po co tu się rozdrabniać na przedmieścia, centra, śródmieścia itp. Uogólniam po prostu - jak masz 1 małe kino w mieście i nie wiele więcej to mieszkasz na Zadupiu, jak masz kina, teatry, galerie handlowe, knajpy tematyczne do wyboru do koloru to jest to Moloch
A co, jeśli do kin, teatrów, galerii handlowych itd. mam dajmy na to godzinę drogi MZK, choć teoretycznie jest to w tym samym mieście? Mieszkam wtedy na zadupiu, czy w molochu?
Bo te argumenty o przyrodzie i hałasie padają, kiedy się wspomni o obrzeżach wielkiego miasta, które potrafi być ciche i zielone, w przeciwieństwie do centrum, gdzie faktycznie jest beton, kina, teatry, galerie, księgarnie...
Tak swoją drogą, mogliby wreszcie zaczął zakładać księgarnie i kina w dzielnicach zewnętrznych, a nie tylko w centrach. Odległość między moim mieszkaniem a księgarnią lub kinem czasem mnie dobija.
W porównaniu do zdecydowanej większości ludzi na tej planecie
No na tej planecie tak, ale jeśli porównać się do naszych sąsiadów, to już nie wyglądamy tak różowo. Większość świata została zrujnowana przez komunizm i/lub inne totalitarne reżimy, do części cywilizacja i dobrobyt na dobrą sprawę nie dotarła, ale przy Niemczech, Francji, Włoszech, GB, Norwegii, Szwecji, Danii, Szwajcarii, Grecji, USA, Kanadzie, Japonii, Singapurze, Korei Południowej, Katarze, ZEA, a nawet Czechach i Estonii (amających przecież przeszłość bardzo podobną do naszej), wypadamy blado z naszym "dobrobytem".
Nawet Gabon i Botswana mają poziom życia zbliżony do polskiego.
Max Werner napisał/a:
Ty mieszkasz na Zadupiu Molocha. Pasi?
No i jak w kontekście twoich niejasnych podziałów oddać głos w tej ankiecie? Bez precyzyjnego określenia, co (w Twojej definicji) czym jest i gdzie się zaczyna, a gdzie kończy, to niemożliwe.
_________________ Załaduj Wszechświat do działa. Wyceluj w mózg. Strzelaj.
W wielkim mieście dzieciak ma komputer, betonowe podwórko, niebezpieczny stary plac zabaw i filmy w 3D - licha perspektywa dzieciństwa.
Całe dzieciństwo z wyjątkiem wakacji spędzałam tam gdzie mieszkam, czyli w Molochu. Na mojej ulicy graliśmy w piłkę i bawiliśmy się w chowanego. Teraz piłka odpada, a w chowanego można się bawić w ogrodach. Łaziłam po drzewach i po skałkach w lesie. I to wszystko jak najbardziej w granicach administracyjnych miasta.
Max Werner napisał/a:
po co tu się rozdrabniać na przedmieścia, centra, śródmieścia itp. Uogólniam po prostu
No to bez sensu uogólniasz, moje przedmieście Molocha jest fajniejsze niż Moloch i fajniejsze niż Zadupie
_________________ Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.
W wielkim mieście dzieciak ma komputer, betonowe podwórko, niebezpieczny stary plac zabaw i filmy w 3D - licha perspektywa dzieciństwa.
I znów zbytnia generalizacja. Jako dzieciak z tego co wymieniłeś miałem tylko komputer (a to i tak pod koniec dzieciństwa) mimo iż od urodzenia mieszkam w Łodzi. Fakt, faktem, że nie w centrum, do którego mam pół h jazdy komunikacją miejską.
_________________ "Sometimes known as the Phoenix King, Asuryan was the king and the most powerful deity of the pantheon of Eldar gods. He was believed to be the psychic might of the whole universe."
W wielkim mieście dzieciak ma komputer, betonowe podwórko, niebezpieczny stary plac zabaw i filmy w 3D - licha perspektywa dzieciństwa.
Nieprawda. Raz - od zawsze mieszkam w Warszawie, a jakoś moje dzieciństwo wspominam równie dobrze i idyllicznie, jak zapewne Ty swoje (sądząc po poście). Dwa - Warszawa jest miastem całkiem mocno zielonym, mnóstwo parków, w mojej bezpośredniej okolicy miałem dwa wielkie: Szczęśliwice i Pole Mokotowskie, plus mniejsze. Teraz mieszkam w innej dzielnicy i mam w odległości kilku minut piechotą trzy spore parki, w tym jeden ładno-stawkowy, jeden otwarto-polny i jeden ogrodzono-alejkowy. Trzy - Twoje doświadczenia zdają się pochodzić z jakichś starych czasów i/lub z posępnych filmów. Ew. z "Alternatywy 4". Stare place zabaw są w tempie ekspresowym zmieniane na nowe bądź nowe place są budowane obok starych. Znowu dowód anegdotyczny - tuż pod blokiem dwa miesiące temu wymienili urządzenia na wcale niestarym, bo trzy-czteroletnim placu zabaw, 10 minut drogi od siebie mam wielki, nowoczesny, wyłożony bezpieczną powierzchnią plac zabaw dla starszych i młodszych. W połowie drogi nań mam jeszcze dwa inne, z których tylko jeden, najmniejszy, można zakwalifikować jako "stary", bo są huśtawki starego typu i karuzelka też starego modelu. Wspomnę tylko o okolicznych trzech basenach, w tym jednym z wodą ozonowaną, a jednym odkrytym.
A temat jest o tyle od czapy, że każdy będzie idealizował swoje miejsce zamieszkania bądź swoje wymarzone miejsce zamieszkania; będzie widział zalety i minimalizował wady. Jak ja powyżej
Zdecydowanie Moloch - bo gdzie indziej nie potrafiłbym żyć. Stwierdzam to po częstych pobytach w Lublinie, które to miasto kocham, ale nie dłużej niż dwa tygodnie na raz. Jest powolniej - ale to skutkuje tylko tym, że zawsze wyprzedzam innych na przejściach. Jest bliżej - ale to skutkuje tym, że wszędzie chadzam piechotą, bo nie chce mi się (nie opłaca mi się) czekać na ten powolny autobus. Jest taniej - ale nie ma wielu zniżkowych możliwości, jakie są w Wawie, typu outlety czy ksiegarniawarszawa.pl. Chociaż w sumie... czy Lublin to też Moloch? Chyba tak. No to mała miejscowość jest dobra na wakacje, wieś - to samo. Mieszkać tam? Hm. Chyba tylko nad morzem, w dużym domu i z jeepem w garażu.
Od urodzenia mieszkam w Molochu i nie wyobrażam sobie, żebym miała się przeprowadzić do jakieś mniejszej mieściny. I żadne argumenty, że taniej, że bliskość natury, mniej hałasu czy inne tego typu mnie nie przekonają. I teraz sobie myślę, że na całe szczęście rodzicom nigdy nie wpadł do głowy taki szalony pomysł jak przeprowadzka na Zadupie
_________________ Ale to mnie nie wzrusza
W mojej głowie wciąż susza
Bo parasol określa ich byt
I teraz sobie myślę, że na całe szczęście rodzicom nigdy nie wpadł do głowy taki szalony pomysł jak przeprowadzka na Zadupie
Gratuluję Niestety, to właśnie przydarzyło się mnie. Mieszkałam od urodzenia w mieście - przy obu blokach był park (ba! lasek nawet!), pełno dzieci, place zabaw. Rodzice nie mieli czasu ze mną chodzić, więc do 8-9 roku życia siedziałam sama w domu. Zawsze byłam strachliwa Potem zaczęłam sama chodzić po okolicy, poznałam inne dzieciaki, wchodziłam w wiek, w którym mogłabym latać poza domem przez całe dnie... i wtedy się przeprowadziliśmy na Zadupie. Takie Zadupie przez bardzo duże Z - las, łono natury, zero hałasu, ledwo kilku sąsiadów, jeden sklep, dwójka dzieciaków uliczkę dalej... 30 km od Łodzi. Po prostu jedna wielka porażka. Wspomniane dwa dzieciaki zniknęły po kilku miesiącach i zostałam sama jak palec. Autobusy kursują raz na dwie godziny (jeśli w ogóle raczą się zjawić), więc rodzice przywozili mnie po szkole do domu. Kontakt z rówieśnikami miałam tylko w szkole. Koszmar.
Na pierwszym roku studiów wróciłam do Łodzi i nie wyobrażam sobie mieszkać w małym miasteczku. Nie łażę po pubach, ale kawiarenki, kina, centra handlowe... Czasem po prostu wychodzę i jadę do Manufaktury czy w inne ruchliwe miejsce, żeby sobie poprawić humor. Czytam książki w kawiarniach. Nie mam wielu znajomych, ale o wiele łatwiej się z nimi spotkać. Zadupiu mówię gromkie NIE.
Czy koszty życia na Zadupiu są mniejsze? Zależy, co chcecie robić... Wydaje mi się, że wydajemy na domek za miastem więcej, niż na apartament w mieście. Przede wszystkim potwornie dużo kasy żre ogród. Chata stoi już dobre 10 lat, a ogród ciągle nieskończony, bo pieniędzy na niego brakuje. A przecież nie robi się ogrodu raz na zawsze - co rok trzeba dokupować kwiaty jednoroczne, ziemię, nawozy, środki na insekty... Sam dom też wymaga napraw - to ogrzewanie, to pompa, raz na jakiś czas coś siądzie.
Chyba tak. No to mała miejscowość jest dobra na wakacje, wieś - to samo. Mieszkać tam? Hm. Chyba tylko nad morzem, w dużym domu i z jeepem w garażu.
Bez jeepa i morza co prawda, ale daje radę
nosiwoda napisał/a:
A temat jest o tyle od czapy, że każdy będzie idealizował swoje miejsce zamieszkania bądź swoje wymarzone miejsce zamieszkania; będzie widział zalety i minimalizował wady. Jak ja powyżej
A zgadzam się. Bo mimo, że jestem świadom braków miejsca mojego urodzenia, wychowania i ogólnie mówiąc dorosłego życia, to jednak z ulgą tu powróciłem po pięciu latach spędzonych w Krakowie. Moloch jest fajny, ale na weekend by zabalować
Dhu, rówieśnicy są przereklamowani
Dhuaine napisał/a:
Wydaje mi się, że wydajemy na domek za miastem więcej, niż na apartament w mieście. Przede wszystkim potwornie dużo kasy żre ogród. Chata stoi już dobre 10 lat, a ogród ciągle nieskończony, bo pieniędzy na niego brakuje. A przecież nie robi się ogrodu raz na zawsze - co rok trzeba dokupować kwiaty jednoroczne, ziemię, nawozy, środki na insekty... Sam dom też wymaga napraw - to ogrzewanie, to pompa, raz na jakiś czas coś siądzie.
Ogród. W moim są głównie iglaki, kilka krzewów i trawa. Jedyny koszt, to prąd do kosiarki i narzędzia ogrodowe. Ostatnio kupiłem grabie z Gardeny za stówę ponad Ogólnie nie przepadam za kwiatami (toleruję jedynie ogromny krzew róży), jak moja żona się nie będzie w takie rzeczy bawić, to ja na pewno mnie. Jestem minimalistą.
Koszt domu. Zależy od okolicy, ale zazwyczaj apartamenty są droższe, ale jak mówię - to zależy od okolicy. U mnie jeszcze nie jest tragicznie. Mam to szczęście, że mam swój dom rodzinny do wyremontowania, budowany niestety technologią z końca lat 70'. Więc trochę kasy trzeba włożyć, ale nie na tyle by się zadłużać na lata Jedyne co faktycznie wychodzi drogo, to ogrzewanie. Ja mam węglowe, a że okna stare, nieszczelne i dom nieocieplany... to żre tego cholerstwa na potęgę. Dlatego priorytet to wymiana okien, ocieplenie domu, wymiana systemu ogrzewania. To jest największy koszt. Reszta to kosmetyka.
Mieszkam od jakiegoś czasu w Krakowie, wcześniej w rodzinnym domu w okolicach Bielska gdzie był blisko las, ogród, góry. Nie mogę powiedzieć że do końca wyrobiłem sobie zdanie w temacie zamieszkiwanego regionu. Z pewnością oba przypadki maja swoje plusy i minusy które zostały już wyraźnie naświetlone. Jednym z wiekszych plusów mieszkania w bloku jest to o czym napisała Dhuaine, czyli nie trzeba się martwić o ogrzewanie, ogród itp. Z kolei w mieście brakuje mi czasami możliwości wyjścia do prawdziwego lasu, czy ogrodu, bez wyjeżdzania gdzieś dalej. Czasami w mieście denerwuje też hałas do którego można sie z czasem przyzwyczaić. Kompletnie nie wyobrażam sobie mieszkania w ścisłym centrum miasta, to byłaby katorga. W samych miastach i w okolicach miast jest zazwyczaj większy współczynnik przestępczości niż na wsi i to też na wyraźną korzyść zadupia.
Nie zgodzę się co do cen, z własnego doświadczenia wnoszę że ceny , przynajmniej w miejscowości w której mieszkałem wcześniej były znacznie niższe niż w mieście.
Dzieje się tak między innymi za sprawą okolicznych gospodarstw rolnych które sprzedają produkty bezpośrednio do sklepów. Koszty transportu spadają czasami nawet o połowe.
Najbardziej denerwującą rzeczą w zadupiu są sami ludzie, chodzi mi przede wszystkim o anonimowość o której pisał już Asuryan. W mniejszych miejscowościach ludzie nie są otwarci na innowacje tak bardzo jak ludzie w miastach i tutaj kolejny minus dla zadupia.
Można tak wymieniać w nieskończoność, wszystko zależy od osobistych preferencji danej osoby. A chyba najlepiej mieć możliwość mieszkania w 2 miejscach.
MrSpellu napisał/a:
To jest największy koszt. Reszta to kosmetyka.
Uważaj Spellu żebyś się nie przeliczył. Czasami wykończenia drobnostkowe potrafią pochłonąć więcej funduszy niż poważniejsze instalacje.
Wybudowanie domu w surowym stanie to pikuś, w porównaniu z wykończeniami, które wymagają często dużo więcej pieniędzy.
_________________ ''Imagination will often carry us to worlds that never were. But without it we go nowhere''
Jedyny koszt, to prąd do kosiarki i narzędzia ogrodowe
Dolicz sobie nawozy, wodę do podlewania, a iglaki też chorują i mają szkodniki, wbrew pozorom, więc jakiś nawóz i preparaty grzybo/owadobójcze pewnie będą potrzebne
Jaskier napisał/a:
Z kolei w mieście brakuje mi czasami możliwości wyjścia do prawdziwego lasu, czy ogrodu, bez wyjeżdzania gdzieś dalej
Nie wiem w jakim rejonie mieszkasz i co oznacza 'wyjeżdżanie gdzieś dalej', ale Zakrzówek i skałki Twardowskiego są bardzo miłe przyrodniczo. I Las Wolski polecam, na tyle duży że znajdziesz kawałki podchodzące pod prawdziwy las
_________________ Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.
ale Zakrzówek i skałki Twardowskiego są bardzo miłe przyrodniczo.
Nie powiedziałbym, że takie miłe. Może fajnie to wygląda, ale kiedy pomyślę sobie że jest tworem antropogenicznym, odechciewa mi się. Poza tym okolice Zakrzówka są strasznie zanieczyszczone. Kiedy miałem tam zajęcia terenowe z geomorfologii i wchodzilismy do wszystkich jaskiń, to byłem przerażony ilością śmieci które można tam spotkać. Nie wspominam już o nieprzyjemnym zapachu.
_________________ ''Imagination will often carry us to worlds that never were. But without it we go nowhere''
Dolicz sobie nawozy, wodę do podlewania, a iglaki też chorują i mają szkodniki, wbrew pozorom, więc jakiś nawóz i preparaty grzybo/owadobójcze pewnie będą potrzebne
Nigdy nie używałem i iglaki/drzewa trzymają się jak cholera.
Jaskier napisał/a:
Uważaj Spellu żebyś się nie przeliczył. Czasami wykończenia drobnostkowe potrafią pochłonąć więcej funduszy niż poważniejsze instalacje.
Wybudowanie domu w surowym stanie to pikuś, w porównaniu z wykończeniami, które wymagają często dużo więcej pieniędzy.
A zdaję sobie z tego sprawę.
Mag_Droon napisał/a:
Racja, ale duperele możesz rozłożyć na lata a ocieplenie i wymiana okien to wydatek raczej niepodzielny (a okienek Spellu ma sporo).
Ano mam. Okna i ogrzewanie to konieczność. No i TO PIERDALNE okno w salonie
Ja preferuję zadupia. Urodziłem się w Wawie, mieszkałem i w molochu i na zadupiu. Zgadzam się z Nosiwodą że dzieciństwo w Warszawie mogło być idyliczne. Niestety teraz to już przeszłość. Rozmawiałem z wieloma warszawiakami i wszyscy się zgadzamy że teraz tu się nie da mieszkać. Zadupie to spokój, cisza, brak rozbojów. Mogę sobie wieczorkiem przejść się na spacer i nie muszę nerwowo reagować na każdą grupkę ludków.
W dzieciństwie pamietam Warszawę cichą, leniwą, kameralną. Z jedej strony tłoczne centrum a z drugiej strony moja Wola cicha, zielona. Pamiętam zjazd na sankach na zamarznięte jeziorko (Koło pomnika Polegli Niepokonani) bary mleczne, rozległe "trawniki" gdzie dorośli bawili się sterowanymi samolocikami własnej konstrukcji, latawcami itp.
W parkach zwłaszcza wieczorem w krzakach można zabawiały się pary, w niedziele sąsiedzi wychodzili przed blok, wynosili stolik i krzesełka i leniwie gawędzili.
Teraz w tej samej okolicy były już 3 zabójstwa, 3 porachunki gangów narkotykowych, kilka obław ze strzelaniną, 2 morderstwa.
Nikt nie wychodzi po 21:00 chyba że jest menelem lbo chce dostać po mordzie.
Statystyki pokazują że najwięcej napadó jest w Centrum bo znieczulica sprawia że tłum nie reaguje i różni "napadacze" czują się lepiej niż w pustym parku.
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Teraz w tej samej okolicy były już 3 zabójstwa, 3 porachunki gangów narkotykowych, kilka obław ze strzelaniną, 2 morderstwa.
Nikt nie wychodzi po 21:00 chyba że jest menelem lbo chce dostać po mordzie.
Ja wczoraj walcząc z nałogiem snu oglądałem Discovery, program o służbach specjalnych w którym to prowadzący (niegdyś z SAS) bierze udział w szkoleniach, treningach i jakiejś pomniejszej akcji. Akurat w Polsce, akcja była przeciwko handlarzowi bronią, który mieszkał w domku przed którym stała czerwona tabliczka z napisem "Sołtys". Moloch to był czy Zadupie? Otóż przestępczość jest wszędzie, ja jeżdżąc w nocy na rowerze wiem po prostu gdzie nie wjeżdżać i ju. Tak jest wszędzie.
Ja wczoraj walcząc z nałogiem snu oglądałem Discovery, program o służbach specjalnych w którym to prowadzący (niegdyś z SAS) bierze udział w szkoleniach, treningach i jakiejś pomniejszej akcji. Akurat w Polsce, akcja była przeciwko handlarzowi bronią, który mieszkał w domku przed którym stała czerwona tabliczka z napisem "Sołtys". Moloch to był czy Zadupie? Otóż przestępczość jest wszędzie, ja jeżdżąc w nocy na rowerze wiem po prostu gdzie nie wjeżdżać i ju. Tak jest wszędzie.
Zgadzam się. U mnie też jest kilka takich miejsc. Na przykład park nocą, bez silnej ekipy ani rusz. Jak chodziłem do liceum to było głośno o kilku parkowych gwałtach, dziewczyny wracały samotnie z dyskoteki...
Jedyny koszt, to prąd do kosiarki i narzędzia ogrodowe
Dolicz sobie nawozy, wodę do podlewania, a iglaki też chorują i mają szkodniki, wbrew pozorom, więc jakiś nawóz i preparaty grzybo/owadobójcze pewnie będą potrzebne
Ja mam na podwórku to samo - opcja minimum - różne iglaki od jałowcy mego wzrostu, przez sosny do kilkunastometrowych modrzewi. Preparatów nie wymagają, serio (inna sprawa że one nie były sadzone, poprostu tu rosły od dawna i zostrały ogrodzone). Z liściastych to najwięcej pielegnacji wymaga wierzba rosnąca przy ganku, mianowicie trzeba jej ciąć wici, żeby dało się przejść. Aha przypomniało mi się że raz zetkełem się z chamstwem niesamowitem, mianowicie zostawiłem na noc otwartą bramę na podwórze i jakiś niemyty prostak wykopał i zabrał mały świerczek srebrny rosnący zaraz przy bramie. I w takich przypadkach przydaje się pies - jedyne legalne narzedzię pozbawienia życia lub częsci ciała takich zbójów, nie w obronie własnej.
A ta w temacie rozbojów- mieszkałam 20 lat na Służewcu Przemysłowym [SŁŻ czyli "Służeźnia Na Żywo"] od 3 lat mieszkam na Szmulowiźnie [tak zwane Szmulki] i pragnę zaprzeczyć plotkom, że tu tylko gwałty i morderstwa, Warszawa się cywilizuje. Tak na prawdę przestępczość spada tylko liczba serwisów informacyjnych wzrasta.
_________________ And swear
No where
Lives a woman true, and fair
To w Warszawie nie ma cichych ani zielonych miejsc? Bo z moich obserwacji wynika co innego.
Centrum i okolice to faktycznie nieciekawy moloch (zresztą jak większosć centrów miast), ale obrzeża miasta są całkiem przyjemne, przypominają małe miasteczka. I są zielone.
Jaskier napisał/a:
okolice Zakrzówka
Chodzi o Zakrzówek na Lubelszczyźnie (koło Kraśnika), czy o Zakrzówek w Krakowie?
Lev napisał/a:
na Służewcu Przemysłowym
Czy to jakaś przemysłowa dzielnica?
Skoro o tym mowa, to nigdy nie lubiłem ośrodków przemysłowych ani okolic z przestarzałymi fabrykami, śladami żelastwa itd. Np. w Bydgoszczy jedną z najbardziej nieciekawych okolic jest ul. Przemysłowa.
Tak samo nieciekawymi miastami są Katowice, Chorzów, Bytom, Zawiercie i w ogóle Górny Śląsk z Zagłębiem.
_________________ Załaduj Wszechświat do działa. Wyceluj w mózg. Strzelaj.
Jeśli mowa o tych terenach zielonych w miastach, to co sobie uświadomiłam a na co nie zwracałam aż takiej uwagi. Pewnie dlatego, że już do tego przywykłam i traktuję jako coś normalnego
Obok mnie, są dwa parki i staw. Jak w zimie zamarza to dzieciaki mają lodowisko, jak byłam mała to też tam śmigałam na łyżwach. Zaraz obok wały nad Odrą gdzie można wybrać się na spacer czy walnąć z książką na trawce, a kawałeczek dalej kolejny park już większy, Szczytnicki. A jakby była chęć to jeszcze dalej jest Pergola i prześliczny ogródek japoński. Poza tym stamtąd gdzie mieszkam jest blisko Ryneczku i do tego spokojna dzielnica.
I na co mi się przeprowadzać na jakieś zadupie?
_________________ Ale to mnie nie wzrusza
W mojej głowie wciąż susza
Bo parasol określa ich byt
Tak samo nieciekawymi miastami są Katowice, Chorzów, Bytom, Zawiercie i w ogóle Górny Śląsk z Zagłębiem.
Ee tam, zmienia się to coraz szybciej i z industrialnych pozostałości ciekawie korzysta się artystycznie i komercyjnie. Śląsk to już nie tylko kopalnie i huty.
A Zagłębie brudne i brzydkie, to się zgadzam i to się nigdy nie zmieni, aż nie zrobią tam jednego wielkiego jeziora.
Tak sobie czytam i dochodzę do wniosku, że całkiem nieźle mieszkam. Niby w molochu, ale po drugiej stronie ulicy mam pas zieleni ostatnio intensywnie zagospodarowywany i nazwany nawet Parkiem im. Ronalda Reagana (jednym słowem, Hameryka za płotem - alejki, place zabaw, i nawet plac do gry w boule), a potem już tylko Zatokę. Zatem, koniec miasta, tylko taki w poprzek . Zupełnie, jakbym cały czas na wczasach była.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Wola jaką pamietam z dzieciństwa taka była. Koło mojego bloku były 3 parki (Sowińskiego, Szymańskiego i ten koło pomnika Polegli NIepokonani. Czwarty - Moczydło był 10 minut piechotką, Lasek na kole - pół godziny spacerkiem), urokliwy stawik, trasa szybkiego ruchu po której raz na rok przejechała furmanka i co godzinę kursował autobus. Od kilku lat nie mieszkamu już w Warszawie i znowu czuję się u siebie.
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum