W kolejności pojawienia się:
1.Sita - półperska kotka o umaszczeniu szylkretowym. Wygląda jak hiena kopnięta w pysk butem narciarskim. Odporna na środki antykoncepcyjne w postaci zastrzyków i tabletek, po 21 kociętach w 4 miotach została pozbawiona płodności radykalnie z pomocą weterynarza. I z dzikiej niedotykalskiej kocicy zrobiło się całkiem miłe zwierzątko, co czasem nawet pomruczy. I nauczyła się żebrać przy obiedzie, ale to bardzo ostatnio.
2.Ginger - syn Sity, ojciec nieznany. Puchaty dachowiec o umaszczeniu... yyyyy... bladorudym? śmiejemy się że jest różowy. To jedyny znany mi kto, który tupie jak chodzi. Poza tym jest uroczy, ma dziąsła w cętki i pasiasty ogon, którym wymachuje kiedy przybiega się przywitać słysząc trzask furtki albo drzwi (nie, nie nauczył się szczekać, ale zamiast tego głośno miauczy)
3.Varys. Tak, jest grubym kastratem, niestety nie pachnie kwiatami Dalmatyńczyk przywieziony w lutym 2005 spod Nowego Targu, gdzie błąkał się przez sześć tygodni. Chciało mi się płakać kiedy go pierwszy raz zobaczyłam - w życiu nie widziałam tak wychudzonego psa. Od tego czasu przytył 10 kilo i nabrał pewności siebie. Na spacerze muszę mieć oczy dookoła głowy, bo jeśli przypałęta się listonosz, rowerzysta, mały piesek, inny pies, torba na kółkach, chłopak z deskorolką, pan uprawiający jogging albo coś porównywalnie groźnego i niebezpiecznego, to awantura gotowa. Na szczęście ludzi z miotłami i szuflami przestał się bać, a przy aportowaniu patyka kuli się tylko na początku (inna rzecz że z premedytacją gubi ten kijek po dwóch rundkach, ale to już lenistwo a nie strach).
Zdjęcia są TUTAJ , gdyby ktoś był ciekaw
Ja kiedyś miałem świnkę morską. Świetna była. Na dzień wypuszczana była z klatki i chodziła sobie po mieszkaniu. Fajnie ślizgała się po kafelkach w kuchni Najbardziej lubiła siedzieć pod stołem, potem przeniosła się za komodę. Pamiętam jak pierwszy raz wlazła za komodę. Wszyscy głowili się gdzie znikła świnka morska :D Była dobrze wychowana, bo nie zostawiała bobków poza klatką
Teraz nie mam żadnego zwierzaka, niestety. Ale ostatnio ciągnie mnie strasznie do kotów - polubiłem je strasznie
A jeśli chodzi ogólnie o zwierzęta jakie lubię, to moim ulubionym jest struś ^^ I jeszcze żyrafy są fajne
We wrześniu musiałam uśpić mojego ukochanego psa, miałam ją od kiedy pamiętam. To było dla mnie jedno z najtrudniejszych przeżyć, najcięższych decyzji. Trzymałam ją cały czas na rękach i starałam się być dzielna ale szczerze mówiąc zupełnie nie wyszło. Następnego dnia chowałam się po kątach i nie mogłam znieść widoku tych wszystkich zabawek, misek, kocyków. Spakowałam wszystko do torby i pojechałam oddać do schroniska. Wizyta w tym miejscu nie była najmądrzejsza biorąc pod uwagę stan mojego i tak już miękkiego serca. Rozkleiłam się nad losem tych wszystkich sierot.
Nie byłabym sobą gdybym nie upatrzyła największej bidy, w najciemniejszym kącie, najbardziej wystraszonej i zagłodzonej. Zaciągnęłam ją do samochodu...no i jest. Ma ok. 4 lata, jest jakimś niezidentyfikowanym mieszańcem i moim skromnym zdaniem po zabiegach pielęgnacyjno-odżywczych jakim ją poddałam stała się absolutnie śliczna. W schronisku mi powiedzieli, że nosi jakże urokliwe imię - Diana Bowiem nie należę do wiernych fanek Lady D. poddałam ją magicznej transformacji w Fedrę (imię słusznie kojarzone z twórczością Carey, moje uczucia do książki są dość ambiwalentne za to imię bardzo lubię).
No i tak Fedra trafiła na salony. Uwielbiam ją z wzajemnością.
We wrześniu musiałam uśpić mojego ukochanego psa, miałam ją od kiedy pamiętam. To było dla mnie jedno z najtrudniejszych przeżyć, najcięższych decyzji. Trzymałam ją cały czas na rękach i starałam się być dzielna ale szczerze mówiąc zupełnie nie wyszło.
Współczuję. Kilka lat temu, w klasie maturalnej, musiałem uśpić psa, z którym praktycznie się wychowałem. Trzymałem mu głowę gdy pani weterynarz robiła mu zastrzyk. Do tej pory nie mogę zapomnieć tych przerażonych, ufnych oczu, które pomału gasły wraz ze zwalniającym oddechem. Gdy zgasł, to ze starszym bratem po prostu się rozkleiliśmy. Kilka tygodni chodziłem struty.
Jakiś czas później mama przygarnęła drugiego psa, którego moim zdaniem niepotrzebnie nazwała tym samym imieniem. Cezary nr.2 jest kompletnym zaprzeczeniem poprzedniego. Tamten miał "charakter", nieprzeciętną inteligencję i wszelkie przymioty psa obronnego. Ten jest wielkim pieszczochem i nie jest zbyt odważny, ale za to bardzo lubi dzieci. Zdołałem go polubić, ale to nie jest już "mój" pies.
Decyzja o uśpieniu ukochanego zwierzęcia zawsze jest traumatyczna. Zwłaszcza jeżeli trzeba ją podjąć samodzielnie. Ja dostałam moja maleńką na 9. urodziny, teraz mam lat 19...Było mi ciężko ale wiedziałam, że postępuję słusznie. Co innego mogłam zrobić? Miała raka. Leczyłam ją ale to nie pomogło. Kiedy przestała jeść zaczęła dosłownie niknąć w oczach. Nie mogłam już na to patrzeć.
Myślałam, że będzie mi ciężko przyzwyczaić się do nowego domownika, ale chyba podświadomie wybrałam w schronisku psa zupełnie niepodobnego do mojej poprzedniej suczki i dzięki temu nie próbuję ich nawet porównywać.
mi się jeszcze nie zdarzyła przeżyć śmierci zwierzaka - tzn miałam świnki morskie dawno temu, ale jakoś nie pamiętam, jak to się odbyło dokładnie, gdy ich zabrakło. później też były jakieś zwierzęta, ale nigdy nie byłam z nimi specjalnie związana.
teraz dopiero mam w domu zwierzyniec, bez części którego już chyba nie umiałabym się obejść(; są to dwa koty (kocur i kotka), pies (syberian husky z adhd(; ), papużka falista i rybki, o których, przyznaję się szczerze, czasem po prostu zdarza mi się nawet nie pamiętać (dobrze, że nimi akurat nie ja się zajmuję(; )
_________________ / jak dobrze mi byłoby opaść z daleka od domu, od okna
na drzewa, na drogę
na lipiec... /
No cóż. Parę lat temu musieliśmy dać do uśpienia psiaka (3 letniego). Miał nowotwór mózgu i nie nadawał się do leczenia a cierpiał okrutnie. Do dzisiaj pamiętam jego oczy jak zasypiał.
Wcześniej miałem psa foksteriera, łobuza, który dokonał godnie żywota.
Obecnie posiadam przygarniętego psiaka (bestię yorkopodobną). Znudził się córeczce poprzednich właścicieli.
Poza powyższymi przez nasz dom przewinęły się (niekoniecznie w tej kolejności):
3 kanarki
2 papugi
5 zeberek
królik
chomik
koszatniczka
rybki w liczbie bliżej nieokreślonej.
Parę lat temu musieliśmy dać do uśpienia psiaka (3 letniego). Miał nowotwór mózgu i nie nadawał się do leczenia a cierpiał okrutnie.
Taki przykład znam z autopsji. Różnica polega jedynie na tym, że moja psinka miała 14 lat i miała nowotwór żołądka. Cierpiała jednak pewnie równie okrutnie, co twój psiak.
Obecnie żadnego zwierzaka nie mam w domu. Chciałbym mieć psa i wiem, że będę go miał, ale dopiero wtedy, gdy taki psiak będzie miał zagwarantowaną 100%-ową opiekę w domu. Obecnie jak bym szedł do pracy, to zwierzak zostałby sam w domu na ponad 8 godzin, co byłoby dla niego sporą torturą, a takiej chciałbym uniknąć. Zwierzaka więc sprawię sobie dopiero wtedy, kiedy będzie pewność, że w domu znajdzie się osoba do opieki nad nim.
_________________ Życie to dziwka, czytasz za mało, a potem umierasz [Stary Ork]
Zaginiona to zamknięte środowisko, coś jak oddział zamknięty krążący wokół Czarnej Dziury Szaleństwa, najlepiej nie zwracać uwagi na sens bo on tu rzadko występuje [utrivv]
"Finezja perfidii rozumowania ściga się w nich z cyniczną sofistyką" [prof. Waltoś o działaniach PiS dot. wymiaru sprawiedliwości]
Mam czarnego kundla /ma już 11,5 roku, więc chyba niedługo zdechnie/ ale generalnie za zwierzętami nie przepadam. Psa w domu zaakceptuję, bo się przyzwyczaiłem do jego obecności. Ale inne gatunki nie spotkają się z troską z mojej strony. Nie żebym był cynicznym brutalem. Po prostu nie mam ręki do zwierząt.
Było tego trochę, urodziło się jeszcze więcej (~30) ale obecnie, na stałe, mamy w rodzince trzy koty.
Dwa koty (czarny i rudy) i kotkę (czarno-biała).
Czarny kot - syn kotki, terytorialny samiec, ćwierć dziki (nie boi się niektórych obcych gości w domu). Wygląda trochę jak Pratchettowski Greebo.
Rudy kot - przybłęda, generalnie tolerują się z czarnym w domu (ale gdy wychodzi w nocy na dwór, bez ustanku obrywa od niego, ale też innych - wokół las, ale kotów sporo), za to kotka wciąż na niego prycha i wali łapą po głowie ^^
Totalnie udomowiony z przytępionymi instynktami (i umysłem). Nie boi się żadnych ludzi, zdołałem go nawet przyzwyczaić do psa cioci.
A teraz punkt programu - kotka. Bardzo udomowiona (prawie nie wychodzi, ale jak już wyjdzie...) ale i najdziksza, bo boi się praktycznie wszystkich obcych (czyli nie mieszkających w domu na stałe). Chyba ma schizofrenię, ale ja się wcale ni dziwię. Urodziła te ~30 małych zanim miała zabieg i wszystkie one zniknęły (zostały rozdane/oddane w 95% w dobre ręce, w jednym przypadku - w niepewne). Teraz czasem jeszcze je nawołuje i szuka ich (po tylu latach). Jakby były gdzieś w ścianie zamurowane. Śpi głównie z moją siostrą. I czasem przynosi jej niespodzianki.
Czytaj myszy, nornice, itp., z którymi siostra się później często budzi - niezbyt przyjemny widok o poranku. Generalnie ma morderczy instynkt. Na koncie ma także wiewiórki (w tym malutkie - znalazłem kiedyś odgryziony ogon) i mnóstwo ptaków.
Moja siostra często robi sobie drzemki wieczorne i właśnie pół godziny temu obudziła się z dużą ilością krwi na pościeli obok siebie... tym razem młody zajączek (~połowy jej[kotki] wielkości)... tego jeszcze nie było. Siostra ma traumę...
Mam kota przybłędę o wdzięcznym imieniu Czesiek (znajomi rodziców tak nazwali; skojarzenia z pewnym panem o tym imieniu). Nie boi się tylko tych osób, które dobrze zna, panicznie boi się małych dzieci (poza synkiem brata, którego już toleruje) i foliowych torebek. Zjawił się u nas prawie trzy lata temu, wychudzony, głodny, przerażony. Dostał jeść, następnego dnia znowu przyszedł, ponownie został nakarmiony. Podchody trwały blisko miesiąc, w końcu odważył się wejść do domu w poszukiwaniu miski z jedzeniem (widział dwa inne koty, z którymi nawet dobrze się dogadywał). Gdy w domu zobaczył ludzi, totalna panika i ucieczka do drzwi, zamknięte, przerażenie i bieganie po domu w poszukiwaniu wyjścia. W końcu wyjście przez otwarte drzwi. Po kolejnych dwóch miesiącach Czesiek nie bał się przebywać z domownikami i został maskotką. Wyraźnie widać, że został skrzywdzony przez ludzi (prawie na pewno był bity, strasznie nerwowo reagował na podniesioną rękę i gwałtowniejszy ruch; na pewno ktoś go wyrzucił), ale po pierwszej zimie przyzwyczaił się do miski i swojej miejscówki. W międzyczasie dwa młode koty przegrały z ewolucją (i drogą krajową biegnącą nieopodal). A pocieszne były, zostały tak wychowane, że jak przychodził gość, to od razu chciały wejść na kolana. Ale akceptowały odmowę.
Wcześniej mieliśmy dwa koty, które siostra wzięła z ogłoszenia w gazecie. Świetne bestie (Bolek i Lolek), które były nierozłączne i potrafiły świetnie współpracować. Plus umiejętność kilkunastosekundowego stania na tylnych łapach jak surykatka. Ale też nie znały zasad ruchu drogowego. Bolek kiedyś się na mnie obraził, bo przez pół godziny nie wpuszczałem go na kolana. Przez cały czas kombinował jak się władować na mnie, w końcu ostentacyjnie położył się w innym miejscu i przez kilka godzin nie reagował na moje wołania.
Przez dom przewinęło się dużo kotów (ach te kotki), które lubiły chodzić na drogę i miałem nieprzyjemność ich grzebania.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Jeszcze ku pamięci, byl u mnie inny przybłęda - szary kot, rasowy chyba jakiś, z wysokimi tylnymi łapami i dość krótkim ogonem.
Kotka też go nie znosiła (rasistka), do tego stopnia, że uciekała nawet gdy miała młode. Ale szary (choć samiec) sam miał instynkt macierzyński i opiekował się nimi, wylizywał, bawił...
Umiał aportować, co wcześniej nie zdarzyło się żadnemu z moich kotów. (choć obecny rudy (też nie-dachowiec) też umiał, ale się już rozleniwił i oduczył)
Szarak nie bał się ludzi i najprawdopodobniej ktoś go po prostu sobie przywłaszczył. Przez tę część lasu przewija się niestety sporo ludzi
do schroniskowego mieszańca ("prawdopodobnie z pitbullem lub amstaffem" cytując weta) czyli łaciatej Wiedźmy dołączył czarny Szaman, tym razem prawdziwy pitbull.
więcej zwierzów nie planuje się... na razie
_________________ Pitbull- morderca miejsca w łóżku i Twoich kanapek.
Naszego ukochanego pieska - suczki Zyty nie uśpiliśmy. Była chora na raka bardzo cierpiała ale zabić taką ufność?
Któregoś dnia Zytka nagle dziarsko wstała podbiegła do każdego w domu jakby się żegnałą po czym poszła do przedpokoju i umarła.
Minęło już ponad 6 lat ale nie zdecydowaliśmy się na kolejnego pieska. Zyta czasem mi się śni, żonce śni się częściej.
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
robię edycję - zabieram stąd fotkę i wklejam do poprzedniego postu, bo ta fotka z uciętą głową niezbyt fajna - a w domu na kompie chyba nie mam jakiejś wtyczki, bo nie pokazuje mi się "edytuj" - pierwotnie wszystko miało być jednym postem - sorki
ATS, ale słodziaki. Ten brązowy na drugim zdjęciu ma wzrok hmm... bardzo zdecydowany. Znaczy, wygląda na łobuza.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
niom - słodziaki. Naprawdę - nawet weganinowi jest trudno się powstrzymać przed zjedzeniem ich w sosie własnym
Czarna ma na imię Buka i wkrótce emigruje do Krakowa, ruda ma na imię Bunia i zostaje u nas. Buka to kawał baby, uważa, że cały świat jest jej. Bunia jest bardziej zdystansowana i sceptyczna w odniesieniu do przyjemności, jakie może dostarczyć świat
Co powiecie na trzymanie w domu pieska pokroju amstaffa, czy pitbulla ? Mnie elektryzuje widok jak widzę takie psy puszczane luzem w momencie kiedy w pobliżu bawią się moje dzieci... najchętniej prewencyjnie takiego podbiegającego psa bym zastrzelił, a potem właściciela... Sądzicie że cotygodniowe doniesienia prasowe odn. pogryzień dzieci przez amstaffy to mit ? wyciągnięte z kontekstu dane ? Sam znam nieosobiście przypadek pogryzienia poważnego twarzy dorosłej kobiecie przez amstaffa 'z rodziny', która to po prostu była w domu... pech... Kobietę czekają poważne operacje plastyczne, co się stało z pieskiem nie mam pojęcia... W życiu nie zaufam takiemu psu.
co mi zrobił pies... jeszcze nic chociaż ostatnio na spacerze podbiegł taki do moich dzieci ale odbiegł zawołany przez właściciela... oczywiście nie miał kagańca o smyczy nie mówiąc... a że miał dobry dzień to mogę się tylko cieszyć... kurwa...
oczywiście nie miał kagańca o smyczy nie mówiąc... a że miał dobry dzień to mogę się tylko cieszyć... kurwa...
wred napisał/a:
czemu skoro jesteśmy tak durnym narodem, na amstaffy nie potrzeba jeszcze zezwolenia ?
Brytole wstawiły tym psom całkowitego bana na Wyspy.
Francuzi muszą w merostwie deklarować, że są właścicielami amstaffów (i innych agresywnych ras), muszą mieć wykupione ubezpieczenie, a na spacer to tylko w smyczy i w kagańcu.
U nas teoretycznie też jest obowiązek wyprowadzania psów z wyżej wymienionym oprzyrządowaniem. Co z tego, skoro:
1) Mało kto tego używa.
2) Mało kto to sprawdza.
Sam jestem zwolennikiem tego by każdy pies był rejestrowany i by na każdego psa było zezwolenie. Może wtedy ograniczyłaby się liczba właścicieli kretynów.
Sam jestem zwolennikiem tego by każdy pies był rejestrowany i by na każdego psa było zezwolenie. Może wtedy ograniczyłaby się liczba właścicieli kretynów.
Zezwolenie na każdego psa? Ale co ci to da w ograniczeniu ilości kretynów?
Co do groźnych ras to powinno być jak z posiadaniem broni, ponieważ to psy obronne. Ale nie ma co tworzyć nagonki, chociaż media pewnie teraz co kilka dni będą mówiły o ataku na psy (chociaż nie jest ich więcej niż wcześniej tylko się o tym nie mówiło). I przepchną kolejne durne prawo a la dopalacze.
Załatwianie pozwolenia na psa też takim problemem być powinno.
Ale po co? To utrudnianie życia. I niekoniecznie ci "lepsi" właściciele dostaną pozwolenie tylko ci bardziej uparci. I czy chodzi ci o licencję na posiadanie psa czy pozwolenie na każdego psa z osobna?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum