymi przecież walczą?
- Butlerianie walczą z akurat przedsiębiorstwem, które NIE używa komputerów w swoich statkach kosmicznych (bo mają nawigatorów)
... gdzie tu logika?
Chyba mi się uzbierało i musiałem się wygadać ...
Może jak pomarudzę, to uda mi się tą książkę dokończyć w jakimś rozsądnym czasie ... (bo dalej jestem ciekawy jak się niektóre wątki skończą).
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Otwartym pozostaje pytanie: po kiego... Wacka aż tak się z tym szajsem męczyć? Ciekawość jak się niektóre wątki skończą tego nie tłumaczy. Tym bardziej, że patrząc na żenadę odstawianą przez autorów, nie ma najmniejszego sensu spodziewać się po nich niczego dobrego, więc rozczarowanie na końcu jest niejako zapisane w gwiazdach, oczywiście o ile w ogóle do jakiekolwiek końca dojdzie, wszak nie po to uprawiają ten "hienizm cmentarny", aby to skończyć przed kaputnięciem świata, a właściwie to rodzaju ludzkiego
Otwartym pozostaje pytanie: po kiego... Wacka aż tak się z tym szajsem męczyć? Ciekawość jak się niektóre wątki skończą tego nie tłumaczy. Tym bardziej, że patrząc na żenadę odstawianą przez autorów, nie ma najmniejszego sensu spodziewać się po nich niczego dobrego, więc rozczarowanie na końcu jest niejako zapisane w gwiazdach, oczywiście o ile w ogóle do jakiekolwiek końca dojdzie, wszak nie po to uprawiają ten "hienizm cmentarny", aby to skończyć przed kaputnięciem świata, a właściwie to rodzaju ludzkiego
No chyba właśnie dojrzewam, żeby odpuścić.
Albo znowu odłożyć i dokończyć za rok-dwa ...
Ewentualnie włączy mi się tryb złośliwości i zacznę punktować głupoty i głupotki ... jak swego czasu ktoś punktował Achaję (którą też zmogłem na siłę, chociaż nijak nie potrafiłem pojąć zachwytów). Strasznie nie lubię "nie dokańczać" książek ...
Przy czym - nie zamierzam czytać tej serii dalej. Co najwyżej ten niby 7 tom, ale musiałbym wcześniej całą Diunę (oryginalną) przeczytać, a aż tyle czasu to nie mam chwilowo/mam inne książki w kolejce ... może na emeryturze. ;-)
P.S. Z ciekawości wrzuciłem w googla i spotkałem się ze stwierdzeniami, że to jest najsłabsza z ich książek w Diunie ...
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
No chyba właśnie dojrzewam, żeby odpuścić.
Albo znowu odłożyć i dokończyć za rok-dwa ...
Ewentualnie włączy mi się tryb złośliwości i zacznę punktować głupoty i głupotki ... jak swego czasu ktoś punktował Achaję (którą też zmogłem na siłę, chociaż nijak nie potrafiłem pojąć zachwytów).
Strasznie nie lubię "nie dokańczać" książek ...
P.S. Z ciekawości wrzuciłem w googla i spotkałem się ze stwierdzeniami, że to jest najsłabsza z ich książek w Diunie ...
1. Szalenie powolne dojrzewanie
2. Ja to tak mam w przypadku niektórych seriali - akurat oglądanie jest o wiele mniej absorbujące niż czytanie...
3. Przyznam się szczerze (i bez bicia), że z tym nie mam najmniejszego problemu - gdy widzę, że dany autor "leci se w kulki" i "ciągnie gumę na siłę", to daję cancel i mam już głęboko w d... ciąg dalszy tych wypocin, bo z góry wiadomo, że i tak nic sensownego z tego nie będzie
4. Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że wbrew pozorom swojej najsłabszej jeszcze nie napisali, wszak wiele przed nimi...
Mark Lawrence - "Czerwona siostra". Czytam do recenzji i mam dowód na to, że nie "wyrosłem" z fantasy. Bałem się, że będzie to jakaś kolejna młodzieżówka. Przez okładkę. Trochę przez blurba. Ale moje obawy ulatniały się wraz z postępami fabuły. Dziś tak "docisnąłem", że dałem radę za jednym posiedzeniem przeczytać 100 stron. Co w fantasy nie zdarzyło mi się od dawna. A potem, po jednej małej kulminacji, zaczęły się równie ciekawe zdarzenia, więc czytałem dalej. Świetna powieść. Nie oskarżam jej o ambicje, ani o oryginalność. Jednak Lawrence prawie wszystko robi w niej dobrze. Świat jest ciekawy i odsłaniany po trochu i jest tak, jak pisze autor - nie ma co się przejmować "glosariuszem", który na wszelki wypadek znajduje się na początku. Po przeczytaniu tego zdania, zaufałem autorowi i nie żałuję. Bohaterka - jest dziewczynką, kiedy ją poznajemy, kształci się, poznaje nieznany jej dotąd świat, uczy się w nim funkcjonować. Mimo pewnej przewidywalności Lawrence znowu nie prezentuje nachalnie ogranych chwytów. Widać, że autor wszystko przemyślał i nie chciał odhaczać kolejnych punktów z listy. Dobry początek czytelniczego roku.
"Na boku" - "Delfin w malinach. Snobizmy i obyczaje ostatniej dekady" pod redakcją Łukasza Najdera. Umiarkowanie ciekawe. Czytam po jednym tekście dziennie.
"Szczęśliwe wyspy Oceanii" Paula Theroux. Lubię jego książki podróżnicze. Ta jest chyba najobszerniejsza. Czytam powoli, z doskoku, może dam radę w trzy miesiące.
Zacząłem z ciekawości poczytywać również "Na krańce świata. Podróż historyka przez historię" Normana Daviesa. Też książka podróżnicza. Po dawnym Imperium Brytyjskim.
W zasadzie Davies i Lawrence to aktualnie jedyne książki czytane przeze mnie w sposób ciągły. Reszta z doskoku.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
U mnie również Theroux (i także bardzo obszerny) - "Jechałem żelaznym kogutem". Jakaś 1/6 za mną i póki co zapowiada się na najciekawszą z jego książek podróżniczych. Jest też całkiem spory fragment o Polsce u schyłku lat 80, dosyć przejmujący.
Czasem robię sobie przerwę na "Tchorosty" MacLeoda. Mam problem z tym autorem, niewątpliwie jego styl jest kunsztowny, ale jednocześnie usypiający...
I już niemal rok męczę 2 tom "Antologii polskiego reportażu XX wieku". Kompletnie mi nie wchodzi, pomimo że od około dwóch lat mam fazę non-fiction.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum