Za 150 zł to ja podziękuję, kupię taniej oryginał jakby co
To tylko był abstrakcyjny przykładzik. Gdyby książka kosztowała rzeczywiście 150 PLN, pewnie w porywach udałoby się sprzedać 500 egzemplarzy (pewnie jestem zbytnim optymistą) i biedny wydawca dołożyłby do interesu jakieś 70000 PLN(zakładając, ze zrobił nakład 500 egzemplarzy i cały sprzedał) . Prawdę mówiąc są lepsze i przyjemniejsze sposoby wydawania pieniędzy. W przypadku tej książki wszystko rozbija się o kasę na przekład, redakcję, skład i korektę, który, biorąc pod uwagę nasze stawki oscyluje w granicach 80000 PLN.
Proponuję zainteresować wydaniem tej książki Ars Machinę. W ich przypadku odpada duża część kosztów: przekład, korekta, redakcja..., bo wszystko robią we własnym zakresie.
2900, mogę się zobowiązać kupić trzy egzemplarze.
A na serio to jak już to rozumiem, że ktoś z tego zrobi z 4 książki po 80 zł każda.
Swoją drogą zastanawiam się jakim cudem np. małe wydawnictwa historyczne potrafią przełożyć z francuskiego cenioną książkę o czasach Napoleońskich, wydać ją w twardej oprawie, w formacie tym takim prawie A4, z kolorowymi zdjęciami i ilustracjami i z kilkoma składanymi mapami w środku i sprzedawać po 70 zł.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Proponuję zainteresować wydaniem tej książki Ars Machinę. W ich przypadku odpada duża część kosztów: przekład, korekta, redakcja..., bo wszystko robią we własnym zakresie.
Po pierwsze, nigdy nie robiliśmy redakcji i korekty we własnym zakresie. Po drugie, nie wiem, skąd myśl, że małe wydawnictwo będzie miało kasę do wyłożenia na takie przedsięwzięcie, kiedy nie dysponuje nimi firma posiadająca obrót dwadzieścia albo i trzydzieści razy większy od naszego. I po trzecie, nasz czas też kosztuje. Taki moloch to praca na ładnych kilka miesięcy może i dla całego zespołu tłumaczy. Jeśli ktoś postanowi, że poświęci się dla sprawy i zechce być przez najbliższych kilka lat być naszym mecenasem, to możemy dla Was wszystko przygotować. :D
Tomasz napisał/a:
Swoją drogą zastanawiam się jakim cudem np. małe wydawnictwa historyczne potrafią przełożyć z francuskiego cenioną książkę o czasach Napoleońskich, wydać ją w twardej oprawie, w formacie tym takim prawie A4, z kolorowymi zdjęciami i ilustracjami i z kilkoma składanymi mapami w środku i sprzedawać po 70 zł.
To proste, Tomku. Wszystko rozbija się o liczbę egzemplarzy, które możesz sprzedać. A jeśli mowa o cenionej książce historycznej, to jej sprzedaży na pewno nie będziesz liczyć w setkach egzemplarzy.
Ciekawe, czy damy radę zejść do poziomu 2000? Mocno w to wątpię. Ale zobaczymy ilu desperatów się znajdzie.
Wolę stanowisko Shadowa. Uczyć się języków.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
To proste, Tomku. Wszystko rozbija się o liczbę egzemplarzy, które możesz sprzedać. A jeśli mowa o cenionej książce historycznej, to jej sprzedaży na pewno nie będziesz liczyć w setkach egzemplarzy.
A właśnie że tak, może maks 1000. Dostępne praktycznie tylko wysyłkowo, na Allegro i w branżowych księgarniach. Gdzie indziej nie uświadczysz. Sama liczba fanów historii też jest przereklamowana, tym bardziej, że ogranicza się epokowo.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
To by wtedy podejrzewam musieli dopłacić do całego interesu na tłumaczeniu (grupie tłumaczy?) i korekcie. Chociaż nie powiem - ja bym się bił o miejsce w tym 1000
Korci mnie żeby olać Shriek: Posłowie i wziąć się wreszcie za Fincha. "Miasto..." zostawiło mnie z mieszanymi uczuciami. Mieszanymi na plus, ale zniecierpliwiło mnie na tyle, że mam dośc przewodników i dopisków. Chcę mięsa. A nie kolejnych 500 stron wodzenia za nos. Nawet jeśli wodzi mnie po ulicach Ambergris.
Nie rób tego. Stracisz kawał świetnej literatury. Poza tym mając Shrieka za sobą w o wiele ciekawszy sposób odbierzesz Fincha.
To co zaraz napiszę na pewno dobrze wiesz, więc może niepotrzebnie się produkuję, ale:
Finch to typowy czarny kryminał, z "Miastem..." poza miejscem akcji i historią za dużo go nie łączy, język jest prosty w odbiorze, nie ma tu żadnych eksperymentów z formą.
Shriek to swego rodzaju stadium pośrednie, jeśli przeszedłeś "z mieszanymi uczuciami na plus" przez Miasto to Shriek podejdzie Ci jeszcze lepiej.
Poza tym chyba trochę kokietujesz tutaj - czytając Wasze posty wyrabiam sobie od pewnego czasu Wasz obraz i Ty akurat jesteś jedną z ostatnich osób, które mógłbym podejrzewać o pominięcie tej książki byleby się do mięsa dostać.
Nie rób tego Łaku!!! Co prawda Shriek nie należy do najciekawszych części cyklu o Ambergris, ale pokazuje w pewien sposób to, co doprowadziło do późniejszych wydarzeń z Fincha. No i jest o kawał świetnej literatury, podanej w nieprzeciętnej formie.
Shriek zdecydowanie wytrąciło mnie z ambiwalencji w jakiej tkwiłem po "Mieście...". Na plus rzecz jasna. Świetna kompozycja całości, mistrzowskie kreacje postaci pierwszo-, drugo- i trzecioplanowych. Jeśli czegoś mi brakuje to nadal pewnych mindfakowych wyjaśnień. Aha i zdecydowanie pozytywne przyjęcie Shriek wpływa na to że jeszcze krytyczniej patrze na "Miasto.." szczególnie te typowe opowiadania, bo na częściach przewodnikowych mucha nie siada. Zdecydowanie autor za bardzo jara się miastem, a w mnie narasta chęć oglądania go w płomieniach, co zresztą jest kolejnym plusem Shriek, który w te klimaty prowadzi.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Shriek za mną. Przypadła mi do gustu równie mocno co Miasto. Trochę mnie to dziwi - nie jest to klasyczne fantasy, a jednak kiedy czytam, mam uczucie, że to jest literatura jaką lubię. Świetnie nakreślone postacie (szczególnie przypadło mi ich brzmienie - Duncan, Shriek, Lake, Mary Sabon, Sirin), dwugłos narratorów, odwołania do Miasta, zmuszające do spojrzenia na poprzednia książkę po raz kolejny w innym świetle. Pasuje mi również tylko nakreślenie prawdy o Szarych Kapeluszach, podanie jednego z możliwych wytłumaczeń - i to przez osobę która może być niezrównoważona. Trochę się boję, że Finch nie będzie miał tej atmosfery nieokreśloności.
Nie daje mi spokoju kwestia X na planie czasowym. Nie tłumaczcie jednak tego, ok?
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Finch takoż. I tym razem lekka zmiana klimatu. Z jednej strony takie odświeżenie było dla cyklu potrzebne i Ambergris po 'przepłukaniu' prezentuje się po raz kolejny z nowej strony. Z drugiej, Finch jest częścią najbardziej prostą, typową (czy też zbliżoną do typowości) - nie czytało się tego źle, wręcz przeciwnie, tylko na tle swoich poprzedniczek, urzekających formą, nie ma tego (czy też ma za mało) uczucia, że obcuje się z czymś więcej niż powieścią.
Niemniej, jest klasą samą w sobie. Świetnie kierowana fabuła, zwroty akcji, ciekawi bohaterowie (szczególnie główny), no i atrakcyjne rozwiązanie tajemnic miasta i Szarych Kapeluszy. Jestem usatysfakcjonowany.
Ł napisał/a:
Wasze ostrzeżenia o spoilerach w Finchu były zdecydowanie przesadzone.
Nie sądzę. Co prawda nie ma w F takich typowych spoilerów z wcześniejszych utworów, ale jest rozwiązanie zagadki Szarych Kapeluszy, ich celu, postaci Duncana - czytanie w innej kolejności uczyniło by za wiele rzeczy wiadomych.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
"Shriek: Posłowie" jest dla mnie koszmarno-cudowny. Koszmarny, bo za konstrukcję książki Janice powinna zostać zmieszana z błotem: ani biografia, ani pamiętnik, ani autobiografia, takie chaotyczne nie wiadomo co. Cudowny, bo VanderMeer wszystko perfekcyjnie obmyślił. W życiu nie widziałem tak niezwykle napisanej książki. Poza tym podważanie kompetencji narratora pierwszoosobowego i przejmująca historia.
A "Finch" jak na razie jest pierwszą książką od 5 miesięcy, która wywołała u mnie zaciesz.
"Shriek: Posłowie" jest dla mnie koszmarno-cudowny. Koszmarny, bo za konstrukcję książki Janice powinna zostać zmieszana z błotem: ani biografia, ani pamiętnik, ani autobiografia, takie chaotyczne nie wiadomo co. Cudowny, bo VanderMeer wszystko perfekcyjnie obmyślił. W życiu nie widziałem tak niezwykle napisanej książki.
Jeśli taki sposób konstruowania powieści ci podszedł to polecam "Blady Ogien" Nabokova, na którym J.V. zdaje się inspirował.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum