Mnie tam to średnio podeszło, szczerze pisząc. Krążą słuchy, że SyF(y) najprawdopodobniej wypuści pilota, i na tym się skończy cały ten "(po)roniony w bólach" Chrome.
Battlestar? Niezłe, ale bez przesady.
Ma tę wadę, która mnie odrzuca od seriali. W kolejnych sezonach scenarzyści przegrzewają zwoje mózgowe, by wymyślić, jak tu jeszcze zaskoczyć widzów i wychodzi niby coś ekscytującego, a dla mnie żałosnego.
A konkretnie?
Serial może miewa słabsze odcinki. Można się czepnąć finału, ale dla mnie to najlepszy serial sci-fi ever Zaraz obok "współczesnego" "Doctora Who". I niech się "Star Trek" schowa
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Pasuje, fakt, ale dla mnie to było już budowanie napięcia na siłę. Nie ma prostszego sposobu na podbicie napięcia niż uczynienie potencjalnymi wrogami mniej lub bardziej lubianych bohaterów.
Kwestia gustu, jak widać. Mnie takie posunięcia straszliwie drażnią.
Widziałem parę odcinków "Doctora Who". Tam, zdaje się, takich zagrań nie ma. Nawet wątek Riversong (River Song? cholera, nie wiem jak się pisze jej imię) był zgrabnie rozegrany.
Jak dla mnie, czwarty sezon BSG to bolesne nieporozumienie.
A dla mnie zupełnie nie. Chociaż jestem dopiero w połowie, to już widzę, że o failu całego sezonu nie może być mowy. Dla mnie najsłabszym momentem była New Caprica ze swoim przeskokiem czasowym i wywróceniem wszystkiego do góry nogami. Naprawdę bardzo się ucieszyłam, kiedy nastąpił powrót do konwencji latania flotą po kosmosie - od tego miejsca odcinki są jak zawsze mocniejsze i słabsze, ale już jest tylko lepiej.
Pasuje, fakt, ale dla mnie to było już budowanie napięcia na siłę. Nie ma prostszego sposobu na podbicie napięcia niż uczynienie potencjalnymi wrogami mniej lub bardziej lubianych bohaterów.
Finałowa Piątka pojawia się już bodaj w pierwszym sezonie. Nie od razu wiadomo, co to za postacie i co one znaczą. Zatem od finału 1 sezonu po finałowe odcinki całego serialu - całkiem niezłe posunięcie, jeśli chodzi o umiejętność budowania tajemnicy a potem jej zgrabne wytłumaczenie. Nie ma tu niczego na siłę. Od początku serialu jest to element całej fabuły.
Młodzik napisał/a:
Widziałem parę odcinków "Doctora Who". Tam, zdaje się, takich zagrań nie ma. Nawet wątek Riversong (River Song? cholera, nie wiem jak się pisze jej imię) był zgrabnie rozegrany.
Widziałeś odcinek "Let's kill Hitler"? To w 6 sezonie. Akurat w tym odcinku relacje Doktora i doktor River Song były najsłabiej wytłumaczone, zwłaszcza że tak naprawdę ich historia od tego się zaczyna Choć przecież poznali się wcześniej. Ale, jeśli nadal oglądasz ten serial, to w tym 6 sezonie poznasz wiele odpowiedzi dotyczących tożsamości doktor River Song. Co więcej, myślę, że nawet ten najsłabszy odcinek jest wstępem do większej historii wiążącej się z początkiem 6 sezonu. Ech, od próby ogarnięcia fabuły "Doctora Who" może rozboleć głowa
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Jak dla mnie, czwarty sezon BSG to bolesne nieporozumienie.
A dla mnie zupełnie nie. Chociaż jestem dopiero w połowie, to już widzę, że o failu całego sezonu nie może być mowy.
Nie chwal dnia, przed zachodem słońca.
Mowa jak najbardziej być może, wszak w ostatecznym rozrachunku zrobiono w finale nieprawdopodobne "mambo dżambo". Zakończenie jest tak głupie, że aż boli.
Jak dla mnie, czwarty sezon BSG to bolesne nieporozumienie.
A dla mnie zupełnie nie. Chociaż jestem dopiero w połowie, to już widzę, że o failu całego sezonu nie może być mowy.
Nie chwal dnia, przed zachodem słońca.
Mowa jak najbardziej być może, wszak w ostatecznym rozrachunku zrobiono w finale nieprawdopodobne "mambo dżambo". Zakończenie jest tak głupie, że aż boli.
Ale wtedy można powiedzieć, że zakończenie jest głupie, a nie cały 4. sezon. Chyba można odróżnić chwalenie od stwierdzenia, że nieporozumienia nie zauważono?
Widziałeś odcinek "Let's kill Hitler"? To w 6 sezonie. Akurat w tym odcinku relacje Doktora i doktor River Song były najsłabiej wytłumaczone, zwłaszcza że tak naprawdę ich historia od tego się zaczyna Choć przecież poznali się wcześniej. Ale, jeśli nadal oglądasz ten serial, to w tym 6 sezonie poznasz wiele odpowiedzi dotyczących tożsamości doktor River Song. Co więcej, myślę, że nawet ten najsłabszy odcinek jest wstępem do większej historii wiążącej się z początkiem 6 sezonu. Ech, od próby ogarnięcia fabuły "Doctora Who" może rozboleć głowa
Od znajomego słyszałem .
Programowo omijam szerokim łukiem seriale. Wyjątek zrobiłem dla pierwszego sezonu "Gry o Tron" (dobry, ale na kolana nie padłem, wolę książkę) i "American Horror Story" (a tym już się jarałem bardzo).
W najnowszym numerze "NF", tj. 10/2012, znajduje się felieton naszego fantastycznego idola, Petera Wattsa (m. in. twórca "Ślepowidzenia" - jakby kto nie wiedział), zatytułowany "Niegodne zakończenia" w którym autor prezentuje opinię na temat "Battlestar Galactica" czym niejako potwierdza zdanie/odczucia ASX-a. Trochę celnych cytatów:
"W serialu "BSG" tak koncertowo spieprzono finał, że nie jestem już nawet w stanie oglądać tych dobrych odcinków, zbrukany wiedzą o tym, do czego prowadzą"
"Jeżeli jednak tworzysz fabułę z zagadką czy tajemnicą, powinieneś znać rozwiązanie zanim zaczniesz pisać ostatni rozdział. Moore po prostu wymyślał wszystko w trakcie pisania. Zaczynaliśmy na progu jakiejś wielkiej struktury, z zapartym tchem odkrywaliśmy kolejne piękne pokoje; przyswajaliśmy kolejne wskazówki w przekonaniu, że ostatecznie wszystko nabierze sensu. Na sam koniec dech zaparła nam jednak wyłącznie skrajna bezsensowność wytłumaczenia, że odpowiedzią na każdą zagadkę są słowa: "Bo taka była wola Boga". Nie było żadnej struktury; tylko trochę przypadkowych pokojów, połączonych, bo akurat w takiej konfiguracji fajnie wyglądały. Bez wspierającej ich struktury zwaliły się w gruzowisko w ostatnim odcinku"
"Ostatecznie ludzkość odnajduje legendarną "Ziemię", której tak desperacko poszukiwała: pokrytą lejami po bombach, radioaktywną popielniczkę, pustą puentę jakiegoś kosmicznego żartu. Wszystko zaczyna się sypać. Dualla strzela sobie w łeb. Połowa z tych, których zdążyliśmy poznać i pokochać, buntuje się przeciwko drugiej połowie; cała flota zamienia się w strzelnicę. Zastanawiałem się wtedy: czy to koniec? Czy ostatnie żałosne pozostałości ludzkości mają polować na siebie pośród przeciekających korytarzy, kuląc się wokół prowizorycznych ognisk po tym, jak wysiądą światła? Czy ta epicka opowieść zakończy się ujęciem wraku kolosa niegdyś zwanego Galacticą, sunącego majestatycznie ku mroźnej kosmicznej pustce, podczas gdy zbite w grupki niedobitki załogi będą umierać, obserwując jak ich oddechy zamarzają w lodowatym powietrzu?
Tak bardzo bym chciał, aby wybrali tę ścieżkę, zamiast zboczyć ku wymuszonemu, niespójnemu i - co najgorsze ze wszystkich - niegodnemu happy endowi. Gdyby to zrobili, tak pięknie zamknęliby koło, zakończyliby serial odpowiedzią na pytanie, od którego wszystko się zaczęło.
Nie, nie byłaby to odpowiedź na wszystkie pytania. Nie byłaby nawet próbą. I nie byłoby to problemem. Czasami tajemnice powinny zostać nierozwiązane. Wspomnijcie samotnego, skamieniałego Pilota w oryginalnym "Obcym"; wspomnijcie wszystkie wypełniające tę dziwną katedrę pytania bez odpowiedzi. Wspomnijcie zasługującą na pogardę karykaturę, która powstała, gdy ponad trzydzieści lat później Ridley Scott postanowił rozwiać te tajemnice w "Prometeuszu": równie godna pożałowania była próba Ronalda Moore'a, polegająca na zasłonieniu się Bogiem, gdy nie mógł uciec z rogu, do którego sam się zagnał"
Też się zgadzam z ta opinią. im bliżej końca tym BSG robiło się mniej znośne. A co do Prometeusza, 'zasługująca na pogardę karytakutra' to dobre ale bardzo delikatne określenie.
To byłoby bardzo sensowne/logiczne rozwiązanie.
Nie miałbym również nic przeciwko temu, jeśli serial zakończyłby się kilka chwil po odnalezieniu tej zniszczonej Ziemi.
Bezwzględnie negatywne zakończenia to nie jest coś, co szeroka publika mogłaby przyjąć do wiadomości - a więc producenci nie zgodziliby się na takie coś. Gdyby to był niszowy serial, z jednym sezonem, niepisanym na bieżąco to ok.
Poza tym wydźwięk całości BG nie był pesymistyczny, więc nie pasowałby do całości.
Zresztą możesz uważać znalezienie zniszczonej Ziemi jako zakończenie, a dalsze odcinki jako majaki i marzenia załogi.
Publika nie miałaby innego wyjścia, jak przyjąć do wiadomości to co widzi.
Rozwiązanie, które zaproponował Moore jest najgorsze z możliwych. Bezwstydnie głupie, naciągane, obrażające inteligencję oglądacza.
Pewnie domagałaby się alternatywnego zakończenia.
Zakończenie jest ok, mojej inteligencji nie obraża. Zresztą bardziej bazuje na emocjach niż żelaznej logice, więc po prostu oczekiwałeś widocznie czegoś innego.
No to ja chcę wersję, w której cyloni, ludzie z kolonii oraz prymitywni autochtoni okazują się naszymi przodkami. A ksywy bohaterów zostają zapamiętane jako imiona bogów z mitologii.
Dziwi mnie estyma jaka darzycie ten serial. Osobiscie odbilem sie od niego po 2 sezonie (nieliczac tego pilotazowego), ktory zaczalem ogladac przewijajac klatki, a glownym tego powodem byly po prostu dramatycznie dretwe i sztampowe linie dialogowe. Kojarzyly mi sie z ksiazkami z Forgotten Realms. Poza tym do tego momentu wiekszosc twistow fabularnych byla kompromitujaco przewidywalna (nie dotrwalem do chwili ujawnienia reszty ukrytych cylonow, przeczytalem tylko o tym na filmwebie, i nie powiem, troche mnie zaskoczylo).
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum