Implus do założenia tematu poszedł z odkrycia że takiego tematu jeszcze nie ma. Nie chce mi się za wiele pisac bo wszyscy pewnie z Tarantino się zetkneli więc zrobie ankiete dając dwa głosy na ulubiony film ww. rezysera. Dałem same filmy, opuszczając koprodukcje i odcinki seriali. A dwa ulubione bo wiadomo że jeden z głosów pójhdzie na Pulp Fiction więc walka będziesię toczyć o II miejsce. A po ankietce jeśli łaska to wyjaśnic czemu to a nie tamto.
Wybrałem takie filmy jak "Wściekłe psy" oraz "Kill Bill" całość. A dlaczego? już piszę....
"Wściekłe psy"- Film który widziałem jako pierwszy... Po za tym Film "Wściekłe psy" otworzyły Tarantino drogę do kariery. Co jeszcze mogę dodać... Chyba to że w tym filmie jest dużo śmiesznych dialogów między bohaterami, oraz dużo akcji... Gdybym miał oceniać to 8/10.
"Kill Bill"- film który mogę oglądać w kółko. Świetnie wyszły momenty w anime, oprócz tego
Uma Thurman. Tarantino stworzył wiele ciekawych postaci . Ogólnie całość czyli dwie części uważam za zajebiste. Sztuki walki, muzyka, Uma Thurman(jako główna bohaterka) oraz Samuel L. Jackon ( w roli organisty).
Z tego co zdążyłem zauważyć to chyba to, że filmy Tarantino nawiązują do filmów samurajskich
_________________ " Ciemne sprawy najlepiej załatwiać po ciemku " - "Hobbit" J.R.R. Tolkien
Pulp Fiction i Bękarty Wojny.
Rozważałem jeszcze Death Proof (zamiast Bastardów), ale widziałem to już dość dawno, a jestem w miarę świeżo po Bękartach i wygrała nowość. Poza tym jak dla mnie wygrywa tematyka (taki już ze mnie naziofil). Dialogi, jak pamiętam Death Proof, podobnie na wysokim poziomie.
Gdyby podzielić obydwa Kill Bille to wybrałbym do ankiety samą dwójkę. Jedynka z jakiegoś względu mi nie podeszła (krew, szpital, krew, miecz, krew, podróż, krew, krew, krew, dziecko), za to dwójka to najczęściej przeze mnie widziany film Tarantino.
pozdrawiam
Wściekłe psy i Bękarty wojny Death Proof nie widziałem.
Wściekłe psy - pierwszy mój film tego reżysera. Najmocniej wrył mi się w pamięć. Imponowała mi zajebistość głównych bohaterów, choć mało rozumiałem, dopiero po paru latach oglądałem ten film na nowo i jakbym go pierwszy raz oglądał.
"Bękarty wojny" - majstersztyk. Kilka tych scen oglądałem z dziką fascynacją (rozmowa Landy na początku), oczywiście scena w piwnicy i - jako wisienka na torcie - włoski akcent Brada Pitta. Muszę jeszcze raz obejrzeć, bo nie doceniłem sceny rozwalania głowy niemieckiemu żołnierzowi. A niby niknie przy powyższych, lecz niesłusznie, bo jest w niej coś takiego... Nagle ci "dobrzy" okazują się prostymi bydlakami. Żeby nie było - nie dorabiam tu mitologii do tego filmu.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Ja oprócz oczywistego Pulp Fiction zaznaczyłem zajebistego Death Proof - po nim Bękarty wypadała tylko dobrze. Uwielbiam ten film oglądać pojedyńczymi zajebistymi scenami i całą zajebistą całością. Niby potrafię wymieniać w nim masę zajebistych elementów np:
zajebiście swobodne przegadane dialogi - na taki chill out może pozowlić sobie niewiele reżyserów, Tarantino to jeden z nich.
zajebiste sekwencje samochodowe, w tym końcowy przezajebisty pojedynek samochodowy bez efektów komputerowych.
zajebiste laski
zajebiście udany debiut Tarantino jako operatora
zajebistą metafilmowośc filmu - de facto film o ludziach współtworzących filmy (kaskaderzy) + - sama budowa filmu będącego niczym zajebisty artykuł w wikipedi linkujący do masy innych zajebistych dzieł popkultury
ii jeszcze mnóstwo zajebistych rzeczy którytch nie pamiętam, bo było ich tam mnóstwo i były zajebiste.
Aha, ofcoz PulpFiction - za dużo nie ma o czym mówić, a 2 podobnie jak Łakoć - Death Proof - który dosyć długo zalegał mi anonimowo na dysku aż w końcu od niechcenia sobie pooglądałem nie wiedząc czym jest, po czym zachwycony nie mogłem się oderwać, żeby na koniec utwierdzić się w tym o czym przypuszczałem - Tarantino was here :D - fajowy filmik. W niewielu filmach podoba mi się wielokrotne powtarzanie tych samych scen, w tym jest genialne, kapitalne teksty, super dobrana muzyk, cudnie twarde kobitki , no i same sekwencje samochodowe - czyli nie sztuka rozwalić 100 aut podczas filmu, sztuka rozwalić ich parę ale z klasą :D. Generalnie QT - klasa sama w sobie.
A ja się wypowiem w inną stronę.
Nie trawię Tarantino. Po prostu jest przesadzony i nie rozumiem kompletnie fascynacji nim.
Żeby nie było, że negatywną wypowiedź opieram na jakichś urywkach filmów.
Oglądałem "Pulp Fiction", "Kill Bill" vol. I i II oraz ostatnio "Inglorious Basterds"(a nie jak ktoś wyżej napisał Bastards ). Myślę, że po tych czterech filmach mogę już ocenić to czy prace danego reżysera mi się podobają czy też nie.
Tu stwierdzam z całą pewnością: NIE.
Ok, zgoda "Pulp Fiction" miał niezłe sceny i teksty, ale zaczynał momentami denerwować, powiedzmy, że PF to jedyny film Tarantino, który jestem w stanie znieść.
"Kill Bill" to żenada po całości dla mnie. Najgorsze sceną, imo, jest siekanina na koniec vol. I Dla mnie profanacja katany
Obejrzałem raz i mi starczy, nie zamierzam wracać do tego filmu, chyba że naprawdę zostanę przymuszony. No i Uma Thurman... jeszcze w PF byłem w stanie znieść, ale generalnie jej nie lubię.
IB obejrzałem, ale o fascynacji to ciężko tu mówić. Parę niezłych tekstów, ale bez porywu. Jasne alternatywa jakaś wśród filmów wojennych, ale nie porywa. Śmieszy Brad Pitt z tym swoim akcentem.
Nie mogę zaprzeczyć, że Tarantino jest reżyserem charakterystycznym(idzie poznać, że to jego film po kilku minutach wyświetlania), ale czy jest genialny to bym polemizował. Nie trafia do mnie jego sztuka i tyle.
Co do ankiety zaznaczam PF i IB, ale tylko dlatego, żeby poza postem coś wnieść do tematu ^^
Ja rozczarowałem się na "Bękartach wojny" Po pierwszej scenie, rozmowie Pułkownik Hans z francuskim wieśniakiem spodziewałem się świetnego filmu tak samo spodziewałem się więcej scen z tytułowymi bękartami. Dla mnie film psują zbyt częste rozmowy Shosannie i adoracyjnym ją Niemcem które są mało ciekawe i nic nie wnoszą.
Nie doceniacie tego, że to inteligentny reżyser, który bawi się kinem, przetwarza motywy, urozmaica absurdem. Amator, który stał się jednym z najważniejszych reżyserów ostatniego dziesięciolecia.
Cóż zatem z tego, że wam się nie podoba, skoro jest fenomenalny?
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
A ja się wypowiem w inną stronę.
Nie trawię Tarantino. Po prostu jest przesadzony i nie rozumiem kompletnie fascynacji nim.
Żeby nie było, że negatywną wypowiedź opieram na jakichś urywkach filmów.
Oglądałem "Pulp Fiction", "Kill Bill" vol. I i II oraz ostatnio "Inglorious Basterds"(a nie jak ktoś wyżej napisał Bastards ). Myślę, że po tych czterech filmach mogę już ocenić to czy prace danego reżysera mi się podobają czy też nie.
Tu stwierdzam z całą pewnością: NIE.
Ok, zgoda "Pulp Fiction" miał niezłe sceny i teksty, ale zaczynał momentami denerwować, powiedzmy, że PF to jedyny film Tarantino, który jestem w stanie znieść.
"Kill Bill" to żenada po całości dla mnie. Najgorsze sceną, imo, jest siekanina na koniec vol. I Dla mnie profanacja katany
Obejrzałem raz i mi starczy, nie zamierzam wracać do tego filmu, chyba że naprawdę zostanę przymuszony. No i Uma Thurman... jeszcze w PF byłem w stanie znieść, ale generalnie jej nie lubię.
IB obejrzałem, ale o fascynacji to ciężko tu mówić. Parę niezłych tekstów, ale bez porywu. Jasne alternatywa jakaś wśród filmów wojennych, ale nie porywa. Śmieszy Brad Pitt z tym swoim akcentem.
Nie mogę zaprzeczyć, że Tarantino jest reżyserem charakterystycznym(idzie poznać, że to jego film po kilku minutach wyświetlania), ale czy jest genialny to bym polemizował. Nie trafia do mnie jego sztuka i tyle.
Co do ankiety zaznaczam PF i IB, ale tylko dlatego, żeby poza postem coś wnieść do tematu ^^
Romulus napisał/a:
Nie doceniacie tego, że to inteligentny reżyser, który bawi się kinem, przetwarza motywy, urozmaica absurdem. Amator, który stał się jednym z najważniejszych reżyserów ostatniego dziesięciolecia.
Cóż zatem z tego, że wam się nie podoba, skoro jest fenomenalny?
Włoski akcent Pitta to dla mnie jedynie wisienka na torcie jakim się Basterdzi. Mogłaby istnieć tylko scena w barze (akcenty!) i byłby to dla mnie świetny film. I bardzo zadowoliło mnie to, że nie zrobił kolejnego Kill Billa, w którym Basterdzi mordowali by kolejnych Niemców. O czym mówił sam Quentin, że nakręcił film inny, niż ludzie się spodziewali.
A tak w ogóle to wybieranie jedynie dwóch filmów jest popieprzone jak demokracja. Tarantino można oglądać, ale nie głosować. Jutro mogę być bardziej przekonany do Psów lub Death Proof, a głosu już nie zmienię.
pozdrawiak
Dla mnie Pupl Fiction - wiadomo, i Death Proof - świetnie się bawiłem. Reszta też jest dobra, jednak jeśli miałbym wybrać dwa, to wybór jest właśnie taki.
Myślę że jednak jeśli by założyć podwójny seans tarantinowski Death Proof i Basterdów, to przekonacie że Death Proof wygrywa. Ten film po prostu najpierw wprowadza Cię w dobry nastrój a później gra na adrenalinie. Myślę że aktualne odkrzywienie na korzyść IB w ankiecie wychodzi z tego że był to poprostu ostatni film Tarantino jaki większośc z was oglądała i dobrze pamięta, pozatym grał na nieco kontrowersyjnej nucie, wiadomo patos II wś + do tego magiczne słowo "żydzi".
Myślę że aktualne odkrzywienie na korzyść IB w ankiecie wychodzi z tego że był to poprostu ostatni film Tarantino jaki większośc z was oglądała i dobrze pamięta, pozatym grał na nieco kontrowersyjnej nucie, wiadomo patos II wś + do tego magiczne słowo "żydzi".
Z pierwszą częścią wypowiedzi się zgodzę, ale z drugą już tylko w części - dla mnie magiczne słowo to "naziści". Bo bądźmy szczerzy, Basterdzi to Żydzi jedynie z nazwy. Jakby zrobili z Brada Pitta ortodoksyjnego Żyda ścinającego pejsy dla misji (+ jeszcze jakaś scena z koszernością) dawałoby to większą frajdę. Pozostał jedynie koncept mszczących się Żydów, ale równie dobrze mogliby to być cyganie czy Polacy (był jakiś? mogłem zapomnieć), choć mniej medialnie.
A Soup Nazi zgarnia całą pulę.
Odnośnie tańca - wątpię, żeby taniec z Death Proof wszedł do, nazwijmy to, kultury popularnej, jak taniec z Pulp Fiction. To imprezowo-taneczna klasyka, a tańca DP raczej się nie ogląda w takich miejscach. Aczkolwiek Lap Dance wygrywa wizualnie o kilka długości.
pozdrawiam
Nie doceniacie tego, że to inteligentny reżyser, który bawi się kinem, przetwarza motywy, urozmaica absurdem. (..)
Nie rozumiesz tego, że te jego zabawy i przetwarzanie motywów nie każdemu się podobają? Oceniam tylko film(y), bez przydzielania dodatkowych punktów za: inteligencję twórcy, jego pochodzenie, płeć, rozmiar buta, sexualne preferencje...
Moje ulubione filmy Tarantino to: "Wściekłe psy" i "Pulp fiction". Podobała mi się również "Jackie Brown".
Zaznaczyłem kultowy dla mnie Pulp Fiction, ale z drugą pozycją miałem lekkiego zgryza. Dać Bękarty czy Wściekłe Psy? (Death Proof oceniam jako dobry, ale wcale nie taki rewelacyjny, ot - widocznie nie rozszyfrowałem wszystkich intertekstów ) W końcu dałem Bękarty, ale pewnie dlatego, że jestem teraz trochę podjarany tym filmem. Co do DP, film jest osadzony w australijskim modelu kina sensacyjnego, gdzie drugim fiutem i jednocześnie bronią (w przeciwieństwie do sensacyjnego kina amerykańskiego, może z wyjątkiem Bullita ) jest samochód, a nie pistolet czy inne arużio Tak był też zrobiony pierwszy Mad Max
Z cech szczególnych Tarantino najbardziej lubię specyficzne dialogi (tak, to była mocna strona Death Proof), groteskową przemoc i momentami absurdalny humor. Reżysera tego nigdy dość i do kolekcji moich prywatnych DVD brakuje tylko Death Proof i nowiutkich Bękartów.
Co do wątku tanecznego. Popieram wypowiedź Jandera, że lap dance wizualnie ciekawszy, ale brakuje mu tej otoczki popkultowości z tańca Vincenta z Mią. Bo taniec w PF był tylko elementem większej układanki, historii w której była kokaina, taniec, dialogi, Urge Overkill, heroina i strzał adrenaliny prosto w serce Tego nie da się tak łatwo przebić.
Quentin Tarantino jest moim ulubionym reżyserem i jednym z ulubionych aktorów drugiego planu Jego epizodyczne role są niezapomniane; jak w Desperado, Sukiyaki Western Django, Planet Terror, Wściekłych psach, Pulp Fiction czy w Od zmierzchu do świtu. No i autor scenariusza Natural Born Killers Lubię też muzykę z jego filmów, zwłaszcza z PF
Ł napisał/a:
Myślę że aktualne odkrzywienie na korzyść IB w ankiecie wychodzi z tego że był to poprostu ostatni film Tarantino jaki większośc z was oglądała i dobrze pamięta,
To zdanie popieram. Zwyczajnie jestem zauroczony tym filmem.
Romulus napisał/a:
Cóż zatem z tego, że wam się nie podoba, skoro jest fenomenalny?
Z Tarantino jest tak trochę jak z Monty Pythoonem. Jest się zwolennikiem, albo nie
"Death Proof", "Planet Terror" i "Kill Bill" to filmy całkowicie nie w moim guście. Do końca obejrzałem tylko ten pierwszy, a i to z wielkim bólem.
O gustach niby się nie dyskutuje, ale...
Death Proof: Świetne dialogi, największy plus tego filmu. Kilka fajnych scen, chociażby finałowa. Faktycznie sporo odniesień do innych tekstów/kontekstów, a to mnie tak trochę rajcuje. Mimo, że nie jest to jeden z moich ulubionych filmów Tarantino, to uważam, że jest to film dobry.
Kill Bill (oba): Ten obraz akurat mi nie podszedł, ale też nie był do końca zły. Ot, pastisz anime i kina samurajskiego (i kopanego, a raczej ciachanego klasy B). Urzekła mnie w tej historii wyjątkowa groteskowość i intensyfikacja przemocy, ale dziwnym trafem - o ile "mangowość" (także przemocy) w Sukiyaki była dla mnie atutem, to w Kill Billu mi trochę zgrzytała. Film niezły, ale niechętnie wracam.
Planet Terror: Pastisz doskonały. Rodriguez odwalił kawał solidnego rzemiosła. Czy można jeszcze bardziej groteskowo przedstawić same w sobie groteskowe filmy grozy typu gore (klasy B)? Da się. Nadpaloną taśmą urywającą się w bardzo ważnym momencie, najlepszym teksańskim grillem, kołkowaniem, miażdżeniem, cięciem zombiaków (kosiarka w Martwicy Mózgu wysiada) i odpadającym fiutem Zombie-Tarantino Ten film jest delikatnie mówiąc soczysty. O ile traktuje się go jako pastisz
Z pierwszą częścią wypowiedzi się zgodzę, ale z drugą już tylko w części - dla mnie magiczne słowo to "naziści". Bo bądźmy szczerzy, Basterdzi to Żydzi jedynie z nazwy. Jakby zrobili z Brada Pitta ortodoksyjnego Żyda ścinającego pejsy dla misji (+ jeszcze jakaś scena z koszernością) dawałoby to większą frajdę. Pozostał jedynie koncept mszczących się Żydów, ale równie dobrze mogliby to być cyganie czy Polacy (był jakiś? mogłem zapomnieć), choć mniej medialnie.
1. Nieeee, taki manerw to byłoby to czego każdy człowieczek z małą wyobraxnią spodziewał się tylko jak usłyszał plotki o żydach mordujących nazistów.
2. Nie wiem czemu ale nawet wiele osób które obejrzało Bękartów, myśli że Aldo Raine, był w ogóle Żydem... to był typowy wsiur z środka stanów, najlepiej świadczy o tym jego zajebity włoski. W ogóle Tarantino uwilebia śmiać się z amerykańskiego wiesniactwa (ma dystans do siebie ).
Ej panowie, czy wy rozważyliście zasadniczośc sceny tańca w Death Proofie - przecież to jest główna oś pierwszej połowy filmu. To dosłownie seks taniec z śmiercią, ponieważ Motylek przeczuwa kim jest kaskader Mike, a mimo to prowokuje go i nakręca - być może gdyby spławiła kaskadera, nie doszłoby do arcyzajebistej sceny wypadku samochodowego z całą jego seksualną konotacją. Dla tego Spellu, ja jednak bardziej lubię ten taniec, nie tylko wizualnie ale jako część fabuły.
A propo muzyki to Death Proof faktycznie ma najlepszą - gdyby nie Tarantino mógł bym nie poznać tak genialnego zespołu jak:
- Co chcesz usłyszeć?
- "Dave Dee, Dozy, Beaky, Mick & Tich".
- Kogo?
- "Dave Dee, Dozy, Beaky, Mick & Tich".
- Kim oni są, do cholery?
- Dla twojej informacji,
- Pete Townshend kiedyś omal nie opuścił "The Who",
- a gdyby to zrobił, wstąpiłby do tej grupy.
- I wtedy byłoby "Dave Dee, Dozy,|Beaky, Mick, Tich & Pete".
- Według mnie, powinien to zrobić.
Dla mnie Planet Terror stoi poziom niżej od Death Proofa - to świetny pastisz ale Death Proof to kino klasy B klasy A. Chociaż pamiętam że Rodriguez zniszczył mnie całkiem jedną sceną, która była niesamowitym knurskim żartem z przeciwników brutalności w filmach/grach komputerowych - tą scena gdy matka daje synkowi spluwe i karze mu strzelać do zombiych jak w grach komputerowych tylko nie celować sobie w głowe i 5 sekund później dzieciak strzela sobie w łeb. Facet całkowicie zjadł, przetrawił i postawił na głowie główną teze przeciwników brutalności w filmach/grach i uczynił z niej kolejny element de facto krwawej rozrywki - tak dobre kino potrafi mielić swoich przeciwników.
Nie wiem czemu ale nawet wiele osób które obejrzało Bękartów, myśli że Aldo Raine, był w ogóle Żydem... to był typowy wsiur z środka stanów, najlepiej świadczy o tym jego zajebity włoski.
No właśnie, przecież to był typowy, chamski redneck, taki bliżej południa
Ł napisał/a:
To dosłownie seks taniec z śmiercią, ponieważ Motylek przeczuwa kim jest kaskader Mike, a mimo to prowokuje go i nakręca - być może gdyby spławiła kaskadera, nie doszłoby do arcyzajebistej sceny wypadku samochodowego z całą jego seksualną konotacją. Dla tego Spellu, ja jednak bardziej lubię ten taniec, nie tylko wizualnie ale jako część fabuły.
Zgoda, jest to misterniej utkane, ale nie wywołuje we mnie takich emocji jak scena z PF (jakby na to nie patrzeć randka Vincenta i Mii także kończy się 'penetracją' ) Wiesz co, chyba jeszcze raz sobie obejrzę Death Proof, bo mnie rozwaliłeś tą seksualną konotacją kraksy. Bo z tym nakręcaniem Mike'a, to jakoś sam na to wpadłem
Ł napisał/a:
Dla mnie Planet Terror stoi poziom niżej od Death Proofa - to świetny pastisz ale Death Proof to kino klasy B klasy A.
No ja właśnie bardziej cenię Planet Terror, za co mi się oberwało 'w towarzystwie', ale ja zwyczajnie lubię chłonąć absurdalne obrazy, a Planet Terror to prawdziwy wulkan absurdu.
Ł napisał/a:
Chociaż pamiętam że Rodriguez zniszczył mnie całkiem jedną sceną, która była niesamowitym knurskim żartem z przeciwników brutalności w filmach/grach komputerowych - tą scena gdy matka daje synkowi spluwe i karze mu strzelać do zombiych jak w grach komputerowych tylko nie celować sobie w głowe i 5 sekund później dzieciak strzela sobie w łeb. Facet całkowicie zjadł, przetrawił i postawił na głowie główną teze przeciwników brutalności w filmach/grach i uczynił z niej kolejny element de facto krwawej rozrywki
Mistrzostwo
EDIT:
No i w krwi tego wsiura płynęła indiańska krew
Zgoda, jest to misterniej utkane, ale nie wywołuje we mnie takich emocji jak scena z PF (jakby na to nie patrzeć randka Vincenta i Mii także kończy się 'penetracją' ) Wiesz co, chyba jeszcze raz sobie obejrzę Death Proof, bo mnie rozwaliłeś tą seksualną konotacją kraksy. Bo z tym nakręcaniem Mike'a, to jakoś sam na to wpadłem
Chyba u Ciebie nie wywołuje. Pozatym tym razem oglądaj ten film z oczyma sam wiesz nie w którym miejscu, i zobacz że akurat ta seksualna intepretacja to nie mój wymysł tylko fraza która pada w samym filmie, w dialogu szeryfa i jego syna (naczelnych wieśniaków tego filmu ) A później jak już przekonasz się że Death Proof jest najbardziej ok z wszystkich filmów QT, to w ramach pokuty zakładaj dwa subkonta i fałszuj wyniki ankiety.
Pozatym tym razem oglądaj ten film z oczyma sam wiesz nie w którym miejscu, i zobacz że akurat ta seksualna intepretacja to nie mój wymysł tylko fraza która pada w samym filmie, w dialogu szeryfa i jego syna (naczelnych wieśniaków tego filmu ) A później jak już przekonasz się że Death Proof jest najbardziej ok z wszystkich filmów QT, to w ramach pokuty zakładaj dwa subkonta i fałszuj wyniki ankiety.
Death Proof lepszy od Pulp Fiction? Nigdy w życiu. Akurat Pulp Fiction będę bronił mężnie do ostatniej linijki dialogu (jako mój ulubiony film ever - nie mogę więc być obiektywny) Zwyczajnie Death Proof mnie nie porwał i choćbym obejrzał jeszcze ze dwa razy, to zdania nie zmienię (a starałem się wyłapywać 'smaczki') A dialogu z szeryfem i z jego synem nie pamiętam bo film widziałem jakoś zaraz po premierze i nie wgłębiałem się więcej w jego treść - zwyczajnie bardziej mi podszedł Planet Terror, ale kiedyś nadrobię
Obejrzałem sobie właśnie przed chwilką "Death Proof". Jak dla mnie taki sobie luźny film w którym Tarantino pokazał jak zajebiste mogą być relację między dobrymi znajomymi. Oprócz tego taniec, który wykonywała Butterfly naprawdę wgniata w fotel, do tego znowu zajebista muzyka, zajebiste dialogi, popisy kaskaderskie no i czaderskie samochody.
Teraz dla przy pomnienia będzie trzeba obejrzeć "Pulp Fickion" bo dawno się oglądało.
A teraz takie moje pytanie które dziewczyny uważacie za seksowniejsze jeśli chodzi o "Death Proof"? Jungle Julia ; Arlene "Butterfly" ; Shanna czy... Abernathy ; Pam ;Lee ?
_________________ " Ciemne sprawy najlepiej załatwiać po ciemku " - "Hobbit" J.R.R. Tolkien
Obejrzałem sobie właśnie przed chwilką "Death Proof". Jak dla mnie taki sobie luźny film w którym Tarantino pokazał jak zajebiste mogą być relację między dobrymi znajomymi.
Nie uważasz, że dookreślając film poprzez jego otoczkę, to tym samym lekko go spłycasz? To trochę tak jakbyś napisał, że Spielbergowi udało się w luźnym obrazie, pt. Szeregowiec Ryan, pokazać jak zajebiście żołnierze potrafią strzelać. Albo, jadąc po bandzie, Kurosavie w Siedmiu samurajach udało się pokazać jak zajebiście samuraje potrafią machać mieczem
MarcinusRomanus napisał/a:
A teraz takie moje pytanie które dziewczyny uważacie za seksowniejsze jeśli chodzi o "Death Proof"?
W obu Grindhousach najładniejsza jest Rose McGowan, wybacz Motylku.* I to zarówno w Death Proof w stylizacji na hippie, jak w Planet Terror jako pin-up girl. Jak wszystko pójdzie dobrze to zobaczymy ją w nowej wersji Barbarelli jako następczynie Fondy, również w reżyserii Rodrigueza. Już sam pierwowzór był ostro odjechany, to nie chcę myśleć co będzie aż zabierze się za to Rodriguez i podobno Tarantino w asyście.
* - swoją drogą to widze teraz dodatkowy wątek - teza robocza- czy Mike czasem jej nie zabił tylko dlatego że w barze przyćmiewała Motylka?
Spellsinger napisał/a:
cięciem zombiaków (kosiarka w Martwicy Mózgu wysiada)
Domniemam że chodzi Ci o patent z śmigłowcem - jako ciekawostkę dodam że parę miesięcy wcześniej przed Grindhouse IDENTYCZNA scena pojawiła się w filmie "28 tygodni później" czyli słabym "poważnym" filmie o zombiakach. Ciekawe czy to było niezależne od siebie.
W sumie mozna by tu polemizować bo taka "Butterfly" może się bić o miano najpiękniejszej dziewczyny w "Death Proof z Jungle Julia ta również niczego sobie A co do sceny która mi się najbardziej podobała oprócz tańca... To chyba masakra jaką za sponsorował Mike tym trzem niewinnym niewiastom... Dość fajnie wyglądało gdy opona samochodu Mike przejechała po twarzy motylka...
_________________ " Ciemne sprawy najlepiej załatwiać po ciemku " - "Hobbit" J.R.R. Tolkien
Widziałem:
Wściekłe psy
Pulp Fiction
Jackie Brown
Kill Bill
Bękarty wojny
Wciekłe psy nie zrobiły na mnie wrażenia, taki przerost formy nad treścią. Więcej nie pamiętam, widziałem sto lat temu, nie czuje potrzeby odświerzania.
Pulp Fiction To był coś jak obuch siekiery z zaskoczenia. Film mnie zachwycił i trzyma tak do dziś.
Jackie Brown Widziałem ale nic nie pamiętam, wydaje mi się, że to najgorszy punkt u Tarantino.
Kill Bill Należy oglądać wyłącznie w całości. Oddzielnie, części zupełnie nie robią wrażenia. W całości uzupełniają się genialnie, rodzi się jakaś metafizyka. 2nd best, minimalnie za Pulp Fiction.
Bękarty wojny Najwięcej mogę napisać bo świerzo oglądane.
Podobało mi się: Pitt parodiujacy Brando (dobra rola choć nieprzesadnie) i nawiązania w obrazowaniu do Sergio Leone szkoda tylko, że w tym drugim przypadku to tylko wzmianka, sygnalizacja, nie zaś mocnieszy akcent. Początkowa scena kończąca sie wymordowaniem Zydów pod podłogą oraz ta w piwnicznej knajpie, świetne. Doskonała rola Christophera Waltza, majstersztyk po prostu.
Nie podobało mi sie: błędy logiczne i sprzeczności scenariusza. Zupełne nie wykorzystanie potencjału samych Bękartów, można było z tego sporo wycisnąć a wyszło blado. Drażniące też było schematyczne wykorzystnie dekoracji, brak tła i szerszego przedstawienia rzeczywistości. Jakby Tarantino musiał na wszystkim ciąć koszty, niemal jak w polskiej kinematogrfii. To nie jest film, to teatr telewizji podretuszowany tak by udawał film. To samo dotyczy większości ról, są schematyczne, komiksowe niemal, bez głębi. To że stosunek do prawdy historycznej w każdym niemal aspekcie jest olany totalnie można odpuścić bo nie o film historyczny przecież chodziło ale powodu do radości też nie ma. Kiepskie zaś całkiem jest spojrzenie na faszyzm, amerykańsko-hollywoodzkie, płytkie jak potoczek. Czuć, że to film Tarantino ale Tarantino podstarzały, wypalony; leci swoim standardem nie zdobywając się na jakiś specjalny wysiłek.
Podsumowując, można film obejrzeć, nie zmęczy się człowiek, trochę ubawi. Ale to tyle, na nic więcej nie można liczyć.
U mnie kolejność jest prosta:
1. Grindhouse: Death Proof (mam słabość do takich scen, ZWŁASZCZA, że jestem kobietą = potrafię docenić kobiecy seksapil )
2. Bękarty wojny
3. Pulp Fiction - być może na trzecim miejscu dlatego, że widziałam kawał czasu temu. Yes, wypadałoby sobie powtórzyć.
Ot, Quentin Tarantino = dobra zabawa. Mogłabym się rozpisać, ale lepiej by chyba było, jakbym dzisiejszy wieczór poświęciła jednak na takie Pulp Fiction.
W czasie porannej prasówki znalazłam takie coś . Podoba mi się podejście Tarantino do życia - jak mu się zachce, to nakręci film, a jak nie - to nie.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum